Rozdział 11.
Czytałam ten list od początku i od początku. Straciłam rachubę przy dziesiątym powtórzeniu. To nie możliwe, aby on mnie zostawił. Wiem, że był na mnie zły i miał do tego prawo.
Po jakimś czasie odłożyłam kartę na bok, bo łzy utrudniały mi widzenie lekko pochylonych literek. Zakryłam twarz rękoma. Wiem, że źle zrobiłam, czuję, jakbym zaraz miała zwymiotować tym wszystkim.
— Sam, idziesz?— usłyszała Steve'a za drzwiami. Otarłam szybko łzy i podeszłam bliżej, otwierając je.— Stark zaraz rozpocznie imprezę... Coś się stało? — spytał, wchodząc do pokoju bez mojego zaproszenia.
— Nic takiego. Po prostu — wzruszyłam ramionami. Spojrzał na mnie zatroskany. Pokręciłam głową niechcąc o tym rozmawiać. Przytulił mnie do siebie mocno. Zamknęłam oczy, wtulając się w jego tors.
— Powiedział, że mnie kocha, ale nie ufa — szepnęłam po chwili.— Odszedł do Asgardu, gdzie będzie przesiadywać w więzieniu— dodałam. Chłopak zaczął głaskać mnie po plecach, co działało na mnie kojąco, jednak myśl o Lokim, że już nigdy go nie zobaczę, nie pozwala mi uspokoić się całkowicie.
— Będzie dobrze, Sam. Przejdzie mu, każdy zasługuje na drugą szansę...
— Ale nie ja! Zostawiłam go, zostawiłam was z myślą, że nie żyję, a teraz stoję przed wami jak gdyby nigdy nic! To nie zasługuje na wybaczenie — przerwałam mu. Odsunął mnie na wyciągnięcie ramion i położył dłonie na moich policzkach.
— Ja już ci wybaczyłem, Sam. Dobrze wiesz, że ja nie umiem się długo gniewać. Może to, co zrobiłaś było głupie i samolubne, ale nie umiem się na ciebie gniewać. Jesteś dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałem i cieszę się, my wszyscy się cieszymy, że jednak żyjesz, że stoisz teraz przed nami — wyjaśnił, patrząc w moje oczy. Nie wytrzymałam jego spojrzenia i opuściłam głowę, spoglądając na podłogę.
— Ale ja nie dam rady bez niego. Nie mogę dostać się do Asgardu, bo nie jestem bogiem, jak Loki lub... Thor! Steve, powiedz, że on mi pomoże — podniosłam głowę, spoglądając na niego z nadzieją. Rogers uśmiechnął się lekko i założył ręce na krzyż na klatce piersiowej.
— Thor na pewno jest inny niż Loki. Możesz z nim porozmawiać, ale nie jestem pewny w stu procentach — wzruszył ramionami. Spojrzałam na duże okno z chłopakiem, przyglądając się niebu. Thor jest bratem Lokiego, może dostać się do Asgardu razem ze mną i to może się udać. Nie mogę normalnie funkcjonować bez Laufeysona. Ten bożek zamieszał w moim życiu i niech nie sądzi, że tak łatwo sobie odpuszczę.
— Gdzie mogę znaleźć Odinsona?
— Powinien teraz przebywać w swoim pokoju, tak myślę — odpowiedział z lekkim uśmiechem. Ucałowałam jego policzek i wybiegłam z pokoju. Bez pukania weszłam do pomieszczenia gdzie przebywał Thor. Mężczyzna leżał na łóżku, podrzucając swój młot.
— Przepraszam, że bez pukania, ale mam ważną sprawę do ciebie — powiedziałam na wstępie. Blondyn usiadł na łóżku i spojrzał na mnie, odkładając swoje narzędzie pracy na bok.
— W czym mogę ci pomóc?
— Chodzi o Lokiego. On... Jest teraz w Asgardzie, w więzieniu i... Możesz mnie tam zabrać? — spytałam, spoglądając na niego.
— Przepraszam cię, Pani, ale niestety nie mogę ci pomóc. Mój brat tak zdecydował, prosił mnie, abym nie zabierał cię do Asgardu. Nie mogę złamać obietnicy — odpowiedział spokojnie. Myślałam, że upadnę na podłogę, jak to usłyszałam. To niemożliwe!
— Thor, proszę cię. Chcę go sprowadzić tutaj z powrotem. Nie chcę, aby siedział w więzieniu! — powiedziałam bliska płaczu. Thor patrzył na mnie przez chwilę, po czym westchnął ciężko.
