Rozdział 22

W ciemnej alejce było słychać odgłos kroków, ciche dyszenie. Podeszwy butów odbijały się od mokrej ziemi. Piasek i woda mieszały się tworząc błoto. Które pod ciężarem rozbryzgiwało się dookoła.
Kobieta i mężczyzna biegli przed siebie. Było po deszczu, a jednak mokra nawierzchnia sprawiała im pewnego rodzaju problem z przczepnością do podłoża ale bywali w gorszej sytuacji.

-Trzymaj się!- krzyknęła kobieta łapiąc się w ostatniej chwili liny i dłoni mężczyzny- znowu się przemieszcza!

Mężczyzna podciagnął się i trzymali się póki podłoże nie wyrównało się.

-Cholera pierdole to wszystko- wyrzucił z siebie mężczyzna znów stając na mokrym betonie- musimy przemieścić się na inną płytę tutaj jest zbyt...ruchliwo...

-Tak ale widzę że mamy towarzystwo...nie będzie to jednak takie proste jak myślisz...

-Od kiedy było proste?- zakpił.

Kobieta chwyciła swoją broń i ruszyła do przodu, a mężczyzna trzymając swoją ubezpieczał ją strzałami. Miała szybkie i precyzyjne ruchy. Zabijała każdego kto stanął na jej drodze, brak litości, brak współczucia, tu nie miały prawa istnieć takie uczucia. Ale mężczyzna nie pozostawał gorszy był precyzyjny w swoim działaniu i ani razu nie chybił.

-Ruszaj się- rzuciła do niego i zaczęła biec, a on zaraz za nią.

Wreszcie dobiegli na most. Był ruchliwy, zrobiony z desek i grubych lin. Ale przebiegli po nim żwawo.
Wbiegli prosto w las słysząc tylko świst powietrza, który poruszał liśćmi. Ukryli się za skałami. Ich ubrania były brudne, mięśnie krzyczały z bólu którymi były targane. Niekończoncy się wysiłek, mogły nawet powiedzieć o tym cenie pod oczami obojga. Z mokrych włosów kobiety spływały krople wody, tak samo jak u mężczyzny. Nawet teraz siedząc mięśnie drżały i były przygotowane do kolejnego zrywu.

-Słuchaj...nie damy sobie rady w dwie osoby...potrzebujemy jeszcze jednej...

-Tak ale próbowaliśmy...i ciężko trafić na osobę która byłaby...

-Nawet nie kończ...wiem o co ci chodzi..ale ja i na pewno ty też nie chcesz...- usłyszeli cichy szelst.

Kobieta kucknęła na stopach powoli przenosząc ciężar ciała na palce u stóp. Mięśnie miała w gotowości. Mężczyzna położył się na płasko i tylko przygotował swoją broń.
Okazało się że było to tylko zwierzę, które ustrzelili by zarazem potem rozpalić ognisko i je zjeść.

-Zjadłabym pizzę...albo hamburgera...

-Ciągle mówisz o jedzeniu...nie narzekaj, jedź to co masz...

-Sknera nawet marzyć nie pozwala...

-To nie tak że nie pozwalam...ehh po prostu robię się strasznie wkurzony gdy o tym mówisz..

-Słuchaj ale jak dotrzemy do miasta to wiesz co to oznacza...-spojrzała na niego znacząco.

-Jasne że wiem...sklep spożywczy...

Później jedno spało, drugie czatowało. Wyruszli w drogę z samego rana oczywiście nie bez utrudnień. Mówią że silna wola popycha ludzi do działania, mówią że ludzie mogą się zmieniać, mówią żeby przetrwać potrzebna jest iskra szaleństwa ukryta głęboko w naszych duszach.

-Myślisz że jaka będzie ta osoba?

-A ty wciąż dalej o tym?

-No ba!

-Ważne żeby była przydatna...

-Zawsze można wytresować- zaśmiała się, a on jej zawturował.

