I. Wina zawsze leży po obu stronach
- Chcę rozwodu... - szepnął, siedząc przy stole i wpatrując się w swoją miseczkę ryżu, która wciąż pozostała nieruszona.
Brunet bawił się palcami, a jego słowa ciężko zawisły w powietrzu. Cisza jeszcze bardziej mu ciążyła niż jeszcze chwilę temu. Nie patrzył w oczy swojego męża, bo najzwyczajniej w świecie bał się, że jeśli to zrobi... to zmieni zdanie. Wycofa się ze swojego stanowiska i wymyśli kilka różnych argumentów, które usprawiedliwią zachowanie jego oraz mężczyzny, siedzącego po drugiej stronie stołu, a potem znów zacznie to robić... zacznie obwiniać o wszystko tylko siebie.
Lecz tak było łatwiej... Xiao lepiej się czuł ze świadomością, że tylko on będzie dźwigał ten ciężar. Przynajmniej tak sobie wmawiał, zwłaszcza w te gorsze dni, kiedy nawiedzały go wątpliwości czy, aby na pewno właściwie postępuje.
Jednak nie chciał już dłużej ranić ukochanej osoby, a wiedział, że to robi nawet gdy Yibo się na nic nie skarżył. Wang nigdy o nic go nie obwiniał, nigdy nie wytykał mu błędów, ani drobnych potknięć. Ale Xiao uważał, że z czasem zacząłby to robić tylko, że na cel obrałby siebie zamiast Zhan'a. Bał się, że Chińczyk robiłby sobie wyrzuty, że w porę nie zauważył co się dzieje, a on tego by nie chciał.
Zhan nie miałby za złe Yibo, gdyby ten obwiniał tylko jego, ale przerażała go sama myśl, że młodszy mógłby zacząć obwiniać siebie. Dlatego uważał, że jeśli odejdzie w porę... że wtedy Wang będzie mniej cierpiał.
Choć jego siostra - Lulu - często mu powtarzała, że wina zawsze leży po obu stronach, tak teraz nie zgadzał się z jej słowami. Tym razem wina była wyłącznie po jego stronie...
- Dlaczego? - zapytał Wang, ostrożnie odkładając pałeczki na krawędzie miseczki.
Opierając łokcie na blacie, splótł ze sobą dłonie, wyczekując odpowiedzi od czarnowłosego.
Nie krzyczał, nie wyglądał jakby był zły, ani nawet zaskoczony. Znów to zrobił. Znów przybrał na twarz maskę, tak jak zwykł to robić od pewnego czasu.
- Ja... myślę, że to, co było między nami... te uczucia wypaliły się.
- Dlaczego? - Zhan uniósł głowę i spojrzał wprost w brązowe tęczówki młodszego mężczyzny. Jego ton był poważny i nie znoszący sprzeciwu. Z pewnością będzie drążył ten temat dopóki nie dowie się, co tak naprawdę kryje się za słowami starszego Chińczyka. No tak, a Xiao był marnym kłamcą.
- Przecież wyjaśniłem ci...
- Pytam o prawdziwy powód twojej decyzji - mruknął Wang odnosząc brudne naczynia do zlewu.
- Ja... mam kogoś - odpowiedział Zhan jeszcze ciszej niż wtedy, kiedy wypowiedział te dwa słowa, które dały początek temu przesłuchaniu.
- Czy to... on?
Na początku Xiao nie zrozumiał kogo Yibo miał na myśli. Dobrych kilka sekund zajęło mu, nim zorientował się o kim mówił. I wtedy pojawił się kolejny dylemat.
Powiedzieć prawdę czy skłamać?
- Tak - przyznał, kierując spojrzenie ciemnych tęczówek na podłogę.
Co prawda Zhan nie chciał w to wszystko wciągać Zhuocheng'a, ale teraz już nie miał wyjścia. Liczył na to, że przyjaciel mu pomoże również i z tym problemem. Jego dług wdzięczności wobec Wang Zhuocheng'a z każdym dniem wzrastał do takiego stopnia, że mężczyzna nie wiedział czy w ogóle się odwdzięczy za to, co tamten dla niego robi. A taki bezinteresowny przyjaciel, jak Zhuo nie trafiał się zbyt często. Można rzec, że był on jeden na milion. Zupełnie tak jak Yibo...
- Dobrze, dobrze. Jutro skontaktuję się z prawnikiem, by przygotował odpowiednie papiery - odparł Wang, wycierając naczynia, które w międzyczasie zdążył umyć. Zawsze, kiedy coś działo się nie po jego myśli, gdy się stresował musiał mieć czymś zajęte ręce, po prostu coś robić, a w tym czasie wszystko powoli do niego docierało. Stopniowo przyswajał te informacje.
Choć w Chinach ich małżeństwo było nieważne, tak we Francji, gdzie związali się węzłem małżeńskim oraz w państwach w których małżeństwo jednopłciowe zostało zalegalizowane, już tak. Dlatego miał nadzieję, że nie będą musieli tam lecieć i wszystko uda się załatwić drogą listowną bądź mailową. Jednak, czy to się podobało Xiao czy też nie, niektórzy urzędnicy lubią uprzykrzać innym ludziom życie.
Ale skoro powiedział już A to musi powiedzieć również B...
Widząc jak Yibo wyciera dłonie w kuchenną ściereczkę, a następnie zabiera ze stołu komórkę oraz klucze do auta, które zostawił tam gdy zasiadali do wspólnego posiłku, nie za bardzo rozumiał zachowanie młodszego.
