∆~1~∆

Leżałam i obmyślałam dokładny plan działania. Jack mówił, że mieszka w jakiejś rezydencji z kilkoma innymi mordercami. Nie chciał mi ich przedstawić, ponieważ ja nie zabijałam i mogli na mnie źle zareagować. Ale teraz.. Teraz muszę jakoś do nich dotrzeć! Tylko gdzie ich szukać? A może.. może to oni znajdą mnie? Ten nerkojad zabronił mi chodzić do lasu, w którym się poznaliśmy, bo podobno często tam 'polują'. A co, jeśli ktoś wkroczy na ich teren..?

Kiedy na zegarku wybiła dwudziesta, ja zaczęłam szykować się do akcji. Założyłam luźny, szary t-shirt, czarne rurki z dziurami, oraz martensy tego samego koloru i czarną, rozpinaną, trochę za dużą bluzę. Pasek od spodni przerobiłam tak, by móc do niego przymocować noże do rzucania, zaś w dłoń chwyciłam nóż motylkowy. Tak przygotowana wyszłam z domu i ruszyłam do miejsca, przez które to wszystko się dzieje..

Kiedy już byłam w lesie, założyłam na głowę kaptur i usiadłam pod drzewem. Pod tym samym, pod którym tamtego popołudnia siedział Jack.. Siedziałam tak może z 10 minut, aż usłyszałam kroki, a następnie męski głos.

— Pomóc ci w czymś, kochanie?

Po chwili facet usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem. Czuć było od niego alkohol. Byłam tym zniesmaczona i zrzuciłam z siebie jego rękę.

— Nie, wszystko w porządku. — odparłam.

— Może powiesz mi, jak się nazywasz?

Po tych słowach ponownie mnie objął. Nie tylko.. Ten oblech złapał mnie za pierś i polizał w szyję! Na jego nieszczęście nie widział, co przez cały czas miałam w dłoni.. Wyrwałam mu się i powaliłam go na ziemię. Rzucał się, ale wiedziałam, jak go unieruchomić. Treningi z mordercą na coś się przydały..

— Puść mnie, głupia suko! — krzyknął.

— Nie jestem głupią suką, jestem twoim koszmarem. Wybacz, ale jestem Nightmare. A teraz.. słodkich koszmarów!

Bez zastanowienia wbiłam mu nóż w szyję, trafiłam prosto w tętnicę. Facet zaczął krztusić się własną krwią, to był taki zabawny widok. Zaczęłam dziurawić jego szyję na oślep, histerycznie się przy tym śmiejąc. Nie rozumiałam, co się ze mną dzieje. Gdy już się opanowałam, zorientowałam się, że jestem cała we krwi tego człowieka. Szybko wspięłam się na drzewo, pod którym wcześniej siedziałam i zaczęłam cicho łkać. Sama nie wiem, dlaczego płakałam, nie żałowałam swojego czynu. Zrobię wszystko, żeby go odnaleźć.. Chciałam wytrzeć łzy ale tylko jeszcze bardziej rozmazałam czerwoną ciecz znajdującą się na mojej twarzy. Mimo tego, że płakałam, zabicie tego faceta sprawiło mi przyjemność. Poza tym, to przecież zwykły pijak i zboczeniec.

Już miałam schodzić z drzewa, kiedy zobaczyłam postać idącą w stronę trupa. Nie wiedziałam, czy to chłopak, czy dziewczyna przez bluzę z kapturem, którą miał lub miała na sobie. Jednak z postury był to raczej facet.

— Kurwa, co jest? — mruknął pod nosem.

Teraz miałam pewność, że to chłopak. Odczepiłam jeden z nożyków przymocowanych do paska i rzuciłam mu w ramię w momencie, gdy uklęknął obok mojej pierwszej w życiu ofiary.

— Aał! Co tu się dzieje do cholery?! Jane! To ty?! To wcale nie jest śmieszne! — krzyknął.

