Rozdział 20.

    Wesele moje i Lokiego trwało do białego rana. Oczywiście ci, którzy pochodzili z Ziemi, upili się asgardzkim alkoholem szybciej niż Asgardczycy. Ciężko było znieść pijanego Rogersa czy Starka, ale wytrzymałam do końca. Loki był trochę marudny, gdy siłą z powrotem zaciągnęłam go na salę balową. W końcu było to NASZE wesele, więc nie mogło nas zabraknąć. 

      Obudziłam się, wtulona w Laufeysona. Uśmiechnęłam się, składając na jego czole delikatny pocałunek. Mruknął cicho pod nosem, przytulając mnie mocniej. Leżałam tak, patrząc na niego, rozmyślając, co to by było, jakbym nie poznała go wtedy w więzieniu. 

    - O czym rozmyślasz?- Usłyszałam jego jeszcze zaspany głos. Uśmiechnęłam się lekko, całując go w usta.

    - Zastanawiam się, co byś zrobił beze mnie.- Odpowiedziałam z głupim uśmiechem. Loki pochylił się nade mną, patrząc mi w oczy.

    - Też się nad tym zastanawiałem. Zmieniłaś mnie, chyba na lepsze. Gdyby nie ty, nadal byłbym w więzieniu, nadal byłbym tym samym psotnikiem co kiedyś i nadal bym kombinował jak przejąc władzę nad wszystkimi światami. Ale pojawiłaś się ty i mam ciebie, cały mój świat.- Odpowiedział, poprawiając przy tym moje włosy. Słysząc to, łzy napłynęły mi do oczu. Nie mówiąc nic, po prostu go pocałowałam. Nie spodziewałam się usłyszeć takich słów kiedykolwiek od niego. Loki również był dla mnie kimś ważnym i cieszę się, że to zrozumiał i zdecydował się na poprawę. 

- Kocham cię.- Szepnęłam, patrząc w jego oczy. Nie musiał mi odpowiadać. Widziałam w jego oczach, że on też mnie kocha. 

     Leżeliśmy wtuleni w siebie jeszcze przez jakiś czas. w końcu podnieśliśmy się z wygodnego łoża i poszliśmy coś zjeść. Sala, w której wydawano śniadanie dla gości jak i mieszkańców była cała zapełniona. Widać, kto nie był miejscowy z zgromadzonych. Wyglądali jak siedem nieszczęść, po wypiciu tutejszego alkoholu. Pomachałam na powitanie bohaterom z Nowego Jorku, ktorzy siedzieli przy jednym z ogromnych stołów. Z Lokim przysiedliśmy do nich.  Najpierw spojrzałam na wszystkich po kolei, a po chwili wybuchnęłam gromkim śmiechem. Wszyscy spojrzeli na mnie, jakby chcieli mnie zabić.

      - Przepraszam, ale po prostu wyglądacie zabawnie. Mówiłam, że tutejszy alkohol to zabójstwo.- Powiedziałam zgodnie z prawdą i złapałam za rękę Lokiego.

     - Kto by cię tam słuchał.- Odpowiedział Barton, popijając jakiś płyn z złotego naczynia.

    - A później tak to się kończy.- Mruknęłam pod nosem, spoglądając na mojego męża. Nie musiałam wypowiadać nic na głos, Loki z uśmiechem wstał i poszedł nam po coś do jedzenia.

    - Jak wrażenia?- Zaczęła Natasha. Spojrzałam na nią z uśmiechem. Odkąd jestem z Lokim co raz częściej się uśmiecham. Nie wiem dlaczego, ale po prostu jego osoba sprawia, że mam chęć do życia i do uśmiechu.

     - Jest dobrze. Nowości są mile widziane w moim życiu. Cieszę się, że mam obok was i Lokiego. Nie wiem, co bym bez was zrobiła.- Wyznałam, spoglądając na każdego z nich.

     - Jak Loki?- Zagadnął Steve. Westchnęłam cicho, uśmiechając się, przypominając sobie słowa mężczyzny z rana. 

    - Jakoś się trzymam, dzięki.- Loki niespodziewanie zjawił się na miejscu obok. Moje serce szybciej zabiło.- Proszę.- Powiedział, podając mi talerz z jedzeniem. Uśmiechnęłam się w podziękowaniu i w ciszy zaczęłam jeść. Inni rozmawiali na różne tematy, a ich talerze stały puste na stole. 

     Minęło kilka miesięcy odkąd ja z Lokim wzięliśmy ślub. Układało nam się przepięknie. Oczywiście były kłótnie, które szybko szły w niepamięć. Loki dogadywał się z innymi bardzo dobrze, a przynajmniej starał się to robić przy mnie. Nie raz słyszałam, że Laufeyson jest niemiły, gdy mnie nie ma.

     Życie w Asgardzie nie należało do najłatwiejszych. Zdecydowaliśmy, że dla dobra wszystkich zamieszkamy tutaj. Na Ziemię lecieliśmy tylko w odwiedziny. Czasami te odwiedziny przeciągały się do miesiąca, a nawet dłużej. Jednak nikt nie narzekał, każdy miło nas witał i traktował.

    Co by tu dużo opowiadać. Właśnie wybieramy się na Ziemię z pięknymi nowinami. Loki gdy o tym się dowiedział, był bardzo szczęśliwy i już planował dalsze kroki. Ostrzegłam go, że to nie będzie wyglądało jak w bajkach. Loki jednak mnie nie słuchał, był pogrążony w własnym świecie. Bawiło mnie to trochę, a za razem byłam trochę zdziwiona tym, że tak reaguje. Bóg psot, ucieszony takim faktem. Myślałam, że będzie oburzony i wściekły, jednak pozory mylą.

    Gdy dotarliśmy na Ziemię wszyscy oczywiście przywitali się z szerokimi uśmiechami na twarzach. Siedliśmy w wielkim salonie w Avengers Tower, rozmawiając na różne tematy.

    - Ok, tak ogólnie to my jesteśmy w innym celu.- Zaczął Loki, kończąc poprzedni temat rozmowy. Wszyscy spojrzeli na niego wyczekująco.

     - W zasadzie to prawda.- Powiedziałam, a Loki złapał mnie za rękę ściskając ją lekko.- Za kilka miesięcy zjawi się kolejny bożek.- Dodałam, na co Loki musnął lekko moje usta z uśmiechem.

    Wszyscy milczeli, oprócz Starka. Wstał gwałtownie z fotela, na którym siedział i złapał Lokiego za kołnierz, szarpiąc lekko. Wszyscy prawdopodobnie spodziewali się bójki, bo widziałam jak napinają mięśnie i czekają na chwilę, w której będą musieli ich rozdzielać. Ale nic takiego nie nastąpiło.

     - Tylko spróbuj to spieprzyć.- Warknął przez zaciśnięte zęby. Loki ścisnął mocnej moją dłoń, więc wiedziałam, że się wystraszył.- No.- Dodał i odsunął się od niego. Usiadł na swoim dawnym miejscu.

    Rozmowa zeszła na temat dziecka. Nie wiadomo jeszcze jaka to była płeć, ale oni już debatowali na temat imienia dziecka. Loki bardzo żywo uczestniczył w tej rozmowie. Nikt się chyba tego nie spodziewał.

__-______________

Oto ostatni rozdział. Pojawi się jeszcze epilog, ale to już zakończona opowieść. Nie mam na nią weny i czasu, więc nie dam rady tego kontynuować. Przepraszam i miłego wieczoru.

Przepraszam za błędy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top