i want to break free
Trzymając wiśniowego slusha, stałam przed drzwiami wypożyczalni kaset. Przez szybę mogłam zauważyć Robin przy której moje serce robiło trzy przewrotki i zachowywało się jakbym przebiegła maraton, mój żołądek plątał się w ogromny supeł, a brzuch łaskotał przyjemnie chociaż bardziej to przyprawiał mnie o mdłości. Uwielbiałam w tej dziewczynie wszystko. Zaczynając od tych błękitnych oczu, które serdecznie spoglądały na każdego klienta, nie licząc paru wyjątków, po piegi, które uwielbiałam w nastolatce, oraz ten zadziorny uśmiech, który wkradał się na jej usta, kiedy przekomarzała się z Steve'm Harringtonem.
Wzięłam głęboki wtedy i pchnęłam drzwi, a mały dzwoneczek zdradził mnie od razu. Uśmiechnęłam się słabo w stronę kas po czym uciekłam szybko między regały. Nie przyszłam tu dla filmów. Znaczy, zawsze kończyło się na tym, że jakiś wypożyczałam, ale jedynym powodem dla którego wydawałam w tym miejscu pieniądze była ona, dziewczyna, która, miałam nadzieję, nigdy się nie dowie, ile mojego czasu spędzam tylko na jej obserwowaniu. To jest karalne, byłam tego świadoma, ale cóż, nowy szeryf to cienka pipka i udało mi się go tak przegadać, że pomimo, że stanęłam w niedozwolonym miejscu, to nie wlepił mi mandatu, więc może jednak wyszłabym z tego cała. Tylko ze świadomością, że dziewczyna najchętniej zamknęła by mnie w psychiatryku. Naprawdę nie wiedziałam, czy to tylko zauroczenie, czy może już obsesja, która odbierała mi rozum.
Odgarnęłam ciemno blond włosy, które dzisiaj tylko i wyłącznie rozczesałam, ale trzy raz sprawdziłam w lustrze czy wyglądają dobrze zanim w ogóle wyszłam. Z kieszeni workowatej koszuli, którą nosiłam tak naprawdę jako sukienkę, wyciągnęłam małe lusterko. Przyjrzałam się swojemu odbiciu, oceniając czy z tym wyglądem mogę przejść do kolejnego punktu mojego niezawodnego planu, którego wcielałam już od dwóch tygodni. Ciemnymi tęczówkami błądziłam po swoim odbiciu, przeklinając pod nosem swoje wory pod oczami. Czerwona szminka przynajmniej nie zeszła, a tusz się nie rozmazał. Jakiś plus. Wtedy usłyszałam chrząknięcie, a przestraszona podskoczyłam w miejscu. Zamrugałam parę razy mierząc wzrokiem Harringtona.
– W czymś pomóc? – oparł się nonszalancko o regał z kasetami, prawie go przewracając. Powstrzymywałam się od śmiechu. Steve był uroczy, ale nie był w moim typie, podobnie jak cała męska część planety. Cóż, miał coś czego mi do szczęścia nie było potrzeba i nie był dziewczyną, ale jedno trzeba było przyznać, kiedy tak się starał, to miękło serduszko, ale wiedziałam, że nie mogłam rozpowiadać na prawo i lewo, że wcale nie jestem hetero. Już i tak mama zrobiła mi jazdę zrywając mi z szyi medalik wrzeszcząc, że na niego nie zasługuje i jestem piekielnym nasieniem. Drugą opcję słyszałam często. Jeszcze częściej odkąd wyszłam z szafy. Przez przypadek. Podsłuchała jak z przyjaciółką rozmawiamy o osobach w których jesteśmy zauroczone i gdyby nie ojciec, prawdopodobnie wyrzuciłaby mnie za drzwi i kazała żyć samej. – Och lubisz horrory, na tym się średnio znam, ale słyszałem, że „Poltergeist" jest spoko. A jak lubisz horrory to moglibyśmy pójść do kina, bo teraz leci druga część „koszmaru z ulicy wiązów" i powtarzają „Powrót żywych trupów". Może tak w piątek? Co ty na to?
– Och... – udało mi się wykrztusić. Chłopak mógł naprawdę to wszystko źle odebrać. Otworzyłam usta i zamknęłam je. Co jeśli Robin pomyślała, że ja lecę na Steve'a i dlatego się pojawiam. Odwróciłam się szybko w stronę regału i wzięłam pierwszą lepszą kasetę. Środbnęłam slusha krztusząc się przy okazji. Zawaliłam, ale teraz po całej linii. Wepchnęłam chłopakowi opakowanie w dłoń, na co on uniósł brew. Improwizowałam, bo nie chciałam po prostu uciec, ale też nie wydać się, że naprawdę lubię dziewczynę z którą pracuje. – Jestem zajęta, ale miło, że pytasz. Tą chciałabym wypożyczyć.
Brunet odgarnął włosy i spojrzał na podaną przez mnie płytę gwiżdżąc z uznaniem. Miałam nadzieję, że to co już wypożyczyłam nie było żadnym gniotem. I tak się cieszyłam, że przynajmniej stanęłam przy horrorach, bo przy pornosach byłoby niezręcznie. Przy bajkach by było fajnie, bo bym mogła wypożyczyć coś mojemu bratu. Spojrzałam na okładkę oddychając z ulgą. Miałam farta, bo nawet na ślepo udało mi się trafić na „Lśnienie". Dobry film, wysoko na mojej liście, obok Grease, które jest moim „guilty pleasure", chociaż jakby mi tak „Ptaki" w ręce wpadłby niczym ta kaseta, to bym była prawdopodobnie jeszcze bardziej szczęśliwa niż jestem teraz. Ciekawiło mnie, czy Robin też lubowała się w horrorach, a może była jak ja, czyli wszystkiego po trochę, wliczając w to też disney'owskie bajki albo głupiutkie komedyjki. Wyglądała na wyjadaczkę horrów.
