Rozdział 20

Po naszych wakacjach wróciliśmy do codziennego życia. Ale nie powiem już zacząłem tęsknić za tym czasem, a gdy nie było obok mnie Kiyoomiego odczuwałem jego brak jeszcze szybciej niż zazwyczaj. Niedawno wróciłem z pracy i zastałem puste mieszkanie z czego co wiem to mój narzeczony ma jakieś większe dziś zebranie i jest z nim ten Wakatoshi.
Postanowiłem zrobić obiad, a dokładniej ryż z kurczakiem. Zapakowałem jedzenie do pudełeczka i spakowałem je do swojego plecaka. Postanowiłem zanieść mu to jedzenie do firmy, modląc się bym czasem nie trafił na tego Ushijime.
Do firmy nie miałem daleko dlatego więc postanowiłem się przejść. Sekretarki mnie wpuściły, bo się z nimi zakumplowałem jakiś czas temu. Będąc na górze miałem dziwne wrażenie, że panuje tu grobowa cisza. Nie wiem czy to przez moją wyobraźnię ale mam wrażenie że nawet ciężej mi się tu oddycha. Coś wewnątrz mnie nakazało mi zachować ciszę i przez to przypomniałem sobie te nieszczęsne wydarzenia sprzed roku. Moje ciało zaczęło drżeć. Jedynymi uchylonymi drzwiami były drzwi do pokoju Ushijimy. Postanowiłem tam zajrzeć wiedząc, że nie powinienem tego robić ale nie mogłem powstrzymać moich ruchów. Lekko palcami złapałem drzwi otwierając je szerzej.
Nagle zobaczyłem kogoś ubranego na czarno, miał też kominiarkę, śmignął mi przed oczami i jego nóż w ręku świsnął tuż przy moim gardle ale sekundę przed tym moja noga cofnęła się o krok. Mój głos ugrzęznął mi w gardle. Mocno złapałem się za szyję, a moje ciało runęło w dół. Facet najwyraźniej się spieszył i mnie zostawił z mocno bijącym sercem. Moje ciało momentalnie zaczęło drżeć.
W nozdach poczułem nieprzyjemny zapach i miałem wrażenie że kiedyś też go czułem. Zerknąłem w lewo, a moje oczy rozszerzyły się widząc ciało Ushijimy z wyprótymi flakami i różnymi cięciami na ciele. Myślałem że zwymiotuję wszystko ale zobaczyłem że on nadal oddycha będąc w takim stanie. Jakaś siła pociągnęła mnie do mężczyzny i lekko złapałem jego dłoń brudząc sobie jego krwią ręce.

-Wakatoshi?- zapytałem cicho.

-Jest tu tak cicho...nic nie widzę...- powiedział jego zachrypnięty głos.

-Ushijima proszę nie umiera! Ushijima! Pomocy! Ktokolwiek! Błagam!- po chwili zauważyłem jak ludzie zaczynają się zbierać i coś mówią do siebie.

Krwi było coraz więcej, miałem już całe spodnie nasiąknięte czerwonym kolorem. Moje ręce drżały trzymając go za dłoń, a z moich oczu znów wydobywała się ciecz zwana łzami. Całe moje ciało drżało. Momentalnie znów poczułem na szyi to świśnięcie aż zabolało mnie niemiłosiernie. Te ostrze miało znaleźć się w moim gardle, byłbym już martwy. Czując to mogłem wyobrazić sobie jaki ból odczuwał pracownik mojego narzeczonego.
Zauważyłem jak mężczyzna pluje krwią.

-Ushijima proszę...nie umieraj...nie umieraj...błagam...nie umieraj...- nie mogłem przestać drżec.

-Już nic nie czuje...-poczułem jak jego ręka wiotczeje w moim uścisku i jak jego oczy nabierają martwego wyrazu.

Z mojego gardła wydobył się pezeszywający wrzask. Znów. Znów mnie to spotyka. Znów do mnie przyszło. To moja wina. To moja wina. Nie powinienem tu przychodzić. Nie powinienem. Zrobiłem to. Śmierć mnie ściga. Ona tu jest.
Spojrzałem jeszcze raz na ciało Ushijimy. Narządy widoczne z brzucha dalej krwawiły, były obrzydliwe, a smród rozchodził się po całym pomieszczeniu. Spojrzałem na siebie. Całe ręce i ubranie miałem wybrudzone w krwi mężczyzny. Krzyknąłem i odsunąłem się pod ścianę w jednym momencie. Mój żołądek nie wytrzymał i zwymiotowałem całą jego zawartość. Ktoś wyprowadził mnie na korytarz, a moje ciało opadło na zimną ścianę po której zjechało. Dalej miałem odruchy wymiotne i drżałem. Wiedziałem że coś się dzieje ale nie słuchałem było to dla mnie za ciężkie. Widziałem dłonie zbliżające się do mnie ale krzyczałem i odpychałem je od siebie. Skuliłem się.
Jestem przeklęty! Jestem przeklęty...śmierć chodzi za mną, chodzi i jest obecna. To mój drugi cień. Zacisnąłem dłonie na kosmykach włosów.
Nagle gdzieś w tym chaosie usłyszałem głos, jedyny głos który potrafił mnie uspokoić.

-Przesuńcie się! Tak! To mój narzeczony!- poczułem dużą dłoń na moim ramieniu- Atsumu...Atsumu...słuchaj mnie, jestem tutaj, już nic ci nie grozi dobrze?

