Chapter #5
Pov.Manksy
Rzuciła się na mnie z mieczem i pewnie gdyby nie Toby który znikąd wyrósł przede mną odpierając atak toporkami pewnie leżał bym bez głowy,zrzuciła tylko moją maskę przecinając pasek na którym się trzymała.Spada,istota w czarnej pół masce kota lustruje mnie spojrzeniem,jakby widziała coś w tej ciemność. Ogłusza Toby'ego rękojeścią broni,upuszcza ją,rzuca się na mnie przyciskając do ziemi,wypychając z płuc całe powietrze,siedziała na mnie okrakiem,dostaje cios w policzek otwartą dłonią.
-Imbecyl!-Krzyknęła...więc to jednak kobieta.Kolejny cios.-Idiota!-Trzeci.-Dupek!Egoista!Tchórz!-Za każdemu słowu odpowiadał jeden cios w twarz,a głos dziewczyny stawał się coraz cichszy.-A my płakałyśmy,martwiłyśmy się o ciebie.Myślałyśmy że nie żyjesz!I nagle tak po prostu sobie wracasz!Tim ty dupku!-Dostaje pięścią w nos,czekaj...czy ona?
-Kim ty jesteś?
-Nawet mnie nie poznajesz!-Zdjęła z twarzy maskę,gdzieś w oddali huczały syreny,w błysku przejeżdżających piaszczystą drogą wozów strażackich dostrzegłem twarz napastniczki,nie zauważyli nas...na nasze szczęście.Gorszę było to że ją rozpoznałem.
-Ka-Katsumi?!-Prychnęła pogardliwie.
-A kogo się spodziewałeś?-Jej głos brzmiał tak obojętnie,był pozbawiony jakichkolwiek uczuć.
-To ty jesteś Czarną Wdową?
-Tak.
-Ale przecież ty bałaś się wejść do lasu...Nie szło cię namówić,żebyś podeszła do niego na dwadzieścia metrów,a teraz...Tak naglę.
-Pamiętasz jak zgubili mnie i tę dziewczynkę w lesie,jak mieliśmy sześć lat?-Kiwam głową,kiedy byliśmy mali w przedszkolu nauczycielka zabrała nas na spacer do lasu,Katsumi i jakaś dziewczynka której imienia już nawet nie pamiętam,odłączyły się od grupy,pięć dni później znaleziono je obca dziewczynka była martwa.
-To byłam ja,on mi kazał nie zawiodłam.Dlatego się bałam,ale ty jak zwykle niczego nie rozumiesz.-Wzdycha,w naszych uszach rozlega się to nieznośne szumienie.Podniosła wzrok wstała ze mnie Slender stał niebezpiecznie blisko nas.Przyklękła.-Panie...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top