— Wybacz, nie mogę — spojrzałam na ścianę za nim beznamiętnie i cofnęłam się o krok. Czując, jak łzy po raz kolejny zbierają się pod powiekami, wybiegłam szybko z pomieszczenia, wracając do swojego pokoju. Steve siedział na moim łóżku, trzymając list Lokiego w ręce, który pewnie przeczytał. Wyrwałam mu go z rękę i schowałam za plecami.
— Wyjdź stąd — syknęłam. Nie byłam na niego zła, że to czytał, byłam zła na siebie i chciałam zostać sama. Steve wstał i spojrzał na mnie.
— Sam, co się stało? Thor ci pomoże? — spytał po chwili. Widziałam, że nie miał zamiaru się stąd ruszyć za nim mu wszystkiego nie wyjaśnię. Zacianęłam pięści i złapałam go za ramię, ciągnąc w stronę drzwi. Opierał się i nawet nie wiedziałam, że mam tyle siły, aby go wyprowadzić z pomieszczenia.
— Samantha, co się stało?! — uniósł głos, wyrywając się z moich objęć. Stanął przede mną, spoglądając w moje oczy.
— To, że jestem skończoną suką i nikt nie chce mi pomóc i zaufać. To się stało — warknęłam i zatrzasnęłam drzwi przed jego nosem. Usiadłam na łóżku, chowając twarz w dłonie i po raz kolejny zaczęłam płakać.
— Samantha, proszę wpuść mnie, porozmawiaj ze mną — Steve stał po drugiej stronie drewnianej płyty, stukając w nią palcami. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Chłopak opuścił rękę i spojrzał na mnie.
— Daj mi spokój, Rogers. Nie chcę twojej litości, nie chcę, abyście wszyscy się nade mną użalali. Dajcie mi wszyscy święty spokój! — podniosłam głos. Steve otworzył lekko usta, a w jego oczach błysnął strach. Czego się wystraszył?
— Zmieniłaś się, Sam. Jesteś cała niebieska, musisz się uspokoić — oznajmił spokojnie, wyciągając w moją stronę dłonie. Zaczęłam ciężko oddychać, zrobiło mi się duszno.
— Widzisz? O tym cały czas mówię. Jestem potworem, Steve. Nie zasługuję na życie. Nie zasługuję na nic. Zostaw mnie w spokoju, bo mogę zrobić ci krzywdę — wyjaśniłam, spoglądając w jego oczy. Pokręcił głową i objął mnie swoimi ramionami.
— Nie. Potrzebujesz teraz koło siebie, kogoś z kim będziesz mogła porozmawiać. Przecież byłem koło ciebie od bardzo dawna i możesz mi wszystko powiedzieć — szepnął w moje włosy. Wyrwałam się z jego objęć i wybiegłam z pokoju. — Samantha, stój! — krzyknął za mną. Złapał mnie za ramię, a gdy się odwróciłam, leżał kilka metrów dalej, na ziemi.
— Mówiłam, że mogę zrobić ci krzywdę! Nie podchodź do mnie — warknęłam, zaciskając pięści. Podniósł się z grymasem bólu na twarzy i spojrzał na mnie, trzymając się za bark.
— Jesteś zdenerwowana i nie panujesz nad tym, co robisz.
— Dobrze wiem, co robię! Nie szukaj mnie. Nie wiem czy wrócę. Może kiedyś — oznajmiłam i weszłam do windy. Patrzyłam na Steve'a, który biegł w moją stronę dopóki drzwi się nie zasunęły, a winda ruszyła w dół.
Nie wiem, co ze sobą zrobię. Na razie muszę sobie wszystko poukładać w głowie. Zraniłam Lokiego, Steve'a... Nie chcę nikogo więcej ranić. Zniknę na jakiś czas. Zastanowię się, co mogę zrobić, aby dostać się do Asgardu, aby wydostać stamtąd Laufeysona.
⭐⭐⭐⭐⭐
Od razu przepraszam za to, że nie było tak długo rozdziału, ale jakoś nie miałam weny na to opowiadanie. Przepraszam. Nie wiem czy coś w najbliższym czasie się pojawi. Postaram się jeszcze w weekend napisać coś do pozostałych książek, a później muszę się trochę wziąć za naukę, bo dziewiątego czerwca jest wystawianie ocen.
Więc... Do zobaczenia kiedyś tam!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top