Rozdział dziewiąty

26.11.2030

"Panie Tomlinson już wiemy co się dzieje." 

Nie spodziewałem się usłyszeć tych słów. Doktor Claren chwyta się za głowę i przytrzymuje ją w dramatycznym westchnięciu. Biurko za którym siedzi tonie pod papierami i moją kartoteką po samym środku.

"Wytłumaczę to panu najprościej jak potrafię."

"Dobrze." przytakuję, zaczepiając dłonie o oparcia krzesła. "Czy to coś poważnego?"

Mężczyzna się waha.

"Po usunięciu wspomnień z panem Stylesem pana mózg, cóż, wytworzył  pewien system obronny, który chroni organizm przed ponownym zranieniem."

"Proszę?" mrużę oczy. "Jaki...to mózg może coś takiego zrobić?" pytam zbulwersowany.

"Najwidoczniej. Ingerencja we wspomnienia jest dla nas wciąż nowym odkryciem. Kiedy usunęliśmy go z pańskiej pamięci....coś się podziało." przerywa w konsternacji i przegląda notatki. "Prawdopodobnie, kiedy doszukuje się pan w mózgu zaprzepaszczonych wspomnień z panem Stylesem albo zbliża się pan do niego; przywiązuje na nowo, pana organizm się buntuje."

W milczeniu przetwarzam informację. Czyli...co? Jestem skazany na wieczne oddalenie od Harry'ego, bo inaczej będę cierpieć? Mój organizm- paradoksalnie- chce mnie ochronić przed nim i jednocześnie zniszczyć. 

"Czy, um, jest możliwość, nie wiem." wzdycham, przyciskając do oczu palce. Boże. "Zatrzymania tego bez konieczności rezygnowania z kontaktu z Harry'm?"

Doktor Claren utrzymuje ze mną spojrzenie, po czym je spuszcza i przełyka ciężko ślinę.

"Może."

-

Jestem przekonany, że każda osoba żyjąca na tej planecie ma przynajmniej ten jeden dzień, gdy leży w łóżku i wykonuje swój własny rachunek sumienia. Do tego dochodzi wyobrażenie lepszej scenerii sytuacji i dopowiedzenie rzeczy, których nikt nie wypowiedział na głos. Czasami żałuje i zaczyna płakać. Czasami chce cofnąć czas i zapobiec poczucia smutku lub niedosytu. Czasami (a może zazwyczaj) nie może zrobić nic. 

Leżąc tak nie płaczę ani nie oczekuję, że czas nagle się cofnie. Pragnę poczuć akceptację. Faktem jest, że nie pamiętam bólu sprzed usunięcia wspomnień, dlatego nie mogę wiedzieć za czym 'tęsknię' lub obwiniać, że posunąłem się do takiego czynu. 

Natomiast mam do podjęcia decyzję. Ciężką decyzję. I naprawdę trudno jest ją rozważyć, gdy telefon rozświetla się blaskiem jego imienia. 

"Halo?"

"Zanim cokolwiek powiesz, chcę cię ostrzec, że Styles jest pijany." informuje nieznajomy głos, który naraz zmienia brzmienie na o wiele głębszy. 

"Kazali mi zadzwonić, bo im o tobie opowiedziałem." mówi na wstępie przeplatając słowa śmiechem. "I tak jakby, um, graliśmy w wyzwania."

"I twoim zadaniem było zadzwonienie do mnie?" 

"Nie, to wyzwanie jest gorsze. Wszyscy tu zebrani wiedzą, że go nie wykonam, ale nie mogłem nie skorzystać z okazji porozmawiania z mon petit, huh?"

Drapię się w nos, totalnie nie czując się w sosie na taką rozmowę.

"Jak bardzo jesteś pijany?" dopytuję się.

"Trochę." szepcze, a przez słuchawkę da się dosłyszeć chichoty. "Bardzo trochę."

"Okay...i jakie jest twoje wyzwanie?"

"Mam z tobą porozmawiać..."

Milczę, czekając na ciąg dalszy. Harry mówi tak mozolnie, że przerwy wydają się końcem myśli.

"...seksownie przez jedzenie."

"Co, kurwa, proszę?" wyrzucam z siebie o mało nie krztusząc się śliną. "Kto wymyśla takie głupie wyzwania?"

"Wolałbyś, um, inne?"

