Rozdział siódmy

17.11.2030

Lekarze nie wiedzą co mi dolega. Zrobili różnorodne badania RTG głowy i nie zdiagnozowali żadnej przyczyny, która może powodować tak silne i ciągłe bóle. 

"Czy zmieniał pan ostatnio leki... albo jakieś przyzwyczajenia?" pytają mnie w czasie wywiadu. 

"Nie biorę żadnych leków." odpowiadam ze zmęczeniem. "Jedynie ketonal i paracetamol."

Ostatecznie podłączają mnie bez powodu do kroplówki i wstrzykują mocną substancję przeciwbólową. Jestem pod obserwacją i nie pozwalają wejść nikomu dopóki nie odpocznę.

Następuje to dopiero pięć godzin później. Jestem przekonany, że Harry już dawno poszedł do pracy, jednak, kiedy otwieram oczy on siedzi przede mną ze smutnym wyrazem twarzy. Wygląda z kilka lat starzej przez opadnięte kąciki ust.

"Co tu kurwa robisz?" pytam sennie, przecierając twarz niepodłączoną do niczego ręką. 

"Też cię miło widzieć."  stwierdza.

Przysuwa bliżej krzesło, ale zachowuje wyraźny dystans. 

"Powinieneś być w pracy." 

"Nie." odpowiada i spogląda na wyświetlacz telefonu. "Praca to ostatnie miejsce, którym powinienem sobie zawracać teraz głowę. Lek działa?"

Mrugam w osłupieniu.

"Tak i nie. Czuję różnicę, ale dalej mnie boli."

Harry przeczesuje włosy i skupia się na jednym punkcie. Nigdy nie przeszło mi przez myśl, że ktoś taki jak on mógłby okazać się wsparciem. 

Przyspieszam bieg kroplówki i odwracam głowę w następnej fali bólu.

"Chcesz porozmawiać?" pyta delikatnie. 

"Nie. Chcę ciszy."  

"Okay." zgadza się. "Możemy wspólnie pomilczeć, a kiedy będziesz mieć dość mojej ciszy, powiedz mi."

Czas ruszył z miejsca. Spoglądam na niego z małym uśmiechem i nie mogę przestać dziękować, że jestem tu właśnie z nim.

-

Po godzinie od rozmowy telefonicznej z Liamem, mój przyjaciel przyjeżdża do kliniki w mniej niż osiem minut. Wpada do sali jak narwany i przeżywa szok na widok Harry'ego. 

Styles też nie jest zadowolony z jego obecności. Wzdycha dosłyszalnie ze wzrokiem skierowanym ku podłodze.

"Czy mogę z tobą na moment porozmawiać?" warczy Liam w stronę bruneta. 

"Czemu nie przy Louisie?" rzuca, opierając łokcie o kolana. "Masz przed nim jakiś tajemnice?"

"Nie. Chcę z tobą wyjaśnić kilka spraw-"

"To powiedz je wszem i wobec. Louis nie jest idiotą."

"Posłuchaj mnie!" podchodzi bliżej i chwyta w garść jego koszulkę. Harry odpycha go prostym ruchem, nie zmieniając swojej pozycji. "Krzywdzisz go. To ty go krzywdzisz, debilu."

"Liam, boże, uspokój się, co?" wtrącam się, przyciągając go za szlufkę od spodni do łóżka. "Nic złego nie zrobił."

"Nie pamiętasz!" unosi się. Nagle uspokaja się i zrzuca swój trencz na drugie krzesło. "Nie wiem jakim cudem mu ufasz. Miałeś trzymać się od niego z daleka, Louis, czemu ty mnie nigdy nie słuchasz."

Jego słowem ociekają zawodem. Harry marszczy na niego brwi.

"Przyszedłem do niego sam." przyznaje się. "I nie wiem co by było, gdybym tego nie zrobił."

"Na pewno nie leżałby tutaj." wypluwa Liam, patrząc na niego groźnie.

"O co ty mnie oskarżasz, Payne? Co ty myślisz, że mu zrobiłem?"

"Jesteś nieświadomy." kręci głową. "Może potrzebowałeś większego wpierdolu. Może odwidziałoby ci się wtedy zarywanie do mojego kumpla."