Przy kasie czułam, jak pociły mi się dłonie. Steve pomału wpisywał w komputer dane wypożyczonej kasety, a ja opierałam się łokciami o blat unikając wzroku szatynki, która uniosła kącik ust, gdy tylko na chwilę na nią spojrzałam. Czyżby się domyśliła. Zimny pod pociekł mi po plecach. Plan diabły wzięli, a dziś czekał mnie wieczór z Kubrickem oraz paczką lodów. Przynajmniej mama miała nockę, a brat i tak szlajał się po dworze od nocy. W końcu coś go porwie. Tylko tak mówię, ale po zaginięciu Barb mam lekką paranoje na tym punkcie. Ojciec nie widzi w tym problemu, mama przestała ze mną rozmawiać więc nie znam jej punku widzenia, ale prawdopodobnie by się ze mną zgodziła.
Z kasetą pod pachą pomachałam Robin oraz Steve'owi. Czy wspominałam, że kiedy spoglądałam na nią to gięły się pod mną kolana? Traciłam kontakt z rzeczywistością i tak o to z całej siły przywaliłam w drzwi aż się dzwoneczek odezwał pomimo, że ich nie otworzyłam.
– Wszystko w porządku? – zabrała głos dziewczyna. Brzmiała zmartwiona na co moje serduszko podskoczyło pod same gardło i tylko potrząsnęłam głową. To bez sensu, powinnam po prostu ze sobą skończyć. Mama by tego chciała.
Przeklinając pod nosem na wszystko co żywe, wyszłam z budynku i podeszłam do starego gruchota, zwanego moim samochodem. Wsadziłam kluczyk w drzwi aby w ogóle je odblokować po czym zasiadłam za kierownicą i wsadziłam go w stacyjkę uprzednio wkładając kasetę do odtwarzacza. Przekręciłam, a motor odezwał się trochę tak, jakby miał zamiar mi się zgasić. Nic nowego. AC/DC rozbrzmiało na cały samochód. Prawą dłonią pogłośniłam muzykę i spojrzałam w lusterko upewniając się, że nikomu nie wyjadę, po czym nerwowo uderzając palcami o kierownice, wyjechałam na drogę powstrzymując się aby sięgnąć po leżącą na siedzeniu pasażera paczkę fajek. Musiałam przetrawić, że znów mi się nie udało i znów mam kasetę, której nikt nie potrzebuje za którą znów wydałam dwa dolce, aby mieć ją na cały tydzień. Uśmiechnęłam się pod nosem. Za parę dni będę musiała oddać moje uprzednio wypożyczone kasety. Plan miałam jasny, wykonanie pozostawiało wiele do życzenia, ale byłam zmotywowana. Musiałam tylko zapytać czy Robin ma kiedyś zmianę bez Steve'a, ale wydawało mi się, że byli jak papużki nierozłączki. Dla wielu więc osób było nie pojęte, że nie są razem i to dzięki temu zaświtało mi w głowie. Czyżby była tej samej orientacji? Czyżby była dla mnie nadzieja? Cóż, miałam taką nadzieję.
♥♥♥
W lnianej torbie z namalowanym duszkiem z "łowców duchów" wpadłam do wypożyczalni kaset uciekając przed ulewą. Jak wyjechałam to jeszcze tylko kropiło, a tu nagle urwanie chmury i pomimo, że musiałam przejść tylko dwa metry, z samochodu pod drzwi budynku, to i tak byłam morka. Nie przemyślałam aby zabrać ze sobą kurki, albo parasolki bo taka odległość przy mżawce to nic. Dzwoneczek po raz kolejny zdradził, że przekroczyłam próg budynku, a Robin, która stała przy kasie posłała mi delikatny uśmiech na co ja tylko go odwzajemniłam i uciekłam po raz kolejny między regały. Znów wyciągnęłam lusterko, tym razem z moich spodni, które jakbym je porządnie naciągnęła, to by mi cycki zakryły, a tak to udawały, że są z wysokim stanem. Cóż. Wyglądałam jak zużyty mop. Włosy przylegały mi do twarzy, tusz ciekł mi po policzkach, ale przynajmniej szminka była w porządku. Jedyny plus.
Westchnęłam i rozejrzałam się po filmach dla nie poznania. Nie trafiłam na dział z pornosami, to było już coś. Raz trafiłam. Tyle dobrze, że nikt mnie wtedy nie zauważył, więc udając, że nic się nie stało przeszłam na inny dział. Tym razem jednak los przygnał mnie do komedii romantycznych, a pierwsze co mi w dłonie wpadło to klasyk klasyków. "Śniadanie u Tiffaniego". Jednakże po raz pierwszy chciałam wybrać coś, na co naprawdę ochotę, a nie po prostu drogą przypadku wybrać coś i przez przypadek trafić na jakiegoś gniota. Więc tylko ruszyłam przed siebie udając, że wcale nie czuje, jak Robin i Steve błądzą za mną wzrokiem. Byłam prawie pewna, że o mnie rozmawiali, ale mogła to być też moja paranoja. Tak to jest, jak się wychowujesz w domu wariatów.
Zatrzymałam się przy musicalach, a moja dłoń zatrzymała się nad Grease. Cóż, niby taka dziewczyna jak ja słucha tylko cięższych nut, ale lubię też sobie czasami obejrzeć jak ludzie sami z siebie zaczynają tańczyć i śpiewać, co jest nie logiczne i w prawdziwym życiu już dawno by pozamykali ich wszystkich w psychiatryku. Chwyciłam za kasetę „The Rocky Horror Picture Show". W końcu moja mama i tak bardziej mnie znienawidzić nie mogła, więc widok transwestyty już nie powinien ją aż tak zszokować. Odwróciłam się i wzięłam głębszy wdech. Teraz albo nigdy.
