III. Gdzie jest miłość, tam jest poświęcenie

Wang Zhuocheng wstał wcześniej niż zwykle, a co najważniejsze był wyspany i wypoczęty, jak nigdy przedtem. Przygotowując śniadanie w swojej, niemal mikroskopijnych rozmiarów, kuchni, zastanawiał się czy tak dobrze spał za sprawą Zhan'a. Czy to właśnie dlatego, że Xiao był tuż obok?

Dwudziestopięciolatek nie potrafił powiedzieć, kiedy tak naprawdę zaczęło się to wszystko. Kiedy przyjaźń zdążyła zmienić się w coś innego... głębszego, pięknego, wyjątkowego. Coś, co sprawiało, że w sercu Chińczyka zawitała wiosna, która, wydawałoby się, będzie trwać wiecznie. Szkoda tylko, że to uczucie było jednostronne. Zhuo niestety musiał się pogodzić z tym, że jego obiekt westchnień jest szaleńczo zakochany w Wang Yibo. I nieważne co powie Xiao, Zhuocheng wiedział, że świata poza sobą nie widzą.

Wang Zhuocheng zaczynał powoli rozumieć, że jego serce źle wybrało i taka jednostronna miłość nie jest niczym dobrym, ponieważ w ten sposób jedno będzie szczęśliwe, a drugie ciągle samotne i cierpiące. Wiedział, że musi za wszelką cenę uwolnić się spod skrzydeł amora, który trafił swą strzałą nie tę osobę, co powinien.

Nie wiedząc na co starszy będzie miał ochotę po przebudzeniu, Wang postawił na bezpieczny wybór jakim wydawał się być sok pomarańczowy oraz musli z jogurtem i owocami. W myślach dziękował niebiosom, że wczoraj był na zakupach. Chyba jego anioł stróż przeczuwał, że będzie miał gościa.

Zaparzył dwie kawy i usiadł na krześle, czekając aż jego przyjaciel się obudzi. Na całe szczęście nie spieszył się do pracy, ponieważ dziś miał na drugą zmianę. Czyli kolejny bonus od niebios.

Spoglądając w stronę swojej niewielkiej sypialni, która robiła również za salon, a oddzielona była od kuchni jedynie przesuwanymi drzwiami, które pozostawił otwarte w obawie, że mężczyzna może się obudzić, kiedy będzie je zamykać, uśmiechał się do siebie. Zastanawiał się co za ironia losu...

Wang Yibo, który pracuje jako aktor grający jedynie w reklamach, który jest w stanie sprzedać wszystko i ma podobno całkiem niezłą sumkę na koncie oraz mieszkanie urządzone jak z katalogu, nie jest w stanie uszczęśliwić swojego partnera. Wprawdzie Xiao wspominał o drogich prezentach, które mąż mu kupuje bez okazji, ale czy są one w stanie zastąpić prawdziwe uczucia oraz bliskość?

To zabawne, że Zhan szuka pocieszenia w jego ciasnym, obskurnym mieszkanku w bloku. Że to właśnie tutaj, siedząc na taniej, rozkładanej kanapie w nieciekawym kolorze zieleni, wypłakuje wszystkie swoje smutki i troski w jego sprany t-shirt, który nie był ani nowy, ani tym bardziej markowy. Nie to co u Yibo. U niego wszystko krzyczało, że jest z najwyższej półki i od znanych marek. Czasami, ale tylko czasami, Zhuo mu zazdrościł. Czego dokładnie? Chyba wszystkiego po trochę, a najbardziej tego, że tamten ma przy swoim boku taki skarb jak Xiao.

Może i nie był bogaty, ale wiedział, że niewiele potrzeba, by uszczęśliwić drugiego człowieka. Czasami wystarczy podzielić się swoim szczęściem lub dać mu powód, dzięki któremu zakiełkuje. I z tą myślą poczuł się lepiej.

Nie wiedział do końca co ma zamiar zrobić, ani dlaczego, czy to z powodu Xiao, Yibo lub po prostu dla czystego sumienia, ale postanowił zrobić wszystko, co w jego mocy żeby Zhan już więcej nie płakał. Żeby od tej pory na jego twarzy gościł jedynie uśmiech. Niestety, nie wiedział wtedy jeszcze, że wkrótce czeka go widok kolejnych łez, spływających po twarzy Xiao Zhan'a...

Na szczęście w którymś momencie Xiao usnął, ponieważ, kiedy się obudził jego dłoń natrafiła na puste miejsce obok. Przez chwilę mężczyzna był zdezorientowany i nie za bardzo wiedział gdzie tak dokładnie się znajduje. Jedyne czego był pewien to fakt, że nie był on w swojej sypialni. Dopiero po kilku minutach przypomniał sobie wszystkie szczegóły z wczorajszego wieczoru.

Podniósł się z łóżka i z zadowoleniem odkrył, że tym razem ból głowy uznał za stosowne zostawić go w spokoju. Kiedy nie mógł zasnąć bał się, że rano będzie musiał wziąć tabletkę przeciwbólową, co wcale mu się nie uśmiechało. Nienawidził leków pod żadną postacią i z chęcią pozbył by się wszystkich z ich apteczki, by już nigdy więcej nie musiał na nie patrzeć.