"Louis nie jest twoją wyłącznością."

"Nie, ale twoją też nie był- nie jest- i nie będzie." 

W powietrzu wisi napięta atmosfera i mam tego szczerze dość. Nie pomagali, tylko drażnili.

"Możecie oboje stąd wyjść?" pytam, zasłaniając oczy dłońmi. "Zajmijcie się sobą i dajcie mi kurwa spokój."

-

Dwie imprezy odbyły się bez mojej obecności ani zapewnienia, że wszystko jest upięte na ostatni guzik. Wcale się nie dziwię, gdy dostaję skargę, że tort został przełożony złym smakiem, a stoły zostały ustawione w zły sposób. Nigdy nie dopuściłem do takiej rzeczy i czuję się z tym co najmniej źle.

Wyszedłem ze szpitala jeszcze tego samego dnia. Na pewno leki wzmocniły moją odporność i zminimalizowały ból, więc mogłem zająć się tym co do mnie należało. Do domu odwiózł mnie Liam, który w trakcie jazdy cały czas pocierał moje kolano w troskliwym geście.

"Umówiłem cię na jeszcze jedną wizytę u lekarza." zanim zdążę się na niego wydrzeć, ucisza mnie i kontynuuje. "To zajmie tylko chwilę i...Doktor Claren jest sprawdzoną osobą. Tu chodzi w końcu o twoje zdrowie, Louis. Chcę dla ciebie dobrze."

"Wolałbym umrzeć niż się z tym męczyć." wyznaję w przypływie odwagi. Liam parkuje przed wieżowcem i spogląda na mnie długo. "Po prostu to skończyć, nie czuć nic."

"Przestań mówić głupoty. Obiecuję ci, że będzie dobrze. Ten ból przejdzie, bądź silny, Louis."

"Byłbym z mamą" szepczę spokojnie, tak spokojnie jakbym nie rozmawiał o śmierci. "gdzieś daleko od tego całego zjebanego świata."

"Nie." Liam przeklina pod nosem i uderza z całej siły w kierownicę. "Zostanę z tobą na noc. Jeszcze kurwa jedno słowo, Louis, a dzwonię po Lottie."

Śmieję się, zwracając się w jego stronę z pobłażaniem.

"Gdybyś przestał mnie w końcu postrzegać jako dziecko zobaczyłbyś, że prowadzę całkiem trudne życie. Nigdy nie miałeś styczności z taką odpowiedzialnością jak ja. Radziłem sobie przez te pięć lat doskonale- bez niczyjej pomocy."

"Nie radziłeś sobie, Louis. Byłeś w pieprzonej rozsypce."

"Radziłem sobie na tyle dobrze, żeby nie przerwać biznesu i normalnie funkcjonować. Nikt nie jest z tytanu, Payne." rzucam mu ostatnie spojrzenie. "Jedź do domu, chcę być sam."

 Natomiast on mnie nie słucha. Podąża za mną do windy.

-

Macie czasami dni, które przypominają inne dni, ale nie potraficie zrozumieć czemu? Herbata smakuje tak samo jak kiedyś, ale czegoś brakuje. Masz deja vu, sprzątając podłogę, natomiast wciąż ten dzień ma namiastkę nowości. 

Takie dni napawają mnie smutkiem. Wydają się powtarzać i przygnębiać.

Za czasów studiów mieszkałem z Liamem pod tym samym dachem. W końcu tak właśnie staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi. U nas panował pewien porządek: Liam zajmował się przygotowywaniem jedzenia, a ja nastawiałem budzik, przypominałem mu o ważnych wydarzeniach i robiłem listę zakupów. Wydawało się fair zestawienie poważnej  roli Payne'a z kilkoma małymi obowiązkami dla mnie. Zresztą to mi pasowało; lubiłem czuć się ważny.

Dzisiejszy wieczór nie przypominał niczym innym dni za tamtych czasów. Liam przejął kuchnie i poprosił o nastawienie timera na pół godziny, żeby nie zapomnieć o lazanii. Starał się mnie bardziej nie wkurzać ani nie poruszać tematów doprowadzających do kłótni.

