#Bonusowa Miniaturka
Yeeeeeeeeeeeey! Ponad 100 wejść! Słownie STO wejść!❤️
W ramach mojej wdzięczności publikuję dla was miniaturkę, którą pisałam podczas powrotu ze szkoły, a do mojego technikum muszę jechać 3 godziny😂 Liczę, że się spodoba i jeszcze raz DZIĘKUJĘ BARDZO💙💙
Liczy się Twoje szczęście.
Okładałem ten cholerny manekin już dobrą godzinę wyrzucając z siebie całą złość i frustrację, którą chowałem w sobie od 3 lat. Zawsze kochałem obóz i nie mogłem się doczekać wizyty w nim, ale po pokonaniu Kronosa wszystko się zmieniło. A co takiego się stało? Luke się "nawrócił", przeprosił i bogowie mu przebaczyli tak samo ludzie w obozie w tym oczywiście Annabeth. Miesiąc po bitwie zaczęli ze sobą chodzić, a dziś miało się odbyć przyjęcie zaręczynowe. Rozumiecie już moją złość? Odkąd się dowiedziałem wyglądałem jak obraz nędzy i rozpaczy. Serio. Schudłem 4 kilogramy, a pod oczami miałem wody większe niż święty Mikołaj na plecach.
Byłem wściekły na cały świat, a najbardziej na siebie bo to ja nigdy nie powiedziałem jej, że ją kocham. To ja zawaliłem, a teraz będę musiał się uśmiechać patrząc jak ona bierze na palec pierścionek, który ja powinienem jej dać. Na samą myśl o tym wziąłem zamach i z całej siły uderzyłem manekin, któremu odleciała głowa. Odwróciłem się i zobaczyłem Nica wchodzącego na arenę. Był to kościsty chłopak o oliwkowej cerze i ciemnych, tłustych włosach. Spojrzał na mnie i skrzywił się z niesmakiem.
- Percy, wyglądasz prawie tak źle jak dzieci Hadesa, a syn Posejdona niepowinien wyglądać jak syn Hadesa.
Otworzyłem puszkę coli i pociągnąłem spory łyk.
- Spierdalaj - odparłem dyplomatyczne.
Nico niczym niezrażony usiadł na pobliskiej ławce i pokazał mi miejsce obok siebie. Nie wiem dlaczego usiadłem, ale usiadłem. Być może dlatego, że wszystko było mi już obojętne.
- Widzę, że ciężko znosisz związek Annabeth i Luke'a - odezwał się po chwili milczenia- już zupełnie nie przypominasz bohatera, który pokonał Kronosa...
- Ten bohater nigdy nie istniał - przerwałem mu - to Luke pokonał w sobie Kronosa, a ja stałem i starałem się nie wykitować tam.
-... I to Ty podtrzymałeś sklepienie, żeby uratować Annabeth...
- I przegrałem walkę z Atlasem...
- Przeszedłeś przez labirynt, odzyskałeś piorun...
- Koniec - odezwałem się trochę ostrzej niż chciałem - Jeśli masz mi coś do powiedzenia to mów, a jeśli nie to spieprzaj w podskokach póki jeszcze możesz podskakiwać.
Nico zaśmiał się i poklepał mnie po ramieniu.
- Przechodząc do sedna - rzekł bawiąc się palcami - co zamierzasz? Rozwalać wszystko w pobliżu jak ostatni kretyn...
-Uważaj Di Angelo - warknąłem - Ty jesteś w pobliżu.
Zaśmiał się kolejny raz.
- Nie miałeś odwagi powiedzieć Annabeth co do niej czujesz, a znajdziesz w sobie odwagę, żeby zabić kumpla?
Dopiero teraz zrozumiałem co on robił, podpuszczał mnie, chciał bym zaczął działać.
- Wiem do czego zmierzasz Nico, ale nic z tego - odparłem z rezygnacją - już po herbacie. Nie powiem jej tego teraz, nie zniszczę jej związku. Jeśli ona jest z nim szczęśliwa to ja się odsunę w cień. Będę się uśmiechał i będę życzył im szczęścia. Bo liczy się dla mnie tylko to żeby ona była szczęśliwa.
Nico przyjrzał mi się z uwagą i dostrzegłem w jego oczach coś na kształt... aprobaty?
- No nieźle - pokiwał głową - Ty naprawdę jesteś słodki.
- Co?
- Nic. Chodź, idziemy Cię ubrać i przywrócić do stanu używalności, za godzinę przyjęcie, a jako najlepszy przyjaciel Annabeth musisz tam być.
- Prędzej wyprasuję majtki Panu D - odparłem- nigdzie nie idę.
- Podobno chcesz jej szczęścia....
- Dobra! - zerwałem się z ławki - Pójdę na to głupie przyjęcie!
Poszliśmy w kierunku mojego domku gdzie się umyłem i przegrałem w czarną koszulę ( ponieważ szedłem na pogrzeb moich marzeń) i jeansy. Popsikałem się jakąś tandetną perfumą i byłem gotowy do wyjścia. Nico siedział na moim łóżku i co jakiś czas rzucał uwagami, na które nie odpowiadałem.
