Dziecko Abominacji
W tej części jedyne elementy zgadzające się z grą, to flashbacki, które umieściłam także tutaj (jak pewnie się domyślacie, uwielbiam je pisać. Zwłaszcza gdy mogę tłumaczyć dialogi po swojemu UwU) oraz drobne elementy dotyczące np. faktów z życia postaci.
Mam nadzieję, że ta część także przypadnie Wam do gustu.
Miłej lektury! ♥
Alita natychmiast skierowała się, wraz z Chrisem, w stronę Apartamentów Addisona. Miała nadzieję, że tam coś znajdą. Sprawdzili wszystkie pomieszczenia... Oprócz piwnicy. Była pewna, że jeśli tam nie będzie nic, co by im pomogło, będzie to oznaczać, że wszystko już przepadło. Gdy tylko dotarli na miejsce, poszli za budynek - widzieli, że tam są drzwi do piwnicy. Nie wiedzieli, w którym pokoju się pojawią, jeśli przez nie przejdą, ale zdecydowali się z nich skorzystać.
Już po chwili znaleźli się w pokoju Larry'ego. Pomieszczenie było całe zakurzone. Ściana pękała w niektórych miejscach, częściowo rwała się także tapeta. Po pokoju walało się mnóstwo kartonów, nie wyglądały jednak na puste. Dodatkowo pod ścianą stała komoda z wiszącym nad nią lustrem, kilka szafek, łóżko, szafka z telewizorem... Oraz sztaluga. Najwidoczniej Larry lubił malować.
Na szafce najbliżej drzwi, przez które Alita i Chris weszli do pokoju, stało radio z włożoną do środka podpisaną płytą. "Sanity's Fall".
- Czyli to stąd nasi rodzice uwielbiają metal - uśmiechnęła się dziewczyna. - Posłuchamy?
- Pewnie - Chris natychmiast podłapał pomysł przyjaciółki.
Alita zatem kliknęła odpowiedni przycisk w urządzeniu. Już po chwili całe pomieszczenie wypełniło się głośną, metalową muzyką oraz ostro zachrypniętym głosem wokalisty. Nastolatkowie zgięli palce środkowe i serdeczne i zaczęli machać głowami na wszystkie strony, śmiejąc się. W pewnym momencie poczuli chłód. Nie był on jednak spowodowanych przeciągiem - drzwi były bowiem zamknięte.
- Czemu tu jest tak zimno? - Alita zatrzymała piosenkę i objęła się ramionami, pragnąc zachować choć trochę ciepła.
- Słyszałem kiedyś, że jeśli nagle bez powodu czujesz chłód, to znaczy, że przeszła przez Ciebie czyjaś dusza - Chris uśmiechnął się do dziewczyny. Podszedł do niej i czule ją przytulił.
- Myślisz, że to jego? - spojrzała na niego.
- Możliwe.
Jednak Super Gear Boy nic nie pokazywał. Chris mógł mieć rację. Minęło tyle czasu... Konsola została zmodyfikowana przez Todda równo trzydzieści lat temu. Najprawdopodobniej jej moc się odrobinę wyczerpała. Nie wiedzieli tylko, jak mogliby ją odnowić...
Pomyśleli, że znajdą odpowiedź w kartonach stojących przy ścianie. Zabrali się więc za przeszukiwanie ich... Jednak już w pierwszym Chris coś znalazł. Była to gazeta, kolejny numer "Nockfell News". Pierwsza strona przykuła jego wzrok najbardziej.
Znajdowało się na niej zdjęcie z egzekucji Sala. Problem w tym, że nikogo, poza Ashley i katami, tam nie było...
***
- Gdzie to znaleźliście? - spytał Sal, biorąc do rąk gazetę.
- Zrobiliśmy sobie wycieczkę do Apartamentów Addisona - powiedział Chris, siadając obok taty. - Pomyśleliśmy, że zostały tam może rzeczy po Larrym... I znaleźliśmy to w jednym z kartonów.
Sal delikatnie musnął palcami pierwszą stronę gazety i westchnął. Wiedział, że byli tam tylko on, dwóch egzekutorów oraz Ashley. Nie podejrzewał przyjaciółki. Jednak mężczyźni byli naprawdę podejrzani... Może to któryś z nich zrobił zdjęcie?
- Problem w tym, że nikogo tam nie było - wtrąciła się Ash. - Ja nie zrobiłam zdjęcia, a Twoi kaci - spojrzała na Sala. - po prostu strącili Cię z krzesła i odeszli. Dziwię się, że pozwolili mi do Ciebie wejść - położyła dłoń na ramieniu przyjaciela.
- Ale skoro tak... - zastanowił się Todd. - To kto zrobił to zdjęcie? Jeśli nie Ty i nie oni...
- Wydaje mi się, że ingerował w to Jim - podsumował Sal. - On zawsze odpowiadał za wszystkie rzeczy paranormalne - myślał tu głównie o dzienniku, który znalazł kiedyś w swoim plecaku.