Spojrzałem na Kiyoomiego czując nagłą ulgę i rozpłakałem się na jego widok. Rozmawiał z kimś ale słuchałem tylko jego głosu.

-Wyjdzcie stąd wszyscy ja z nim porozmawiam- mówił- jest wystraszony...

Po chwili jego oczy znów skierowały się na moją twarz, a gdy w pomieszczeniu zrobiło się cicho mój narzeczony znów zwrócił się do mnie.

-Atsumu kochanie slyszysz mnie?- przeczesał moje włosy dłonią.

-Tak- wychrypiałem, a mój głos był ledwo słyszalny.

-Co się stało? Co tam robiłeś?- gładził wciukiem mój policzek.

-Kiyoomi..ściga mnie...śmierć mnie ściga. Gdybym nie przyszedł nic by się nie stało, to moja wina, moja, moja- łkałem- nic nie może być dobrze...wtedy było tak samo rozumiesz?- spojrzałem na niego i mocno drżącymi dłońmi załapałem jego ramiona- widzisz mam krew na rękach...krew...trzymałem go...gdy odchodził tym razem czułem uchodzące życie z człowieka...mówił do mnie....a ja nie nie mogłem zrobić...znów ktoś umarł...

Wtulił moją twarz w swój tors.

-To nie była twoja wina, nie była twoja. Nie zabiłeś go, jestem dumny z ciebie że byłeś z nim do końca, że mimo tego co przeżyłeś dzielnie trzymałeś jego dłoń. Byłeś z nim do końca, nie każdy ma tyle odwagi. Jesteś wspaniałym człowiekiem wiesz? Masz tyle siły. Jesteś dobrym człowiekiem, któremu przytrafiają się złe rzeczy...ale pod żadnym warunkiem to nie była twoja wina.

-B-boje się- spojrzałem na swoje dłonie i zauważyłem pierścionek we krwi- do tej pory nie umierały osoby które znam...nie znałem Ushijimy zbyt dobrze ale znałem...i boje się że pewnego przeze mnie umrze ktoś mi bliski...ty, Osamu, rodzice...

-To nie była twoja wina i nie mów tak...musisz wypocząć...to nie jest dobre dla ciebie. Martwię się...gdyby tylko mnie nie ma od razu wpadasz w jakieś kłopoty. Ale Ats o tym porozmawiamy gdy będziemy w domu. Powiedz mi teraz co widziałeś.

-O-otworzyłem drzwi...drzwi Ushijimy były uchylone jako jedyne...było strasznie cicho wiesz..jak je otworzyłem to...to ktoś wybiegł. Był cały ubrany na czarno...i wtedy jego...j-jego nóż świsnął mi przy...g-gardle...i wtedy w ostatniej chwili zrobiłem krok w tył...spieszył się i mnie zostawił...a Ushijima już tam leżał...

-Boże!- złapał delikatnie moją twarz i przyjżał się mojej szyi, a później mnie wtulił w swoje ciało mocniej- jak dobrze że nic ci nie jest.

W tym momencie miałem jedną z tych okropnych myśli, na tyle okropnych że brzydzę się samego siebie. Pomyślałem że martwi się o mnie bardziej niż o Ushijinę i ucieszyłem się głęboko w siebie, a jednocześnie obrzydziłem się sam do siebie.
Kiyoomi zarzucił mi na ramiona swoją marynarkę i wyszedł ze mną z ambulansu i dopiero teraz to zauważyłem. Nawet nie pamiętam jak mnie tu doprowadzili.
Mój narzeczony mocniej wtulił mnie w swoją klatkę i schował moją głowę przed wścibskimi mediami, które już były na miejscu. Usadził mnie w swoim samochodzie z przyciemnianymi szybami i poszedł załatwić coś ze służbami. Długo mu nie zeszło więc szybko mogliśmy odjechać. Nadal drżałem, a krew, nie moja krew była na całym moim ciele.
Jak tylko dojechaliśmy na miejsce Kiyoomi zaprowadził mnie do łazienki. Zdjął ze mnie wszystkie ubrania i pomógł wejść pod prysznic. Pomógł zmyć ze mnie krew Ushijimy ale najgorsze w tym wszystkim że ja nadal czuje jego krew na swoim ciele, jak krew tej dziewczyny na moim policzku. Czyściłem mydłem moją skórę i mocno ja tarłem aż była czerwona ale Omi powstrzymał mnie i sam się tym zajął. Posadził mnie na skraj wanny i zaczął napuszczać wody. Po tym jak to zrobił pomógł mi do niej wejść, moje ciało dalej drżało.

-M-Mógłbyś przynieść mi wodę?- zapytałem.

Sakusa kiwnął głową i wyszedł z łazienki ale zostawił otwarte drzwi. Zanurzyłem się trochę bardziej ale nagle całe ciało zaczęło mnie palić jakby ktoś przykładał mi rozżarzone węgle do skóry. Wypadłem z wanny jak poparzony i zwymiotowałem na podłogę. W tym czasie Kiyoomi wbiegł do łazienki.

-Powiedz mi czy ja jestem zwykłym chłopakiem? Normalnym człowiekiem?- wydukałem.


Otóż tym kochanym akcentem zostawiam was do jutra. A moja sadyatyczna strona skacze do góry. Tak myślę że ten rozdział to jeszcze kropla w oceanie na kolejne 10 rozdziałów. Dobranoc 💀

P.S jeżeli są jakieś błędy to przepraszam nie miałam już siły tego sprawdzić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top