Podniósł się i zaczął rozglądać się na boki. Wtedy kolejny raz rzuciłam nożem, jednak tym razem trafiając w łydkę. Chłopak runął plecami na ziemię i znów krzyknął.

— Wyłaź!

Posłusznie zeskoczyłam z drzewa, po czym usiadłam mu okrakiem na brzuchu nie chcąc, żeby mi uciekł.

— Kim ty jesteś?!

— Twoim najgorszym koszmarem.

— Hahaha, zabawne. To ja jestem koszmarem wszystkich ludzi! — wydawał się taki pewny siebie.

Wtedy mu się przyjrzałam. Spod kaptura białej, zakrwawionej bluzy wystawały kosmyki czarnych włosów. Jego oczy nie miały powiek, a uśmiech był wycięty. Skądś go kojarzyłam. To chyba jeden z tych współlokatorów Jack'a. Kiedyś mi ich opisywał.

— Jesteś mordercą? — spytałam.

— Jeff The Killer we własnej osobie, księżniczko. — odparł złośliwie.

— Mogę cię w każdej chwili zabić, a ty mi tu z księżniczkami wyjeżdżasz? — prychnęłam, na co Jeff się zaśmiał.

— Nigdy o tobie nie słyszałem, więc musisz być nowa w tym fachu. Ja mam wieloletnie doświadczenie i w każdej chwili to ty możesz być na dole.

Zaczynał mnie denerwować, ale był moją szansą. Mógł mnie doprowadzić do Jack'a. Tylko jak go przekonać? Moment.. Eyeless mówił coś kiedyś i jakimś szefie. To u niego mieszkali.. Jak on miał? Slendy.. Sandly.. Srimdi.. Och! Nie wiem!

— Jeff, nie pierdol, tylko zaprowadź mnie do tego całego Sramdiego! — wkurzyłam się.

Po moich słowach chłopak wybuchnął śmiechem i nie mógł się opanować. Nie reagował nawet kiedy go policzkowałam. Nie rozumiałam o co mu chodzi. Dowiedziałam się dopiero po jakichś dziesięciu minutach, kiedy wreszcie się ogarnął.

— Chodzi ci o Slendermana? Różnie na niego wołamy: Operator, Slender, Slendy, Papa, ale Sramdi? Tego jeszcze nie słyszałem, hahaha.

Poczułam, jak pieką mnie policzki. I ja chcę być mordercą? Co najwyżej na błazna się nadaję!

— Ał! Zaraz się przez ciebie wykrwawię! Zejdź ze mnie, chcę stanąć.

Zrobiło mi się wstyd, więc od razu z niego wstałam i jemu również pomogłam mu wstać. Chciał odejść, ale za chwilę upadł. No tak.. Z nożem w nodze trochę ciężko.. Chciał go, jak i ten z ramienia wyjąć, ale mu nie pozwoliłam. Zacząłby krwawić jeszcze bardziej, a nie miałam zamiaru niszczyć bluzy, żeby mu to owinąć. Stwierdziliśmy, że pomogę mu dojść do tej rezydencji, a on odprowadzi mnie do Slendermana.

— A tak właściwie, to jak się nazywasz? — spytał

— Nightmare. — odpowiedziałam krótko.

— Tajemnicza.. — mruknął pod nosem.

Cały czas szliśmy przez las, gdy nagle moim oczom ukazała się ogromna rezydencja.

— Odnajdę cię. — pomyślałam.

Weszliśmy do środka i przeszliśmy przez krótki korytarzyk, po czym znaleźliśmy się w salonie. Tapeta imitująca ściany z ciemnego drewna, drewniana podłoga, a na niej czerwony dywan. Telewizor plazmowy i konsola do gier, na przeciwko tego duża sofa, po której prawej stronie stał jeden fotel, a po lewej drugi. Do tego stolik, na którym leżały puste paczki po chipsach i słodki, pluszowy miś bez lewej łapy i prawego oka.. Było jeszcze przejście do kuchni i drzwi do.. nie wiem czego.

