Rodział 4 ¾
Ciemno włosy patrzył w dół na farbowanego blondyna. Dziś drugi raz został zaszczycony tą piękną chwilą. Pierwszy raz na boisku. Poruszył się lekko na parapecie. Musiał przyznać, że chłopak miał piękna twarz, a przez to że jest tak energiczny i hałaśliwy zmienia codzienne życie samotnika. Gdzieś wewnętrznie czuł, że to właśnie może być to czego mu w życiu brakuje. Takiej osoby totalnie oddzielonej od jego rzeczywistości. Ale sam wewnętrznie tego nie przyzna. Podziwiał jak promienie słoneczne ozdabiają jego twarz, jak delikatnie muskają jego pełne usta, prosty nosek, który nie był duży a właśnie malutki, co mu się podobało. Ponadto lubił jego duże oczy, w których mógł wszystko zobaczyć, tak wiele emocji w jednej chwili. Nadmienić trzeba jeszcze, że uważał iż chłopakowi bardzo pasuje blond - uważał że ten odcień idealnie komponuje się z promieniami słonecznymi. Ale Sakusa nigdy nawet nie przyzna tego na głos, nawet jeżeli blondyn by go torturował. To co sam widział i uważał chciał zostawić dla siebie. Mimo tego że ich wzrok był połączony tylko trzydzieści sekund, było to dla nich niczym milion lat świetlnych i miliony nagromadzonych uczuć za jednym razem.
🧭🧭🧭
Ciągle siedział w tym jednym miejscu, raz coś czytał, raz coś robił na telefonie, raz coś pisał w notatniku, a czasem spojrzał na farbowanego blondyna. Kiedy zauważył że zbliża się wieczór i robi się ciemno cicho westchnął i wstał już z ciepłego parapetu.
- Co za świr - znalazł latarkę i nie myśląc za dużo zszedł po niego.
🧭🧭🧭
Dostał numer, znalazł w sobie odwagę by go wziąć ale przecież sam nigdy nie zaczyna rozmowy. Tak więc numer został, a skrzynka w telefonie nie zanotowała ani jednego sms'a ani połączenia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top