- Nie pamiętam, żebym kupowała tę gazetę... - powiedziała cicho Ash. - W ogóle przestałam ją kupować po Twojej egzekucji - spojrzała na Sala. - Może był to numer, do którego mieli dostęp tylko członkowie kultu? Jestem pewna, że ktoś by mi powiedział, że byłeś na okładce tygodniówki.
- To pewne - rzucił Todd. - Ale skąd ta gazeta się tak nagle wzięła w pudle Larry'ego? Może był to Jim, ale... To nie ma trochę sensu.
- Wiecie... - zaczął Chris. - Gdy tam byliśmy, włączyliśmy sobie Sanity's Fall z radia i nagle zrobiło nam się zimno. Może to była dusza Larry'ego?
Ash, Todd i Sal popatrzyli po sobie, zaskoczeni. Oni nigdy nie poczuli nieprzyjemnego chłodu. Jak to możliwe, że ich dzieci dostąpiły tego "zaszczytu"?
- Cofnijmy się jeszcze - zaproponowała Alita. - Na pewno macie jeszcze jakieś notatki, które Wam zostały z tamtych lat.
Todd natychmiast ruszył w stronę swojego biurka. Wyjął z szuflady kilka karteczek, po czym wrócił na łóżko i rozłożył notatki na kołdrze. Ashley wzięła jedną z nich do ręki.
- Pamiętam ją - uśmiechnęła się smutno do rudowłosego. - Kilka dni przed pokonaniem kultu znalazłam ją wśród Twoich rzeczy...
***
- Minęło pięć miesięcy, odkąd Todd uciekł z ośrodka. Mam nadzieję, że wszystko z nim w porządku... - powiedziała Ashley, patrząc na Neila.
Kobieta zawiązała wraz z ciemnoskórym umowę - albo odnajdą Morrisona i wszystko dobrze się skończy, albo...
- On musi być pod tym przeklętym kościołem. Tylko tam nie byliśmy w stanie się dostać - Neil siedział na łóżku, próbując pozbierać myśli, które ciągle krążyły wokół jego chłopaka. Bał się o niego. - Oni tam są, wiem to. Są tam... I mają mojego Todda.
- Udało Ci się zdobyć resztę tego ładunku od Twojego przyjaciela z armii?
Neil miał za zadanie w jakiś sposób wejść w posiadanie ładunku wybuchowego, który miał im pomóc w pokonani kultu oraz zniszczeniu Phelps Ministry.
- Tak, wczoraj - mężczyzna pokiwał głową. - A Ty? Zdołałaś znaleźć jakieś wejście?
- Tak mi się wydaje. Najlepiej będzie, jeśli udamy się tam we wtorek wieczorem, wtedy aktywność kultu jest najmniejsza - kobieta usiadła na krześle przy łóżku Todda. - Pamiętasz naszą umowę? Jeśli zostaniemy złapani...
- Nie zostaniemy - ciemnoskóry przerwał wypowiedź Ash. - Odbijemy Todda, a potem wyrzucimy w powietrze ten pieprzony kościół - posłał przyjaciółce ciepły uśmiech.
- Neil, ja mówię poważnie.
- Ja tak samo. Ale tak, pamiętam - westchnął. - Jeśli nas złapią, wysadzimy ich razem ze sobą. I jestem na to gotowy.
- Przynajmniej jedno z nas jest... - Ashley także westchnęła. Czuła się okropnie i nie chciała umierać. Jeśli Todd jednak by żył, zostałby sam. Bez przyjaciół, rodziny... I swojego chłopaka.
***
Młodsza Campbell odebrała mamie kartkę, a następnie zaczęła ją czytać na głos. W końcu Sal i Chris nie znali jej treści. Todd przeczytał ją po powrocie do domu.
Chrząknęła cicho i zaczęła czytać.
"PODSUMOWANIE NOTATEK KULTYSTÓW 03-05
TODD - jest zainfekowany przez mrok. Pojawia się to także wśród innych mieszkańców Nockfell i jest głównie przywoływane przez Pożeraczy Boga. Inne znaleziska sugerują, że proces ten może się też odbywać naturalnie, bez interwencji kultystów czy rytuałów. Na początku mogliśmy rozmawiać z Toddem i byliśmy w stanie wyciągnąć od niego jakieś informacje. Z czasem, mrok się rozszerzył i Todd stracił trzeźwe myślenie. Teraz uciekł ze szpitala, z pomocą kultu. Na szczęście chcą go żywego. Więc jest bezpieczny aż do momentu, w którym dowiemy się, jak go stamtąd wyrwać. W międzyczasie kontynuujemy prace Todda i szukamy leku, aby odwrócić działanie infekcji oraz oczyścić zakażone ciało. Wierzę, że wkrótce nam się to uda, potrzebujemy tylko jeszcze trochę czasu.
