Rozdział dwunasty
6.12.2030
Zaufaliście kiedyś komuś tak bardzo, że mimo cierpienia przez które musiałeś przez tę osobę przejść, nie potrafiliście odejść? A gdy już odeszła- trzymaliście się jej wspomnienia jak ostatniej deski ratunku? Wydaje się, że to właśnie tutaj moja przeszłość i teraźniejszość podają sobie rękę.
Drugi zabieg przywracania wspomnień przyprawia mi więcej bólu niż poprzedni. Zaraz po obudzeniu przeszywa mnie mocny impuls rozwalający mózg na małe cząsteczki. Pielęgniarki zbiegają się wokół mnie i jak przez mgłę widzę przerażenie na ich twarzach.
"Nie idź."
"Lou, wrócę za godzinę-"
"Nie. Nie zostawiaj mnie...samego. Nie chcę być sam."
//
"To może zabrzmieć jak szalony plan, ale zastanawiałem się nad zapisaniem się na kurs kulinarny. We Francji." Harry spogląda na mnie z niepewnością w oczach. "Mógłby odmienić moje życie."
"Chcesz mnie zostawić?" pytam z furią, wyzwalając się z jego uścisku. Brunet natychmiast zaprzecza i dokłada starań, żeby na nowo mnie przyciągnąć. Nie daję się.
"Nie, mon petit, chciałbym, żebyś przeniósł się ze mną."
"Mam zostawić moją rodzinę? Pracę?" stoję nad nim z założonymi rękami. "Zastanów się, Styles zanim coś powiesz. Nie bądź pierdolonym egoistą."
//
Zamaszystym gestem zbijam nasze usta i uderzam plecami o ścianę za mną. Jestem tak spragniony jego ciała, chcę go na sobie, pod sobą i w sobie.
"Zagłuszasz swoje emocje." stwierdza pomiędzy pocałunkami. Na chwilę przestaję ściągać z jego bioder spodnie. "Porozmawiajmy-"
"Nie chcę, kurwa, rozmawiać, Harry." odzywam się na skraju płaczu. Ocieram niedbale oczy koszulką. "Wypieprz mnie i daj mi zasnąć bez zadręczania się. Okay?"
"Nie, kochanie."
Harry ujmuje moją twarz co prowokuje mnie do odrzucenia go siłą. Nie chcę delikatności. Troski. Oto nie prosiłem.
"Wiesz co? "warczę, a Harry odwraca spojrzenie. "Może faktycznie wyjedź sobie na ten zajebany kurs. Tylko trzymam cię w miejscu. Nawet mnie już nie chcesz."
"Co ty pierdolisz-"
"PROSIŁEM CIĘ O DWIE RZECZY!" wściekam się, czując ciepło ogarniające całe moje ciało. Harry obserwuje mnie z zimną krwią. "DWIE ZAJEBANE RZECZY, JAKIE HARRY? JAKIE?"
"Żebym nie wychodził bez uprzedzenia." odpowiada załamującym głosem. Przeciera policzki od łez, po czym opiera głowę o ścianę by spojrzeć w sufit.
"I?"
"Żeby cię wypieprzyć. Ale tego nie zrobię."
Trwa to chwilę, aż w końcu Harry odchodzi ode mnie z pogłębiającym się szlochem. Dokładnie chwilę później rozpłakuję się pośrodku korytarza.
"Mamy go." dochodzi do mnie kobiecy głos. "Shh, Louis, shh, podłączyliśmy cię do mocnych środków przeciwbólowych. Jesteś po operacji. Prześpij się. Wszystko będzie dobrze."
-
9.12.2030
Przechodzimy zmiany, uczymy się na błędach, poprawiamy się, aby znowu popełnić ten sam błąd. Harry nie jest ideałem. Ja też nim nie byłem i nie jestem. Czasem musimy to zrozumieć oraz zaakceptować obecny stan rzeczy.
