Epilogue


 Czas mija, brąz i szarość zamienia się w zieleń, beznadzieja w nadzieję. Świat jest w ruchu i kręci się niezależnie od wszystkiego. Choć dla niektórych się zatrzymuje. W obozie Herosów jesień zamieniła się w wiosnę. Na łyse szczyty drzew wstąpiły małe pączki, a potem okazałe liście, zwierzęta biegały za sobą wyczuwając nadchodzące okresy godowe. Ptaki latały i ćwierkały nieznośnie swoją pieśń pełną szczęścia i nadziei. Rzeka, a może raczej strumień, który przecinał piękne wzgórze szeptał swoją cichą opowieść, w której każda kropla wymawiała inne słowo.

 Prawda jest taka, że czas, choćby nie wiem jak długi nie zaleczy wszystkich ran, ponieważ nie wszystkie dadzą się zasklepić. Niektóre rany będą noszone do końca życia i choć jesień wciąż zamieniać się będzie w wiosnę to te rany będą trwać aż do ostatniej zimy, która zakończy odwieczny cykl, wieczne koło odradzania się.

 Obóz Herosów, choć z pozoru odrodzony i odnowiony, nie był już tym samym miejscem co wcześniej. Mentalność ludzi zmieniła się i tego nie zmieniło nic. Domki odzyskały swój dawny, piękny wygląd, boiska znów były zadbane, a stajnie pegazów wyczyszczone. Wielki Dom wprost lśnił swym pięknem, a w gustownej jaskini zamieszkała nowa wyrocznia, Rachel Elizabeth Dare, która bitwę przesiedziała na strychu w obecności mumii, tocząc swoją własną, psychiczną walkę, którą wygrała, a duch wyroczni zamieszkał w niej.

  Na pierwszy rzut oka wszystko było dobrze, ale w sercach obozowiczów wciąż tkwił malutki opiłek lodu, który nie chciał wyjść. Pamięć o poległych w bitwie, od której minęło już pół roku, tliła się nieustannie. Pogrzeb był wielką uroczystością. Wszystkie ciała pochowano, każde w oddzielnym grobie, specjalnie na tę okazję mały kawałek obozu oddzielono by stworzyć na nim cmentarz. Przybyli wszyscy bogowie, którzy nie kryli smutku. Wszystkie ciała pożegnano bardzo godnie, zgodnie z starożytnymi zwyczajami. Bogowie osobiście przygotowali całuny swoich dzieci. Na sam koniec ofiarowali oni dwa potężne, gładkie kamienie, na których wyryto imiona poległych, a było ich mnóstwo. Znajdowały się tam wszystkie oprócz jednego.

 Syn Posejdona, Percy Jackson, o którym słyszał już prawdopodobnie każdy kto ma jakikolwiek kontakt z półboskim światem nie znalazł się na tych obeliskach. Jego ciało nie zostało pochowane, a Posejdon nie spalił jego całunu. Zostawił jedynie całą resztę i bez słowa udał się do lasu, pragnąc zapewne osobiście pożegnać jedynego, ukochanego syna.

 Król Lasu dorobił się jednak pomnika na głównym placu obozu herosów. Potężny, mosiężny posąg, który przedstawiał chłopaka w płaszczu, który zakrywał jego oczy z mieczem opartym o ziemię. Obok niego stał wilk, również mosiężny, który z lubością ocierał się o jego nogę. Pod tym pomnikiem zawsze znajdowały się świeże kwiaty, które znoszone byłe przez Herosów i Eselitów, którzy pod przywództwem Nica osiedli w lesie, w obronie którego stracili tak wiele.

 Pod tym pomnikiem uwielbiała przesiadywać pewna blondynka, która zaprojektowała ów monument, pasjonowała się bowiem architekturą. Przesiadywała na małej, drewnianej ławeczce, spędzając tam cały swój wolny czas. Nazywała się Annabeth Chase i była dziewczyną bohatera. Uśmiechała się do każdego, ale w głębi duszy wciąż nie mogła się pogodzić z rzeczywistością.

 Percy Jackson zmienił ją. Stała się spokojna, zaczęła dostrzegać więcej, czuć więcej, przejęła wiele z jego nawyków. Obok niej przysiadywały ptaki, z którymi rozmawiała, choć nie rozumiała ich odpowiedzi. Czasem przyszedł do niej jelonek, który po dokarmieniu przez blondynkę odchodził w głąb lasu.

 Teraz również siedziała wpatrzona w swoje dzieło, a pojedyncza łza spływała po jej policzku. Patrzyła na oblicze, w którym nie było widać oczu. Tę decyzję podjęła świadomie, tłumacząc, że jego prawdziwych oczu nie da się podrobić. Siedziała spokojna i wiedziała, że to nie koniec.

- Co tam Annabeth?

 Nico bezszelestnie podszedł i usiadł obok niej. Annabeth nie mogła wyjść z podziwu jak ten dzieciak zmężniał przez to pół roku.

- Siedzę i patrzę na niego - odparła blondynka.

 Nico spojrzał w górę i uśmiechnął się. Pomnik był nader udany.

- Jest wspaniały. Percy byłby zadowolony - westchnął cicho - Szkoda, że nie będzie dane mu tego zobaczyć.

- Zobaczy to - Annabeth uśmiechnęła się szeroko - Obiecał mi. Nie okłamałby mnie.

 Widziała, że Nico był sceptyczny, ale ona wiedziała. Była świadoma, że ta krótka historia jeszcze się nie zakończyła. Wiedziała, że coś jest jeszcze przed nią. Była więc spokojna, czekając na chwilą, w której jej chłopak spełni obietnicę.







KONIEC. Oto epilog, ostatni akt. Oświadczam jednak, że nie jest to koniec opowieści. Druga część będzie publikowana po wakacjach, muszę mieć czas by się za nią zabrać i napisać. Jutro albo pojutrze opublikuję NOTKĘ by podziękować i podsumować cały czas spędzony z tą częścią. Sprawiała mi ona cholerną radość, dlatego postanowiłam napisać kolejną część.

PS: Jeśli ktoś ma jakieś pytania do mnie odnośnie mojej osoby, albo książki czy jakiekolwiek inne choćby najdziwniejsze to piszcie w komentarzach, w NOTCE odpowiem na każde jedno.

 Do zobaczenia! 💙💙💙💙

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top