- Wychodzisz?
- Tak. Mam jeszcze spotkanie z menadżerem w sprawie nowego projektu. Wrócę późno, więc nie ma sensu byś czekał na mnie. Najlepiej połóż się zaraz - dodał zakładając marynarkę, którą miał przewieszoną przez oparcie krzesła.
Zhan spoglądał szklanym wzrokiem, jak mężczyzna wychodzi przez drzwi. Zostawił go samego, ani razu nie oglądając się za siebie, zero uśmiechu. Ostatnimi czasy Xiao miał wrażenie, że partner traktuje go jakby był przykrym obowiązkiem, częścią pracy, a nie jego mężem, przyjacielem, kochankiem, lecz przede wszystkim oparciem w trudnych chwilach. Yibo już nie okazywał tyle czułości, co wcześniej, a jeśli już to robił, to bardzo powściągliwie.
Podszedł do drzwi i przekręcił zamek, a potem sprzątnął ze stołu swój nietknięty posiłek, wyrzucając go do kosza. Zhan postanowił zastosować się do polecenia młodszego, by położyć się od razu. Dlatego wyciągając z komody czyste rzeczy, wraz z nimi powędrował do łazienki. Do tej pory jakoś się trzymał, cały czas po cichu sobie powtarzał, że wszystko będzie dobrze, że wszystko się ułoży. Ale stojąc pod prysznicem, kiedy strumień ciepłej wody obmywał jego szczupłe ciało, uderzyło to w niego. Czy jest sens wciąż wierzyć? Czy nie łatwiej byłoby pogodzić się z przykrą rzeczywistością i odrzucić złudzenia, którymi sam siebie karmił?
Czuł się przytłoczony uczuciami, które go w tej chwili wypełniały, grożąc zatopieniem. Zmęczony tą stresującą rozmową oraz przerażony tym, co go czeka w bardzo bliskiej przyszłości, po prostu usiadł i pozwolił sobie na chwilę słabości, do której miał prawo. Woda lejąca się ze słuchawki szybko zmieszała się ze słonymi kropelkami, które z zawrotną prędkością mknęły po policzkach, lądując na ramionach, obejmujących kolana przyciągnięte do klatki piersiowej.
Chciał z kimś porozmawiać, żeby poczuć się odrobinę lżej, lecz jednocześnie nie miał zamiaru nikogo obarczać swoimi problemami. Więc Zhan nie do końca pojmował jak do tego doszło, że wylądował u Zhuocheng'a, a dokładniej w jego ramionach, siedząc na jego łóżku i szlochając mu w fioletowy t-shirt, którego kolor był już wystarczająco sprany, by nadawał się on do wyrzucenia, ale Wang nie miał serca tego zrobić, ponieważ za bardzo się do niego przywiązał, zresztą tak jak do wielu innych rzeczy oraz ludzi.
Xiao jak przez mgłę pamiętał swój telefon do Zhuocheng'a. To było tak, jakby ktoś inny przejął na chwilę stery nad ciałem Chińczyka i za niego wybrał numer do przyjaciela. Wang słysząc załamany głos Xiao próbował go pocieszyć, a kiedy usłyszał słowa "nie chcę być sam" wiedział, że powinien przyjechać do niego. Dlatego nie zwlekając, podjechał swoim wiekowym autkiem, które dostał w prezencie od dziadka, kiedy ten jeszcze żył, pod budynek w którym mieściło się mieszkanie młodego małżeństwa.
Windę ominął szerokim łukiem, kierując się niemal natychmiast do schodów i pokonując po dwa stopnie na raz, po chwili stał na drugim piętrze przed właściwymi drzwiami. Niemiłe zaskoczenie go spotkało, gdy chcąc wejść do środka napotkał na opór i zaraz zaczął dzwonić dzwonkiem oraz pukać na zmianę. Powoli ogarniała go panika, gdy nikt mu nie otwierał. Dopiero po tym jak zadzwonił do Zhan'a, ten łaskawie poszedł go wpuścić, a Zhuocheng widząc przyjaciela całego omal nie rozpłakał się z ulgi oraz szczęścia, które spłynęły na niego w tamtej chwili.
Wang zaproponował, że zostanie z Xiao do momentu, kiedy nie wróci Yibo, lecz tamten stanowczo odmówił, mamrocząc coś pod nosem, że to nie skończy się dobrze jeśli Yibo zobaczy go tutaj. Zhuo nie wiedział, co miał na myśli starszy Chińczyk i chyba nie chciał wiedzieć. Jednak był ciekaw z jakiego powodu, był tutaj niekoniecznie mile widziany przez drugiego z małżonków. Czyżby w jakiś sposób podpadł Wang Yibo i o tym zapomniał?
Skoro Zhan nie chciał, by został z nim u niego, a Zhuo najzwyczajniej w świecie bał się zostawić starszego mężczyznę samego, więc Wang uznał, że najlepszym rozwiązaniem będzie jeśli zabierze Xiao do siebie.
I tak oto Xiao Zhan trafił do mieszkania Zhuocheng'a i wypłakiwał się teraz na jego ramieniu. Od czasu do czasu coś mruczał, ale do uszu Wang'a dolatywały jedynie strzępki, więc młodszy będzie musiał później wypytać o wszystko, co mu umknęło.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top