I

Nazywam się Peter Parker. Moja historia.... Jest nieco poplątana. Tak samo jak moja relacja z Tonym. Po śmierci cioci May, to właśnie on podniósł mnie na duchu. Opiekował się mną przez dwa lata. Jednak przez ten czas wpadłem w nieodpowiednie towarzystwo.

Przynajmniej on tak mówił.

Żyłem między bohaterami. Sam nim byłem. Nic dziwnego że brakło mi kontaktu ze zwykłymi cywilami.

Pewnego dnia poszedłem do baru. Poznałem tam pare osób. Jedną z nich był Kris. Starszy odemnie o dwa lata albinos. Jego skóra byla blada jak u trupa, oczy błękitne, a włosy białe jak snieg.

Zaczepił mnie gdy wychodziłem i postawił mi drinka. Opowiedział trochę o sobie, ja trochę o sobie.... No i tak jakoś wyszło że zostaliśmy przyjaciółmi.

Tony powtarzał mi że Kris jest podejrzany i takie tam. Za to Kris mówił mi, że Tony traktuje mnie jak zwykłego robotnika.

I w sumie to by się zgadzało...

On miał swoje życie, a mnie w ciągu dalszym wykorzystywał. Czasami wogóle nie miał dla mnie czasu. Innymi razy odpychał mnie jak tylko mógł... Dlatego gdy tylko uzbierałem na mieszkanie, zamieszkałem z Krisem. Było to jednopokojowe mieszkanie na wysokim poziomie. Nie było zbyt drogie, a rachunki płaciliśmy na pół.

Oczywiście to nie tak że nie jestem wdzięczny Tonemu za to co dla mnie zrobił. Wręcz przeciwnie...

Nie chciałem dłużej być na jego utrzymaniu. Po za tym musiałem odpocząć od bohaterów. Prawie codziennie widziałem jakiegoś w wierzy. Sam oczywiście nadal sprawuje funkcje Spidermana, ale wolę mieć przy sobie jakiegoś zwykłego cywila aby nie zwariować.

Dzisiaj po szkole jadę po resztę rzeczy do Tonego. Z tego co wiem nie bedzie go wtedy w domu. Niewiem czy się cieszyć czy płakać. Do teraz nie mogę rozgryźć czy jest zły na mnie czy po prostu smutny że znowu będzie sam.

Tego człowieka nie da się rozpracować.

Zauważyłem rękę machającą mi przed oczami.

Od razu poderwałem głowę przypominając sobie że jestem na lekcji fizyki.

- Parker! Witamy w świecie żywych - powiedział nauczyciel.
- Gdzie są wszyscy?.... - zapytałem niepewnie rozglądając się po sali.
- Lekcja skończyła się jakieś 3 minuty temu.

Zerwałem się na nogi.

- Bardzo przepraszam Panie Profesorze. Już mnie nie ma.

Jednym szybkim ruchem zgarnąłem wszystko do plecaka, drugim go zapiąłem, a trzecim narzuciłem na ramię.

- Nie przepraszaj mnie, tylko tego tam - pokazał za drzwi sali gdzie stał Kris.
- Jasne.... Dowidzenia - powiedziałem i wyszedłem.

Na korytarzu stał wcześniej wspomniany albinos w długim czarnym płaszczu. Był wyższy odemnie o dokładnie 5 centymetrów. Ale te pięć centymetrów robiło swoje...

- No. Już myślałem że nigdy nie wyjdziesz - rzucił i ruszył do wyjścia.
- Co ty tu robisz? - ruszyłem za nim.
- Przyjechałem po ciebie, nie widać?
- Widać. I to za dobrze. Wiesz że musze jechać do wieży po rzeczy.
- Wiem. Dlatego przyjechałem autem.

Spojrzałem na niego. Po chwili wziąłem głęboki wdech i wydech.

- Okey. Rozumiem. Chcesz pomóc, a ja znowu zaczynam się stresować - powiedziałem ciszej.
- Wiesz że nie musisz. Miej go po prostu gdzieś - powiedział Kris podchodząc do auta i otwierając mi drzwi.
- Dzięki Kris.... - powiedziałem pod nosem i wsiadłem.

Naprawdę stresowałem się ze Tony jednak bedzie w wieży.

I jak się przekonałem, mój lęk nie był bezpodstawny...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top