"Jeśli chcesz, możesz zaprosić Hayley."  proponuję. "Pokój gościnny jest uprzątnięty"

"Nie będzie ci to przeszkadzać?" ekscytuje się. "Ma dzisiaj wolne i na pewno się ucieszy."

"Jasne, dzwoń do niej." 

W telewizji leci Pamiętnik i mam wrażenie, że widziałem go z tysiące razy, ale dzisiaj oglądam go wyjątkowo inaczej. Liam rozmawia roześmiany ze swoją dziewczyną, a ja wyciągam się po chusteczki jeszcze zanim jest je nawet sens użyć.

"Serio, Louis?" dziwi się przyjaciel, gdy odkłada telefon na bok. "Oglądasz film, który kiedyś najbardziej hejtowałeś?"

"Ja? Czemu niby go hejtowałem?"

Liam spogląda na mnie jak na idiotę, po czym kręci głową.

"Nieważne. Może tylko się...drażniłeś."

"Ja się nie drażnię." prycham i łykam herbatę. "Dosyć tandetna fabuła, ale Gosling ją wybrania."

"Oczywiście, Goslingiem byś nie pogardził." mówi zaczepnie i poprawia koc u moich stóp. "Lubisz ten typ, hm?"

"Payne najadłeś się jakiś prochów w szpitalu czy...?" kopię go w nogę. "Wywalaj z mojego miejsca."

"Nie sądziłem, że kiedykolwiek to powiem, ale jednak było możliwe, żebyś stał się jeszcze bardziej nieznośny."

Przenosi się na zaledwie pięć minut na fotel, gdy rozlega się dzwonek do drzwi. Wtedy wyrywa się i jestem skazany na nasłuchiwanie jakże namiętnego mlaskania.

"Cześć, Lou." Hayley nachyla się, żeby cmoknąć mnie w czubek głowy. "Jak się czujesz?"

"Na tyle źle, żeby oglądać romans." 

Dziewczyna wybucha śmiechem i przysiada się obok mnie.

"Jej nic nie powiesz?" pyta z oburzeniem Liam. "Siedzi tam gdzie ja siedziałem!"

"Nie wszyscy mają ten przywilej. Tym bardziej; tutaj bliżej do chusteczek. I do mnie"

"On jest okropny." wygłasza Liam, rozsiadając się na całą szerokość. "Mogłem cię zostawić w szpitalu, wiesz."

Wzruszam ramionami.

"Mogłeś."

-

Udaje mi się zasnąć na kolanach Hayley. Brunetka otoczyła mnie kocem i praktycznie przytuliła do siebie, żeby było mi wygodnie. Pierwszy raz zasypiam i czuję, że nic mi nie może w tym przeszkodzić. 

"....no ale, ale Harry nie wie?" szepcze. Są to pierwsze słowa, które słyszę po wybudzeniu. Staram się leżeć w bezruchu, przysłuchując się ich rozmowie. 

"Nie. Tak mi się przynajmniej wydaje." odpowiada Liam. "Nie mam pojęcia co z nim zrobić. Przecież... nie przechodził przez to wszystko, żeby teraz znowu zjebać sobie życie. Z drugiej strony ile może to potrwać? Dowie się w końcu, jeśli nie ode mnie to od lekarki. Wyjdę na chujowego przyjaciela."

"Li..."

"Mówię serio."

"Przed tym kazał ci przysiąc, że nigdy w życiu nie dasz mu się o tym dowiedzieć. Spełniasz jego wolę."

"Hayley, ale...nikt nie zakładał takiego scenariusza jaki jest teraz. Nie podejrzewałem, że wiesz."

"Wiem." ścisza głos. Czuję jak jej ręka zaczyna mącić mi we włosach. "Zrób to jutro. Zostań z nim i... wytłumacz wszystko."

Nastaje długa chwila ciszy.

"Zobaczymy."

18.11.2030

Po podsłuchanej rozmowie miałem zagwarantowany brak spokoju. Przez całą noc myślałem o co może chodzić i odchodziłem od zmysłów. Ból głowy utrzymywał się z tą samą intensywnością i kiedy przyszedł ranek, wstałem i zrobiłem tyle hałasu, żeby nie stracić ani chwili dłużej.