"Czy to ma jakiekolwiek znaczenie co bym wolał?" pytam i kładę na swoje czoło chłodną dłoń.

"Tak."

"Cóż, Styles, wolałbym, żebyś strzepał sobie w łóżku i nie bawił się w gry dla dzieci."

"Noc jest jeszcze młoda." odpowiada konspiracyjnym tonem. "Mogę najpierw się pobawić z tobą, a później...sam."

Oddycham trochę szybciej niż powinienem. Nie rozumiem dlaczego po prostu się nie rozłączę z tym kompletnym kretynem.

"Zacznij wyzwanie." mówię "Zróbmy z tego challenge, Styles."

Harry wybucha długim śmiechem i mogę przysiąc, że przechodzi właśnie transformację w nastolatkę. 

"Włączam na głośnik. Więc. To będzie niezręczne, o boże."

"Teraz tchórzysz?" droczę się, zawijając na palec sznureczek od dresów. "Jesus."

"Polej mnie sosem." wypala, a wszyscy wokół dosłownie kwiczą. Jak bardzo oni się najebali? "Teraz ty."

"Czy ty masz fetysz- dobra. Um. Zrób mi malinkę."

"Jesteś na straconej pozycji, Tomlinson!" krzyczy ktoś. "Dajesz, Harry!"

"Posmaruj formę masełkiem." 

Nikt trzeźwy by na to nie wpadł. Przysięgam. Jednak właśnie wtedy poczułem przypływ poetyckiej weny.

"Zetrzyj ogórka." mówię, na co wszyscy po drugiej stronie telefonu zaczynają gwizdać. Harry odchrząkuje.

"Najpierw zagrzej mi parówkę."

"Słabe." komentuję. "Wyciśnij ze mnie soki Styles."

"Zrób mi hot doga." 

"Chciałeś powiedzieć; wsadź między moje bułeczki?" 

Harry śmieje się i chyba sam nie potrafi uwierzyć co się dzieje. Jak ja. Prawdopodobnie.

"Zmąć moje jajka" 

"O mój boże." chichoczę, chowając twarz pod dłonią. "Nafaszeruj mnie."

"Może zatkać korkiem? Od szampana."

"Popieprz mnie zamiast zatykać korkiem." konfrontuję. Chłopcy wybuchają piskiem i ogłaszają, że wygrałem tym tekstem. Harry stara się ich uciszyć i mówi:

"Ugniataj moje ciasto."

Osoby wokół Stylesa nie znają genezy owego wyznania i jedynie potwierdzają moją wygraną, ale ja, świadomy tego o czym mówi, tego co z nim robiłem, przyznaję mu w myślach nagrodę.

"Już nie jesteś na głośniku." oznajmia o wiele spokojniej niż przed chwilą. "Nie zawiodłeś." 

"Ty też nie, Styles. Ty też nie." powtarzam.

27.11.2030

Pobudka z bólem głowy przestała być dla mnie zaskoczeniem. Czasem przy silniejszym natężeniu musiałem zadowolić się dużym kubkiem kawy, tabletką i myślami co zrobić dalej.

Dzisiejszym odejściem od codzienności jest przyjście Hayley na śniadanie. 

"Mam coś dla ciebie." mówi na wejściu. Rzuca na podłogę pudełko, po czym wręcza mi torbę z Mcdonalda. "Wzięłam nam McTosty i placuszki."

"Jesteś aniołem." kwituję. "Co tam masz?"

Hayley stara się zebrać słowa, pomagając mi rozpakować jedzenie. Spoglądam na nią.

"Pamiętasz..." kręci głową, powstrzymując uśmiech. "Przepraszam, nie pamiętasz, więc. Przed usunięciem wspomnień przyszedłeś do nas i przekazałeś pudełko z rzeczami, które zostały po Harry'm." 

"Nie mogłem go zwyczajnie wyrzucić?"

Dosiadamy się do stołu i wywalamy papiery z kanapek na bok.

"Nie potrafiłeś, głupku." przerywa, aby przeżuć porządnie kęs. "Po zabiegu przejęliśmy też papiery przebiegu, wypisu i tak dalej. Są w środku."

"Aha, zerknę później."

Hayley odsuwa na bok włosy i obserwuje mnie wyczekująco. Z jej palców skapuje tłuszcz od placka, w ogóle się tym nie przejmując.