Zauważyłam jak Steve z nadzieją przygląda się mi, kiedy ruszyłam w ich stronę, ale zgasła ona kiedy wybrałam jego koleżankę obok. Położyłam kupę kaset, które wypożyczyłam i chciałam oddać, a po drugiej stronie postawiłam tą, którą chciałam zabrać do domu. Ja naprawdę nie wiem ile już wydałam na te kasety i się obawiałam, że jeśli nie zagadam do Robin dziś, to nie pojawię się aż do wypłaty, która nie zapowiadała się prędko. Sama też jakoś musiałam dorabiać, a kiedy zwolniło się parę miejsc jako ratownik na basenie to z chęcią je wzięłam. Mogłam drzeć się na ludzi ile wlezie i wszyscy mnie się słuchali. W końcu większość osób uważała, że jestem demonem wcielonym. Cóż, nie byłam, nie byłam też żadnym eksperymentem ruskich naukowców, ale rosyjski potrafiłam. Nawet dosyć biegle. W końcu trzeba znać język wroga. Dziewczyna podała kasety koledze, a sama uśmiechnęła się pod nosem i zlustrowała mnie od góry do dołu wzrokiem. Cóż, nawet pani ciemności miękły kiedyś kolana, na przykład teraz. Serce łomotało mi tak głośno, że byłam prawie pewna, że rytmiczne stukanie najważniejszego organu mogła usłyszeć nawet dziewczyna.
– Kojarzę cię. – Jej zadziorny uśmiech sprawiał, że naprawdę zaczęło mi być słabo. W pomieszczeniu nagle zrobiło się strasznie duszno. Oczywiście, że mnie kojarzyła. Co prawda chodziłyśmy często do różnych klas to byłyśmy tym samym rocznikiem. Tylko, że rzadko kto zwracał na szarą myszkę, która i tak zazwyczaj chowała się na stadionie pod siedzeniami aby jeszcze bardziej uzależniać się od nikotyny. Do dzisiejszego dnia jeszcze nikt mnie nie przyłapał chociaż nie raz było blisko. – Mary? Miranda? Melinda?
– Mercedes. – zagryzłam wargę, bo znałam wiele reakcji na moje niecodzienne imię kojarzące się tylko i wyłącznie z jednym i nie była to Hiszpania.
– Jak ta marka samochodu? – uniosła brew na co przewróciłam moimi uroczymi, ciemnymi oczami. To nie było nawet oryginalnie. Mogliby się wysilić.
Przynajmniej nie powiedziałam mojego pełnego imienia, bo by pewnie dusiła się za śmiechu. Cóż, ale przynajmniej na świecie liczącym parę miliardów ludzi jest tylko jedna Mercedes Ford. Tak, jakby samo Mercedes nie było wystarczająco złe. To też jeden z wielu powodów dla których nie miałam zbyt wielu znajomych.
– Prędzej jak hiszpańska księżniczka. – prychnęłam udając urażoną. Kątem oka zauważyłam Harringtona obserwującego całą tą konwersację. Cóż, wymieniłyśmy dwa zdania, ale jak dla mnie to i tak już było dużo. Robin oparła się o blat podpierając się dłonią o podbródek, a swoje niebieskie tęczówki skupiła na mnie. Dłonie wsadziłam w kieszeni spodni nie mogłam nawiązać z nią kontaktu wzrokowego, bo zaczynałam gubić język w buzi. – Ty za to jesteś Robin. Niczym ten przydupas Batmana?
Dziewczyna otworzyła usta po czym momentalnie je zamknęła. Zagryzłam wargi nie do końca wiedząc, czy właśnie sknociłam całą akcję. Spojrzałam na moje trampki pomalowane czarnym markerem. Miałam osiemnaście lat, ale jakoś okres buntownika jeszcze mi do końca nie minął. Psycholog szkolny uważał, że to przez napiętą relację między mną, a mamą. Proponował różne sposoby abyśmy z kobietą się w końcu dogadały, ale stary moher wmówił sobie, że nie ma córki, a jedynie syna. Cóż, to się laska zdziwi, jak się młody okaże nie hetero albo wewnętrzną dziewczynką. Może wtedy by wyjechała do babki z którą, notabene ,nie mam w ogóle kontaktu. Byłoby łatwiej, a rozwód i tak już wisiał w powietrzu, naprawdę się zastanawiałam dlaczego Tobias i Gloria Ford, moi rodzice, w ogóle jeszcze mieszkają pod jednym dachem, skoro i tak śpią w dwóch łóżkach, a matka jest częściej poza domem niż w nim. Wydaje mi się, że ojciec się do niej przywiązał i naprawdę wierzył w „na wieki, wieków", bo wybaczał jej każdą głupotę, każdą kłótnię i każde słowo, za które czasami sama chciałam ją wyrzucić, skierowane w jego stronę. Cóż w dużej mierze mama wykreowała mnie na taką, jaką jestem. Introwertyczkę, która zamiast spotykać się z ludźmi wolała swoje towarzystwo.
– Bardziej jak Robin Hood. – moje rozmyślanie przerwał jedwabisty głos dziewczyny, która jakby czekała na moją reakcję. Zamrugałam parę razy po raz pierwszy nawiązując z rówieśniczką kontakt wzrokowy. Uśmiechnęłam się delikatnie. Steve podał mi kasetę przerywając rozmowę, która i tak ograniczyła się do przedstawienia. Wzięłam kasetę i chociaż walczyłam ze sobą nie potrafiłam wykrztusić z siebie jednego pytania. Przecież widziałam jak na mnie spogląda. Chyba, że się myliłam. – To, do zobaczenia?
– Na pewno, w końcu muszę oddać kasetę. – wyszczerzyłam się do nastolatki i wyszłam z budynku uprzednio machając do dziewczyny i jej kompana. Znów mi się nie udało, ale tym razem byłam na dobrej drodze i nawet pogoda mi to mówiła. Deszcz przestał padać, a słońce wyszło zza chmur. Promienie przyjemnie ogrzewały mi twarz. – Następnym razem dam radę.
