#6
Percy
Muszę przyznać, było to zabawne. Oczywiście usłyszałem standardowe " Co Ty sobie wyobrażasz, podsłuchując ludzi, zawołam pomoc" itp. Odpowiedziałem na to śmiechem.
- Zawołaj - odparłem - jeśli przyjdzie z dziesięć osób to może uda wam się mnie choćby dotknąć.
To ją otrzeźwiło, usiadła na swoim dawnym miejscu, a ja zszedłem z drzewa. Widziałem, łzy w jej oczach i zrobiło mi się trochę wstyd. Tylko trochę.
- Co się dzieje? - spytałem.
Popatrzyła na mnie jak na kogoś z innej planety.
- Dlaczego mam mówić o tym Tobie?
- Nie musisz - odparłem - ale wyglądasz jak ktoś kto potrzebuje rozmowy.
- Jeśli już to napewno nie z Tobą, Jackson.
Zaśmiałem się naprawdę szczerze.
- Jak chcesz. Jeśli będziesz chciała pogadać to wiesz gdzie mnie szukać.
Wręcz widziałem trybiki, które obracały się w jej mózgu.
- Dlaczego jesteś taki miły?
- Bo aktualnie, czy tego chcemy czy nie, gramy do jednej bramki. - odparłem- No i z racji tego, że nie jestem specjalnie towarzyską osobą miałabyś pewność, że nie powiedziałbym o tym nikomu więcej.
Usiadłem obok niej i wbiłem wzrok w horyzont. Słońce już dawno zaszło i było ciemno, ale i tak kochałem ten widok. Księżyc i gwiazdy, które odbijały się w morzu. Mógłbym to oglądać całe życie i nie ruszać się z miejsca.
- Dlaczego nie jesteś na uczcie? - Annabeth wyrwał mnie z zamyślenia.
- Nie lubię imprez.
- Wolisz siedzieć na drzewach, tak?
- Zdecydowanie - prychnąłem.
- I podsłuchiwać?
- Nie - uciąłem stanowczo - byłem tutaj pierwszy, a gdy tylko się odezwałaś pokazałem Ci moją obecność. Gdybym tego nie zrobił mógłbym tam siedzieć całą noc, a Ty byś nawet nie zauważyła.
Pokiwała w zamyśleniu głową. Widziałem łzy spływające po jej policzkach i miałem ochotę je zetrzeć, ale prawdopodobnie gdybym jej dotknął wbiłaby mi sztylet między żebra więc trzymałem ręce przy sobie. Nawet teraz była bardzo ładna. W oczach odbijał jej się księżyc, a włosy spływały niczym promienie wczesnego słońca. Pachniała cynamonem. Stop durniu.
- Ekhm.. Powiesz mi co się stało? Może jakoś pomogę?
- Nie wiem dlaczego nie zostawisz mnie w spokoju i nie dasz mi być w samotności.
- Bo nie chcesz samotności - odparłem.
Pokiwała głową.
- Skąd ta pewność?
- Bo dalej tu siedzisz mądralo. Ze mną. Gdybyś chciała być sama to chyba raczej by Cię tu nie było, co?
Już myślałem, że wszystko mi powie, że dowiem się co ją trapi. Ja naprawdę chciałem jej pomóc. Wiatr wzmógł się i czułem go coraz bardziej. Dopiero teraz zauważyłem, że Annabeth ma tylko podkoszulek i krótkie spodenki.
- Zostaw mnie.
- Dobra, nie będę się narzucał.
Wstałem i zdjąłem swoją kurtkę. Annabeth rzuciła mi pytające spojrzenie.
- No co? - spytałem i rzuciłem jej kurtkę - Skoro zamierzasz tutaj siedzieć to miej chociaż kurtkę, bo robi się zimno.
Chyba zastanawiała się czy sobie z niej kpię, ale nie oddała mi kurtki. Zarzuciła ją sobie na ramiona i znów pogrążyła we wspomnieniach. Odwrociłem się na palcach i wszedłem między drzewa zostawiając ją samą ze swoimi myślami. Jak nikt inny rozumiałem, że każdy potrzebuje czasu dla siebie. Jeśli będzie chciała pogadać to napewno znajdzie kogoś kto ją wysłucha.
Szedłem ciemnym lasem w stronę naszego obozowiska. Byłem cholernie zmęczony, czułem ból w każdym cholernym mięśniu i w głowie, a do tego ciągle myślałem o tej empuzie. Coś mi w tej całej sytuacji nie pasowało. Jak przedostała się do obozu? Dlaczego zaatakowała dzika? Dlaczego wybuchnęła? Za dużo pytań, za mało odpowiedzi, ale obiecałem sobie, że następnego dnia zrobię konkretny przegląd tego obozu. Razem z Cerberem zajrzymy do każdej cholernej dziury. Okej, wiem co myślicie, Cerber to ten wielki widmowy pies z trzema głowami, który pilnuje Hadesu. No, w tym wypadku nie do końca, ale już tłumaczę. Na prawym przedramieniu mam tatuaż z czarną głową wilka. Jeśli zechcę i trochę się skupię, mogę wezwać sporego dobermana, oczywiście, że z trzema głowami. To nie jest ten Cerber, ale jedno z jego szczeniąt. No, przynajmniej kiedyś był szczeniakiem, teraz jest już... Ciut większy.