Może moje wspomnienia są najprawdziwsze, ale tak samo i Harry- tu i teraz. Przy mnie, wtulony w mój bok. Od dni opuszcza pracę , starając się być dla mnie podporą. Gotuje, czuwa nade mną i tłumaczy wszystkie wspomnienia jakie ujawniają się z czasem. Zabiera mnie na spacery i ogląda filmy, które w ogóle mu nie odpowiadają.
"Wiesz, kilka lat temu nie zrozumiałem czegoś." wyznaje w nocy, tuż po zgaszeniu świateł. Układa się obok mnie na łóżku i zakłada ręce pod głowę.
"Co takiego?"
"Po śmierci mamy miałeś traumę. Zawsze przed moim wyjściem- gdziekolwiek by to nie było- błagałeś, żebym tego nie robił, ponieważ bałeś się, że cię zostawię. Bałeś się być sam, a ja.... nie traktowałem tego jako coś poważnego. Z początku" przerywa i prycha. "myślałem, że się zgrywasz."
Nie odzywam się, przetwarzając wszystkie razy, kiedy posunąłem się do krzyków, byle mnie nie opuszczał. Po jego odejściu nie potrafiłem nic zrobić. Zazwyczaj przeczekiwałem ten czas w rogu kanapy albo przy stole.
"Więc fakt, że cię opuściłem...." Harry pociąga nosem i odwraca się do mnie plecami. "Nie dziwię się, że usunąłeś ze mną wspomnienia. Nie radziłeś sobie i podziwiam cię, że tyle lat wytrzymałeś."
"Po twoim wyjeździe nie pracowałem przez miesiąc." wyznaję smutno. "Nie miałem nikogo. Oprócz Liama."
Harry spogląda na mnie ze łzami grożącymi ujściem lada moment. Obserwuję jak jedna z nich skapuje na moje przedramię i stapia się z ciemnością.
"Przepraszam cię. Tak mi przykro, mon petit. Nigdy nie powinienem cię zostawiać." zaciska oczy. "Nigdy."
"Wiem." mówię. "Ale tak samo ja. Nigdy nie powinienem dać ci odejść."
Harry przysuwa się; czuję, że szuka kontaktu. W tym celu podnoszę kołdrę w sugestywnym geście, który przyjmuje, wkopując się pod nią. Nasze nagie ciała spotykają się w najbardziej subtelnym zetknięciu od wielu dni. Tworzymy wspólne ciepło. Znajduję w tym...spokój.
"Boli cię głowa?"
Harry całuje moją klatkę, delikatnie przesuwając dłońmi po ramionach.
"Nie." szepczę i przyciskam nogi do jego pleców, żeby poczuć bardziej wypukłość. "Daj mi więcej."
"Dam ci wszechświat i kres morza, jeśli poprosisz."
Uśmiecham się, zduszając westchnięcie.
"Proszę."
-
Jakiś czas temu nikt by nie był w stanie wybudzić mnie o ósmej rano. Pewne rzeczy się jednak zmieniają, na przykład: odchodzi ból głowy i w zamian pozostaje ci nawyk wczesnego wstawania. Tak to już jest.
"Już ci zagotowuję wodę." są pierwszymi moimi słowami po ujrzeniu Harry'ego w korytarzu. Nigdy nie miałem okazji widywać go dopiero budzącego się do życia. Wstawałem dobre trzy godziny później, gdy Styles zdążył już objechać pół miasta, posprzątać dom i przygotować posiłek.
"Robię zupę mleczną" informuję, wyjmując mleko z lodówki. "chcesz z owsianką czy płatkami jak normalni ludzie?"
Harry mruga na mnie w oszołomieniu. Stoi nagi przede mną i wygląda jak zaspana owieczka. Opieram się o blat w prawdziwym podziwie, wpakowując sobie do buzi garść czekoladowych coco popsów.
"Mogą być te twoje."