Podziałało.

"Chryste, Louis." burknął Liam, podstawiając kawę pod wylot z ekspresa. "Od kiedy stajesz tak kurewsko wcześnie?"

"Od kiedy boli mnie głowa." wyjaśniam i łykam na jego oczach lek. "Jakieś plany na dzisiaj?"

Przyjaciel obraca w rękach kubek i zerka na mnie niepewnie.

"Um, nic konkretnego, ale... może wybierzemy się gdzieś? Park?" wykrzywiam twarz w niezadowoleniu "Albo jakieś odludne miejsce?"

"Co powiesz na spacer po piccadilly?"

Liam przechyla obojętnie głową.

"Niech będzie."

-

Piccadilly o tej porze jest praktycznie opustoszałe. Tylko lekki wiatr zapełnia przestrzeń. Kupiłem nam lody, po czym z dziecięcą radością usiedliśmy na schodkach za posągiem. 

"Ciągle obstajesz przy tych samym klimatach." komentuje. "Miasta, sklepy."

"W takich miejscach zlewasz się w jedno." zlizuję z wafelka ściekający lód i wyczekuję na poważny temat. Liam nie daje szybko za wygraną i zagaduje mnie o pierdoły. 

"Dobra, przejdź do rzeczy, przyjacielu." staram się przeobrazić to wszystko w żart. "Chyba nie zabrałeś mnie tutaj, żeby porozmawiać o pieskach."

"Nie." przyznaje i naprawdę boję się usłyszeć prawdę, ale należy mi się. Nawet jeśli będzie ona boleśniejsza od tego co teraz przeżywam. "Chcę ci coś powiedzieć, ale...musisz wiedzieć- zanim ci to powiem- że przed tym wszystkim co się wydarzyło złożyłem ci obietnicę, że cokolwiek by się nie działo nie przypomnę ci o tej sytuacji."

"Okay..." mrużę oczy, gdy słońce przedziera się przez chmury. 

"I teraz ją łamię, ponieważ...ani ty ani ja nie przewidzieliśmy, że Harry znowu stanie się częścią twojego życia."

"Harry?" upewniam się, że dobrze usłyszałem. "Mówiłeś mi, że ledwo go znałem."

"To było jebane kłamstwo." 

"Dlaczego mnie okłamałeś?" pytam, marszcząc czoło w zdezorientowaniu. 

"Daj mi... zacząć od początku, dobrze? Nie przerywaj." 

Liam wzdycha do nieba i daje skapać lodowi na posadzkę. 

"Poznałeś Harry'ego dziesięć lat temu w trakcie wymiany studenckiej do Francji. Większość uczelni z Anglii zgłosiło ochotników i grupą wybraliśmy się do Paryża. Harry, z tego co mi wiadomo, upatrzył sobie ciebie z samego początku wycieczki. Zagadywał do ciebie, na co ty go zlewałeś, próbował postawić ci croissanty, na co ty mu jednego prawie wrzuciłeś za koszulkę. Było to droczenie wymieszane ze szczerym uczuciem." na samą myśl się uśmiecha, sięga do swojej czapki i poprawia jej daszek. "Nie chcę zagłębiać się w to co się działo między wami w trakcie wyjazdu, ale pod jego koniec byliście już parą. Po powrocie utrzymaliście stały kontakt, Harry przyjeżdżał do naszego mieszkania i zabierał cię na randki oraz gotował obiady wyręczając w tym mnie. Naprawdę cię...kochał.  Po roku rzuciłeś studia i przeprowadziłeś się wraz ze Stylesem do własnego kąta. Stało się to tak szybko- próbowałem cię przed tym uchronić, ale mnie nie słuchałeś. Byłeś w niego zapatrzony i taki pewny swojej decyzji. Musiałem ci zaufać."

"Dlaczego tego nie pamiętam?" pytam ze łzami w oczach. "Liam? Dlaczego?"

"Do tego zmierzam. Po trzech latach zaczęliście planować ślub."

"Co?" 

Liam uśmiecha się do mnie smutno.

