#7
Annabeth
Oblał mnie zimny pot. Jak byście zareagowali gdyby jakaś obca dziewczyna weszła do waszego pokoju gdy leżycie w samej bieliźnie i obserwowała Was? Ja też spodziewałam się, że Percy zaraz krzyknie, czy powie mi, że mam się wynosić, albo coś w tym stylu. No, nie do końca. Podniósł się i ziewnął, a następnie przeciągnął dwa razy ukazując wszystkie mięśnie, a ja nie mogłam oderwać wzroku.
- Daj mi chwilę - ziewnął - umyję się, przebiorę i przyjdę do Ciebie.
- Ja... Przepraszam - zaczęłam się jąkać, super - chciałam tylko... Oddać Ci kurtkę, już mnie nie ma.
- Zostaw ją sobie - odparł z uśmiechem - wyglądasz w niej lepiej niż ja. Daj mi chwilę, ubiorę coś na bokserki i wracam. Pijesz whiskey?
Byłam zdziwiona jego otwartym zachowaniem. Zastanawiałam się skąd taka nagła zmiana. Muszę go o to spytać, ale tym czasem mogę sobie trochę pożartować.
- Nie musisz - zaśmiałam się - mnie tam nie przeszkadza.
Jego oczy rozbłysły i wiedziałam, że trafiłam w dobry punkt. Sarkazm to jest to co on lubi najbardziej.
- Jeśli Ty też się rozbierzesz to mogę zdjąć nawet bokserki.
- To się ubierz.
Spuścił głowę.
- Kurwa.
Po czym poszedł w stronę łazienki zostawiając mnie samą w pokoju. Podobał mi się. Nie było w nim zbyt wiele rzeczy, ale na tym polegał jego urok. Na ścianie wisiał spory telewizor, a pod nim stała mała komoda, na której porozwalane były mapy i bestiariusze. W rogu sypialni stała spora dębowa szafa z ubraniami, zauważyłam, że wszystkie były czarne. Poza tym na środku pokoju stało duże łóżko, zdecydowanie nie było jednoosobowe.
- To jak z tą Whiskey?
Percy wyszedł z łazienki ubierając czarny podkoszulek z napisem "CIEMNA STRONA OLIMPU".
- Nie piję - odparłam.
- I dobrze, bo whiskey się nie pije. Whiskey się sączy.
- Będziemy tak stać w Twojej sypialni?
- Wolałbym, żebyśmy leżeli w tym łóżku.
- Chciałbyś.
- Ty też.
Zaśmiałam się sama nie wiedząc z czego. Dobrze mi się rozmawiało z Percym, podobało mi się jego poczucie humoru. Był całkowicie inny od wszystkich chłopaków, których znałam. Bardzo naturalny, na nic się nie silił, a do tego jego teksty o seksie były naprawdę zabawne. Z ust każdego brzmiałoby to jak flirt, ale u niego dało się wyczuć ten ton sarkazmu, który mówił "Nie obrażaj się, taki poprostu jestem". Zrozumiałam już dlaczego mimo młodego wieku jest dowódcą Eselitów. Percy ma niezwykłą charyzmę.
- Dobra- powiedziałam-jak już tu jestem to może zrobisz mi kawę?
Przeciągnął się raz czy dwa i nie spiesząc się kiwnął głową na znak, że mam iść za nim. Poprowadził mnie do małej kuchni, również z dębowymi meblami. Usiadłam na grubo ciosanym krześle i patrzyłam jak Percy krząta się po kuchni, zasypuje kawę i zalewa wodą.
- Nie powinieneś zagrzać tej wody?- spytałam gdy postawił przede mną czarny kubek.
- Nie - odparł uśmiechając się zagatkowo - jest wrząca.
Upiłam łyk i niemal odrazu oparzyłam język. To było dziwne bo przecież Percy nie grzał wody.
- Już Ci lepiej?
Podniosłam na niego wzrok. Siedział na krześle naprzeciwko, lustrując mnie tymi zielonymi oczyma. Czułam, że się czerwienię.
- Tak - odparłam - to była chwila słabości.
- Rozumiem. Nie spodziewałem się, że przyjdziesz.
- Ja też - mruknęłam - w zasadzie to chciałam tylko oddać Ci tą kurtkę.
Nalał sobie do szklanki whiskey. Chyba był uzależniony, ale to nie moja sprawa.
- Więc o co wczoraj chodziło? - spytał.
- Rok temu zostawił mnie chłopak, który zdradził nasz obóz i od tego czasu kilka razy nas zaatakował. Wystarczający powód?