- Chodźmy, Spóźnimy się - powiedział syn Hadesa.
- Czekaj, muszę się zdezynfekować.
Mówiąc to otworzyłem szafkę nocną, z której wyjąłem butelkę whiskey. Nico zrobił wielkie oczy.
- Od kiedy Ty pijesz?
- Odkąd pierdolony syn Hermesa zaczął się spotykać z Annabeth. - odpowiedziałem--pijesz?
Przytaknął więc i jemu nalałem. Kiedy już byłem w odpowiednim stanie lekkiego upojenia alkoholowego ( na trzeźwo bym tego nie przetrwał, wierzcie mi) wyruszyliśmy do pawilonu jadalnego gdzie miało odbyć się przyjęcie. Był przystrojony na szaro i złoto, ulubione kolory Annabeth. Na stołach stały szampany i kupa jedzenia. Świetnie, przynajmniej nie będę o suchym pysku. Na stoliku przy wejściu leżał stosik talerzy ze zdjęciem Annabeth i Luke'a, którzy się przytulali, a dookoła nich był napis " Na zawsze razem". Miałem ochotę zrzucić to w pizdu do Tartaru, ale mruknąłem tylko:
- Kurwa, ale badziewie.
Nico parsknął śmiechem, ale nie odezwał się. Goście zaczęli się schodzić. Widziałem Grovera w koszuli z Kaliną, pomachali mi, a Grovera uśmiechnął się smutno. Było mnóstwo osób, ale pociemniało mi przed oczami gdy weszła Annabeth z Lukiem. Nigdy nie widziałem jej takiej pięknej. Miała na sobie delikatną białą sukienkę i złote dodatki, a we włosach złote nitki. Powstrzymałem się by nie zemdleć. Luke miał na sobie czarny garnitur, który podkreślał jego sylwetkę. Wszyscy zaczęli bić brawo, a Annabeth posłał mi po którym do oczu napłynęły mi łzy, ale szybko się otrząsnąłem.
- Dziękuję wam za to, że dziś przyszliście - zaczęła Annabeth - Cieszę się, że jesteście tu z nami w tym pięknym dniu!
Skończyła i znowu odezwały się oklaski. Była taka szczęśliwa. Otworzyłem butelkę szampana i nalałem sobie cały kieliszek. A potem następny. I jeszcze jeden. Wiedziałem, że Luke się odzywa i, że dookoła mnie trwa uroczystość, ale nie zwracałem na to uwagi.
- Posłuchajcie wszyscy! - krzyknął Luke - najważniejszy punkt programu! Annabeth, mogę Cię prosić?
Córka Ateny wstała i podeszła do niego, a ja poczułem że zaraz rzygne.
- Ann, przeszliśmy razem tak wiele, a ja chcę, żebyśmy przeszli jeszcze więcej.
Zrobiłem się zielony. To chyba przez tego szampana. Nico to zauważył i potrzasnął mną.
- Percy, okej? Jesteś zielony jak Kalina.
- Kurwa...kibel... Szybko.
Na szczęście zrozumiał i wziął mnie pod ramię. Stworzyliśmy małe zamieszanie i widziałem zaniepokojony spojrzenie Annabeth, ale nie otworzyłem ust bo bogowie wiedzą co by z nich wyleciało. Nico otworzył drzwi do łazienki, a ja padłem przed kiblem jak ostatni menel i zwymiotowałem. Czułem, że stoczylem się na samo dno. Nico stał w drzwiach i śmiał się jak z dobrego kabaretu. Przysiągłem sobie, że jak już wydobrzeje to ogole go na łyso i wyślę do jego tatusia.
- Percy?
W drzwiach pojawiła się twarz Annabeth. Zajebiscie, patrzcie wszyscy gdzie znajduje się teraz bohater Olimpu. Z twarzą w kiblu. Kurwa.
- W porządku? - na jej twarzy malował się troska.
- Tak - wydukałem- to tylko... Sałatka.
- Sałatka?
- No - jęknąłem - jestem mięsożercą. Przepraszam...
- No co Ty - pomogła mi wstać - każdemu się mogło zdarzyć. Może lepiej pójdź do domu, nie wyglądasz najlepiej.
- Tak, pójdę.
- Odprowadzę Cię, chodź.
- Nie! - zaprotestowałem - Nico mnie doprowadzi, to Twój dzień. Tak się... Cieszę Twoim szczęściem.
Widziałem pojawiający się uśmiech na jej twarzy. Nie mogłem inaczej.
- Dobrze, ale idź prosto do łóżka. Liczy się tylko to, żebyś wyzdrowiał.
Pogłaskała mnie po włosach i wyszła, a Nico zamknął za nią drzwi.
- Dla mnie liczy się tylko Twoje szczęście. Kocham Cię.
Powiedziałem to wiedzac, że już nigdy tego nie usłyszy i zacząłem płakać jak małe dziecko, a Nico siedział i patrzył. Nie przejmowałem się tym, mój świat upadł.
- Tylko Twoje szczęście - powtórzyłem bardziej dla siebie.
Kto zgadnie, jaki film mnie zainspirował? Liczę na oceny! 💙
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top