Rozdział 23

Otworzyłem oczy, nadal leżałem na zimnych płytkach, a moja głowa zwisała ze schodka. Czułem przeszywający ból łydki, ostatkami sił zdołałem spojrzeć w tamtą stronę. To była już moja krew...krew... Tym razem mój wzrok spoczął na moich dłoniach i oczy rozszerzyły się w szoku. Zachowywałem się jak szaleniec.
Natychmiast zwróciłem całą zawartość żołądka na schody. Nadal miałem suche gardło, a przez pozycję w jakiej się znajduję więcej krwi spłynęło mi do głowy. Bolała mnie głowa, pękała w szwach jak całe ciało. Udało mi się tylko przesunąć głowę by tak nie zwisała. Powoli traciłem czucie w nodze. Moje serce galopowało jak głupie ale bałem się i to cholernie. Nawet nie chodzi o tą jebaną policję tylko o sam fakt że zabiłem człowieka. Nawet jeżeli był mordercą to postąpiłem tak samo jak on. Moje oczy zaszły łzami.
I w tej chwili światła na klatce zgasły, a mnie przeszedł dreszcz. Usłyszałem za drzwiami huk pioruna, a czarna sylwetka zmaterializowała się w drzwiach po chwili zmieniając się w cień i znikając w ciemności.
Nagle w ciele poczułem przeszywający mnie mroźny ból idący od czubka głowy po same stopy. Wyłem z bólu, czułem jakby ktoś wymierzył mi czternaście potężnych ciosów prosto w klatkę piersiową. Wyobraźnia, poczucie winy, majaki szaleńca? Chyba wszystko...ze mną nie jest już dobrze.
Wyplułem ślinę z ust. Po chwili razem z pojawieniem się światła usłyszałem mnóstwo głosów i po chwili ktoś posadził mnie pod ścianę. Byli to policjanci.

-Szybko dzwońcie po kartekę!- zaczęli mi związywać łydkę by zatamować krwawienie- na szczęście rana nie jest głęboka...

-O cholera jasna- powiedział drugi- zmasakrował facetowi całą klatkę piersiową.

-To nie tak!- wyrwało mi się z gardła- t-to nie tak...ja...on...-patrzyłem na swoje zakrwawione dłonie mocno drżąc- on mnie ścigał...to nie...ja nie chciałem...ja...-zacząłem łkać- przysięgam że to nie tak...ja nie chciałem go...go..z-zabić...on...mnie chciał zabić..i wszystko było zamknięte! Ja...wziąłem w dłonie...to...ten...i...bałem się...nie k-kontrolowałem...- służbista spojrzał na mnie z współczuciem- ja nikogo nie chciałem zabić...przysięgam..

-Powiedzmy że jest to poważna sprawa młody. Ale na razie zajmij się sobą bo nie jesteś w najlepszej kondycji.

Siedziałem w ciszy dalej łkając. Chyba staję się jakimś potworem. Głowę miałem spuszczoną na swoje dłonie. Teraz i Kiyoomi mnie znienawidzi, nie będzie mnie chciał po tym jak zabiłem człowieka. Czuje się jak gówno, jak wrak człowieka. Pierwszy raz musiałem walczyć o życie i instynkt mnie poniósł. Ten moment gdzie morderca strzelał do mnie, a ja nożem odbiłem pocisk w inną stronę. Jak to było możliwe? Czy to był zwykły fart?
Po chwili poczułem jak moje ciało jest przenoszone na nosze, a ja już straciłem przytomność.

🧭🧭🧭

Białe światło poraziło mnie w oczy, a do nozdrzy dotarł zapach leków. Niewątpliwie znajdowałem się w szpitalu. Po chwili poczułem też ból mojego ciała i cicho syknąłem. Nagle usłyszałem rozmowy wydobywające się przez uchylone drzwi na korytarz. To był głos Kiyoomiego. Ucieszyłem się w głębi serca. Był tu. Ale co ja mu powiem.

-I co z nim?- zapytał mój narzeczony i po tonie jego głosu byłem wstanie stwierdzić że był bardzo zmęczony.

-Przeżyje tak mówią lekarze, nie doznał żadnych większych uszczerbków na zdrowiu fizycznym...chodzić będzie mógł normalnie. Jeżeli chodzi o zabójstwo...

-To przecież on został zaatakowany! Nawet było to zaplanowane! On nie miał prawie szans! To cud!- krzyczał cicho Sakusa.

-Spokojnie...sąd na pewno weźmie to pod uwagę jako czynniki łagodzące, na jego korzyść przemawia to że to on był ofiarą, akcja mordercy była zaplanowana, sam odniósł uszczerbek na zdrowiu ale stary słuchaj przecież on go dźgnął z dziesięć razy...zmasakrował mu klatkę piersiową. Na jego korzyść przemawia jeszcze to że po zdarzeniu z Ushijimą był w szoku...i nie był do końca świadomy swojego czynu...da się z tego wybrnąć...i obejdzie się bez większych konsekwencji...ale ile z tego jest prawdą i czy twój narzeczony będzie chciał współpracować- powiedział nieznany mi głos.

-Daichi o to się nie martw...i wierzę w całkowitą niewinność Tsumu...na pewno nie chciał tego zrobić..był wystraszony...nie znasz go ale on już dużo przeszedł. Zrobię wszystko by wyszedł z tego nawet bez jednej łzy.

