Rozdział 4 - Not this time

Minęły dwa dni od pierwszego dnia obozu treningowego. Zauważyłem że po rozmowie z Sakusą ten przyłożył się bardziej do treningu. Bądźmy szczerzy jestem cholernie zadowolony z tego faktu.
Dziś również czuje się na fali, jak przez ostatnie dni.
Patrzyłem jak piłka leci wprost moje dłonie. Mając lekko ugięte kolana i patrząc tylko jak piłka opada w dół ustawiłem odpowiednio dłonie. Piłka lekko opadła w moje opuszki palców. Mogłem poczuć jak piłka dziś idealnie leży mi w dłoniach dosłownie i w przenośni. Odbiłem delikatnie piłkę, ale z odpowiednią siłą i do idealnej pozycji. Piłka poleciała w to miejsce, które chciałem żeby poleciała. Już tylko widziałem jak piłka uderzyła o parkiet drużyny przeciwnej. Uśmiechnąłem się wesoło z tego powodu, no i może trochę przebiegle. Analiza stanu rzeczy też należy do moich zainteresowań. Przecież nie jestem takim idiotą by nie wiedzieć co się wokół mnie dzieje, no na pewno w tej kwestii nikt nie pobije Kageyamy. Czasem mam wrażenie że do niego jak do słupa.
Po meczu usiedliśmy na ziemi wszyscy i ciężko oddychaliśmy. Dziś spaliliśmy wiele kalorii. W międzyczasie zobaczyłem, że Komori - chyba tak ma na imię, nie mogę do końca sobie przypomnieć, gdyby to było u mnie coś nowego ale w większości zapominam jak kto się nazywa. A wracając zauważyłem, że chłopak ów właśnie przybił piątkę z Omi'm, co było dla mnie dużym zaskoczeniem. Ale chyba jeżeli pamięć mnie nie myli - a wiem, że może mnie mylić to chyba brązowo włosy chłopak to jego kuzyn, a tak naprawdę w życiu bym tak nie powiedział, bo pod żadnym względem nie są podobni ale no cóż już nie wiem jakiego stopnia jest ten kuzyn. Ja bym powiedział że to bardzo, bardzo, bardzooo daleki kuzyn.
Spojrzałem przez okno i przymknąłem oczy na lekkie promienie słoneczne przedostające się przez szybę. Uśmiechnąłem się delikatnie. Uwielbiam po takim treningu zatracić się w głupich, ludzkich rzeczach, bo tak naprawdę czas tak szybko leci, a właśnie takie rzeczy zapamiętujemy najbardziej. Poczułem jakby czyjś wzrok na sobie więc otworzyłem oczy i spojrzałem. Rozjerzałem się ale nikt się w moją stronę nawet nie patrzył. Musiało mi się wydawać.
Wstałem i cicho podreptałem do swojego pokoju. Potrzebuje wziąć prysznic i zrobić sobie drzemkę krótką przed obiadem. I jak postanowiłem, tak zrobiłem.

🧭🧭🧭

Wyszedłem po obiedzie na dwór by zażyć powietrza. Ale to co poczułem wcale nie było aż takie przyjemne. W moje nozdrza uderzył smród opon z samochodów, spalin i różnych miejskich "zapaszków". Spojrzałem w górę i w jednym z okien w naszym tzw. akademiku zobaczyłem Sakusę siedzącego na parapecie. Widziałem, że znów spojrzał w moją stronę. Promienie słońca wyszły spod chmur znów i zagościły na mojej jak i jego twarzy. Trochę bardziej złapałem oddech, wystrzymując go przez chwilę. Serce przyspieszyło mi bieg. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy przez co najmniej trzydzieści sekund. Nasze zarumienione twarze odwróciły się w bok. Musiało mi się coś wydawać, jestem za bardzo zmęczony. Ale naprawdę jest mi bardzo cieplutko w serduszku. Mówiąc prosto było to dla mnie jak gong prosto w serce.
Nie chąc już wracać tam wzrokiem po prostu zacząłem biegać by wyzbyć się tych dziwnych uczuć, które kołatały mi się w głowie i wewnątrz mnie.
Nie wiem ile czasu minęło ale po jakimś czasie padłem na kolana ze zmęczenia, a uczucie wcale nie zniknęło.
Było już ciemno, a w moje oczy nagle uderzyło światło z latarki.

-Świrusie wracaj...mam dość patrzenia jak ktoś ciągle tu biega...nie mogę skupić swoich myśli- powiedział do mnie wysoki chłopak.

W świetle księżyca mogłem zobaczyć właśnie jego twarz. Był bez maski co mnie zdziwiło bardzo, że aż za bardzo. Przez chwilę znów nie mogłem oderwać wzroku od jego twarzy. Jedne co mi przychodziło do głowy to jak bardzo on jest przystojny, jak bardzo inny jest ode mnie.

I to miało miejsce trzeciego dnia obozu treningowego dla młodzieży z całej Japonii. A w głowie miałem chłopaka z Tokio, jego ciemne włosy i oczy, dwa pieprzyki i nie mówiące nic konkretnego spojrzenie.

🧭🧭🧭

Po trzecim dniu nie mogłem wyzbyć się twarzy chłopaka ani jego głosu, który powtarzał mi jak mantra dwa słowa "chodźmy już". Ale z dnia na dzień uczucie to opadało, bowiem chłopakiem rzadko uraczał mnie spojrzeniem czy atencją, a po tym dniu nawet o to nie prosiłem. Mimo tych dziwnych uczuć miałem wrażenie, że gra mi się lepiej - tak lekko. Więc gdy nadszedł ostatni dzień obozu treningowego tym samym ostatni raz spojrzałem w oczy tego chłopaka. I miałem wrażenie przez chwilę, że mógłby zostać moim narkotykiem, a szybkie bicie serca powróciło. Tym razem patrzeliśmy sobie w oczy czterdzieści sekund. Co zdziwiło mnie bardziej to że on poszedł do mnie sam.

-Daj mi swój numer Miya- powiedział szybko, a z jego twarzy już nie mogłem nic wyczytać przez maskę. Mimo wszystko jego głos był delikatny.

-Um..tak jasne- po chwili mu go podałem, a on odszedł do swojego kuzyna.

Patrzyłem już w oddalającą się sylwetkę chłopaka, aż w końcu znikł mi z oczu. Powoli wracałem na stację główną w Tokio. W tramwaju po prostu przywaliłem głową w szybę pojazdu, a kilkoro ludzi spojrzało na mnie dziwnie. Moje policzki po raz pierwszy przybrały bardziej różową formę, ale tym razem nie było to spowodowane złością czy wstydem - tylko czymś zupełnie innym. Byłem zmieszany tak bardzo.

I po dłuższym czasie przekonałem się, że mój numer telefonu Kiyoomiemu się do niczego nie przydał.

Ja czasem tylko czekałem. Ale myśli po dłuższym czasie odbiegły od niego, a uczucia wszelkie i może lekko dziwne jakie do niego poczułem z czasem złagoniały, a jak ten czas biegł tak samo zapominałem o nich. Bo na żadnym turnieju nie widziałem się z nim, ani z nim nie grałem przeciwko.

Hej wszyściutkim i milutkim. Tutaj już coś się tam zadziało, nie za dużo mam nadzieję że też nie za mało. Mam nadzieję, że taki lekki rozdział wam się podobał, a i może wstawie coś szybciej żeby podnieść może niektórych na duchu po ostatnich zdaniach. See you! ❤

P.S napisałam tyle rozdziałów że będę wstawiać je jednak w randomowym momencie ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top