"Co ci powiedział doktor Claren? Liam powiedział, że nic nie chciałeś mówić."

"Bo..." wzruszam ramionami. "To nie jest takie proste. To znaczy to, że mój organizm broni się przed Harry'm już wiesz." dziewczyna potakuje "ale zapewnił mnie, że możemy pozbyć się bólu. W pierwszym przypadku musiałbym urwać kontakt ze Stylesem i liczyć na to, że ruszę dalej i przestanę o nim myśleć. W drugim mogę się podjąć ponownego usunięcia wspomnień z Harry'm i się od niego odciąć na zawsze. A w trzecim..."

"Może być coś gorszego?" pyta osłupiała, podkradając mi herbatę.

"Powiedział, że jest możliwość etapowego przywrócenia wspomnień, które powinny zatrzymać rozwój bólu." 

"No, ale-"

Uśmiecham się bez humoru.

"Wtedy przypomnę sobie całą krzywdę jakiej dokonał Styles." potwierdzam smutno, skupiając całą uwagę na toście. "Poza tym, metoda nie jest sprawdzona. Może zatrzymać bólu, ale nie ma żadnej pewności."

"Och, Lou." Hayley wyciąga rękę przez stół i splata nasze dłonie. "To jest okropne. Chciałbyś...spróbować?"

"Nie wiem czego chcę. Boję się, że nie wytrzymam tych wspomnień i go znienawidzę."

Hayley potakuje w zrozumieniu i ściska mnie mocniej.

"Powiedziałeś mu już? O tym, że go nie pamiętasz?"

"Nie do końca." przyznaję. "Jestem na dobrej drodze. Ja... Zanim zdołałem rozwinąć temat musiał wylecieć na ślub mamy."

"Mhm." puszcza mnie w zamyśleniu. "Wiesz, Louis. Znałam Harry'ego, znałam was i mogę z ręką na sercu powiedzieć, że Harry bezgranicznie cię kochał. Z jakiejkolwiek strony na to nie spojrzysz; zachował się egoistycznie, jednak nie zapominaj dlaczego to zrobił.  Chciał zawalczyć o siebie i swoje szczęście. O swoje marzenie. Źle to rozegrał, oczywiście, ale teraz.... nie jest już tą samą osobą. Osiągnął swój cel i prowadzi stabilne życie. Może faktycznie jest sens spróbować."

Milczę pocierając nerwowo czoło.

"Nie byłbym tego taki pewien."

-

Przeglądanie pudełka z rzeczami, które widzę po raz pierwszy w życiu, a mają sentyment wprawia mnie w dziwny nastrój. Jest tam sterta pocztówek (kto w tych czasach je jeszcze wysyła?). Bransoletki z eventów, czarny lakier do paznokci, świeczka, przepisy... koszulka z Rolling Stonesów (dziurawa), płyta cd i pudełeczko. Chyba nigdy z takim się nie zetknąłem, bo było podłużne i całe ze stali. Jego zawartość jest niczym innym jak zapalniczką. Od razu rzuca mi się w oczy, że jest wykonana ze szczerego złota z czarnymi wykończeniami.

Obracam ją w dłoni w zachwycie, a gdy zauważam grawer: Mon petit, rozklejam się. To jest ponad mnie. Ciekawe z jakiej okazji ją dostałem. Czy byłem wtedy szczęśliwy? Czy prosiłem o nią? Opieram się o ścianę i wyciągam z pudełka teczkę z kliniki. 

Wypisano mnie 22.03.2030. W czasie zbiegu wystąpiły komplikacje; "pacjent przestał oddychać." Byłem pod stałą opieką pielęgniarki. Dokonano trwałego usunięcia wspomnień- "pacjent odmówił wyjęcia wspomnień". 

Co to ma znaczyć? Marszczę brwi w zmieszaniu i wertuję resztę kartek w poszukiwaniu odpowiedzi. Niestety nigdzie jej nie znajduję, więc wspomagam się internetem. Nie jestem przygotowany na to co widzę. 

Dzielimy usunięcie wspomnień na trwałe i nietrwałe. Trwałe pozbywa się wspomnień bez możliwości przywrócenia ich, w przeciwieństwie do nietrwałego, gdzie wspomnienia wyjmuje się i przechowuje w laboratorium. 

