∆~5~∆
— Wszystko ok? — głos Jane wyrwał mnie z zamyślenia, dziewczyna usiadła naprzeciwko mnie.
— Zamyśliłam się. — rzuciłam szybko.
— Jesteś dziwna.. — mruknęła pod nosem Jane.
— Słucham? — nie zrozumiałam, o co jej chodzi.
— Znaczy.. Nie chodzi o ciebie. Jack.. Jack się jakoś inaczej zachowuje. Dwa lata temu się zmienił. Ogólnie jakoś tak gorzej zaczął się z nami dogadywać, odciął się od nas. Po tej jego zmianie mieliśmy trzy kandydatki na proxy. Do każdej z nich miał jakiś problem. Albo ich unikał, albo był dla nich wredny i się z nimi kłócił. Narzekał, że są nieodpowiednie i w ogóle tu nie pasują, w dodatku buntował nas przeciwko nim. — słuchałam jej z zaciekawieniem — Jedną z nich nawet wrobił w niewierność wobec Slendermana! Jak możesz się domyślić, dzięki niemu żadna już nie żyje. On ich po prostu nienawidził. Nawet bardziej, niż ja Jeff'a, ale to już inna historia. No a ty.. Nie widzę, żeby wobec ciebie był podły. Chyba nawet cię polubił.. O co tu chodzi?! — dziewczyna wyglądała na naprawdę przejętą całą tą sytuacją.
— Nie wiem. — nie byłam w stanie powiedzieć nic więcej. Za bardzo mnie zaskoczyła tą historią. Poza tym byłam zmęczona. Kurde.. no właśnie — Przepraszam Jane, muszę iść do Slendera.
— Jasne, rozumiem. Trafisz?
— Tak, dzięki. — uśmiechnęłam się lekko.
Podniosłam się i ziewnęłam przeciągle, po czym poszłam we wcześniej wspomniane miejsce. Stanęłam pod drzwiami i zapukałam.
— Wejdź. — rozbrzmiało mi w głowie.
Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Chciałam zacząć mówić, ale Slenderman mnie uprzedził.
— Domyślam się, w jakiej sprawie przychodzisz. Zorientowałem się trochę w twoich relacjach z innymi i wiem, że dogadujesz się z Jane i Jack'iem. Jednak on ma o wiele lepsze warunki do zapraszania gości, więc to u niego w pokoju przenocujesz, dopóki nie przygotuję ci własnego. — wytłumaczył mi.
— Co?! To znaczy.. dobrze, dziękuję. W takim razie już pójdę. — powiedziałam.
Jeny, dlaczego on? Jasne, chciałam się do niego zbliżyć, ale nie mieszkać z nim w jednym pokoju! Chociaż.. Może to ułatwi mi sprawę? Prosto z gabinetu Slendera, poszłam do Jack'a. Zapukałam do drzwi i czekałam na odpowiedź.
— Czego? Kto? — usłyszałam jego zirytowany głos.
— Nightmare.. — odpowiedziałam niepewnie.
Słyszałam jak szybko wstaje z łóżka, zapala światło i drepcze do drzwi. Gdy otworzył, zobaczyłam, że jest w niebieskiej koszulce na krótki rękaw i czarnych szortach, a na dodatek nie ma maski.
— Oh, wejdź.
Słyszałam w jego głosie chyba udawaną obojętność. Weszłam do środka, a chłopak zamknął za mną drzwi, po czym usiadł na skraju łóżka.
— Więc jestem tu, bo.. ~
— Wiem, Slendy mi przekazał. — przerwał mi.
— Oh, okej.. — mruknęłam.
— Rozgość się, Night.
Zdjęłam buty i postawiłam je koło drzwi, bluzę powiesiłam na oparciu krzesła, a noże odłożyłam na biurko. Jack cały czas mi się 'przyglądał'.
— Masz jakiś koc? — spytałam.