"To co słyszysz, Louis. Planowaliście ślub, ale nie doszło do niego, bo... wszystko nagle zaczęło się ciągnąć, a Harry przestał być szczęśliwy. To znaczy, nigdy nie przestał cię kochać, ale zaczął myśleć bardzo egoistycznie. Rozkręcałeś swój biznes, a on zaczął naciskać, żebyście przeprowadzili się do Francji. Chciał tam odbyć kursy kulinarne. Kiedy zrozumiał, że się na to nie zgodzisz, zaczął być jeszcze bardziej nieznośny. Kłóciliście się non stop. Wówczas umarła twoja mama, Lou, a Styles, zamiast być dla ciebie wsparciem, zamiast przestać patrzeć na czubek własnego nosa, zostawił cię. Bez pożegnania, spakował walizki i wyleciał do Francji. Pisał listy stamtąd, dzwonił, próbował się usprawiedliwić. Ale... na to co zrobił nie było żadnego usprawiedliwienia. Pojechałem do jego rodzinnego domu dzień przed wylotem i przyjebałem mu. Było z tobą bardzo...bardzo źle." Liam zacina się i w ciszy próbuje się zebrać w sobie, by dokończyć historie. "Chodziłeś na terapie- rozpamiętywałeś tam każdą chwilę z nim. Nie potrafiłeś ruszyć dalej.  Zdarzały się dni, że przychodziłem do ciebie, a ty płakałeś w kącie i nabijałeś skórę paznokciami. Mijały lata, a ty dalej trwałeś w nieszczęściu. Nikt nie dorównywał twoim zdaniem Harry'emu. Porzuciłeś w ogóle możliwość na odnalezienie miłości. Żyłeś pracą, ale wciąż o nim myślałeś. Był nieodłączną częścią i tematem, który poruszałeś. Pewnego dnia przyszedłeś do mnie z pudłem rzeczy; wszystkimi pamiątkami, które ci po nim pozostały i poinformowałeś mnie, że przejdziesz zabieg usunięcia wspomnień z Harry'm."

Moje serce przystanęło na mini sekundę. To wszystko... miało ogromny, przerażająy sens. 

"Przykro mi do tego choćby wracać, Louis... w czasie operacji wystąpiły komplikacje. Wyjęli je, ale przestałeś oddychać, więc znowu je przywrócili i na nowo wyjęli. Koniec końców udało się i zapomniałeś, że ktoś taki jak Harry Styles istnieje." Liama oczy błyszczą od łez. Przeciera je szybko nim zauważę i dodaje "Niestety to dalej nie zapewniło ci szczęścia. Często miałem wrażenie, że... odczuwałeś pustkę. Pogodziłeś się z samotnością i stałeś się pracoholikiem."

Długo przetwarzam to co do mnie powiedział. Nie wiedziałem nawet, że coś takiego jak 'usuwanie wspomnień' istnieje. Fakt, że Harry mnie zranił, a teraz spędzam z nim czas jak gdyby nigdy nic wywołuje u mnie odruch wymiotny.

"Nie rozumiem jednego." odzywam się spanikowany. "On wiedział? Wiedział przez ten cały czas, że go nie pamiętam i to wykorzystał?"

"To jest najlepsze, Louis." Liam kręci głową. "Harry nie ma możliwości wiedzieć o tym, że usunąłeś z nim wspomnienia. Żyje w przekonaniu, że mu wybaczyłeś. Dałeś drugą szansę."

"Wziął to za grę." uświadamiam sobie, chwytając za głowę. "Ja pierdole. Za każdym razem, gdy nie wiedziałem o co mu chodzi on myślał, że się zgrywam."

Liam pozostawia to w powietrzu i śledzi wzrokiem chmury.

"Nie sądziłem, że możesz się w nim znowu zakochać." wyznaje w zamyśleniu. "Byłem pewny, że tym razem... jakoś tego unikniemy."

"Skąd możesz wiedzieć, że się w nim zakochałem?"

Jego wyraz twarzy łagodnieje. Wiatr zwiewa włosy Liama na bok, gdy mówi:

"Widziałem cię jak pierwszy raz się w nim zakochałeś i wiem, że nie różni się on niczym od drugiego razu."

Może i miał rację. 

Jednak po tym co się dowiedziałem miałem ochotę o nim znowu zapomnieć.












Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top