∆~7~∆

Kiedy weszłyśmy do rezydencji, wszyscy łącznie z Bezokim siedzieli w kuchni i jedli śniadanie. Chciałam niezauważona zmyć się do pokoju, jednak Jack pokrzyżował moje plany. Podszedł do mnie i bez słowa zabrał moją torbę, po czym zaczął się z nią kierować w stronę pokoju. Przez moment stałam i patrzyłam na niego zaskoczona. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co zrobił. Szybko go dogoniłam.

— Oddaj.

— Nie. — mruknął.

— Bo?

— Bo chcę ci pomóc.

Matko, jakie on ma humorki, kiedyś taki nie był.

— Co się tak patrzysz? Chodź, chcę pogadać.

Zrezygnowana kiwnęłam głową i ruszyłam za nim. Gdy dotarliśmy do pokoju, Jack położył moje rzeczy obok łóżka, a sam na nim usiadł. Ja usadowiłam się na parapecie. Nie wiem, czemu tak go sobie upodobałam.

— No więc.. — zaczął — Chciałem cię przeprosić za rano.

— Nic się nie stało. — odparłam niepewnie.

— Stało. Wiem, że płakałaś. Głupio mi, naprawdę. Nie powinienem tak na ciebie naskakiwać.

Skąd on wie, że płakałam? Jaki wstyd.. Mimo wszystko to miłe, że mnie przeprasza. No i to chyba znaczy, że już nie jest na mnie zły.

— Słuchasz mnie?

— Um, zamyśliłam się, przepraszam.

— Okej. Mówiłem, że po prostu nie chcę o niej gadać. To przeszłość, zdjęcie mam powieszone z sentymentu.

— No dobrze, trudno, rozumiem.

— Czemu ci tak na tym zależy? — zapytał, a mnie zatkało.

Nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć. Po tym wszystkim miałam lekki mętlik w głowie. Co miałam powiedzieć, żeby nie domyślił się prawdy?

— Co? Zależy? Wcale nie, po prostu byłam ciekawa.

Na szczęście Jack nie drążył tematu.

— Jesteś głodna?

— Nie. — odparłam, ale zaburczało mi w brzuchu, więc chłopak się zaśmiał.

— Tak, tak, właśnie słyszę. Chodź na dół.

Eyeless podniósł się i poszedł do kuchni, a ja zaraz za nim. Przy stole siedzieli już tylko Toby, Dr.Smiley i Jane. Usiadłam razem z nimi, a Jack poszedł do salonu. Jane podsunęła mi pod nos talerz z naleśnikami.

— Wcinaj. — uśmiechnęła się.

To znaczy... Chyba się uśmiechnęła, nie jestem pewna, bo miała na twarzy maskę. Byłam bardzo głodna, więc nie musiała mi dwa razy powtarzać.

— Smakuje?

— Bardzo.

— Zrobiłam specjalnie dla ciebie. — pochwaliła się.

— Dziękuję, odwdzięczę się jakoś.

Zrobiło mi się cieplutko na sercu. Znam ją dopiero dwa dni, ale bardzo polubiłam. Po posiłku poszliśmy do salonu, gdzie byli wszyscy, żeby obejrzeć jakiś film. Wybraliśmy "Egzorcyzmy Emily Rose".

W połowie seansu w salonie pojawił się Slenderman.

Proxy do mojego gabinetu. — usłyszeliśmy w głowach.

— No ale film! — oburzył się Toby.

Teraz! — wrzasnął nam w umysłach i zniknął.

Poczułam pulsujący ból w głowie. Złapałam się za nią i zamknęłam oczy.

— Wszystko okej? — spytał Masky podchodząc do mnie.

— Tak, tak. Tylko głowa mnie mocno zabolała.

— Przy-przyzwyczaisz się. — odezwał się Hoodie.

— Dobra, ale teraz już chodźcie. A ty Toby nie musiałeś mu pyskować. To przez ciebie Night źle się poczuła. — skarcił chłopaka Tim.

— A od kiedy ty jesteś taki mądry sernikojadzie?!

— Odezwał się, gofrolub głupi!

— Sam jesteś głupi, głupku!

— Ja przynajmniej nie jem tych ohydnych gofrów!

— To twój sernik jest ohydny! Moje gofry są pyszne!

— Zamknij się już! — kontynuował Tim.

— Sam się zamknij!

— Ty się zamknij!

— Nie!

— Tak!

Miałam już tego dość. Nie dość, że bolała mnie głowa przez Slendera, to jeszcze przez ich kłótnię wcale nie było lepiej. Jane wspominała, że mają tendencję do kłótni, ale nie sądziłam, że aż tak!

— Ciszaaa! — wrzasnęłam.

Wszyscy od razu na mnie spojrzeli. Czułam się przez to dziwnie, ale przynajmniej ci kretyni się uciszyli.

— Oboje się zamknijcie, możemy już iść? — dodałam i od razu ruszyłam w stronę gabinetu Slendermana. Cała trójka w ciszy szybko mnie dogoniła.

~~~~~~~~
Jeśli podoba wam się to opowiadanie, to baardzo proszę o zostawianie gwiazdek. To naprawdę mocno motywuje. 💜

-Shadey-

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top