Kuszony zapachem kawy wszedł do kuchni, gdzie z uśmiechem na twarzy przywitał go młodszy przyjaciel. Ucieszył się, że chłopak przygotował musli, ponieważ Zhan nie wiedział czy coś innego przełknie w tym momencie. Miał wrażenie, że jego żołądek jest ściśnięty. Nie wiedział tylko czy ze strachu przed jutrzejszym dniem, czy z powodu wyrzutów sumienia, że tak okrutnie okłamał i zranił Yibo?

— Nie idziesz dzisiaj do pracy? — zapytał Xiao, kiedy sprzątał po posiłku, oczywiście Wang chciał to zrobić, ale Zhan kłócił się, że skoro Zhuo przygotował śniadanie, to jego zadaniem jest posprzątać po nim. No i ostatecznie młodszy z mężczyzn zgodził się na to.

— Mam na drugą zmianę. Także nie musisz się martwić, że się spóźnię czy coś. Poza tym nawet jakby mnie wylali to i tak szybko znalazłbym coś nowego. W końcu żadna praca nie hańbi, ale każda daje zyski i czegoś uczy.

— To prawda — westchnął Xiao, wycierając ostatnią miseczkę do sucha, po czym odłożył ją do górnej szafki.

Xiao Zhan już nie pamiętał jak to jest pracować, wstawać wcześnie rano i biec na przystanek, by nie przegapić swojego autobusu. Przez pierwszych pięć lat znajomości z Yibo jeszcze pracował, najpierw na pół etatu w warzywniaku, a później zaczął spełniać swoje marzenie o byciu grafikiem. I właśnie wtedy Wang po raz pierwszy dostał propozycję zagrania w reklamie kosmetyków przeznaczonych do pielęgnacji włosów, następnie posypały się kolejne propozycje i kolejne. Wraz z coraz nowszymi propozycjami wzrastała również gaża młodego aktora reklamówek.

W efekcie rok później Yibo oznajmił starszemu Chińczykowi, że ten już nie musi pracować, ponieważ on wszystko mu zapewni. Zhan wcale nie chciał rozstawać się ze swoją pracą, nie tylko podobała mu się, ale również ją kochał. Jednak uznał, że jeśli dzięki jego odejściu ze studia graficznego, Yibo będzie szczęśliwy, to jest gotów na to poświęcenie. Choć nie było to łatwe, tydzień później złożył wymówienie. Xiao Zhan dla miłości był gotów wiele poświęcić, nawet swoje marzenia. Dla niego liczyło się to, by jego połówka była szczęśliwa, a jeśli tak będzie to i on będzie szczęśliwy.

Mimo, że nie pracował nigdzie, to w tajemnicy przed mężem, pod jego nieobecność, pracował nad własnym projektem. Nikomu jeszcze o nim nie mówił, ani go nie pokazywał, ale jeśli go ukończy to wiedział, że pierwszą osobą jakiej go pokaże będzie...

— Xiao? — głos Zhuo dotarł do niego z lekkim opóźnieniem. — Wszystko w porządku?

— Tak tak.

— To... opowiesz mi co dokładnie się wczoraj wydarzyło pomiędzy tobą, a Yibo?

— Ja... — ciemne oczy się zaszkliły, a Zhan chwiejnym krokiem zbliżył się do miejsca, które niedawno zajmował. Klapnął na poduszce, którą było wyłożone siedzenie, ozdobiona wzorzystymi kwiatami kojarzyła się ze wszystkim, co dobre. — Powiedziałem mu, że chcę rozwodu — dodał po pauzie, wcale nie patrząc w oczy Zhuocheng'a, który siedział na przeciwko, zamiast tego bawił się palcami i właśnie na nich skupiał swój wzrok.

— Co?! — krzyknął zaskoczony Wang. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Prędzej oczekiwał, że to Yibo mógłby zażądać rozwodu za sprawą jakichś absurdalnych argumentów, ale nie Xiao. Przecież to niemożliwe! — Ale... dlaczego?

Słysząc pytanie, Zhan przestał się bawić palcami. Spocone dłonie wytarł o nogawki markowych spodni, po czym, zaciśnięte w pięści, położył na blacie okrągłego stołu. Wreszcie odważył się odwzajemnić spojrzenie Chińczyka.

On wrócił... — szepnął, a pierwsza z łez potoczyła się w dół policzka, lądując na drewnie, gdzie zostawiła mokrą plamę.

Zhuocheng widząc strach w oczach starszego, nie potrzebował więcej wyjaśnień. Doskonale wiedział, co to oznacza i dlaczego Xiao Zhan podjął taką decyzję, a nie inną.
Wtedy Yibo był zwykłym człowiekiem, lecz teraz jest kimś. Ludzie rozpoznają go na ulicy, proszą o autograf, o wspólne zdjęcie. A Xiao nie chciał niszczyć jego idealnego życia, pracy, marzeń, nie chciał być dla niego ciężarem.

Dlatego Xiao Zhan był gotów znów poświęcić się dla Wang Yibo, by ten wiódł spokojne i szczęśliwe życie, wolne od trosk i niepotrzebnych zmartwień, a tych z każdym dniem przybywało.
























Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top