"Bijesz punkty?" pytam ze śmiechem. "Czy mnie prowokujesz?"
"Może i to i to?"
Zachodzi mnie od tyłu, tuląc i skradając pocałunek z ust. Uświadamiam sobie, że pragnę go z każdym dniem bardziej. W każdej postaci. O każdej porze dnia.
Harry otacza mnie swoimi ramionami mocniej, równocześnie drażniąc nosem krawędź mojego ucha. Przybliża się do niego kokieteryjnie by wyszeptać:
"Najpierw mleko, później płatki."
"Co kurwa?" bulwersuję się, wyswobadzając z jego uścisku. Jestem dosłownie zgorszony. "Najpierw płatki, później mleko, chory pojebie."
"Będziesz słuchać się kuchmistrza czy swoich wymysłów?" marszczy brwi w złości. "Jeśli zrobisz swoimi błędnym sposobem, płatki zmokną pięć razy szybciej, a to przecież nie o to chodzi."
"Wyzwala się wtedy lepszy smak." syczę. "Zupa zaczyna się łączyć. Tworzyć pieprzoną jedność. Na twoim miejscu wybrałbym się jeszcze raz na kurs, bo chyba zapomniałeś podstaw."
Harry zabiera pustą miskę ze stołu i sięga po mleko, żeby je nalać.
"Nie." wyrywam mu je z ręki. "Nie zrobisz tego na moich oczach."
"Wiesz co?"
"Co?"
"Nie mogę uwierzyć, że uprawiałem seks z gościem, który daje najpierw płatki, później mleko."
"Tak?" nachylam się nad jego miską ze zmrużonymi oczami. "Wolałbyś chrupkie, dopiero co wrzucone płatki zamiast idealnie miękkich?"
"Oczywiście."
Proszę nie pytajcie dlaczego i jakim cudem skończyliśmy pieprząc się na stole.
-
Z tego co zdążyłem sobie przypomnieć Harry, Niall, Liam i ja tworzyliśmy grupkę najlepszych kumpli na ziemi. Powrót do tej namiastki przeszłości podnosi mnie na duchu. Wspólne piwo w kulturalnym lokalu? Streszczanie przebojów dnia? Plotkowanie? Wspominanie najgłupszych rzeczy? Fuck yeah.
"Byłem przekonany, że żartujesz sobie." przekrzykuje mnie Niall, gdy opowiadam o efekcie zabiegów. "Stary, musiałeś wydać majątek na te operacje. Serio jest tyle wart?" dodaje ściszonym głosem.
"Zaradzam jeszcze ton ciszej." odzywa się Harry, na co Liam zakrywa usta ze śmiechu. "I odpowiem za niego: nie jestem, ale to już powinieneś wiedzieć Ni."
"Na miejscu Louisa znowu bym usunął pamięć." zapija tę wypowiedź piwem. "I żył dalej."
"Dowiedział się, że wolisz najpierw mleko później płatki." mówię Harry'emu na ucho i nagle wszystko staje się dla niego jasne.
"Co jeszcze mu powiedziałeś?" pyta z zadowolonym z siebie uśmieszkiem. Zarzuca rękę na poręcz za mną i przechyla uroczo głowę.
"Nic więcej."
Popijam piwo, wspominając dzisiejszy poranek. Mógłbym tak codziennie; wraz z droczeniem i widokami. Trudno jest to jednak wyznać na głos.
Zauważam, że Liam i Niall pogrążają się w rozmowie o swoich pracach i dziewczynach. Daje mi to do myślenia czy po naszym zerwaniu, Liam specjalnie urwał kontakt też z Niallem? Mam nadzieję, że nie. To by mnie dobiło całkowicie.
"Zamierzałem cię spytać..." Harry lokuje swoje oczy na moich. Odchrząkuje. "Moi rodzice-"
"O nie." mówię, wiedząc do czego to prowadzi. "To będzie takie niezręczne."