TAJEMNICZY INFORMATOR - kultysta z wewnątrz, który nam pogada. Ale kim on jest? I dlaczego zdradza kult, by nam pomagać? Ciągle tego nie wiemy. Mimo wszystko jednak, bez jego pomocy nie zaszlibyśmy tak daleko. Opisał nam detale dotyczące działań Pożeraczy Boga oraz miejsc ich spotkań, aczkolwiek w niejasnych, pisanych na szybko notatkach.
PHELPS MINISTRY - zdecydowanie nie jest to zwykły kościół na Chapel Hill. Kościół jest głównym wejściem do świątyni Pożeraczy. Po dokładnym przeanalizowaniu Addison Temple, Phelps Temple była bardzo strzeżona przez ostatni czas. Ostatecznie, ochrona trochę się rozluźniła. Podejrzewamy, że to przez indoktrynację większości (jak nie całości) przywódców rządu przez Pożeraczy Boga. Musimy być ostrożni z tym, komu ufamy."
Zgięła kartkę na cztery części i spojrzała na Sala. Mężczyzna westchnął ciężko.
- I pomyśleć, że tym tajnym informatorem był Travis... - spojrzał na przyjaciół. - Podejrzewałbym go o bycie członkiem kultu, ale nie o to, że jakimś cudem zacznie Wam pomagać. Zwłaszcza po tym, jak traktował nas przez całe liceum.
- Może coś mu się przestawiło w głowie - Ashley wzruszyła ramionami. - Nigdy nie wydawał mi się normalny. Pomijając wszelkie wyzwiska, jak można nie lubić pizzy?
- Ciągle to przeżywasz? - Todd uniósł rozbawiony brew. Pamiętał, jak w liceum Ash stwierdziła, że nielubienie pizzy jest nieludzkie. Larry nazwał wtedy Travisa kosmitą.
- A Ty nie? - Ash spojrzała na przyjaciela.
- Po tym wszystkim, co wydarzyło się po liceum, chyba już nic mnie nie zaskoczy - starszy Morrison przeczesał włosy i westchnął ciężko.
- Kim jest Travis? - spytała Alita, dotykając ramienia mamy.
- Travis... - skrzywiła się. - Nie był dla nas zbyt miły w liceum. Wyzywał nas od gejów, pedałów i innych takich. Z jakiegoś powodu Sala upodobał sobie najbardziej. Problem w tym, że trafił na mistrza ciętej riposty - zaśmiała się cicho. - Szkoda tylko, że z czasem sobie nie odpuścił. Dokuczał nam wszystkim. Pamiętam, jak wielokrotnie Todd po prostu uciekał z lekcji, zamykał się w łazience i płakał przez słowa Travisa skierowane do niego i Neila...
- Nie wiedzieć czemu, stał się informatorem Ashley oraz właśnie Neila - ciągnął Sal. - Pomagał im, podawał wszystkie szczegóły dotyczące tego, co planuje kult konkretnego dnia. W dniu, w którym ich pokonaliśmy, Ash dostała od niego notatkę z mapą, jak dotrzeć do centralnej świątyni.
- Problem w tym... Że nie udało nam się nikogo uratować - westchnęła Ash. - Nikogo, oprócz Todda. Kenneth i Travis zginęli. Neila, Maple i dwoje innych ludzi zabito. Sala już dawno z nami nie było, a Larry kompletnie zniknął i nie ma z nim kontaktu. Gdyby tylko był jakiś sposób...
- Macie jeszcze jakieś notatki o tym całym Travisie? - spytał Chris.
- Nie konkretnie o nim... Ale mamy o Dziecku Abominacji - Todd podał przyjaciółce odpowiednią kartkę. - Ta notatka jest jeszcze mojego autorstwa. Pamiętam, jak pisałem ją, patrząc na zdjęcie Sala. Pasuje do opisu.
Ash zaczęła czytać na głos.
"OSTATECZNA PRZEPOWIEDNIA CITLALI GREY
Błękitny płomień, nieugaszony, wciąż migający w ciemności. Widzi pomiędzy światami, Dziecko Abominacji. Dzierżący światło ponad wszystkimi ludźmi, przedziera się przez nieskończoną czerń. Zdrajca naszego rodu, wskrzeszony przez Asintmah. Jego miecz, krew ludzka, wznosi się, aby chronić Wielką Potworność i zapobiec triumfowi ludzkiego gatunku."
- Ten fragment Todd znalazł w jakichś starych księgach - powiedziała Ashley. - Dalszą część napisał jakiś czas później.
"NOTATKI - Citlali, rdzennoamerykański prorok. Nieznane korzenie. Dawniej członek Rady Pożeraczy Boga, możliwe że oryginalnej formacji. "Asintmah" odnosi się do zbioru trzech piramid. Udało mi się odnaleźć jedną z nich i ciągle szukam pozostałych dwóch. Nie jestem do końca pewien, kim jest "Dziecko Abominacji", ale jeśli jest ono wrogiem kultu, może ono być wielkim sojusznikiem."
Sal w tym czasie sięgnął po kolejną kartkę i zaczął ją czytać. W jego lewym, zdrowym, oku pojawiły się łzy.