♥♥♥
Kiedy tylko weszłam do budynku zorientowałam się, że Robin nie ma przy kasie ani między regałami. Zagryzłam wargę, miałam już cały plan. Od a do z oraz wybrany film na który mogłybyśmy pójść. Powtarzali w kinie „Klub winowajców" i chociaż nie był to przerażający horror, gdzie przez przypadek mogłabym chwycić ją za rękę, to jednak słyszałam, że jest spoko. Dla dorastających młodych dorosłych jak najbardziej. Tak też miałam zamiar zaprosić ją na sobotę, pójść na seans wieczorem potem, wybrać się moim gruchotem na wycieczkę i w pewnym momencie ją pocałować. Tyle, że wszystko szlak trafił bo dziewczyny nie było w zasięgu mojego wzroku.
Ściągnęłam z uszu słuchawki, zawieszając je na szyi i zatrzymałam walkmana. Żwawym krokiem podeszłam do nastolatka, który spoglądał na coś w komputerze przeklinając cicho pod nosem. Parę razy przycisnęłam złoty dzwoneczek, cóż tak naprawdę przyciskałam go tak często aż Harrington zwrócił na mnie uwagę. Ciemne tęczówki utkwił we mnie i uśmiechnął się półgębkiem.
– Gdzie jest Robin? – odezwałam się momentalnie trochę za ostro, co najmniej jakby to on ją wywiózł gdzieś do lasu, tylko po to aby nie była konkurencją w walce o moje serduszko. Tak, wiem doskonale, że brzmi to jak żywcem wzięte z jakiegoś filmu. Czasami chciałam żeby życie przypominało film, wtedy podrywanie dziewczyn nie było by tak ciężkie.
– A gdzie, cześć, witaj albo dzień dobry? – uniósł brew. Widząc moją zirytowaną minę uśmiechnął się szeroko jakby coś odkrył. Przysunął się z krzesełkiem bliżej mnie. Wstał abyśmy byli mniej więcej na tej samej wysokości tyle, że Steve był minimum o głowę wyższy, przez co musiałam delikatnie zadrzeć głowę aby z nim rozmawiać. – Jest na zapleczu. Dziś dostaliśmy parę nowych kaset. Powinna przyjść za jakiś czach chyba, że bardzo mocno ją potrzebujesz to ją mogę zawołać.
– Nie! – Mentalnie wyrywałam sobie włosy z głowy, bo nie wierzyłam w to co wyprawiam. Miałam spokojnie z nią porozmawiać, a aktualnie ujawniam się przed Harringtonowi i pokazuje jak na tacy, że jestem zainteresowana jego koleżanką. Czułam jak się czerwienie, a z moją bladą cerą było to bardzo widoczne. Wbiłam wzrok w buty po czym przeniosłam go na chłopaka. – Znaczy, jasne możesz zawołać. Ja... Ja się przejdę, może coś ciekawego znajdę...
– Nie ma sprawy. – zasalutował i zniknął za drzwiami.
Dłonie mi się pociły i chciałam uciec, ale zamiast tego spięłam się w sobie i postanowiłam przejść się między regałami ciesząc się, że nikogo nie było w środku oprócz mnie i Steve'a. Odruchowo sięgnęłam po małe lustereczko. W skali od jeden do dziesięć byłam dobrą czwórką, ale moja samoocena nigdy nie była za wysoka. Włosy postanowiłam po raz pierwszy związać w kucyka i postanowiłam dzisiejszego dnia nie korzystać z kosmetyków, nie licząc tuszu. Ciemna koszula, którą wepchałam w jeansowe spodnie była przez mnie jeszcze rano prasowana. Upewniając się, że nie wyglądam jak potwór wsadziłam małe ustrojstwo do kieszeni i rozejrzałam się po raz kolejny po pomieszczeniu. Mogłam naliczyć siedem regałów, każdy wypełniony po brzegi różnymi kasetami. Zauważyłam też, że żarówka świecąca nad moją głową wyzionęła ducha, bo druga obok niej świeciła żółtawym, ciepłym światłem. Przez to, że bywałam tu za często wiedziałam dokładnie gdzie jaki rodzaj filmów się znajduję, ale dziś nie miałam zamiaru niczego wypożyczyć. Moim celem była dziewczyna, która naprawdę długo potrzebowała aby rozpakować te cholerne kasety.
Kiedy pojawiła się między regałami zagryzłam wargę, nie do końca wiedziałam czy ja, czy jednak ona powinna zrobić ten pierwszy krok w stronę drugiej. Postanowiłam to być ja, bo pewna siebie ruszyłam w stronę Robin, której uśmiech nie schodził z twarzy. Mam nadzieję, że Steve nie naopowiadał jej jakiś dziwnych historii.
Otworzyłam usta próbując w głowie wymyślić jak miałabym ją to zapytać. Wsadziłam dłonie w kieszenie spodni i zaczęłam przenosić ciężar z jednej nogi na drugą. No to tak, w planie miałam zaproponować po prostu jej kino i wyjść jak gdyby nigdy nic. Szkoda, że nie założyłam, że tak bardzo się tak tą sytuacją zestresuje, że zapomnę w ogóle jak się mów.
Robin przechyliła głowę jakby zachęcała mnie, abym w końcu to z siebie wydusiła, ale naprawdę nie mogłam. Nie chciałam jednak zrobić czegoś głupiego, a byłam na pograniczu po prostu ucieczki i odpaleniu naraz całej paczki papierosów. Wzięłam głęboko powietrze. Dziewczyna miała na sobie polówkę z logiem sklepu i krótkie spodenki, a na nogach trampki, takiego samego koloru jak moje. Gdybym zrobiła jeszcze jeden krok do przodu, prawdopodobnie mogłabym policzyć wszystkie piegi na jej cudownej twarzyczce, ale musiałam się powstrzymać.
– Muszę poczekać aż do jutra, czy wreszcie mnie zaprosisz do tego kina? Może jeszcze dziś ci się uda. – założyła ręce na piersiach, a ja już kompletnie zapomniałam o języku w gębie. Jednak się domyśliła. Jej ciepły uśmiech sprawiał, że byłam gotowa ją zapytać, ale dziewczyna była prędsza. – Słyszałam, że jutro grają „klub winowajców". Wieczorny seans? Spotkamy się na miejscu? Odezwij się Mercie, bo zaczynam się o ciebie obawiać.
