Epilog
10.09.2031
Na pytanie: ile się zmieniło w przeciągu prawie całego roku, nie potrafiłbym odpowiedzieć krótko. W moje życie weszło wiele pozytywnych zmian, pozbawionych bólu i smutku. Jedną z lepszych jest świadomość, że nie mieszkam już sam i każdego dnia mam przyjemność budzić się u boku chrapiącego anioła. Harry też nie narzeka. Zwłaszcza gdy znajdujemy małą pierdołę przez którą zaczynamy się wyzywać w żartach (to jest tłuczek nie tuczek, lody miętowo-czekoladowe to nie smak to "profanacja", woda gazowana jest "lepsza" od niegazowanej). Na pewno nie narzeka też na gotowanie dwóch posiłków dziennie dla swojego chłopaka. Tak, jesteśmy oficjalnie parą. Może nie było wyznania w deszczu, ale przy zachodzie słońca już jak najbardziej. Przeniosłem się do większego biura i przyjmuję o wiele mniej zleceń, by mieć czas dla siebie. Byłem trzy razy na wakacjach i...ach. Harry został jurorem w MasterChefie. Teraz mogę oglądać go zza kulis i przed telewizorem.
Większej dumy nie czułem nigdy.
"Mamy dzisiaj specjalnego gościa, który...utrudni wam zadanie." ogłasza Harry w swojej odblaskowej koszuli. Uczestnicy słuchają uważnie z sercem w gardle o kogo może chodzić. "Znam go od kilku lat i wiem, że nawet się nie starając podpowie wam coś przez co zniszczycie swoje danie." wszyscy chichoczą, co zdecydowanie dodaje Harry'emu odwagi. "Ma prawo wyłączyć wam piekarnik, dosypać soli, doradzić dobrze lub źle. Musicie pamiętać moi drodzy, że to wy jesteście szefami i macie oczy dokoła głowy. Proszę państwa, zapraszam Louisa Tomlinsona!"
Gdy tylko wkraczam na podest przed kamerami czuję jak nerwy przejmują kontrolę nad moim ciałem. Harry podchodzi z uśmiechem i obejmuje mnie w subtelnym, dodający wsparcia geście.
"Co jeśli ten jeden raz okażę się prawdziwym smakoszem i mistrzem kuchni?" pytam, błądząc ukradkiem pod jego koszulą. Harry kręci głową z uśmieszkiem.
"Pokaż mi." szepcze i nie potrafię powstrzymać ciarek. Naraz zmienia ton na donośniejszy. "Louis, masz trzydzieści minut na pokrzyżowanie planu uczestnikom. Do roboty."
I czy mógłbym się nie posłuchać? To jak wymarzona praca. Odnajduję się w niemal minutę. Dumnie dolewam oliwy do ziemniaków, gdy jakaś nastolatka zajmuje się warzywami, czołgam się na nogach by podwyższyć temperaturę mężczyźnie, który jest zbyt zajęty wciskaniem jabłek do kaczki niż tym czy kręcę się wokół. Do tego przekonuję kobietę, że Harry nie lubi chrupkiej skórki na kurczaku i naciskam na rudowłosą dziewczynę by przygotowała malinowe lody na deser. Nawet pomagam potłuc mięso, tak, że facet kończy z niczym. Możliwe? Możliwe.
Harry, Millie i Tyler obserwują moje działania z szerokimi uśmiechami na twarzy. Praktycznie się posikali, gdy Clare przyłapała mnie na rozpylaniu mąki przed jej twarzą. Z ręką na sercu mogę przyznać, że jest to jeden z najbardziej beztroskich dni jakie przeżyłem.
W końcu dochodzi do oceniania i zasiadam na zaszczytnym miejscu przy Harry'm. Brunet zawsze podaje mi danie po Millie i czeka, aż sam wyrażę opinię.
"Dodałaś do tych ziemniaków oliwę?" pyta zaskoczony Harry, tłamsząc je widelcem. Freya (imienniczka posiłku) spogląda na mnie z niepokojem, na co ja potakuję.
"Tak?"
"Genialna kombinacja." ocenia, podając talerz Tylerowi. "I do tego czosnek!"
Freya przyjmuje komplement ze śmiechem.
"Czemu się śmiejesz?" pyta jurorka.
"Louis coś dodał, za późno się zorientowałam." tłumaczy, wycierając spocone ręce o fartuch.
"Co za mały fucker z ciebie." zwraca się do mnie Harry z dołeczkami na pół twarzy."Miałeś utrudnić pracę, a nie uprostować drogę do mojego serca." przerywa rozmowę, by spróbować kurczaka.
"Niezbyt chrupiąca skórka, podoba mi się." komentuje na starcie, po czy przeżuwa kawałek. "Bardziej soczysta niż przesuszona. Pyszny smak, wow."
"Dzięki, Louis." mówi Layla, machając do mnie.
"To też ty?" oburza się Styles, na co ja zginam się wpół. "Mon petit, czy ty naprawdę mnie słuchasz, gdy gotuję?"
"Tak, a później udaję głupiego, żebyś nie przestawał być moim kucharzem."
