Rozdział 5
Szedłem korytarzem ignorując każdą miniętą osobę. Wszedłem do łazienki i oparłem się o umywalkę, a po chwili zaczęły spadać na nią moje słone łzy. Nie wytrzymywałem już psychicznie i ogarnęła mnie jakaś furia. Krzyknąłem kopiąc w kosz, który poturlał się przez całą łazienkę i trzasnąłem drzwiami od kabiny. W końcu złe emocje mnie opuściły, a ja stojąc na środku pomieszczenia zamknąłem na chwile oczy. Poczułem tylko dziwny zapach i lodowaty dotyk na ramieniu po czym... chyba straciłem przytomność.
Stałem w jakimś drewnianym budynku. Usłyszałem dwa śmiechy. Oba należały do dziewczyn. Nagle zauważyłem jak zza rogu wybiegają obie. Jedna młodsza o zielonych oczach i blond włosach oraz starsza o ciemnobrązowych włosach, a oczy były fiołkowe. Bawiły się i śmiały. Nagle jakby znikąd za zielonooką pojawił się jakiś mężczyzna i szybkim ruchem podciął jej gardło. Pisk, próby powiedzenia czegoś, płacz, krzyk, krew... Oraz upadające ciało dziewczynki i strach w oczach brunetki. Usłyszałem czyjeś kroki, a morderca uciekł.
W sekunde pojawiłem się w czarnym pomieszczeniu. Może nawet w próżni. Złapałem się za obolałą głowę. Przed mną kawałek dalej stała dziewczyna, którą już zdarzyłem poznać- Anastazja.
-Podobało się co ci pokazałam?- zapytała ze spokojem.
-Dlaczego musiałem to oglądać?!- krzyknąłem, a mój głos odbił się echem.
-Ja też musiałam... Musiałam oglądać śmierć własnej siostry. Nie mogłam nic zrobić.- po czym podeszła bliżej mnie i zaczęła krążyć wokół. Obserwowałem ją już ze strachem. Po prostu nie wiedziałem do czego ona jeszcze jest zdolna. Nagle stanęła za mną.
-Boisz się mnie? Uroczo...- szepnęła mi na ucho, a ja poczułem jej lodowaty oddech na karku.
-Ona nie ma zamiaru mi pomóc...- pomyślałem.
Obudziłem się na podłodze. Wstałem powoli i się zbliżyłem do lustra nad umywalką. Z nosa leciała mi strużka krwi. Wytarłem ją i opłukałam twarz w zimnej wodzie. Starałem sobie to wszystko poukładać w głowie, ale przed oczami ciągle miałem widok jak blond włosa dziewczynka umiera. A patrząca na to starsza dziewczyna to była jej siostra... Anastazja...
-Jeżeli to naprawdę się wydarzyło... To w takim wypadku znikająca fioletowo włosa straciła siostrę na własnych oczach. Ale w jaki sposób ja to widziałem?- powiedziałem cicho do siebie. Nie mogłem przestać o tym myśleć.
Minął już miesiąc od tamtego wydarzenia w łazience. Z dnia na dzień było coraz gorzej. Miewałem zwidy i co ciemny punkt widziałem patrzącą na mnie o fiołkowych oczach dziewczynę. Ludzie powoli tracili ze mną kontakt uznając iż jestem chory psychicznie. Na początku zaprzeczałem, ale później sam przestałem wierzyć w swoje zdrowie. Wszyscy się od mnie odsunęli, a ja zostałem sam ze swoimi problemami. Rodzice zapisywali mnie do psychiatry i nic to nie dawało. Matka płacze co wieczór i słyszę jak pyta ojca co zrobiła źle, że taki jestem. Nie chciałem aby czuła się winna, ale jakbym powiedział jej prawdę to wysłaliby mnie do psychiatryka. A już mi starczy tego wszystkiego.
Pewnego dnia znów samotnie pałętałem się po korytarzach szkoły. Mój przyjaciel chciał mi ostatnio pomóc, ale wydarłem się mu prosto w twarz używając słów takich o nim, że nie dziwię się iż nie chce mnie znać. Ignorowałem każdy wymysł mojego umysłu, czyli patrzące na mnie fiołkowe oczy. Jednak na lekcji zaczęła lecieć mi krew z nosa i za zgodą nauczycielki udałem się do łazienki. Popatrzyłem w lustro i w odbiciu zobaczyłem jak koszmarnie wyglądam. Miałem wory pod oczami, szarą cerę, brak iskierki w oczach tylko znudzenie i teraz jeszcze krew mi leciała z nosa. Wyglądałem jakbym zaraz miał umrzeć. Kiedy o tym pomyślałem za mną pojawiła się Anastazja.
-Niszczysz się...- stwierdziła.
-Ty mnie niszczysz.- odpowiedziałem przemywając twarz zimną wodą.
-To nie ja każe ci nie spać. Nie ja jestem powodem tej krwi z nosa.
-To niby kto? Ty mnie prześladujesz od miesiąca. Mam dosyć!
-Skarbie... To jeszcze nie koniec. Wszystko dopiero się rozkręca.- szepnęła obserwując mnie tym pustym wzrokiem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top