Prologue
Las szumiał niespokojnie gdy dwójka osób w kapturach wspinała się po zboczu. Każdy kto spojrzałby na nich domysliłby się, że nie idą do nikogo w urodziny. Wspinali się w ciszy stawiając powoli i ostrożnie każdy krok uważając na choćby najmniejszy odgłos. Ze wzgórza było widać kilka domków ustawionych w kształt litery U, pola truskawek i boiska, a nad tym wszystkim górował wielki dom. Na środku placu paliło się ognisko, ale poza nim cały obóz skąpany był w mroku nocy. Dało się wyczuć napięcie nie tylko między dwójką ludzi. Cała przyroda, niebo i las były napięte jakby oczekiwały na rozwój wydarzeń.
- Już niedaleko - szepnął jeden z mężczyzn- powinniśmy tam dotrzeć do 5 minut.
Ten drugi milczał zbyt pochłonięty swoimi myślami by choćby usłyszeć słowa swojego towarzysza. Uśmiechnął się jednak posępnie gdy zobaczył, że cel ich podróży- ogromna sosna, która wyraźnie górowała nad wszystkimi innymi drzewami lasu- jest już niemal na wyciągnięcie ręki. Pomimo tylu lat spędzonych poza tym miejscem nigdy nie zapomniał tej drogi, wracał do niej miliard razy w myślach obmyślając plan zemsty. Tak, Luke Castellan nienawidził obozu herosów, nienawidził bogów, a nade wszystko nienawidził siebie. Był jednak świadom tego, że jeśli powiedziało się już "A" trzeba też powiedzieć "B". Zatrzymali się pod sosną spoglądając z góry na uśpione obozowisko. Wiedzieli, że nie mogą dać się zauważyć, wiedzieli, że czas zemsty jeszcze nie nadszedł, ale byli cierpliwi. Oboje wiedzieli, że zemsta najlepiej smakuje gdy jest wyczekana.
-Widzisz Aiden -odezwał się Luke- w tym właśnie momencie wszystko się zaczyna. To na co tyle lat czekaliśmy i pracowaliśmy. Przyprowadziłem Cię tutaj żebyś był świadom tego, że jesteśmy w stanie to zrobić.
- Jesteś pewny szefie? - spytał Aiden- to ogromne przedsięwzięcie, oni się nie poddadzą bez walki.
Luke tego już nie doslyszał, zawładnął nim amok, w jednym momencie wróciły wszystkie bóle, które towarzyszyły mu gdy został wyrzucony, wróciło do niego każde złe słowo, każdy sarkastyczny uśmiech, każdy szyderczy gest. Wróciły lata poświęcenia dla tego miejsca i niewiary, a także bezgranicznej samotności i niezrozumienia wśród ludzi, których nazywał rodziną, i za których kiedyś mógłby oddać życie. W tym momencie wspominając i patrząc na Obóz Herosów, Luke podjął decyzję.
-Przysięgam - powiedział wyciągając swój miecz Szerszeń- przysięgam na swoją krew na tym mieczu, że nim nie minie ten rok Obóz Herosów zniknie w odmęty Hadesu.
To mówiąc rozciął swoją dłoń, a stalowa cześć ostrza zalała się szkarłatem krwi. Aiden przełknął głośno ślinę.
-A więc jednak - rzekł - Kości zostały rzucone, już nie ma odwrotu.
Odwrócili się i zostawili za sobą obozowisko, w którym spali herosi zupełnie nieświadomi tego, że w przeciągu roku ich życie zamieni się w koszmar, którego nawet sobie nie wyobrażali.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top