- Było z nią aż tak źle? - spytał cicho, patrząc na Ash.
- Niestety tak - kobieta westchnęła. - Czasem nawet nie byliśmy w stanie jej uspokoić czy spokojnie zasnąć...
Tym razem Chris wziął kartkę do ręki i zaczął ją na głos czytać.
"Dzień 1: Maple stała się zagrożeniem dla innych i samej siebie, przez co musiała zostać zamknięta.
Dzień 7: Przez większość czasu Maple jest świadoma i przytomna. Jest wdzięczna, że szukamy sposobu, aby jej pomóc.
Dzień 11: Zepsucie wydaje się bardziej aktywne w nocy. Dziś wzmocniliśmy klatkę i wprowadziliśmy kolejne ograniczenia dla bezpieczeństwa nas wszystkich. Maple się to nie spodobało, ale rozumie, dlaczego to robimy.
Dzień 20: Infekcja się pogarsza. Możemy rozmawiać z Maple tylko przez połowę czasu. Przez resztę czasu zachowuje się jak demon czy coś podobnego, prowadzony przez przemoc.
Dzień 32: Z Maple już trudno jest rozmawiać. Jej wygląd zewnętrzny zaczyna się zmieniać.
Dzień 39: Zaczęła krzyczeć w nocy i nie przestała aż do momentu, w którym jej gardło zaczęło krwawić.
Dzień 42: Krzyki powtarzają się przez kolejne kilka nocy. Na szczęście nikt nie mieszka dość blisko, aby je słyszeć, a piwnica zagłusza większość dźwięków.
Dzień 45: Maple już nie krzyczy, ale czuje się coraz gorzej.
Dzień 46: Nie możemy jej zmusić do jedzenia.
Dzień 51: Wciąż nie chce jeść. Zmuszamy ją do jedzenia tak często i bardzo, jak tylko się dało, ale jest to bardzo trudne.
Dzień 64: Maple zaczyna pachnieć niezbyt przyjemnie. Wciąż nie je."
Odłożył kartkę na bok i westchnął.
- To takie okropne - powiedział. - I pomyśleć, że to wszystko przez jeden kult...
- Zastanawia mnie tylko... Jak ma nam to pomóc w odszukaniu Larry'ego? - spytał Todd.
- Pomyślałem, że w każdym z tych miejsc możemy znaleźć coś, co nas zaprowadzi do rozwiązania - rzucił Sal. - W dawnym pokoju Larry'ego znaleźliśmy gazetę, która prawdopodobnie nigdy nie trafiła do mieszkańców Nockfell. Może pojedziemy jeszcze do szkoły... Na wzgórze, gdzie kiedyś stało Phelps Ministry... Jeszcze raz do Apartamentów... I poszukamy w domu? Jestem pewien, że coś tu znajdziemy. Coś, czego nikt inny nie widział i nie będzie w stanie.
Ashley spojrzała na Todda, córkę i jej przyjaciela.
- To może się udać. Rozdzielimy się - zadecydowała. - Ja poszukam w szkole, Sal na wzgórzu, Todd zostanie tutaj, a dzieciaki przejdą się jeszcze raz z Super Gear Boyem po Apartamentach.
Wszyscy razem kiwnęli głowami. Już chwilę później Sal zniknął. Ash, Alita i Chris wyszli z domu i wsiedli do samochodu, a Todd zaczął przeszukiwać rzeczy w szopie obok mieszkania.
***
Ashley przechadzała się po pustych korytarzach. Szkoła, do której chodzili, miała problemy finansowe, aż w końcu ją zamknięto. Nikt nie zdecydował się na kupno budynku, przez co stał tam, opuszczony, zatęchły i powoli się rozpadający.
Kobieta, mając ręce w kieszeniach spodni, rozglądała się uważnie dookoła, poszukując czegoś przykuwającego uwagę. Czuła, że może to mieć znaczenie.
Weszła do pomieszczenia, które dawniej było stołówką. Teraz jedynie roznosiło się po nim ogromne echo, gdy stawiało się kolejne kroki. Pamiętała, jak często przesiadywała tutaj z Salem, Larrym i Toddem, obmyślając kolejne teorie na temat duchów lub krytykując mortadelę, którą dostawali do kanapek.
Zadrżała na wspomnienie tego, z czego tak naprawdę była zrobiona...
***
- Czy ta mortadela nie smakuje dla Was tak... Dziwnie? - spytała Ash, która zrezygnowała z kanapki i zdecydowała się na wzięcie sałatki.
- Już w zeszłym tygodniu myślałem, że jest obrzydliwa, ale tym razem pobili samych siebie - Todd wziął do ręki kartonik z mlekiem i upił łyk, chcąc pozbyć się okropnego smaku z ust.
- Ktoś mi kiedyś powiedział, że robią ją z koziego mięsa... - dorzucił Larry, odpychając od siebie tacę z drugim śniadaniem.
Sally zamyślił się na chwilę.