Harry nie wierzy we mnie i wygląda na rozśmieszonego wyznaniem. Jak i połowa Anglii. I świata. I może też wszechświata. Oraz równoległej rzeczywistości.
17.09.2031
W restauracji The Nice Guy przygrywa głośna muzyka, ludzie kompletnie tracą resztki samokontroli, a kelnerzy nie przestają przynosić nowych przekąsek. Z kilku kul wystrzelają tęczowe confetti, a z bocznych uchwytów lecą srebrne strumienie brokatu. Spisałem się, mogę skromnie przyznać. Wszystko poszło po mojej i klienta myśli.
"Ile ci odpalić za polecenie każdej niezdecydowanej osobie mojej restauracji?" pyta w udawanym namyśle Harry. Odpala nam papierosy, opierając się plecami o ścianę budynku.
"Nie wypłacisz się." żartuję, wypuszczając dym na jego twarz. Brunet pozostaje niewzruszony. "Już skończyłeś?"
"Yup, możemy wracać. Linda zostaje na kuchni w razie, gdyby była potrzebna." przerywa. "Muszę tylko wrócić po rzeczy. Zaraz przyjdę."
"Ok, pozdrów ją. Będę czekać w aucie."
Odpalam Range Rovera co automatycznie wyzwala z głośników King Princess; najświeższą obsesję Stylesa. Przez jakiś czas siedzę i wsłuchuję się w muzykę. Kiedy oczekiwanie na Harry'ego zaczyna się przeciągać otwieram schowek , z którego niespodziewanie wypada płyta i złożone kartki papieru. Bez zastanowienia rozwieram je i czytam, aż moje ręce zaczynają dosłownie drżeć. Natychmiast żałuję, że tak beztrosko wziąłem to do rąk. Albo, że w ogóle wziąłem. Jest to diagnostyka ze szpitalu psychiatrycznego. Wynika z niej, że Harry cierpi na nerwicę lękową.
Odkładam kartkę na kolana, skulając się w zetknięciu z rzeczywistością. Czemu nic mi nie powiedział? Czemu to ukrywał? Czemu się nie domyśliłem?
Nawet nie mam pojęcia co to jest za zaburzenie. Od razu googluję pojęcie i wsuwam z powrotem do schowka kartki. Nerwica lękowa objawia się skłonnością do przeżywania z napięciem i przerażeniem mających nastąpić wydarzeń... brak pewności siebie... nieustanne przekonanie o niepowodzeniu...intensywne skutki somatyczne w tym kołatanie serca, bóle kręgosłupa, nagłe uderzenia gorąca...mogą pojawić się natrętne myśli, odczuwanie stałego nieuzasadnionego lęku, napady paniki. Pacjent mógł doświadczyć urazu w przeszłości, z którym sobie nie radzi. Choroba trudna do zdiagnozowania i rozpoznania.
O mój boże. To tłumaczy...zbyt wiele. Harry nie potrafi wybaczyć sobie przeszłości, a przede wszystkim żyje pod ciągłym napięciem. Przypominają mi się jego posiedzenia w łazience, bóle kości, przekonanie, że coś zniszczył i obawa, że mu nie wybaczę. Gdyby mi tylko powiedział... walczylibyśmy z tym razem.
Otwierają się drzwi i Harry wpakowuje się do środka auta.
"Lodówka przestała działać i musiałem przedzwonić do znajomego. Kazał mi ją zrese- Louis?"
Harry nie jest głupi, od razu zauważa, że moje spojrzenie ucieka w bok, a ręce dalej lekko dygoczą. Nie panuję nad tym.
"Co się dzieje?" pyta słabym tonem i sięga do mojej ręki.
"Um." zaciskam oczy i nabieram głęboki oddech. "Otworzyłem schowek i-i zobaczyłem diagnostykę."
Harry'ego oczy powiększają się i urywa nasz kontakt.
"Nie mam ci tego za złe." oznajmia nagle, przełykając ciężko ślinę. "Nie potrafiłem... powiedzieć ci, więc może i dobrze się stało."
"Rozumiem." staram się być tak samo wyrozumiały jak on. "Od jak dawna się z tym zmagasz?"
"Od lat. Tylko dopiero ostatnio podjąłem się badań, żeby zdiagnozowali co mi dokładnie jest." spogląda na mnie smutno. "Da się z tym żyć, mon petit. Nawet nie zauważyłeś, jak widzisz."
"Bo to przede mną ukrywałeś. Gdybyś powiedział zrobiłbym wszystko, żeby przy tobie być- w takich chwilach- i nie stawiać cię w podobnych sytuacjach."
"Potrzebuję wtedy pobyć sam." mówi. "Zwłaszcza w takich chwilach, gdy rzeczy mnie przytłaczają."
"A może potrzebujesz pobyć w ciszy z kimś obok? Próbowałeś kiedyś?"
Harry zastanawia się, śledząc różową poświatę, która zaczęła pokrywać nocne niebo.
"Raz. Z chłopakiem, z którym umawiałem się przez dwa tygodnie. Nie pomogło."
"Może nie była to odpowiednia osoba." szepczę, odwracając od niego wzrok. "Nie musisz mi nic mówić. Przyjdź do mnie powiedz 'cicho', a ja zrozumiem."
