∆~8~∆



Mam dla was misję. –  zaczął Slender. 

Na słowo 'misja' uśmiechnęłam się. To byłoby moje pierwsze zadanie jako proxy.

– J-jakieś konkrety? –  spytał Hoodie.

Operator podał nam adres i pokazał zdjęcia dwóch mężczyzn oraz wyjaśnił czego mamy się od jednego z nich dowiedzieć. Drugi z nich bardzo mi kogoś przypominał. Nie mogłam jednak przypomnieć sobie kogo.

–  Przy okazji pozdrówcie ich ode mnie. –  kontynuował Operator –  Nightmare, dla ciebie to pierwsza misja i pewnego rodzaju sprawdzian.. – powiedział tajemniczo – Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz. Wyruszycie o dwudziestej, a teraz możecie odejść. 

Zastanawiał mnie tajemniczy ton Slendermana, gdy mówił o moim sprawdzianie. Domyślałam się, iż mogło mieć to związek z tym, że jeden z mężczyzn wydawał mi się znajomy.

Jak powiedział Slender, tak zrobiliśmy. Wróciliśmy do salonu, żeby dokończyć film. Nikt o nic nie pytał, jednak wszyscy dziwnie spoglądali na mnie i tych awanturników. Nawet Smile Dog patrzył na nas z przekrzywionym łbem!

Po filmie każdy poszedł do swojego pokoju, a ja oczywiście do Jack'a. Wyjęłam z torby książkę Stephena Kinga ''Miasteczko Salem'' i rozłożyłam się na parapecie. Jack po prostu położył się na łóżko. Po około półtorej godzinie czytania usłyszałam pukanie do drzwi, jednak Eyeless nic sobie z tego nie robił.

– Jack, ktoś puka. – mruknęłam w końcu.

– Więc czemu nie otwierasz, skoro słyszysz?

– Bo nie jestem u siebie?

– Aktualnie jesteś. – rzucił jakby to było oczywiste.

– No nie do końca.

–  Eh, dobra, po prostu mi się nie chce. –  westchnął – Otworzysz? Proszę?

Odetchnęłam głęboko i włożyłam zakładkę do książki. Rozprostowując kości niechętnie podeszłam do drzwi i przekręciłam klucz w zamku.

–  No nareszcie! Co wy tu robiliście, że musiałam tyle czekać?! –  oburzyła się Jane, która przyniosła mi moje ubrania.

–  Temu leniowi nie chciało się wstać i otworzyć drzwi. –  odpowiedziałam.

–  Ty też się nie spieszyłaś. –  skwitował chłopak.

–  Dzięki Jane, akurat się do ciebie wybierałam. – odparłam ignorując kąśliwą uwagę Jack'a.

–  No dobra, to ja wam nie przeszkadzam.

–  Poczekaj. –  rzuciłam.

Podeszłam do swojej torby i wyjęłam z niej kardigan dziewczyny, po czym jej go oddałam. Jane podziękowała mi i z nieodgadnionym wzrokiem poszła do siebie.

– Właśnie się do niej wybierałaś? Nie sądzę.

Po raz kolejny go zignorowałam. Podeszłam do okna i podziwiałam widoki.

–  Możesz mnie nie ignorować? – nadal milczałam, co okazało się moim błędem.

Usłyszałam jak Jack nagle wstaje i zmierza w moim kierunku. Gwałtownie obrócił mnie przodem do siebie, a następnie złapał za nadgarstki i mocno przygwoździł do ściany.

– Nie ignoruj mnie. –  wysyczał mi do ucha.

Przez całe moje ciało przeszedł mocny dreszcz, niestety był z gatunku tych nieprzyjemnych. Zachowanie chłopaka lekko mnie wystraszyło. Gdy byliśmy przyjaciółmi, nigdy się tak w stosunku do mnie nie zachowywał. Właściwie w ogóle nie dawał mi odczuć, że jest brutalnym mordercą. Nie licząc oczywiście opowieści, głównie o swoich współlokatorach, którymi mnie raczył. Był dla mnie po prostu przyjacielem. W jego towarzystwie nigdy nie męczyły mnie myśli, że przyjaźnię się z przestępcą, mordercą, kanibalem. Czułam się szczęśliwa i miałam wrażenie, że mam w życiu wszystko czego potrzebuję. Wspaniałego przyjaciela, ukochanego brata.. Naprawdę, nie było mi potrzeba nic więcej do pełni szczęścia. Jednak później.. Później wszystko się spierdoliło. 

– Nightmare! –  krzyknął.

–  O co ci chodzi? –  zirytowałam się.

–  Nienawidzę, kiedy ktoś mnie ignoruje.

Kiedyś taki nie byłeś. Lubiłam czasami specjalnie cię ignorować. Uroczo się wtedy złościłeś. Kiedy ci o tym mówiłam, śmiałeś się z tego, nie byłeś zły. Naprawdę chciałabym, żeby te czasy wróciły, chciałabym cię odzyskać. 

–  A ja nienawidzę tych twoich humorków. –  mruknęłam, spychając na dalszy plan swoje myśli.

–  To masz problem. –  z powrotem się położył.

Jeny, ten człowiek ma odzywki jak dziecko z podstawówki. Nie rozumiem, co się z nim dzieje. Chociaż myślę, że i tak miałam szczęście. Pamiętam jak Jane wspominała o tym, jaki Jack był w stosunku do nowych. Może próbuje się przełamać, tylko mu nie wychodzi. Naprawdę go rozumiem, mimo tego to i tak boli. To wszystko idzie za daleko. Muszę się wreszcie przyznać kim jestem, bo później się z tego nie wyplączę. Tylko jak? O tym pomyślę później, teraz muszę przekonać go do siebie jako Nightmare. Westchnęłam odganiając od siebie te myśli i wróciłam do czytania swojej ulubionej książki. 

–  Będziesz teraz cały dzień książkę czytać?

–  A ty będziesz cały dzień leżał? –  odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

–  Nie. Będę za pół godziny szedł upolować świeże mięsko. Jeśli chcesz to możesz iść ze mną. Rozgrzejesz się trochę przed misją. –odparł jakby od niechcenia.

Oho, mam swoją okazję. Problem w tym, że nie wiem, czy dam radę. Co, jeśli rozpłaczę się tak jak po zabiciu tamtego faceta? Co wtedy pomyśli o mnie Jack? Zamiast go do siebie przekonać, tylko się skompromituję.

– No dobra, skoro tak ci zależy, to pójdę. – mruknęłam lekko sarkastycznie, po krótkim namyśle. 




***

Cześć. Po tak długim czasie, w końcu wróciłam do tego opowiadania. Mam nadzieję, że spodoba się wam nowy rozdział i z chęcią przeczytacie kolejne. Tym razem mam zamiar dokończyć to opowiadanie i więcej go nie porzucać. Dajcie znać, czy się podobało, uzasadniona krytyka również mile widziana. ;) 

~ -Shadey-

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top