- Czy to nie było tak, że w zeszłym tygodniu parę dzieciaków się pochorowało po zjedzeniu tego mięsa? - spytał, patrząc na przyjaciół.
- Ludzie, błagam, nie rujnujcie mi jedzenia! - rzucił Chug z ustami pełnymi kanapki. - To najlepsza część dnia!
- Zebranie? - westchnął Sally.
***
Jak postanowili, tak zrobili. Sal, Larry, Ash i Todd odeszli kawałek i zaczęli dyskutować, co może się znajdować w mortadeli. Gdyby tylko wtedy wiedzieli, czego tak naprawdę używała ich matematyczka, aby ją zrobić...
Ashley potrząsnęła głową i poszła dalej. Przeszła całą szkołę, ale nic nie znalazła. Stanęła na korytarzu prowadzącym do tylnego wyjścia... I nagle zrobiło jej się zimno. Objęła się mocno ramionami i rozejrzała dookoła. Nic jednak nie zauważyła. Wszystkie okna i drzwi były zamknięte, a klimatyzacja już dawno nie działała. Ciekawe, co to było...
Kobieta już miała iść dalej, gdy poczuła, jak jej stopa o coś uderza. Gdy spojrzała w dół, zobaczyła jakiś nibyodłamek. Gdy wzięła go w palce i dokładniej mu się przyjrzała, zdębiała. Była to jakby część pękniętego kamienia podzielonego na cztery części. Na fragmencie tym natomiast zauważyła namalowaną część twarzy Larry'ego. Wszędzie poznałaby tą szczupłą twarz, głębokie cienie pod oczami oraz długi nos.
Przycisnęła odłamek do piersi i natychmiast napisała SMS-a do Todda.
Do: Todd :3
Chyba coś znalazłam. Nie wiem dokładnie, co to jest, ale na pewno nam pomoże.
Schowała telefon do kieszeni i wybiegła ze szkoły. Wsiadła do samochodu i ruszyła w stronę mieszkania Todda i Chrisa, aby później pokazać wszystkim swoje znalezisko.
***
- Myślisz, że coś tu znajdziemy? - spytała Alita, rozglądając się po pomieszczeniu.
Ona i Chris akurat byli w piwnicy i przeglądali pudełko z rzeczami znalezionymi. Wciąż znajdowały się tam jakieś przedmioty, więc mieli nadzieję, że znajdą wśród nich coś użytecznego.
- Bardzo bym tego chciał - westchnął chłopak. - Oni wszyscy cierpią, widać to po nich. Musimy im jakoś pomóc.
Szatynka podeszła do drzwi znajdujących się tuż obok i nacisnęła klamkę... Jednak nic się nie stało. Warknęła cicho.
- Pieprzone drzwi. Musimy je jakoś otworzyć. Byliśmy już tak naprawdę wszędzie, tylko nie tu - powiedziała, patrząc na przyjaciela. - Otworzysz je?
- Sam na pewno nie. Ale w pokoju czterysta dwa chyba była skrzynka z narzędziami Lisy. Pójdę po nią, może znajdę tam jakiś łom czy coś - Chris posłał dziewczynie uśmiech i podniósł się.
Już po trzech minutach przyjaciele znajdowali się w pomieszczeniu, od którego odchodziły drzwi do pokoju, w którym znajdowało się wejście do świątyni. Chris zauważył, że kawałek dalej coś leży. Podszedł do przedmiotu i wziął go do ręki... A chwilę później zawołał do siebie Alitę.
Był to kolejny odłamek - bardzo podobny do tego, który znalazła Ash. Na tym kawałku jednak było widać ciemnobrązowe, rzadkie włosy oraz spory pieprzyk blisko prawego oka. Przyjaciele od razu rozpoznali tę osobę.
- Larry... - powiedzieli w tym samym momencie i popatrzyli na siebie.
- To jest jakiś znak, jestem tego pewna - powiedziała blondynka, trzymając odłamek w dłoni.
- Chodź - Chris wstał i złapał dziewczynę za rękę. - Idziemy do mnie. Musimy pokazać reszcie, co znaleźliśmy.
***
Sal usiadł na wzgórzu i westchnął ciężko. Pamiętał dzień, w którym wraz z Ashley i Larrym pokonali kult. Westchnął cicho i rozejrzał się dookoła. Zarówno połamane deski, jak i rozsypane kamienie ciągle znajdowały się w tym samym miejscu. Nikt ich nie posprzątał. Poprzewracane ławki oraz leżący na trawie krzyż wyraźnie sugerowały, że kiedyś znajdował się tu kościół. Niestety, nie zawsze pełnił on taką funkcję, jaką powinien...
Sally często zastanawiał się, czy to wszystko, co się wydarzyło, miało tak naprawdę sens. Morderstwa, spalenie domku na drzewie, poświęcenie Ash... Może to wszystko nie musiało się stać.
Ciągle pamiętał tę okropną noc, gdy musiał zabić wszystkich mieszkańców Apartamentów Addisona.