Czy to ma oznaczać, że... trwale pozbyłem się wspomnień z Harry'm? I nie będę mógł ich otrzymać z powrotem? Opuszczam telefon na uda i patrzę się tępo w ścianę przede mną. O mój boże. Jak mogłem to zrobić. Jak kurwa mogłem to zrobić.

Na samą myśl moja głowa rozpala się mocniejszym bólem. Otaczam kolana ramionami i pierwszy raz przestaję widzieć sens mojego życia. 

28.11.2030

"Halo? Harry jest druga w nocy, ty pojebie, jeśli dzwonisz znowu pijany to przysięgam-"

"Przepraszam." przerywa pośpiesznie i bez wątpienia słyszę krótkie pociągnięcie nosem. "Myślałem o tobie cały wczorajszy dzień. Nie miałem odwagi zadzwonić, a w nocy... wydaje się to prostsze."

"I jest?" pytam sennie, zatapiając twarz w poduszce.

"Tak."

"O czym myślałeś?" 

Harry niemal od razu odpowiada.

"O naszych wspólnych niedzielach- widziałem cię pośrodku kuchni roześmianego nad parującym garnkiem. W dniu gdy się tobie oświadczyłem, a ty uklęknąłeś obok mnie i złączyłeś nasze czoła. W mojej restauracji, jak przychodzisz i mówisz do kelnera 'przyszedłem do pana Stylesa, proszę mu dać znać' i brzmisz tak bardzo władczo. I jeszcze w łóżku po jednej z naszych kłótni, śpiący spokojnie na stercie niewyprasowanych koszul. Albo jak stałeś na szafce, by sprawdzić czy sąsiad z naprzeciwka faktycznie nas podgląda. Wyglądałeś jak Piotruś Pan."

"To w większości fikcja czy-"

"Wspomnienia." mówi. "Tak bardzo za tobą tęsknię, Louis."

"Harry jest druga w nocy..." marudzę.

"I to nie zmienia faktu, że za tobą tęsknię. Niewyobrażalnie. Opowiedz coś" prosi "Na przykład jak ci minął dzień?"

Chujowo?

"Normalnie. Zrobiłem mały porządek, rozmawiałem z siostrami, spotkałem się z dziewczyną Liama. Nic ciekawego."

"Odpocząłeś?" 

Nie.

"Tak." zaciskam palce na nosie, starając się nie skupiać na bólu. "A jak tobie?"

"Mama pobrała się z Robinem, wydają się szczęśliwi, ale nie chcę myśleć o tym co teraz robią." parskam cicho. "W każdym razie wszystko było skupione na przygotowaniach. Byłem świadkiem."

"Mhm."

"Zasypiasz, co?"

"Mhm." ledwo przytrzymuję telefon. "Harry...gdybyś mógł cofać czas? Albo coś zmienić. Co byś zrobił?"

"Ugotowałbym więcej spaghetti, żebyś nie głodował."

"Mówię serio."

Harry wzdycha i przemieszcza się z hałasem.

"Cofałbym się do dnia, gdy cię pierwszy raz spotkałem. Wtedy mógłbym codziennie na nowo się w tobie zakochiwać."

Moje serce dosłownie staje na moment w nagromadzeniu emocji. Otwieram szeroko oczy.

"A co byś zmienił?"

"Wiesz co bym zmienił, Lou."

"Nie wiem." szepczę. 

"Tego dnia..." Harry'emu załamuje się głos. "Zostałbym z tobą i... nie pomyślałbym już nigdy więcej o restauracji."

"Pierdolisz od rzeczy. To było twoje marzenie-"

"Które nie przyniosło mi takiego szczęścia jak ty. Byłeś moim malutkim skarbem."

Oddycham ciężko, ściskając w ręce skrawek kołdry. Ta rozmowa nie powinna mieć w ogóle miejsca. Nasza relacja nie ma przyszłości. Czy bym tego chciał czy nie; będę zmuszony urwać z nim kontakt i jeszcze raz usunąć wspomnienia. Owa świadomość boli, ponieważ byłem gotów przecierpieć cały proces przywracania pamięci, by dać nam szansę. Najwidoczniej los nam nie sprzyja.  

"Louis? Jesteś jeszcze?"

Przyciskam czerwoną słuchawkę.







Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top