– Pójdziesz ze mną do kina? – Mój umysł jak i język wrócił na swoje miejsce, ale zadał pytanie o wiele za późno. Nastolatka roześmiała się serdecznie przytakując głową. – Właśnie chciałam cię zabrać na ten film i dokładnie na ten seans, który mi zaproponowałaś. Nie jesteś może czarownicą?
– Cóż, ja nią nie jestem, a ty jesteś satanistką tak jak mówią w szkole? Albo rosyjskim szpiegiem? A może efektem ich eksperymentów? Jak wiemy, raczej nie. Powiedz mi, Mercie. Jakim sposobem przykleiły się do ciebie takie plotki? – uniosła brew. Cały stres uciekł, a fakt, że rozmawiałam z dziewczyną, która mi się podoba sprawiała, że nie dowierzałam. Nie dowierzałam w moje szczęście, w końcu większość dziewcząt w mieście jest hetero i potrafiły być okropne, jeśliby doszły do informacji, że inna z ich rówieśniczek nie jest. Miałam jednak szczęście bo Robin podobnie jak ja była innej orientacji. I w tym momencie stałam naprzeciw dziewczyny, którą jutro zabiorę do kina i będziemy przeżywać najlepszy wieczór w całym naszym życiu. Nie ważne czy rodzina chciałaby mi go zabronić i tak z uśmiechem pojadę pod kino albo dom Robin i chwycę jej drobną dłoń. Niech sobie mówią. Świat musi iść na przód. – Znaczy, jak nie chcesz to nie musisz, bo obstawiam, że przyległo to do ciebie tylko i wyłącznie dlatego, że w twoim słowniku nie istnieją "kolory". Ale, jakbyś chciała znać moją opinie to podobasz mi się taka jaka jesteś i dla mnie możesz co dziennie ubierać się jak na pogrzeb.
Rozchyliłam delikatnie usta, zastanawiając się czy przypadkiem się nie przesłyszałam. Na chwilę zapomniałam jak się oddycha i gdyby nie to, że jakiś obcy mężczyzna wszedł do sklepu, to już dawno był ją pocałowała. Przyglądający się z boku Steve, z zainteresowaniem obserwował dalszy przebieg sytuacji. Może myślał, że rzucimy się sobie na szyje. Cóż, skończyło się tylko na tym, że Robin zapisała swój numer i spoglądając mi głęboko w oczy, delikatnie wsunęła karteczkę w kieszeń moich spodni. Przełknęłam głośno ślinę. Niesamowicie mnie pociągała. Jej oczy, piegi, uśmiech, włosy, wszystko po prostu sprawiało, że serduszko biło mi pięć razy szybciej, a teraz, kiedy stała od mnie, a odległość między nami była tak mała, że musiałam tylko stanąć na palcach i już mogłabym musnąć te jej czerwone wargi. Powstrzymałam się.
– Widzimy się jutro na miejscu czy mam cię odebrać? – głos mi drżał. Kątem oka spojrzałam czy starszy mężczyzna był zajęty sobą i jednym uchem nie słuchał o czym rozmawiamy. Cóż, mógł przecież pomyśleć, że jesteśmy znajomymi, chociaż nawet ślepy by zauważył napięcie między nami oraz to, że pałamy do siebie kompletnie innym uczuciem. Robin stwierdziła swoim uroczym głosem, że chętnie by zobaczyła, co potrafię za kółkiem na co poczułam jak pocą mi się dłonie. Nastolatka zapisała kolejną małą karteczkę tym razem z jej adresem po czym chwyciła moją dłoń i położyła na niej świstek. – Będę pół godziny przed seansem. Nie daj na siebie czekać.
– Już piętnaście minut przed twoim przyjazdem będę gotowa. – mrugnęła do mnie po czym wróciła za kasę, bo starszy mężczyzna z kasetą w dłoniach powoli sunął w jej stronę. Odwróciła się do mnie i tylko pomachała. – Widzimy się jutro.
– Jutro. – powtórzyłam z uśmiechem na ustach po czym wyszłam z budynku. Pojedyncza łza ściekła mi po policzku którą starłam od razu. – To musi być sen. To nie dzieję się naprawdę.
Wsiadłam do samochodu, a ciemne tęczówki skupiłam ten ostatni raz na wypożyczalni kaset. Staruszek właśnie zamknął drzwi, a Robin zaczęła tańczyć. Poczułam, że robi mi się gorąco. Nie tylko ja byłam szczęśliwa, że to tak się potoczyło. Dziewczyna wyglądała podobnie na wniebowziętą. Chwyciłam za ręczny po czym opuściłam go i zmieniłam bieg na wsteczny. Nic nie jechało, więc spokojnie mogłam wyjechać na ulice. Włożyłam kasetę a głos Eltona rozbrzmiał po całym pojeździe. Oczywiście był to jeden z tych rockowych kawałków a nie nudnych ballad czy popowych pioseneczek męczonych w radiu. W rytm piosenki stukałam palcami w kierownicę. W sobotę wieczorem nie powinno być mamy bo jest na mszy i zostaje tylko ojciec. Powinnam wyjechać bez zszarganych nerwów. Uśmiechnęłam się jeszcze szczerzej pod nosem. Nic ani nikt nie mógł mnie powstrzymać, od spędzenia przyjemnie czasu z nastolatką.
♥♥♥
Nigdy nie słuchałam popu. Dlatego, kiedy mój ojciec usłyszał dobiegające z mojego pokoju „crocodile rock" zapukał krótko i otworzył drzwi. Wiele osób mówiło, że jestem do niego podobna. Piwne oczy, ciemne blond włosy i wredny uśmieszek. Zatrzymałam się momentalnie pośrodku pokoju trzymając nieruchomo szczotkę do włosów na wysokości moich ust. Mężczyzna zauważył, że mam na sobie coś więcej niż tylko czerń. Niebieska sukienka w groszki przylegała trochę za bardzo niż chciałam, ale przynajmniej na mnie pasowała. Moja samoakceptacja była zaskakująco wysoka. Włosy układały się idealnie, moje kościste nogi z cholernie brzydkimi kolanami wcale mnie nie irytowały. Po prostu wieczór zapowiadał się idealnie.