Pamiętał wszystko.
Słaby, wołający o pomoc wzrok pani Gibson.
Radość w oczach Janis Morrison, gdy go zobaczyła oraz przyjazny uśmiech Raya.
Ciepły wzrok CJ'a, Azarii oraz Sierry, kiedy przyszedł do ich pokoju. Byli przekonani, że zdecydował się, by dołączyć się do imprezy...
Niewinne zachowanie Davida oraz niezrozumiały wzrok.
Zamglone spojrzenie Chuga oraz szeroko uśmiechającą się do niego Sodę. Zabijając ją, nawet na to nie patrzył. Nie był w stanie...
Zmartwione oczy Roberta oraz jego troskę o stan zdrowia Sala.
Wzruszające słowa jego ojca, "Kocham Cię" na końcu oraz ciepłe wzrok i uśmiech Lisy.
Musiał ich wszystkich zabić. Pięciu mężczyzn, sześć kobiet i jedno dziecko. Gdyby tylko była jakaś możliwość, by tego wszystkiego uniknąć...
Pociągnął cicho nosem i objął się ramionami. Zaczął wiać delikatny wiatr, przez co jego włosy zaczęły falować do tyłu. Nie czuł chłodu. Czuł tęsknotę. Chciał wreszcie znów zobaczyć Larry'ego i mocno się do niego przytulić...
Nagle poczuł, że coś pojawia się na jego szyi. Był zszokowany, widząc, że jest to złoty łańcuszek Megan (pierwszego ducha, jakiego zobaczył w Apartamentach Addisona). Jednak zamiast krzyżyka wisiał na nim odłamek pasujący do tych, które znaleźli Ash oraz Alita i Chris. Na jego kawałku znajdowała się prawa część ciała Larry'ego - ręka, fragment koszulki z literą S, nogawka spodni ze srebrnym łańcuchem oraz ciemnobrązowy but.
Ścisnął mocno odłamek. Czuł, że mu się przyda.
Sal rozpłynął się w powietrzu, a pojawił się w sypialni Todda. Był ciekaw, czy reszta także coś znalazła.
***
Todd przeszukiwał szopę w poszukiwaniu czegokolwiek, co naprowadziłoby go na trop Larry'ego. Pod biurkiem stał karton z pamiątkami po wszystkich przygodach, jakie razem odbyli.
Kostka Rubika. Detonator, którym pokonali Czerwonookiego. Piłka tenisowa. Wszystkie zdjęcia i poboczne notatki dotyczące kultu. Wszelkiego rodzaju koniugacje między mieszkańcami Apartamentów Addisona a kultem. Wszystko było w jednym miejscu.
Todd wyjmował każdą rzecz po kolei i dokładnie ją oglądał, jakby szukając w nich podpowiedzi. Dopiero na dnie znalazł coś, czego szukał.
Ostatni odłamek z brakującą ręką, drugą częścią koszulki, nogawką i butem. To był Larry. Rozpoznałby go wszędzie.
Wtedy dostał SMS-a od Ashley. Odczytał go, ale nie odpisał. Po prostu wszedł do sypialni
***
Ashley, Alita z Chrisem i Sal pojawili się w pomieszczeniu w tym samym czasie, co było dla Todda ogromnym zaskoczeniem. Nie mawiali się na konkretną godzinę. Jakim cudem tak się stało?
Nie miał jednak czasu się nad tym zastanawiać. Wszyscy usiedli obok rudowłosego i spojrzeli na niego.
- Ashley, pokaż, co masz - poprosił.
Kobieta wyjęła z kieszeni odłamek i położyła go na łóżku. Cała reszta spojrzała zaskoczona na leżący na pościeli fragment kamienia. Todd i Alita położyli swoje znaleziska obok. Podobnie uczynił Sal, najpierw odpinając łańcuszek i zdejmując z niego potrzebny mu przedmiot.
Chwilę później kawałki same się do siebie zbliżyły, na co Alita przytuliła się do Chrisa. Uniosły się na wysokość oczu osób znajdujących się w pokoju, a następnie złączyły się, roztaczając wokół siebie jaskrawą poświatę. Cała grupa odwróciła wzrok i zasłoniła oczy, oślepiona. Gdy światło opadło, ponownie spojrzeli na kawałki... Które były połączone. Nie było jednak widać po tym śladu. Wyglądało to tak, jakby były one całością od samego początku.
Kamień opadł na dłoń Chrisa. Chłopak zacisnął na nim delikatnie palce.
- I co teraz? - spytała Ash. - Co mamy zrobić dalej?
Sal dokładnie przyjrzał się kamieniowi i zobaczył, że pojawiły się w nim szmaragdowe klejnociki. Zamyślił się na chwilę.
- Todd - spojrzał na przyjaciela. - Weź Super Gear Boya i spróbuj go użyć na tym kamieniu.