— Nikogo nie ma? W sumie dobrze. Przynajmniej nie zobaczą Cię przed rozmową ze Slenderem, którą nie wiadomo czy przeżyjesz.

Po jego ostatnim zdaniu przeszły mnie ciarki, ale nie dałam tego po sobie poznać.

— Tam. —  mówiąc to, wskazał na schody prowadzące do góry.

Poprawiłam sobie jego rękę na moich ramionach i ruszyliśmy na górę. Jeff ma tylko nóż wbity w łydkę, a kuleje jakby miał złamaną nogę.. Po pokonaniu schodów zobaczyłam, że korytarz rozchodzi się w dwie strony. Po lewej stronie było sześć drzwi oraz jedno duże okno, a prawej pięć drzwi oraz dwa mniejsze okna. Zaś naprzeciwko schodów duże drzwi, najprawdopodobniej z czarnego dębu. Spojrzałam pytająco na Jeff'a.

— Na końcu po prawej mamy takiego doktorka. Zaprowadź mnie tam, a potem wróć pod te tutaj duże drzwi i zapukaj. Jeśli Slendy Cię nie zabije, to możesz mnie odwiedzić.

Po tych słowach wskazał na drugie drzwi po lewej, od gabinetu tego całego Slendermana. Po raz drugi wspomniał o tym, że mogę nie przeżyć. Mówi prawdę, czy chce mnie nastraszyć? Najwyraźniej zauważył, że się boję, bo westchnął i powiedział, że jeśli chcę, to może najpierw pójść ze mną.

— Chętnie zobaczę, jak skazuje Cię na śmierć.

Spojrzałam na niego. Ten chłopak chyba mnie nie polubił. No cóż, początki bywają trudne. Mimo wszystko przystanęłam na jego propozycję. Poczłapaliśmy się pod mój cel, po czym Jeff trzy razy zastukał w drzwi. Po chwili w mojej głowie rozbrzmiało echem słowo 'wejdźcie'. Zdezorientowana spojrzałam na chłopaka, który najwyraźniej też to usłyszał, bo właśnie naciskał klamkę. Kiedy drzwi się otworzyły, moim oczom ukazał się ogromny gabinet. Na przeciwko wejścia stało wysokie biurko zrobione z tego samego materiału co drzwi. Przed nim stały dwa zwykłe, białe fotele, a za nim obracany fotel z czarnej skóry, na którym siedział mężczyzna bez twarzy, ubrany w czarny garnitur i czerwony krawat. Fakt, że nie miał twarzy niezbyt mnie zdziwił, bo Jack mi o tym mówił, ale jego wzrost.. Eyeless wspominał, że jest wysoki, ale nie sądziłam, że aż tak! On siedząc był wyższy niż ja stojąc, a wspomnę, że mam 175cm wzrostu! Przynajmniej już wiem, czemu mają aż tak wysoki sufit..

— Dzień dobry.. — powiedziałam niepewnie i pomogłam usiąść czarnowłosemu.

Witaj. — usłyszałam w głowie.

Mimo, że nie miał oczu, czułam jak przeszywa mnie spojrzeniem.

Jeff. Kto to jest i co ci się stało?

Jeff opowiedział mu w skrócie, jak wracał od ofiary, zobaczył w lesie trupa, jak go zaatakowałam i kazałam przyprowadzić się tutaj. Na szczęście pominął moment, gdy nazwałam Slendera 'Sramdim'.. Operator był pod wrażeniem mojej techniki, a Uśmiechniętemu zrobił kazanie, że jest bardzo nieodpowiedzialny i nieostrożny.

— Ale Nightmare wzięła mnie z zaskoczenia!

Podczas, kiedy Jeff próbował się bronić, do gabinetu ktoś wbiegł.

— Slender! Widziałeś Jeff'a?! Ten jego kundel znowu dobrał się do mojego zapasu nerek! — ten głos.. wszędzie go poznam...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top