– Wybierasz się na randkę i nawet mnie o tym nie powiadomiłaś? – uśmiechnął się udając zaskoczonego, a ja zrobiłam ogromne oczy. Po chwili jednak westchnęłam tylko kładąc szczotkę na biurko i spojrzałam na jedynego faceta, którego potrafiłam znieść w moim calutkim życiu. – No to kto jest tym szczęściarzem? Chłopak z tego sklepu z kasetami, co do niego codziennie jeździsz? Żartowałem. Wiem, że chodzi o tą koleżankę. Jak się nazywa wybranka?
– Robin. – odezwałam się w końcu. Byłam zaskoczona, że tak szybko połączył moje wypady z miłosnym zainteresowaniem. Ojciec tylko przytaknął delikatnie głową. W porównaniu z mamą zaakceptował mnie całkowicie i nie naciskał na zmianę czegoś, co jest niemożliwe do zmienienia. Często śmiał się, że może któraś z nich rzuci mnie dla niego, a ja wtedy tylko prychałam pod nosem mówiąc, że nie jest Davidem Bowiem ani Johnem Travoltą, więc średnio prawdopodobne. – Jest świetna. Bardzo ładna i zabawna i urocza. Szkoda, że raczej nie poznasz jej bo mama nie pozwoli mi się przyprowadzić na obiad.
– Chyba, że będziesz udawać że to znajoma. – zauważył mężczyzna zakładając mi jeden z niesfornych kosmyków za ucho. Zmarszczyłam brwi, bo mama ma jakiś homo-radar w oczach. Dosłownie. Kobieta od raz wie kto jest hetero, a kto nie nawet w przypadku ludzi, którzy jeszcze nie są pewni swojej orientacji. Na pewno zauważyłaby, że nie łączą nas czysto przyjacielskie relacje. – Dobra masz rację Merci, jeszcze by egzorcyzmy nad nią odprawiała albo wysłała was na terapie. Pamiętaj, że dopóki tu jestem, prędzej ja ją na terapię wyśle niż ona ciebie. Jeśli mogę z tobą rozmawiać szczerze i mi się tu nie załamiesz, to powiem w sekrecie, że planowała cię wysłać do specjalnej szkoły. Pamiętasz ten tydzień kiedy wyjechała do mamy wkurzona i powiedziała, że nie wie kiedy wróci? To właśnie wtedy to zaproponowała, a ja ją wyśmiałem.
– Właściwie to dlaczego jesteście wciąż razem? – założyłam ręce na piersiach obserwując bacznie co chwile zmieniający grymas na twarzy mojego taty. Westchnął głucho, a ja się domyśliłam dlaczego. Właściwie to byłam wdzięczna, że został jeśli byłaby to prawda. – Z mojego powodu?
– Twojego i Otisa. Sąd na pewno mi go nie przydzieli, a ja nie zostawię go na pastwę losu tej czarownicy. Merci, wiem jak to brzmi. Dlaczego więc w ogóle się z nią ożeniłem, pewnie się teraz pytasz. Na początku nie była taką ekstremalną wierzącą. Jej mama była, a potem zaczęła chodzić na te zgrupowania i jej mózg został wyprany, a odkąd wyszłaś do nas z wiadomością, że nie jesteś hetero... – pomasował swoją skroń przymykając oczy. Nie dokończył po słychać było przekręcany klucz w zamku. Mój żołądek skurczył się, a obiad podszedł do gardła. Chwyciłam za kluczyki i torbę. – Odwrócę jej uwagę, a ty zmykaj. I baw się dobrze.
Przytaknęłam głową. Tato wyszedł jako pierwszy na spotkanie z hydrą, zwaną także moją mamą. Nie była jednak sama. Dwie kobiety ćwierkały coś obok niej patrząc niepochlebnie na mojego ojca. Wzięłam głębszy wdech mówiąc, że nie dam się sprowokować przez dwie sroki. Uśmiechnęłam się do kobiet i już chwyciłam za klamkę, kiedy usłyszałam głos rodzicielki.
– A dokąd to? – gardziła mną. Słyszałam to w każdym cholernym słowie wypowiedzianym w moją stronę. Gula pojawiła się mi w gardle. Spojrzałam proszącym wzrokiem w stronę ojca, który przytaknął jakby czytając mi w myślach.
– Do kina. Sama. Pamiętaj aby wrócić przed północą kochanie! – odezwał się ojciec sprawiając, że wszystkie harpie skupiły uwagę na nim, a nie na mnie jednak nie na długo.
– Jakoś za ładnie wygląda... – zauważyła jedna z koleżanek mamy. Ruda trwała sprawiała, że przypominała mi papugę, zresztą z charakteru pewnie też było jej do niej blisko. – Jak moja Janice tak wyszła to miała randkę. Z resztą wasze dziecko zawsze ubiera się jakby szło na pogrzeb, więc nie wierzę w ani jedno słowo. Może i do kina, ale na pewno nie sama.
Postanowiłam wyjść trzaskając drzwiami. Za moimi plecami usłyszałam głos mojej mamy. To miał być świetny wieczór i nic nie miało mi go zepsuć. Otworzyłam drzwi samochodu i usiadłam na miejscu kierowcy. Mama stała w drzwiach i krzyczała coś, ale ja wykręciłam muzykę i z piskiem opon wyjechałam na ulicę. Kobieta wyglądała jak pomidor przynajmniej tak mi się wydawało kiedy spojrzałam w lusterko. Tylko tato z uśmiechem pomachał mi, a ja lewą dłoń wystawiłam przez okno pokazując znak pokoju. Ten wieczór miał być idealny. Nic nie miało mi go popsuć.