Jeśli gdzieś pojawiała się zieleń, zawsze oznaczało to udział sił paranormalnych. Todd wziął wspomniane przez przyjaciela urządzenie i wrócił do nich na łóżko. Nacisnął odpowiedni przycisk, a ekran konsoli zaczął się świecić na zielono. To oznaczało tylko jedno.
Kamień z wizerunkiem Larry'ego miał coś wspólnego z drugą stroną - ze światem duchów.
Todd wcisnął guzik powodujący wyładowanie elektryczne. Chwilę później przed łóżkiem zaczęła się pojawiać wysoka postać. Na początku była rozmyta, ale wkrótce Sal, Ash i Tod ją rozpoznali.
Długie, ciemnobrązowe włosy. Spory pieprzyk koło prawek oka. Krzaczaste brwi. Czarna broda.
To był Larry.
Całą trójką najpierw nie potrafili uwierzyć, że to się stało. A gdy już uwierzyli, Larry rozłożył ramiona, w które od razu wpadli. Z ich oczu pociekły łzy. Tak strasznie brakowało im Johnsona przez te wszystkie lata.
Alita i Chris siedzieli na łóżku, przyglądając się mężczyźnie. Spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się. Udało się. Odnaleźli Larry'ego, tak, jak obiecali rodzicom.
- Już, już, jestem tu - Johnson także ledwo powstrzymywał łzy. Tak strasznie stęsknił się za przyjaciółmi. Uniósł wzrok i zobaczył dwoje nastolatków siedzących na łóżku. - A to kto?
- To Alita i Chris - uśmiechnął się Sal. - Córka Ashley i adoptowany syn Todda.
- Cholera, najwidoczniej sporo mnie ominęło - zaśmiał się Larry... I spojrzał na przyjaciółkę. - A co z ojcem Ality? Nie ma go?
Ashley wzruszyła ramionami.
- Gdy tylko się dowiedział, spieprzył z miasta i tyle go widziałam - powiedziała. - Wystraszył się odpowiedzialności i zwiał.
- Kutas - podsumował Larry, na co córka Ash się zaśmiała. Miała podobne zdanie o swoim ojcu, kimkolwiek on był. - Nie mam szacunku dla takich ludzi - mężczyzna spojrzał na blondyna i szatynkę. - Znacie już całą historię czy jeszcze nie do końca?
- Chyba już wiemy wszystko - Chris posłał Larry'emu uśmiech. - Rodzice i Sal nam opowiedzieli. Choć jednego elementu układanki dalej nam brakuje...
- Czego konkretnie? - spytał duch Johnsona i spojrzał po wszystkich. Każdy oprócz niego zwiesił głowę. - Ej, no co jest, ludzie?
- Dlaczego? - spytał Todd. - Czemu to zrobiłeś?
Larry westchnął ciężko. Nie chciał o tym opowiadać. Ale najwidoczniej nie miał wyjścia. Rzeczywiście wisiał przyjaciołom porządne wyjaśnienie, co stało się tamtego feralnego wieczora...
***
(aut. Teoria jest zainspirowana grą, ale niekoniecznie musi być prawdziwa)
"Zabij się."
"Koniec jest już bliski."
"Dziecko Abominacji musi powstać."
Larry nie mógł już tego wszystkiego wytrzymać. Przez cały czas, gdy zwiedzali z Sallym Apartamenty Addisona, był całkowicie zamyślony. Oczywiście rozmawiał z przybranym bratem, ale po jego minie dało się wywnioskować, że jego umysł jest kompletnie gdzie indziej.
Trudno było mu też przetrawić informację, że jego ojciec był kosmitą i przybył na Ziemię przez przypadek. Że dołączył do kultu, by ocalić swoją rodzinę i nigdy nie wrócił.
- Do wieczora, Larry! - zawołał Sal na pożegnanie. Tego dnia mieli pójść do rodziców na obiad... I tego dnia rozegrał się cały horror.
- Do wieczora, braciszku! - odpowiedział chłopak.
Jednak kiedy Sally się odwrócił i zaczął iść przed siebie, Larry posmutniał. Nie mógł tego dłużej wytrzymać. Wszedł do swojego pokoju, założył kurtkę i udał się do swojej Fortecy Samotności - domku na drzewie zbudowanego dla niego przez Jima. Gdy tylko tam dotarł, otworzył stojącą w rogu szafkę i wyjął z niej tabletki nasenne oraz butelkę mocnego alkoholu. Usiadł przy ścianie pod oknem i westchnął ciężko, a z jego oczu wyciekły łzy.
"Zabij się, Larry."
"Nie masz wystarczająco siły, by to znieść."
"Nie dasz sobie rady. Skończ ze sobą, to najlepsze wyjście."
Te głosy w jego głowie nie dawały mu spokoju. Larry sięgnął po leżący obok notes i długopis, po czym zaczął pisać wiadomość dla swojego przybranego braciszka.
