IV. Puste mieszkanie nie oznacza pustego serca
Zhuo natychmiast poinformował starszego, że zamieszka u niego na tak długo, jak to będzie konieczne. Zhan był mu niewyobrażalnie wdzięczny za to. Bowiem w pierwszym odruchu chciał wrócić do swojego rodzinnego domu, ale nie chciał psuć szczęścia rodziców czy młodszej siostry. Poza tym nie zniósłby kolejny raz traktowania go, jakby był z porcelany. Wiedział, że Zhuocheng będzie zachowywać się normalnie, a on właśnie tego pragnął. Normalności.
Jeszcze tego samego dnia Xiao oraz Zhuo pojechali po rzeczy tego pierwszego. Oczywiście najpierw poczekali aż Yibo wyjdzie z domu, ponieważ Zhan nie chciał się z nim spotkać. Owszem, napisał mu w smsie "do zobaczenia rano," ale potem doszedł do wniosku, że nie da rady. Obawiał się, że mógłby się wtedy rozkleić, a jego kontrola nad emocjami, które nim targały, posypała by się niczym domek z kart w ułamku sekundy. Dwudziestopięciolatek nie pytał, nie oceniał, po prostu był przy nim i rozumiał. A to wiele znaczyło dla trzydziestolatka i był mu za to wdzięczny.
— Jest coś, o czym ci jeszcze nie powiedziałem — nieoczekiwanie starszy brunet przerwał ciszę w aucie.
— Jeśli nie chcesz to nie musisz. Każdy ma prawo do tajemnic — odparł pośpiesznie Zhuo, nie chcąc, by Xiao czuł się niekomfortowo bądź zmuszony do tego wyznania.
— Kiedy Wang zapytał mnie o powód mojej decyzji, ja... Skłamałem, że mam kogoś.
— Rozumiem — Zhuocheng skinął głową, chcąc zachęcić kolegę do kontynuowania, kiedy nagle wszystko ułożyło mu się w jedną, spójną całość. — Zaraz. Czy ty powiedziałeś mu, że to ja jestem tym kimś?
— Przepraszam — mruknął Zhan, skruszony oraz zawstydzony tą całą sytuacją, ponieważ to przez niego Wang może mieć nieprzyjemności jeśli spotka się przypadkiem z Yibo.
— Nie masz za co. Czuję się zaszczycony, że w jakiś sposób mogłem ci nieświadomie pomóc, ale... jednocześnie jest mi z tym niezręcznie, że Wang teraz myśli, że to przeze mnie wasz związek się rozpadł.
— Wiem... głupio wyszło, ale naprawdę byłeś moją ostatnią deską ratunku — odpowiedział Zhan zgodnie z prawdą. — Jeśli chcesz to mogę to odkręcić i...
— Nie jestem zły — Zhuo wpadł mu w słowo. — Poza tym jeśli dzięki temu czujesz się w jakiś sposób lepiej lub bezpieczniej, to mi to nie przeszkadza. Pamiętaj, że przyjaciele sobie pomagają w potrzebie.
Wang puścił mu oczko i rzucił jakiś oklepany, stary jak świat żart, żeby rozluźnić atmosferę oraz rozchmurzyć Xiao. Następnie obaj wysiedli z auta, by zabrać rzeczy starszego.
Po przekroczeniu progu Xiao wyjął z szafy walizkę, następnie udając się do sypialni po ubrania, a później do łazienki po wszystkie swoje kosmetyki. Na końcu spakował swój sprzęt do torby i był gotów do wyjścia tylko, że... nie chciał odejść tak bez słowa.
Dlatego, kiedy Zhuocheng wziął walizkę oraz torbę, które były wypełnione rzeczami bruneta, Xiao poprosił go o to, by zaczekał na niego w aucie.
Z komody, stojącej w sypialni, zabrał zeszyt oraz długopis, gdzie Wang zwykł zapisywać jakieś kontakty lub pomysły do nowych filmów. Z ciężkim westchnieniem zasiadł w kuchni przy stole i zaczął pisać. Choć początkowo nie wiedział od czego zacząć, tak potem długopis jakby sam wiedział co powinien robić. Po piętnastu minutach skończył.
Xiao myślał, że najtrudniejsze rzeczy ma już za sobą, lecz teraz uświadomił sobie, że to nieprawda. Są takie sytuacje na które nigdy nie będziemy przygotowani, bez względu na to ile czasu będziemy nastawiać się na nie psychicznie. Tak już po prostu wszystko zostało skonstruowane.
I tak Xiao Zhan zostawił na stole w kuchni list, a wraz z nim klucze do mieszkania, do których był przyczepiony breloczek w kształcie okrągłego pączka oblanego różowym lukrem oraz z kolorową posypką na wierzchu. Będąc już na zewnątrz ani razu nie obejrzał się za siebie, po prostu wsiadł do auta i ocierając łzy, które się zebrały w kącikach oczu, poprosił Cheng'a, by ruszył.