♥♥♥
Przycisnęłam klakson parę razy, kiedy podjechałam pod domek jednorodzinny Robin. Prawie bym zapomniała karteczkę która mi dała. Byłam pewna że wylądowałam pod poprawnym adresem to jednak wciąż się obawiałam że źle rozczytałam pismo. Najwyżej przycisnę gaz, gdyby w drzwiach stanął jakiś dziad krzyczący, że już dzwoni po policję. Na moje szczęście drzwi się otworzyły, a w nich stała Robin. Uchyliłam szybę i wystawiłam łokieć po czym spojrzałam na nią z góry na dół i uśmiechnęłam się półgębkiem.
Koszula w kolorowe wzory podkreślała jej błękitne tęczówki, a jeansowe spodnie z wysokim stanem inne partie ciała. Przynajmniej w porównaniu ze mną nie miała płaskiego zadka i jeansy wyglądały na niej naprawdę świetnie. Usta przejechała czerwoną szminką, rzęsy podkręcone zalotką, a przez ramię miała przewieszoną małą czarną torebkę. Na nogach zauważyłam ciemne trampki. W końcu nie wybierałyśmy się do żadnej wykwintnej restauracji, więc nawet cieszył mnie fakt, że postanowiła pójść w proste wygodne buty.
Podeszła do samochodu po czym stanęła naprzeciwko mnie. Na jej piegowatej twarzy pojawił się szeroki uśmiech doprowadzający moje i tak szybko bijące serce do palpitacji. Przycisnęłam jeszcze raz klakson tym razem krótko, na co dziewczyna odruchowo zabrała mi dłoń z kierownicy. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, a napięcie, które między nami powstało było wręcz nieznośne. Pochyliłam się w jej stronę wystawiając głowę przez okno i musnęłam krótko jej policzek, na co nastolatka szybko odchyliła się. Na jej twarzy zauważyłam zaskoczenie, ale po chwili znów uśmiechnęła się i pomału obeszła samochód po czym zamaszystym ruchem otworzyła drzwi od strony pasażera i wskoczyła na siedzenie.
– Dawaj laska, bo się spóźnimy. – odezwała się Robin. Podbródkiem wskazałam na pasy, które powinna zapiąć na co dziewczyna tylko przewróciła oczyma. – Wydaje mi się, że raczej nie będziesz pędziła na złamanie karku, więc po co mam się zapinać.
– Bo siedzisz w moim samochodzie. – zauważyłam. Zwolniłam nogę ze sprzęgła i dodałam trochę gazu. Od razu zmieniłam na dwójkę, bo grat miał to do siebie, że gdy przycisnęłam go za mocno na jedynce to ryczał, a nie chciałam aby sąsiedzi myśleli, że jakiś pirat drogowy przejeżdża obok albo młodzież znów bawi się w samochodowe wyścigi. – Robin, ja nie żartuje. Spóźnimy się, bo nie będę jechać szybciej niż 30 na godzinę jeżeli zaraz nie zapniesz tych pasów.
– Dobrze mamo. – Próbowała mnie zdenerwować, ale ja się nie dawałam. Zauważyłam, że Rob zapina pasy więc bez problemu przyśpieszyłam i zmieniłam bieg na trójkę.
Droga była pusta, więc mogłam jechać trochę szybciej niż zalecały znaki. Nie powinnam była, ale czasu było co raz mniej, a nie chciałam niczego przegapić. Kątem oka zauważyłam grzebiącą w stercie moich kaset blondynkę. Uśmiechała się pod nosem, bo najwyraźniej znalazłam składankę, która jej odpowiadała, ale nie mogłam dłużej na nią spoglądać poprzez to prawie zjechałam na pobocze i dostałam momentalnego zawału. Powinnyśmy były się spotkać na miejscu.
Dziewczyna wpakowała kasetę do odtwarzacza. Słysząc pierwsze charakterystyczne uderzenia perkusji oraz wygrywaną na gitarze elektrycznej melodie uniosłam zadowolona kącik ust. Dziewczyna ściągnęła brwi. Ktoś tu nie znał Iron Maiden? Może nie byli oni tak znani jak Led Zeppelin czy ACDC, ale byli dosyć lubiani, a „Run to the hills", przynajmniej w radiu, które słucham, było trzy lata temu mielone bez przerwy.
– To jest heavy metal. Znaczy z twoim żałobnym ubiorem domyślałam się, że na składankach raczej nie masz Madonny czy Blondie, ale takiego brzmienia się nie spodziewałam. – odwróciła się w moją stronę, a ja pozwoliłam na chwilowy kontakt wzrokowy z dziewczyną która szczerzyła się od ucha do ucha. Wyciągnęła kasetę, co spotkało się z moim jęknięciem i wpakowała kolejną. Głos Mercurego poznała od razu, bo aż usadowiła się wygodnie w fotelu. – W końcu klasyczny rock z cudownym głosem niepowtarzalnego Freddiego. Niech facet żyje wiecznie i tworzy nam muzykę.
Zaśmiałam się krótko. Reszta drogi upłynęła nam w cudownym towarzystwie muzyki Queen na przemian z Davidem Bowiem. Robin nie powstrzymywała się i za każdym razem, kiedy znała tekst piosenki zaczynała śpiewać razem z wykonawcą. Miała cudowny głos. Ja, aby się nie skompromitować nuciłam cicho pod nosem. Chociaż przy „I want to break free" nie potrafiłam się powstrzymać i pomimo świadomości, że niszczyłam dziewczynie bębenki, sama zaczęłam się wydzierać. Robin przyłączyła się do skowytu. Wtedy właśnie nasze kolana się zetknęły.
♥♥♥
Wraz z zakupionymi biletami i wielką paczką maślanego popcornu oraz dwoma napojami zajęłyśmy miejsce w sali. Usiadłyśmy idealne pośrodku jedna obok drugiej, a między nami paczka zakupionego jedzonka. Kiedy seans się zaczął, a sala przyciemniła się na tyle, że nikt nas nie widział przysunęłam się bliżej dziewczyny aby nasze kolana znów się stykały. Roześmiana nastolatka przydeptała mi moje moje buty, a ja ze zirytowaną miną wyciągnęłam je spod jej trampków.