Jego twarz była nieodgadniona i kolejny raz mogłam zobaczyć jak szybko potrafi się zmienić. Z żartującego o seksie ze mną chłopaka do twardego jak spiż faceta, którego wzrok jest utkwiony gdzieś daleko poza tym co widzi normalny człowiek, a którego myśli pędzą jak wiatr.
- Powód dobry jak każdy inny. Jesteś całoroczna?
- Skąd znasz taki termin? - spytałam - Byłeś kiedyś na obozie?
Pokiwał wolno głową.
- Kilka lat temu przez dwa miesiące.
- Dlaczego tak krótko?
- Tatuś miał dla mnie inny plan.- powiedział i wiedziałam, że rozmowa na ten temat jest skończona.
- Tak - odparłam-całoroczna.
- Jeśli to nie będzie złe pytanie - spojrzał na mnie z ukosa - To nie masz rodziny?
To był temat, którego wolałam nie poruszać, ale będąc przy Percym czułam się swobodnie. Jakby nie istniało nic co mogłoby go wyprowadzić z równowagi, był niezwykle spokojny, słuchał nie przerywając. Temat mojej rodziny był jednak tabu.
- Mam matkę Atenę, a Ty?
Upiłam łyk kawy. Trochę za mocna, ale da się przeżyć.
-Tatę.
- Kto jest Twoim boskim rodzicem?
Uśmiech zabłądził na jego twarzy.
- Zgadnij, córeczko mądrości.
Zaczęłam łączyć fakty i nagle mnie olśniło. Wrzącą woda, która nie była gotowana, niezabezpieczony strumień podczas bitwy o flagę, zapach morza w jego ubraniach i do tego trójząb na bokserkach ( mówiłam, obejrzałam go sobie całkiem dokładnie.).
- Niemożliwe - wydukałam.
- A Jednak.
Uśmiechnął się szerzej i chwycił w ręce dzbanek, z którego nalał mi wody, a następnie wylał na siebie jego zawartość. Spodziewałam się, że będę musiała zaraz isc po jakiś ręcznik czy coś, ale on był suchy. Całkowicie suchy.
- Posejdon. Gratuluję dedukcji.
Zaczęłam się podnosić. Nie powinnam tu być, nie z nim. To długa historia, ale chodzi o to, że nasi rodzice się nienawidzą. A uwierzcie, jeśli bogowie się nienawidzą to wtedy jest problem.
- Ja już chyba pójdę, dzięki za kawę. - powiedziałam i skierowałam się do wyjścia.
- Hej, spokojnie - złapał mnie za rękę - z tym łóżkiem to były wtedy żarty. Nie zgwałce Cię.
- Super - parsknęłam - a teraz mnie puść.
Potrząsnął głową.
- Chodzi Ci o to, że się nie lubią? Poważnie, to dla Ciebie coś znaczy?
- A dla Ciebie nie? - spojrzałam mu w oczy - my nie powinniśmy ze sobą rozmawiać.
- Jebać to - stwierdził - Ja i tak Cię lubię. Masz serce Eselitki.
Byłam rozdarta. Podobało mi się to, że trzyma mnie za rękę i w głębi duszy, bardzo głęboko, cieszyłam się jak dziecko z tego, że mnie lubi. Nie zamierzałam tego jednak pokazywać.
- Puść mnie - zarządzałam.
Zaśmiał się swoim chłodnym głosem, jakby trochę rozczarowany, ale mnie puścił. Ponownie udałam się w stronę drzwi nie odwracając się. Słyszałam jednak jak nalewał sobie kolejna szklankę whiskey. Otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz, a chłodny wiatr i równie chłodne spojrzenia Eselitów uderzyły w moją twarz. Idąc w stronę domku Ateny stwierdziłam, że jestem zdrowo popierdolona. Fakty były takie, że widziałam prawie nagiego chłopaka, na którego widok śliniły się dziewczyny z całego obozu, wypiłam z nim kawę, a potem uciekłam mając na sobie jego kurtkę.
- Afrodyto - mruknełam- nienawidzę Cię.
Zdecydowanie coś do niego czułam. Tylko nie wiedziałam jeszcze czy go lubię czy nienawidzę.
Dzisiejszy rozdział to część, z której nie jestem dumna i uważam, że jest słaba, ale spoko. Nie będzie Percabeth w każdym rozdziale, potrzebowałam tego rozdziału, żeby wyjaśnić kilka kwestii między Percym i Ann. To tyle, liczę na gwiazdki i opinie! Udanej niedzieli 💙
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top