2. Samotność
Znowu do mnie wróciła
Tak dawno się nie widziałyśmy
Weszła jak do siebie
Rozsiadła się wygodnie w myślach
I upiła łyk mojego smutku
Widząc ją, nawet się nie zdziwiłam
Po prostu usiadłam na jej kolanach
Znajdując ukojenie w ramionach
Które wbijały mi w ciało truciznę
Mamiły resztki zdrowego rozsądku
A ona się śmiała
Pocieszała
Karała
Wspierała
Tak bardzo mnie kochała
Jako jedyna darzyła mnie uczuciem
Silniejszym niż moja miłość do niego
I przez to chyba było mi z nią tak dobrze
Że na powrót dałam jej dostęp
Do mojego zamkniętego serca
Tak bardzo kochała w nim żyć
Była blisko prawdziwej mnie
Tak zranionej i małej
Zamkniętej w własnym świecie
Kompletnie niedoskonałej
Czasami walczyłam, odpierając jej ataki
Zamykałam drzwi
Krzyczałam, czy szarpałam
Albo broniłam się nim
Dopóki był
Ale go już nie ma
A ona osłabiła obronę
Wiec znowu wróciłam do tego co znane
Co kocha mnie bezustannie
Choć tak niewiele jej daję
Chciałabym nadać jej imię
Ale wiem, że je wyśmieje
I pozostanie bez nazwy
Bo samotność to chyba zbyt mało
Za bardzo wrosła się w moje ciało
Kolejny wiersz i już wattpad zaczyna mi działać na nerwy...
Ale wracając
Ten temat nie jest i prawdopodobnie nigdy nie zostanie przeze mnie przepracowany. Już tyle lat spędziłam na pielęgnowaniu tego uczucia, że wrosło we mnie. Tytuł tego utworu jest kompletnie nietrafiony, ale nie znalazłam żadnego bardziej trafnego. Wydawać by się mogło, że po tylu latach uda mi się ją nazwać, ale nadal jest bezimienna. I teraz pewnie ktoś się spyta, dlaczego o tym uczuciu mówię jak o osobie. No cóż... Kiedy towarzyszy ono robię częściej niż każdy znany ci człowiek zyskuje swój charakter, osobowość, czy głos. Ale to już temat dla mojego psychiatry, bo moja nerwica była przeze mnie hodowana i pieczołowicie pielęgnowana. Jeszcze chciałabym tylko zaznaczyć, że nie każdy fragment tego utworu boki tak samo, bo jednak większość moich wierszy niesie ze sobą duży bagaż uczuciowy, a w szczególności ten nacechowany bólem. Tutaj jednak niektóre fragmenty są wolne od tego.
I jak już się rozpisałam, to jeszcze napiszę coś o mediach. Pani Magda Umer to kobieta, która uratowała mi kompletną niechęć do słuchania Muzyki. Głębia, brzmienie i głos w jednym.
"Umiem cenić twój takt, elegancki twój styl
Kto nauczył cię tak ładnie patrzeć na łzy?
Jeszcze tulisz do ust moją rękę
Lecz zapomnisz mnie jak tę piosenkę...
Żegnaj miły, no cóż, jak się żegnać - to już
ładnie było nam z tym, lecz za dużo jest zim
Ja cię może za mało kochałam
Lecz zapomnieć, to już nie umiałam..."
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top