Seans był taki jaki sobie mogłam wyobrazić. Popcorn zniknął zanim film się rozwinął. Nasze dłonie już dawno były splecione razem, a moja głowa opierała się o jej ramię. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek przezwyciężę strach przed rozmową z Robin, a tym bardziej, że skończę z nią na randce w kinie. Jeszcze nie do końca wiedziałam, jak miałam zamiar przekazać mamie, że jej opętana przez szatana córka ma dziewczynę. Znaczy, jeszcze żadna z nas nie zapytała o związek, ale wydaje mi się i prawdopodobnie też dziewczynie, że takie pytania są denne i przereklamowane, oraz, że przypominając straszne czasy primary school, gdzie związki trwały pół sekundy.
– Ta dziwna wygląda jak ty. – szepnęła Robin na po posłałam jej kuksańca, prawie przewracając przy tym opakowanie popcornu. – To tak pozytywnie. Zakład, że skończy z tym mięśniakiem, a chudzielca wykorzystają do napisania eseju?
– Do tego nie trzeba być wróżką. Ruda skończy z buntownikiem. – zauważyłam na co ktoś za mną kopnął mnie w siedzenie. Uniosłam głowę i spojrzałam na gościa, który albo miał ADHD albo nie podobała mu się nasza rozmowa. Chłopak nie był dużo starszy od nas, z laską przy boku. – Masz problem, czy zespół niespokojnych nóg?
– Już nie dość, że muszę patrzeć na wasze chore zachowania to jeszcze komentujecie. Jak się wam film nie podoba, to tam jest wyjście. – syknął. No nie powiem, że nie, człowiek podniósł mi ciśnienie. I to nie tylko mnie, bo w blasku ekranu zauważyłam jak twarz Robin przybiera odcień pomidora i to nie ze wstydu. Była wściekła.
Już chciała się odezwać, ale powiedziałam jej żeby nie przeszkadzała sobie baranem w końcu głupki mają to do siebie, że nie odpuszczą, a pomimo prostej fabuły film mnie zaciekawił i nie chciał być wywalona przez ochroniarza.
Im dalej w las tym bardziej wciągnęłam się w film i przeżywałam go razem z bohaterami. Opakowanie leżało na podłodze. Nasze dłonie były ciasno splecione, a kolana stykały się jakby ktoś je zlutował ze sobą. Gdyby Robin założyła się wtedy o milion dolarów o to kto z kim skończy, byłaby milionerką. Za to kiedy tylko główny bohater uniósł zaciśniętą dłoń, a „Don't you forget about me" zaczęło lecieć w tle miałam łzy w oczach. Robin widząc, że płacze starła je nadgarstkiem. Uniosła mój podbródek tak abym dokładnie widziała jej błękitne tęczówki. Ona pierwsza zrobiła kolejny krok. Nasze usta zetknęły się w krótkim pocałunku, który trwałby dłużej gdyby nie zapalające się światła ogłaszające koniec seansu.
Szybko uciekłyśmy z kina mając nadzieję, że nie natrafimy na gościa, który miał jawny problem z naszą orientacją na którą wpływu nie miałam ani ja ani tym bardziej Robin. Pomału szłyśmy w stronę samochodu wciąż trzymając się za ręce. Ramię przy ramieniu uśmiechając się szeroko. Nie byłam pewna czy mogłam być jeszcze bardziej szczęśliwa.
Postanowiłam odwieźć ją do domu. A kiedy zatrzymałam się przed budynkiem zgasiłam silnik i wyszłam za blondynką. Chwyciłam jej delikatną dłoń i przyciągnęłam do siebie. Teraz już nic nie mogło nas powstrzymać. Większość świateł w mieszkaniach było zgaszonych. Pocałowałam ją, a nastolatka oddała go nawet bardziej namiętnie niż się tego spodziewałam. Czułam jak słone łzy ściekają mi po policzkach. Nie były one ze smutku, ale ze szczęścia, że w końcu mi się udało. Nie musiałam zmuszać się do kochania płci, która mnie nie interesuje. Byłam z dziewczyną. Dziewczyną, która zawsze zarażała mnie szerokim uśmiechem. Dziewczyną w której podobało mi się wszystko, zaczynając od wyglądu po jeszcze cudowniejszy charakter. Dziewczyną dla której wydawałam moje zarobki aby kupować kasety, bo miałam nadzieję, że uda mi się ją zaprosić do kina. Czułam się wolna. Wręcz uskrzydlona, kiedy czułam dotyk jej dłoni sunących po moich ramionach. Sama nie do końca wiedziałam co mam robić z moimi, więc tylko kreśliłam kółka kciukiem po jej szyi.
– Kocham cię. – wypowiedziałam dwa proste słowa, które sprawiły, że dziewczyna odsunęła się od mnie. Nie byłam jedyna po której policzkach ściekały łzy w tym momencie.
– Gdzie się ukrywałaś przez tak długi czas Mercedes? – spytała się Robin wzdychając głucho. Przejechała dłonią po moim policzku na co uśmiechnęłam się i sama otarłam łzy dziewczynie.
– Za regałem z kasetami.
---
jestem zaskoczona, że udało mi się zakończyć shota
dla przyjacielskiej relacji merci x steve mogłabym się pokroić podobnie jak dla romansu między moimi dwoma księżniczkami
nigdy nie pisałam wątku nie hetero więc to mój debiut ale różnicy nie było z byt dużej, tylko większa niepewność czy aby na pewno druga strona jest danej orientacji
przez ostatnie wydarzenia naprawdę utożsamiam się z całą sytuacją bo sama znalazłam swoją Robin do której coś czuję ale jestem pewna że ona nie więc przynajmniej tu mamy happy end
mam nadzieję że się podobał
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top