"Proszę, mon petit. Mama nie daje mi spokoju, wszyscy się za tobą stęsknili." przenosi swoją dłoń na kolano i gładzi je. "Na obiad tylko. Przyjdzie Gemma z Michalem i Lux. Nękali mnie przez cały ślub, dlaczego cię nie zaprosiłem."
"Okay." zgadzam się. "Czy to oznacza, że... jesteśmy teraz czymś więcej?"
Harry unosi śmiesznie brew i zaciska na butelce piwa drugą rękę.
"Mon petit, chyba powinniśmy być w bardziej romantycznym miejscu, by o tym rozmawiać."
Wywracam oczami, łykając piwo.
"Proszę bardzo romantyku, możemy poczekać na deszcz, wtedy wyjdziemy na zewnątrz, żeby jeden z nas zadał pytanie. Poczekaj." wyjmuję telefon i sprawdzam pogodę. "Patrz, Styles, w środę będzie ulewa. Idealnie."
Widzę jak dołeczki Harry'ego wyskakują jeden po drugim. Boże. Kiedyś je wycałuję.
"Czy wy tu planujecie ślub?" pyta niespodziewanie Liam, nachylając się w naszą stronę. "Niall, w razie czego ja jestem świadkiem Louisa."
"Ej." blondyn wygląda na urażonego "Nie chcę być świadkiem osoby, która nie wrzuca najpierw płatków."
"Jezu, wy wszyscy macie coś z głowami." komentuje Harry.
"Dzięki." odpowiadam, na co całą grupą wybuchamy śmiechem. "Kto idzie zamówić więcej piwa?"
15.12.2030
Czy miłości można zaufać? Nie. Ale i tak to robimy. Za każdym razem. I myślę, że często można się na tym sparzyć, ale dzisiaj w otoczeniu Robina i Anne, wtulonych w siebie na jednym fotelu Gemmy i Michala celujących popcornem do swoich ust, chcę uwierzyć, że w końcu przychodzi moment, gdy można zaufać.
Przy stole przejmuję na kolana Lux, która na mój widok opuściła wszystkie zabawki i rzuciła się w moje ramiona. Szybko jednak usypia i muszę ją oddać Gemmie.
"Zaniosę ją do łóżeczka." mówi blondynka, podrzucając dziecko na rękach. Zabiera ze stołu smoczek, po czym wchodzi cicho na schody.
"Wykończyłeś ją." stwierdza Anne z pogodnym uśmiechem. "Tak się za tobą stęskniła. Co jakiś czas pytała, a kiedy wujek Louis przyjdzie? Kiedy zbudujemy fort? Jest tobą oczarowana."
"Obiecałeś jej fort?" pyta Harry.
"Nie pamiętam." szepczę, na co brunet nerwowo sięga po szklankę wody.
Czeka mnie jeszcze jeden zabieg. Po ostatnim ciągle przekładam termin, bo wydaje się wszystko w porządku, nie czuję bólu i większość wspomnień jest na miejscu. Natomiast nie wiem ile jeszcze ich zostało ani czy czegoś ważnego nie pomijam.
"Jak to jest z tym twoim zanikiem wspomnień, kochanie?" Anne zwraca się do mnie i nakłada na talerz żeberka. "Harry mówił, że miałeś jakiś wypadek."
Jakiś...wypadek? Nie potrafię pohamować zmieszania. Spoglądam na Harry'ego, który wydaje się zbyt zajęty jedzeniem, żeby uczestniczyć w rozmowie. Czysty wybieg z sytuacji.
"Um. Tak, lekkie...wstrząśnięcie." przyznaję, a Anne potakuje w skupieniu. "Wszystko wraca do normy, ale przez długi czas nie pamiętałem wielu rzeczy sprzed kilku lat."
"Aha." uśmiecha się za filiżanką. "Mieszkacie znowu razem?"
Harry wydaje się wyczuć, że wszyscy go obserwują, więc podnosi głowę na wysokość innych.