🧭🧭🧭

S

akusa Kiyoomi młody biznesmen z pasmem szczęścia na swojej drodze zawodowej i miłosnej lecz o jego narzeczonym można mówić dużo ale na pewno nie o tym że jest szczęściarzem, osoby które go znają mogą określić starszego Miye jako najgorszego pechowca od dłuższego czasu mimo że jego młodszy narzeczony rozpieszcza i dba o chłopaka.
Młody dorosły siedział na kolejnym okropnie długim i nudnym spotkania, a mówiąc szczerze miał już dość. Od pewnego czasu wydawało mu się że jego kontrahenci wiercją jeden i ten sam temat od dłuższego czasu. Kiyoomi złapał się za skronie opuszkami palców i gwałtownie wstał ze swojego miejsca.

-Potrzebuje chwilę przerwy- miał dość.

Wyszedł na zewnątrz i udał się w stronę łazienki. Że też jego ojciec musiał mu to wszystko zostawić na głowie. Z jednej strony lubił tą pracę, a z drugiej nie. Miał inne pasuje które chciałby rozwijać ale los przekorny nie daje nam tego czego byśmy chcieli.
Za oknem dawno już chulała burza i martwił się o swojego blondyna. Na pewno nie chciał go dziś zostawić, nie po tym co miało miejsce tu tydzień temu, a jeszcze szczególnie nie chciał go zostawić i marnować czasu na tych dziadów którzy mieli wieczne problemy ze wszystkim.
Nagle jego telefon zawibrował w jego kieszeni. Ucieszył się ale i też trochę zmartwił że Atsumu dzwoni akurat do niego. Wie że starszy nigdy do niego nie dzwoni gdy ten wie że Sakusa ma jakieś spotkanie. Od razu odebrał telefon, zdecydowanie chciał usłyszeć jego głos teraz.

-Atsumu...- słyszał tylko praktycznie szum i czasem jakiś kawałek słowa- słyszysz mnie? Halo, halo...

Po tym ich rozłączyło. Wiedział że coś jest nie tak. Nie podobało mu się to. Sakusy znów nie ma przy nim i młodszy wiedział że niższy ma jakiś problem.
Zadzwonił więc na policję i wysłał ich do swojego mieszkania. Sam wrócił do sali i zaczął zbierać swoje rzeczy.

-Na dzisiaj kończymy jest już noc, a ponadto szaleje straszna burza...i uważam że jesteśmy zbyt zmęczeni, nie dojdziemy dzisiaj do "złotego środka"- wyszedł trzaskając drzwiami.

Ciemno włosy nie miał czasu na żadne finezje więc po prostu szybkim krokiem pognał do swojego auta.
Ostatnio kupił mercedesa, bo wiedział że jego narzeczony ma bzika na punkcie akurat tej marki samochodów. Nawet sam Kiyoomi nauczył się witać z samochodem.

-Hej Mercedes- wsiadł do środka.

-Siema- odpowiedział mu samochód.

Wyjechał z parkingu podziemnego i od razu wyjechał na drogę. Przy takiej pogodzie nawet w nocy są długie korki w Tokio.
Zaczął martwić się jeszcze bardziej i ze złością zerwał sobie maskę z twarzy. Po ostatnim razie bał się że straci chłopaka. A tego nie chciał najbardziej. Było on dla niego jedną osobą na tych pieprzonym świecie, której tak pragnął i tak bardzo kochał.
Korek był długi i posuwał się wolno naprzód. Uderzył głową w kierownicę. Myślał że zwariuje. Zaczął wyzdzwaniać do blondyna ale odpowiadała mu tylko poczta głosowa.
Zacisnął mocno dłonie na kierownicy i czekał.
Po trzydziestu minutach usłyszał dźwięk swojego telefonu sygnalizujący przychodzące połączenie. Nie patrzył, od razu odebrał. Przywitał się z nim policjant i powiedział że znaleźli przytomnego blondyna i że jego stan jest monitorowany ale że będą musieli przewieźdź go do szpitala.
Z twarzy Sakusy odpłynęło całe ciepło i do telefonu był wstanie tylko powiedzieć krótkie "rozumiem".

Pozwólcie że tutaj się nie wypowiem, zostawiam was z tym do podsumowania po 30 rozdziale.

Może uda mi się dziś napisać jeszcze jeden bo jutro średnio stoję z czasem.

Nie polecam jednak kupywać bananów. Dziś właśnie znalazłam w nim pająka i myślałam że zejdę na zawał. Traktujcie to jako ostrzeżenie 😅

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top