∆~9~∆
– Niezła jesteś – oznajmił chłopak, gdy wróciliśmy do rezydencji.
– Ta, dzięki.. – mruknęłam niepewnie – Ale wiesz, że nie musiałeś tak się delektować tymi nerkami? Przynajmniej nie na miejscu, mogłeś je zabrać. Przez ciebie prawie ktoś nas nakrył! – oburzyłam się lekko, mierząc go spojrzeniem.
– Nie marudź. Prawie robi dużą różnicę.
Chciałam coś odpowiedzieć, ale przerwał mi Masky, który pojawił obok nas.
– Dobrze, że wróciliście. Za pół godziny ruszamy.
– Jasne – uśmiechnęłam się do chłopaka i poszłam z Bezokim do pokoju.
Puściłam sobie na słuchawkach swoją ulubioną playlistę i usiadłam na parapecie, wlepiając wzrok w widok za oknem. Po chwili przymknęłam oczy, żeby chwilę się zrelaksować. Nagle z tego stanu wyrwało mnie pukanie w ramię. Wyjęłam z uszu słuchawki i spojrzałam na Jack'a.
– Co jest? – mruknęłam.
–W sumie to nic.. Chciałem ci tylko powiedzieć, że było fajnie i chętnie to kiedyś powtórzę. Oczywiście jeśli ty też chcesz. – oznajmił zakłopotany.
Szczerze? Kompletnie mnie zatkało. Nie spodziewałam się tego. Zresztą on jest nieprzewidywalny. Raz jest miły, raz wredny, a jeszcze innym razem obojętny. Zupełnie jak kobieta z okresem. Ciekawi mnie, jak będzie się zachowywał, gdy pozna prawdę. Chociaż skoro to on zerwał kontakt, to może być wściekły. Jednak nie mogę się cały czas ukrywać. Poza tym, skoro cały czas ma na wierzchu nasze wspólne zdjęcie, to..
– Dobra, nie mów, rozumiem – z zamyślenia wyrwał mnie głos chłopaka, który zmierzał do drzwi.
– Też chętnie to powtórzę – odparłam zanim wyszedł i jestem pewna, że to usłyszał.
***
Czekałam z resztą proxy, aż nasze ofiary ockną się po ogłuszeniu ich. Po przywiązaniu ich do krzeseł mogłam im się dokładnie przyjrzeć. Już wiedziałam, czemu mężczyzna ze zdjęcia wydał mi się znajomy. To on zabił mojego brata! Czułam, jak zaczyna się we mnie gotować. On był kierowcą tamtego tira. Dostał śmiesznie krótki wyrok, a pewnie i tak został zwolniony dzięki pieniądzom i wpływom swojego brata. Okazało się, że jest on niezłym biznesmenem-krętaczem. Ale karma wraca.
– Chłopaki – zaczęłam, a oni spojrzeli na mnie pytająco – Mogę sama zająć się tym grubszym?
– Jasne – zaśmiał się Toby.
– A czemu akurat nim? – zaciekawił się Masky.
– Znam go – odparłam – Zniszczył mi życie.
Na szczęście chłopcy nie drążyli tematu. Po chwili nasze ofiary zaczęły się przebudzać.
– Ooo, a kto to się obudził? –zaczął z obrzydzeniem gofrojad.
– Kim jesteście? Pomocy! – wydarł się brat mordercy mojego Victora.
– Kimś, komu zapłacicie życiem za swoje grzechy. Slenderman kazał was pozdrowić. – odparł Hoodie, o dziwo bez zająknięcia.
– Zostawcie nas! Zapłacę wam! Ile chcecie? Pięćdziesiąt tysięcy? Sto? Trzys~
Przerwałam mu uderzeniem w policzek, po prostu nie wytrzymałam.
– Czy ty naprawdę myślisz, że załatwisz wszystko pieniędzmi?! W tym wypadku to tak nie działa. I tak zginiesz, ale najpierw podasz moim kolegom kilka nazwisk. – warknęłam.
Kiwnęłam głową do chłopców, którzy od razu zaczęli wyciągać z mężczyzny potrzebne Slendermanowi informacje. Ja za to podeszłam do kierowcy tira.
– Myślałeś, że się wymigasz?! – krzyknęłam na niego – Tym razem odpowiesz za śmierć mojego brata! – po swojej wypowiedzi wbiłam mu nóż w stopę.
Poczułam na sobie zaskoczone spojrzenie proxy, a po zerknięciu na nich, tylko się w tym upewniłam. Postanowiłam ich zignorować i skupić się na pomszczeniu brata.
Droga powrotna do rezydencji minęła nam w ciszy. Proxy tylko co jakiś czas dziwnie na mnie spoglądali. Pewnie nie spodziewali się po mnie takiego bestialstwa. Ja w sumie też nie, ale ten skurwiel na to zasłużył. Nie panowałam nad sobą. Po przekroczeniu progu rezydencji, od razu skierowałam się do pokoju Jack'a, ignorując zdziwione spojrzenia Bena i Jane.
– Nightmare? Dobrze się czujesz? – spytał niepewnie E.J, gdy weszłam do pokoju trzaskając za sobą drzwiami.
– Ta – mruknęłam szukając czystych ubrań.
– Jesteś cała we krwi. Dosłownie. Oberwałaś?
– Nie ma tu ani grama mojej krwi, zresztą to nie twoja sprawa. Poza tym, jak ty widzisz bez oczu? – odparłam chamsko, ale po prostu byłam w strasznie podłym nastroju.
– Tajemnica Slendera. Wiem, że pewnie jesteś zmęczona, ale nie musisz być taka wredna.
– A ty to możesz? Idę pod prysznic. – rzuciłam krótko.
Będąc już pod strumieniem ciepłej wody, zaczęłam żałować sposobu, w jaki potraktowałam Jack'a. Postanowiłam przeprosić go od razu po powrocie do pokoju.
*********
Hej, hej, witam ponownie. ^^ Mam nadzieję, że rozdział się spodobał.
-Shadey-
Ktoś to w ogóle czyta? ;<
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top