"Nie, mamo. Od niedawna dopiero jesteśmy, um, bliżej."
Harry nawet na mnie nie zerka. Co do kurwy? Kopię go pod stołem, ale zaciska tylko usta.
"Czyli zrobiliście sobie przerwę i teraz znowu próbujecie." stara się wytłumaczyć to chyba bardziej sobie niż reszcie. "Myślę, że to piękne. I oczywiście bez pośpiechu, wszystko przyjdzie w swoim czasie."
"Tak." potwierdzam, wzdychając cicho nad jedzeniem. Muszę zmienić temat. Muszę. "Proszę mi opowiedzieć jak wyglądał ślub."
"Oh, wspaniale-"
Prawdopodobnie wszyscy opisują jak przebiegały przygotowania oraz małe komplikacje, które ich spotkały, jednak mój mózg nie przetwarza danych, wyłączam się i ( co gorsza) przeszywa mnie znowu tępy ból.
-
"Możemy porozmawiać?" właśnie te słowa przecinają ciszę w samochodzie. I to nie moje, tylko jego. Bez konkretnego celu wystawiam rękę przez szybę z papierosem i opieram głowę o zagłówek.
Harry wzdycha ze zmęczeniem.
"Wstydziłem się."
"Czego kurwa mogłeś się wstydzić?" wyrzucam z siebie.
"Tego co mogą pomyśleć. Że zaczną się zastanawiać co takiego zrobiłem, że dopuściłeś się do usunięcia wspomnień. Obszedłem prawdę, ale ich nie okłamałem, Louis."
"Obejście prawdy do jebane kłamstwo."przysuwam fajkę do buzi. "Litości, Styles, czy oni w ogóle wiedzą, że nie utrzymywaliśmy kontaktu?"
Brunet wzrusza ramionami, wgapiony w drogę przed nim.
"Nie wiem. Zawsze omijałem twój temat, a z biegiem czasu przestali pytać."
Przez większość drogi nastaje cisza. Świst wiatru i odgłosy samochodów dotrzymują nam towarzystwa.
"Czuję się źle przez ciebie." stawiam na szczerość. Harry spogląda na mnie z przykrością. "A gdy zrozumiałem, że mnie znowu, w pewnym sensie, zraniłeś- okłamałeś zaczęła mnie boleć głowa."
"Nie-"
"Jeśli tak będzie za każdym razem..." przerywam, przecierając oczy. "To się wykończę. Zwłaszcza, gdy widzę jak po prostu masz wyjebane chwilami."
Harry zatrzymuje auto na jakimś uboczu, po czym schyla się nad kierownicą.
"Louis, przepraszam, powiedziałem to mamie bez namysłu i powinienem to sprostować, gdy to przytoczyła. Po prostu... ona myśli, że się zgodziłeś na mój wyjazd. Nie wie, że cię zostawiłem. Nie wie wielu rzeczy, ponieważ wstydzę się jaką krzywdę ci wyrządziłem." po jego policzkach spływają łzy, ale ma je gdzieś. Zerka na ułamek sekundy w moją stronę. "Nie sądzę, żebym sam sobie kiedykolwiek wybaczył. Czuję się pierdolonym zerem. Ta restauracja nic nie znaczy, kiedy ciebie nie ma obok. Jakby... bez ciebie życie nie ma pieprzonego sensu."
"Nie mów tak." wyglądam przez okno. "Jest okay, rozumiem."
"Ciągle wszystko pierdolę." wkurza się, mrugając szybko by odgonić nową falę łez. "Chcę przestać. Chcę, żebyś był szczęśliwy i wiedział, że jesteś dla mnie wszystkim."
"Jeśli chcesz, żebym był szczęśliwy to najpierw musisz wybaczyć samemu sobie."
"A ty? Ty już mi wybaczyłeś?"
"Tak." odpowiadam. "Teraz czas na ciebie."
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top