Doszedłem do swojego domu i skierowałem się pod prysznic. Zrzuciłem z siebie stare ubranie i naszykowałem świeżą parę czarnych bokserek z trójzębem w, że tak powiem, centralnym miejscu. Gdy wyszedłem spod prysznica ubrałem je i udałem się pod szafkę z whiskey. Stwierdziłem, że muszę coś wziąć na ból głowy, a alkohol jest dobrym pomysłem na znieczulenie. Położyłem się ze szklanką do łóżka i nawet nie wiem kiedy zasnąłem.
Annabeth
Siedziałam pochlipując cicho na brzegu plaży. Dziś mijał dokładnie rok odkąd Luke mnie zostawił, a zawsze siedzieliśmy w tym właśnie miejscu. Dziś siedziałam tutaj sama, w kurtce Eselity, którego nawet nie lubiłam i zastanawiałam się nad sensem życia.
Muszę przyznać, że Percy mnie zaskoczył, nie mówię o tym, że zeskoczył z drzewa wtedy mnie przestraszył. Zaskoczył mnie jego ton, jakby naprawdę się przejmował i chciał pomóc. Nie powiedziałam mu o tym, nie musi wiedzieć. Byłam mu wdzięczna, że nie wnikał i dał mi kurtkę. Była trochę za duża i pachniała dziwną mieszanką lasu i morza. Zapach piękny i... Podniecający. Nie potrafię tego wytłumaczyć.
Nie wiem ile tak siedziałam, ale gdy wkońcu poszłam do domku, w którym mieszkają dzieci Ateny było już po północy. Zasnęłam tak jak przyszłam w kurtce Percy'ego, wwąchana w jej boski zapach.
Obudziły mnie głosy mojego rodzeństwa. Otworzyłam oczy patrząc na tuzin osób o blond włosach i szarych oczach, dokładnie takich jak moje.
- Co jest? - spytałam niezbyt przytomnie - Czemu jest tu taki hałas?
- Śniadanie za 5 minut - odparł Malcolm i wybiegł z domku.
Zapomniałam o budziku, oczywiście. Wyskoczyłam z łóżka jak oparzona i tak jak byłam ubrana pobiegłam do łazienki, gdzie szybko się umyłam i uczesałam, a następnie pobiegłam do pawilonu. Na śmierć zapomniałam o tym, że Herosi nie powinni jej zauważyć, o czym wypomniala mi Clarisse, gdy tylko mnie zobaczyła.
- Niezła skóra księżniczko - parsknęła- Wiesz co jest śmieszne? W podobnych chodzą Eselici.
- Zazdrościsz? - warknęłam.
Nie odpowiedziała, a teraz już wszyscy patrzyli na mnie i wypowiadali ciche komentarze pod moim adresem. Obiecałam sobie, że zaraz po śniadaniu oddam ją Percy'emu.
- Skąd ta kurtka, Annabeth? - spytał mnie Malcolm.
- Nie pytaj, to długa historia, ale to nie to co myślisz.
Widziałam wyraz ulgi na ich twarzach. Zaraz po śniadaniu wstałam i skierowałam się w stronę obozowiska Eselitów. Tradycyjnie już powitali mnie strażnicy.
- Znowu Ty? - spytał jeden z nich.
- Uwierz mi, też wolałabym Cię nie oglądać, ale mam sprawę do Twojego szefa - odparłam i potarłam ramiona skórzanej kurtki.
Najpierw wyglądał na zdziwionego, ale potem przepuścił mnie i wskazał mi dom, w którym znajdę Percy'ego.
- To tyle? Żadnych pouczeń?
Strażnik zaśmiał się po czym ostatni raz rzucił mi pełne pogardy spojrzenie.
-Silvan potrafi sam o siebie zadbać.
Szybkim krokiem skierowałam się w stronę dużego domu zbudowanego z ciemnego drewna. Zawsze podobały mi się drewniane domy, a jako, że uwielbiam architekturę to zwracam uwagę na takie szczegóły. Ten dom zachwycał swoją prostotą i klimatem, tak jak cały obóz. Zapukałam w drewniane drzwi, ale odpowiedziała mi tylko cisza więc weszłam. Wiem, powiecie, że to bardzo głupie, ale czułam, że powinnam to zrobić.
Rozejrzałam się po korytarzu i zobaczyłam cztery pokoje, jedna to była z pewnością kuchnia, druga łazienka, a dwie pozostałe powinny być pokojami. Otworzyłam więc pierwsze drzwi po prawej. To była sypialnia, a na środku stało łóżko. Z Percym w środku, który miał na sobie tylko bokserki. Zrobiło mi się słabo i poczułam się jak ostatnia córka Afrodyty. Miał niesamowite ciało, idealne mięśnie, czarne włosy w nieładzie i otwarte usta, z których leciała ślina. Uznałam to za słodkie i stałam tam nie mogąc oderwać wzroku. Gdy już się otrząsnęłam i chciałam zamknąć za sobą drzwi usłyszałam za sobą świeżo obudzony głos.
- Wiedziałem, że kiedyś wylądujesz w mojej sypialni, ale nie sądziłem, że w takiej akurat sytuacji.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top