Harry milczy przez minutę.
"Czasami mnie boli. Nie miałem nigdy problemu z plecami od niewygodnego spania, tylko od tej choroby. Gdy zaczynam płakać, to zwykle się martwię. Mam zawroty i bóle żołądka albo wrażenie, że serce wyskoczy mi ze stresu. Nie chcę popełnić błędu, a nawet jeśli go nie robię, to boję się, że to kwestia czasu."
Przyjmuję wszystko, wdzięczny, że dzieli się ze mną poufnymi informacjami.
"Będę bardziej uważny, Harry." zapewniam, gładząc jego policzek. "Tylko proszę cię, zaufaj mi. Jesteś na lekach?"
"Kupiłem już. Będzie lepiej, to...nie zdarza się notorycznie, tylko od czasu do czasu. Nie chcę, żebyś zaczął panikować albo traktował mnie inaczej. Okay?"
"Okay." potakuję, przysuwając jego głowę, żeby złączyć nasze czoła. "Jestem z tobą."
"Dziękuję." uśmiecha się do mnie tym znajomy sposobem. "Już czwarta, wracajmy do domu, huh?"
"Tak, proszę. Potrzebuję snu."
12.10.2031
Nie wiem dlaczego rok temu tak bardzo wzbraniałem się przed urlopem. Mogę jedynie zapewnić, że tamten Louis już dawno nie istnieje. Ten nowy natomiast wyleguje się na leżaku na plaży Madagaskaru i przyjmuje od kelnera pina coladę w kokosie.
"Mon petit, przystopuj z tym alkoholem." spoglądam na Harry'ego zajętego czytaniem. "Nie będę tobą sunął do pokoju hotelowego, ostrzegam."
"Harold, oczywiście, że nie. Zaniesiesz mnie do pokoju niczym księżniczkę."
Poprawiam swoje okulary przeciwsłoneczne z uśmiechem, na co Harry odkłada książkę na bok i podkrada mi picie, aby je spróbować.
"Ile ty tego już wypiłeś?" pyta.
"Oddawaj, ty nie możesz na leki." wyrywam mu kokos i zasysam łyk. "Z pięć, sześć, nie pamiętam."
"Miałeś nie używać tych słów." śmieje się Harry. "Prawda?"
"Przepraszam. Daj mi się poprawić: z pięć, sześć może. Zadowolony?"
Harry siada ostrożnie na moim leżaku i przesuwa dłonią wzdłuż mojej nogi. Marszczę na to brwi.
"Co by się stało, gdybym miał amnezję?"
Przez chwilę próbuję zebrać słowa. Nie udaje mi się, więc mówię:
"Twoje pytania wydają się równie debilne na trzeźwo jak i po pijanemu." Harry nie przestaje sunąć wyżej ręką. "Co by miało być?"
"W sensie czy byś o mnie zapomniał czy próbował przypomnieć? Dałbyś mi zapomnieć o tym co razem mieliśmy?"
"Styles, przegrzałeś się na słońcu?" dotykam jego czoła, ale mimo ciepła nie jest to nic nadzwyczajnego. "Nie wiem co bym zrobił. Na pewno bym cię nie zostawił, chyba, że byś tego chciał."
"Mógłbym nie wiedzieć." szepcze i zatrzymuje się na kolanie. Jego wyraz twarzy jest poważnie zmartwiony. "Ciekawe czy faktycznie potrafiłbym o tobie zapomnieć."
"Potrafiłbyś."
"A co jeśli-"
"Harry, stop, co się dzieje?" odkładam pospiesznie na bok napój i układam dłonie po obu stronach jego twarzy. Uśmiecha się do mnie smutno. "Nic takiego się nie stanie. Rozumiesz? Jesteś bezpieczny. A ja razem z tobą. W porządku?"
"Mhm." wypuszcza powietrze, jakby je wstrzymywał od dłuższego czasu. "Nie pij więcej. Nie chcę, żebyś nie pamiętał."
"Wszystko pamiętam." zapewniam, przytulając go do siebie. Harry ulega i przykrywa nas chustą poruszającą się przez wiatr. "Przypomniałbym ci każdy dzień. Widziałeś '50 pierwszych randek'?"
"Jeszcze pytasz, jasne, że tak."
"W ostatniej scenie Lucy ogląda kasetę, która przypomina jej codziennie o wypadku i że ma męża. Zrobiłbym to samo."
Harry unosi spojrzenie ze łzami w oczach.
"Zrobiłbyś?"
"Tak. Zlepiłbym wszystkie nagrania jakie mamy i utworzył z nich film na miarę pieprzonego Oscara."
Wybuchamy śmiechem i zauważam, że Harry się rozluźnił.
"Co powiesz na życie w taki sposób, jakbyśmy codziennie mogli zapomnieć?" pyta.
Rozczula mnie. Może to alkohol, ale mój mózg całkowicie to kupuje. Całuję go lekko w usta i potakuję.
"Okay."
Od momentu spotkania Harry'ego zapamiętuję każdą. jedną. chwilę.
Po kilka razy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top