Chłopak podszedł do szafy, wyjął z niej dosyć duży koc i mi go podał. Usiadłam na parapecie, oparłam głowę o okno i zaczęłam zasypiać.
— Ty tak serio? — usłyszałam niedowierzający głos Jack'a.
— O co ci chodzi? — zapytałam zdezorientowana.
— Masz zamiar spać na oknie? — dopytał.
— A niby gdzie indziej?
— W łóżku? — spytał mnie takim tonem, jakbym była małym dzieckiem.
— Że niby z tobą? — dalej pytałam jak idiotka.
Po moim ostatnim pytaniu chłopak zamilkł i odpowiedział dopiero po chwili.
— Jeśli ci to przeszkadza, to mogę spać na podłodze.
— Bez przesady.
Sama nie rozumiałam, czemu miałam jakiś problem ze spaniem z nim w jednym łóżku. Jako Victoria często to robiłam.. Może i jestem tutaj teraz jako Nightmare, ale to przecież nadal ja.
— Pożyczyć ci jakieś ciuchy?
— Jeśli byś mógł.. Zabieram swoje rzeczy dopiero jutro, więc nic nie mam.
Jack kiwnął głową, po czym wyjął z szafy dużą szarą bluzkę z czarnymi od połowy długimi rękawami oraz szorty. Znaczy.. Może dla niego ta bluzka nie była duża, dla mnie tak. W końcu był ode mnie sporo wyższy. Pożyczyłam od niego również czysty ręcznik i poszłam się umyć. Pozostały jeszcze dwa problemy - soczewki i włosy. Po chwili zastanowienia uznałam, że soczewek nie ściągnę, ale z samego rana pójdę po swoje rzeczy i wtedy je zmienię. A włosy.. Grubych włosów sięgających za pas raczej nie rozczeszę grzebieniem Jack'a. Jane powinna mieć szczotkę. Wyszłam więc z łazienki, podeszłam pod jej drzwi i zapukałam. Otworzyła mi już po chwili.
— Co jest? Wejdź.
— Chciałam zapytać, czy pożyczysz mi szczotkę do włosów. — wytłumaczyłam wchodząc do środka.
— Pod jednym warunkiem. Będę mogła ci je rozczesać? — zapytała z nadzieją w głosie.
— No wiesz.. To jest dość trudne i czasochłonne zajęcie. I biorąc jeszcze pod uwagę dzisiejszy dzień..
— Dam radę!
— Jane..
— Prooszę! Są takie długie i śliczne..
Ostatecznie się zgodziłam. Przez jakieś dwadzieścia minut czesania, dziewczyna cały czas komplementowała moje włosy i mówiła, że chciałaby takie mieć. Po skończonej robocie zaproponowała, że wrzuci moje zakrwawione rzeczy do pralki, bo i tak chce wyprać swoje. Zdziwiło mnie, że ktoś robi pranie o tej godzinie, ale z uśmiechem się zgodziłam. Kiedy wróciłam do pokoju Jack'a, ten już leżał.
— Dziewczyno! Co tak długo? Już myślałem, że się utopiłaś.
— Jane uparła się, że rozczesze mi włosy..
— O, w takim razie się nie dziwię.
Niepewnie podeszłam do łóżka i położyłam się na samym jego skraju.
— Jestem kanibalem, ale cię nie zjem, a ty zaraz spadniesz z tego łóżka. — zaśmiał się.
Na ten dźwięk poczułam przyjemny uścisk w brzuchu. Zawsze uwielbiałam, gdy się śmieje. Przysunęłam się bliżej, ale tylko odrobinę. Chłopak ułożył się na boku, twarzą w moją stronę, a ja trochę zawstydzona odwróciłam się do niego plecami. Znów usłyszałam jego cichy śmiech, po czym poczułam jak poprawia na mnie kołdrę, żeby było mi cieplej.
Zasnęłam z uśmiechem na twarzy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top