-Dobry z ciebie chłop. Mój mąż z nim porozmawia, jest psychologiem. Na razie muszę już spadać. Trzymaj się - usłyszałem oddalające się kroki mężczyzny.

Po chwili do mojego pokoju szpitalnego wszedł Kiyoomi, który poszedł do mnie szybkim krokiem i złożył mi czuły pocałunek na czole.

-Słyszałeś?- pogładził mnie po policzku.

-Tak...- zdziwiłem się jak mój głos jest bardzo zachrypnięty.

-Tak się martwiłem- usiadł na skraju mojego łóżka i chwycił moje nadgarstki w swoje dłonie- boli?

Spojrzałem na swoje ręce, były wyczyszczone ale widniały na nich sińce i zadrapania, a lewy nadgarstek był opuchnięty.

-Nie tak bardzo...ale Omi- zakaszlałem a młodszy pomógł napić mi się wody- nie nienawidzisz mnie...ja- znów zacząłem płakać- naprawdę nie chciałem...stało się, a gdy się otrząsnąłem to było za późno.

-Wierzę ci i cieszę się niezmiernie że żyjesz i nic dla mnie się innego nie liczy. Będziesz bezpieczny obiecuje.

Trudno wyobrazić sobie jak wielkie szczęście mam mając takiego narzeczonego.

🧭2 dni później🧭

Siedziałem na komisariacie policji, kolejny raz w ciągu mojego życia. Czułem że mógłbym zaprzyjaźnić się z tym miejscem. Ale ta wizja średnio mi się uśmiechała. Czy przez te czterdzieści osiem godzin wybaczyłem sobie zabójstwo tego mordercy? Absolutnie nie. Do tego to wyglądało na zabójstwo z zimną krwią, a ja sam nie wiem czy takie było czy właśnie nie. Dzięki znajomemu Kiyoomiego Daichiemu mój narzeczony mógł siedzieć obok mnie razem z moim prawnikiem. Omi mówi że to najlepsza osoba w swoim fachu. Pod stołem poczułem jak mój ukochany lekko ściska moją dłoń.

-A więc tak..-zacząłem powoli- tego dnia byłem sam w mieszkaniu bo Kiyoomi miał ważne spotkanie w firmię było to równo tydzień po zabójstwie Wakatoshi Ushijimy. Tego dnia nie miałem żadnych sesji z psychologiem więc spędzałem czas jak każdy normalny człowiek. W pewnej chwili zauważyłem że nie mamy żadnych napojów w mieszkaniu więc postanowiłem wyjść do sklepu- opowiadając wzrok miałem skupiony na brązowym meblu- wsiadłem do windy ale z powodu burzy zawiesiła się i wszystkie światła zgasły bynajmniej tak twierdzą elektrycy. Ale po chwili widna zjechała na najniższe piętro czyli drugi poziom parkingu podziemnego- wziąłem głęboki oddech- próbowałem dodzwonić się do mojego narzeczonego ale nie miałem sygnału. Postanowiłem wyjść z parkingu i gdy byłem przy klatce schodowej nagle usłyszałem dźwięk noża przesuwanego po ścianie...już wtedy poczułem że jest źle więc natychmiast puściłem się do biegu i wtedy kula świsnęła mi przy uchu- dotknąłem kawałka ucha- wtedy zrozumiałem że miał przy sobie jeszcze broń palną...próbowałem otwierać drzwi na parter i na pierwsze piętro ale każde drzwi były zamknięte i pomyślałem wtedy że każde są zamknięte i jedynym wyjściem jest biec na samą górę i zaraz po tym zaczął mnie gonić. Po tym jak dotarłem na dach wyszedłem a burza szalała w najlepsze wtedy on też się pojawił i próbował zabić mnie nożem i rzucił się na mnie wtedy zacząłem okładać go po głowie telefonem nie miałem nic innego przy sobie. Wtedy przeżucił mnie ale wypadł mu nóż który chwyciłem, a później zaczął do mnie strzelać...wystraszyłem się...nie widziałem co robię...ostatkami sił rzuciłem się na niego...a później było za późno gdy uświadomiłem sobie co zrobiłem...

🧭2 miesiące później🧭

Rozprawa w sądzie zakończyła się dla mnie dobrze. Dostałem wyrok w zawieszeniu na pół roku. Najważniejsze że jestem wolny. Kiyoomi chciał bym najlepiej wyroku nie dostał żadnego ale według prawnika to bardzo dobre zakończenie rozprawy. Niestety będę miał w aktach to co się stało ale nie byłem też sądzony jako zabójca. Na moją korzyść przemawiało dużo faktów, a sam prawnik odwalił kawał dobrej roboty. I rzecz jasna Kiyoomi też, to wszystko dzięki niemu.
Po powrocie na mieszkanie mój narzeczony zrobił nam wspólną romantyczną kąpiel. Nie mogłem uwierzyć że nadal po tym wszystkim chce być z kimś takim jak ja. Było to wręcz dla mnie niesamowite pod każdymi względami.
Mógłbym umrzeć za niego i nawet nie zawachałbym się sekundy by móc uratować mu życie.

🧭4 Miesiące Później🧭

-Skarbie?- Kiyoomi powoli całował mnie po nagim ramioniu.

-Tak?- mruknąłem zaspany.

-Powinniśmy zacząć planować nasze wesele...


Wesele sakuatsu =?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top