"Sally,
Wiem, że pewnie będzie Ci ciężko to zrozumieć. Przepraszam. Proszę, nie obwiniaj się i błagam, nie znienawidź mnie za to. Miałem szczęście, że pojawiłeś się w moim życiu. Nie mógłbym nawet prosić o lepszego brata niż Ty, stary. Wiem, że dokonasz ogromnych rzecz. Musisz iść dalej. Iść zwalczać ciemność. Nadchodzi. Słyszę, jak szepcze w mojej głowie. Jest coraz głośniejsza. Muszę to zakończyć. Nie jestem w stanie dłużej tego znosić. Nie jestem tak silny, jak Ty. Kocham Cię, Sally Face. I zawsze będę.
Do zobaczenia po drugiej stronie,
Larry."
Zszedł na dół i przypiął notatkę do drzewa, wcześniej wkładając ją do strunowego woreczka, by nie zmokła. W końcu padał ogromny, ciężki deszcz.
Gdy wrócił na górę, zajął to samo miejsce, co wcześniej. Otworzył opakowanie z lekami i wysypał kilkanaście tabletek na dłoń. To był lek Sala, który kiedyś zostawił w domu na drzewie, gdyby nie umiał zasnąć w razie nocowania. Szkoda, że chłopak nie pomyślał, by po przeprowadzce zabrać je ze sobą...
Larry połknął tabletki, a następnie odkręcił butelkę z whisky i wziął kilka sporych łyków. Gdy odsunął alkohol od ust, połowa butelki była już pusta. Chłopak czuł, jak czuje się coraz gorzej. Mimo wszystko jednak wypił resztę whisky, a chwilę później osunął się na podłogę, uderzając ciałem o dębowe deski.
Jego powieki robiły się coraz cięższe. Ostatkiem sił sięgnął po telefon i napisał Salowi SMS-a.
Do: Sally Face ♥
"Sal, przepraszam, stary. Proszę, nie obwiniaj się."
Już po paru chwilach otrzymał odpowiedź.
Od: Sally Face ♥
"Za co Ty mnie przepraszasz? O czym Ty mówisz"
Do: Sally Face ♥
"Już czas, żebym odszedł..."
Od: Sally Face ♥
"Dobrze Ci radzę, nie rób niczego głupiego"
Do: Sally Face ♥
"Za późno. Już wkrótce mnie tu nie będzie"
Od: Sally Face ♥
"Przestań się wygłupiać, Larry, to nie jest śmieszne!"
Metalowiec mógł sobie tylko wyobrazić, jak to, co robi, strasznie zrani Sala. Nie mógł jednak postąpić inaczej. Ciągłe szepty w jego głowie powodowały, że nie potrafił normalnie funkcjonować. Ledwo zasypiał w nocy, za dnia chodził rozkojarzony.
Usłyszał jeszcze dwa kolejne SMS-y i nadchodzące połączenie, ale nawet nie sprawdził, od kogo są. Nie miał na to siły. Po chwili jego oczy zamknęły się, a on odszedł na wieczną wartę... Lub wieczne potępienie.
***
- Ale... Co z Twoim ciałem? - spytała Ash. Nie płakała, choć czuła, że niedługo zacznie.
- Zabrali je - westchnął Larry. - Przyszli i po prostu je zabrali. Nie wiem, po co i niezbyt mnie to obchodzi. Ważne, że odzyskałem przyjaciół. I obiecuję, że już nigdy mnie nie stracicie - uśmiechnął się i objął czule całą trójkę. Gestem ręki zachęcił także Alitę i Chrisa, aby dołączyli się do uścisku. Młodzi od razu to zrobili.
Rzeczywiście, teraz Ash i Todd mogli wzywać Larry'ego za pomocą Super Gear Boya. Zawsze musieli mieć jednak przy sobie kamień z jego podobizną.
Alita i Chris zostali parą. Cała ta sytuacja jeszcze bardziej ich do siebie zbliżyła i zacieśniła ich relację.
Wszystko wróciło do normy. A poza całą czwórką, Salem i Larrym nikt więcej nie wiedział, co się wydarzyło. Tak miało pozostać.
I tak się stało.
A Alicie udało się spełnić jej marzenie. W końcu to ona chciała wiedzieć, kim on jest.
**********
Hejka kochani!
Okej, ta część jest już zakończona. Całe "I wanna know who he is" to miały od początku być tylko dwa rozdziały i przy tym zostanę. Nie chcę sobie wszystkiego komplikować, bo samo robienie analiz zabierało mi wiele czasu, tak samo jak tłumaczenie notatek Todda oraz tych pisanych przez Ash w ostatnim epizodzie.
W każdym razie mam nadzieję, że Wam się podobało. A tych, którzy nie widzieli, zapraszam do "Pink-and-blue feather" - opowiadania będącego połączeniem Kopciuszka i Sally Face.
Pozdrawiam, wera9737.
Enjoy! =^.^=
PS: W mediach: Sanity's Fall - "Singular" (tak, z Sally Face)
("Social connection, social obsession. Network humanity, converging with machinery (...) behind the light I see what lies. This parasite has to die!")
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top