Gdy Wang Yibo wszedł do mieszkania, był o wiele bardziej zmęczony niż zwykle, a to dlatego, że poraz pierwszy od dłuższego czasu spał sam. Nie potrafił zasnąć bez Xiao przy swoim boku. Jego umysł był wypełniony obrazami jego i Zhuocheng'a, które podsuwała mu wyobraźnia, by trochę go podręczyć. Myśli urządziły sobie gonitwę, galopując szybciej niż najlepsze konie. W rezultacie nie zmrużył oka przez całą noc. Jedynie leżał bez sensu na łóżku i zastanawiał się co tamta dwójka może robić. Śpią, czy może...?
Nie mogąc już znieść tego, że jego oczy wciąż pozostają otwarte, w końcu wstał z łóżka. Po porannej toalecie oraz śniadaniu, na które składał się jedynie tost, usiadł i czekał... Czekał i czekał, lecz niestety, Xiao się nie pojawił. Yibo już wybierał jego numer, kiedy w jego głowie nagle pojawiła się myśl, że może jednak nie powinien naciskać.
Mimo nieprzespanej nocy i tak pojechał na plan zdjęciowy, gdzie tym razem kręcił reklamę kremu do twarzy. Wyglądał okropnie i jeszcze gorzej się czuł, ale pomimo tych utrudnień dał z siebie wszystko, zresztą jak zawsze. Wtedy jeszcze nie wiedział, że po powrocie czeka na niego w mieszkaniu niezbyt miła niespodzianka.
Chwilę po tym jak otworzył drzwi, a klucz odwiesił na haczyk obok bluzy Zhan'a, uderzyła w niego cisza, która go zdziwiła.
Owszem, kiedy wracał późno z pracy to starszy już spał, więc naturalnym się wydawała ów cisza, która się rozgościła we wszystkich pomieszczeniach, a którą burzył jedynie spokojny, rytmiczny oddech śpiącego mężczyzny. Jednak dziś... dziś było inaczej. Oprócz ciszy, Yibo towarzyszyło również dziwne uczucie pustki. Nie wiedział jak te zjawisko wyjaśnić, ani co je wywołało, ale ono tam było... niczym rzep przyczepiony do psiego ogona, który nie chce się odczepić.
Gdy wszedł do kuchni i zapalił światło dostrzegł na szklanym blacie jakąś kartkę. Nie przypominał sobie, by zostawił jakieś papiery luzem, zwłaszcza w kuchni. Wang Yibo bardzo dbał o takie rzeczy. Wszelkie umowy, faktury czy inne dokumenty miały swoje miejsce w odpowiednich teczkach, a te spoczywały na półce w niedużym gabinecie, z którego korzystał zarówno on, jak i Xiao.
Kiedy podszedł bliżej poznał po charakterze pisma, że jest to wiadomość od Zhan'a. Bał się ją przeczytać, a jednocześnie chciał wiedzieć, co mężczyzna chciał mu przekazać.
Dłonie niewyobrażalnie mu się trzęsły, gdy chwycił między palce delikatny, biały papier zapisany czarnym atramentem. Niedługo potem do drżenia dołączyły łzy, które spadały wprost na kartkę, kąpiąc w słonych kroplach literki, które po chwili się rozmazywały.
— Dlaczego mi to robisz, co?! Co on ma, czego ja nie mam?! — krzyczał zgniatając list w ręce, zaciskając ją w pięść, po czym cisnął kulką w najbliższą ścianę.
To nie tak. To wszystko nie tak miało wyglądać. Mieli być szczęśliwi, mieli razem stawiać czoła światu i każdej burzy, która by ich nawiedziła w przyszłości, mieli tworzyć wspólne wspomnienia, razem spełniać swoje marzenia, lecz przede wszystkim razem się zestarzeć. A tymczasem wszystkie te plany legły w gruzach. Wszystko trwało tylko do pewnego czasu, ale Wang Yibo już znalazł winnego rozpadu ich związku.
Czując się tym wszystkim przytłoczony postanowił zadzwonić do starszego brata, chciał z kimś się podzielić swoją tragedią, ponieważ bał się, że sam może nie udźwignąć jej ciężaru.
— Haikuan... Xiao mnie zostawił... — zaczął.
Fakt, że Xiao Zhan wyprowadził się z ich wspólnego mieszkania wcale nie oznaczał, że również opuścił jego serce, ponieważ tam nadal był obecny. Bez względu na wszystko jego miejsce już na zawsze było w sercu Wang Yibo. Tylko dlaczego próbował na siłę wmówić sobie, że Yibo będzie lżej bez niego?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top