9. To będzie ciekawe.

05.12.2020r. Boston

— Myślałam, że niemożliwym jest pokochanie Maybe IDK jeszcze bardziej, ale po tym koncercie zmieniłam zdanie — oznajmiłam Willowi kiedy wracaliśmy do domu z koncertu. Było trochę przed północą i w tym momencie byłam najszczęśliwszym człowiekiem na ziemii. Sam koncert Jona Belliona był jednym z moich marzeń, a fakt, że byłam na nim z Willem i bawiłam się z nim tam najlepiej jak tylko mogłam tylko polepsza to całe zajście. Kupując te bilety naprawdę przez myśl mi nie przeszło, że to ja wejdę na tym drugim bilecie. Wiem, że nasze relacje poprawiły się i to bardzo, ale mimo wszystko, to nadal był Will i po liceum spodziewałam się po nim wszystkiego.

— Kobieto, czy ty słyszałaś Guillotine? — spytał jakby z wyrzutem z czego się zaśmiałam, bo przecież to była jedna z jego ulubionych piosenek, która swoją drogą była też moją ulubioną. To chyba ten tekst tak do nas trafił.

— Fakt Guillotine to zawsze był wygryw ponad wszystko. To mogłoby być moim pierwszym tańcem na weselu, chociaż ciężko byłoby tańczyć do tego na przykład walca — zaśmialiśmy się oboje.

— Zawsze można spróbować. Ale piosenka pod względem słów, jest niezłym pomysłem na pierwszy taniec. Masz gust — oznajmił.

— No raczej. W końcu to ja nauczyłam cię jak poprawnie jeść płatki z mlekiem — rzekłam jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie. Bo było. — Wstąpmy po drodze do McDrive'a. Zjadłabym cheeseburgera.

— Chcesz, żebym przytył? — spytał z wyrzutem.

— Oh przestań, nie przytyjesz aż tyle od jednego razu. Chris zawsze mówił, żeby się aż tak nie ograniczać, bo to i tak nie zniszczy tego co się wypracowało — oznajmiłam i nastała chwilowa cisza, a on jakby się nad czymś zastanowił.

— Tęsknisz za nim? — zapytał trochę niepewnie. Minęły już ponad dwa lata, kurczę, w końcu musieliśmy się z tym pogodzić, ale kiedy wszyscy z zewnątrz mówili o tym jakby to był nie wiem jak wielki temat tabu to dużo ciężej się o tym rozmawiało.

— To chyba normalne, że tęsknimy za ludźmi, którzy byli dla nas ważni. Z nim wszystko było łatwiejsze. Z nim nawet friendzonowanie było łatwiejsze, bo wystarczyło raz mu to powiedzieć i rozumiał to.

— Nadal nie wiem czemu go zfriendzonowałaś. Przecież wszystkie dziewczyny na niego leciały.

— Podobał mi się inny chłopak i z mojej strony nie w porządku byłoby bycie z nim i myślenie o innym. Dobra skręcaj do tego maka — wskazałam ręką w prawo, a ten zaśmiał się z mojej stanowczości.

Niecałe 10 minut później byliśmy spowrotem w drodze do domu, chociaż i tak nie zostało nam dużo, bo za chwilę powinniśmy być na miejscu.

— Mam wrażenie czy grasz na czas, żeby jak najpóźniej się z nim spotkać — spojrzał na mnie przenikliwie.

— Bo to nie jest tak, że go nie lubię. Jest serio spoko, ale jest strasznie nachalny i nie rozumie słowa nie. Chciałabym, żeby w końcu zrozumiał, że między nami nigdy niczego nie będzie. To było serio irytujące jak patrzył z byka na każdego chłopaka z jakim rozmawiałam. Wiesz, to tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że niczego od niego nie oczekuję i nigdy nie będziemy razem. To byłoby toksyczne gdybym nie mogła rozmawiać z żadnym innym chłopakiem tylko dlatego, że byłabym z nim.

— Toksyczne relacje to największe gówno w jakie można się wpakować — rzekł pewien swoich słów i wiedziałam, że kryje się za tym jakaś głębsza historia.

— Też coś wiem na ten temat — przyznałam i zamilkłam na chwilę kiedy zaparkował samochód pod domem. Wysiedliśmy i spojrzał w moją stronę pokrzepiającym wzrokiem. — Mam nadzieję, że chociaż odzwyczaił się od mordowania wzrokiem każdego chłopaka w moim pobliżu — oznajmiłam i weszliśmy do środka.

— Nadzieja matką głupich Rosie — powiedział cichutko Will widząc wzrok Blake'a kiedy zobaczył go za mną, a ja tylko wywróciłam oczami na zachowanie Blake'a i zdrobnienie mojego imienia, z czego Will się zaśmiał.

Moja irytacja przerodziła się w zdziwienie kiedy zobaczyłam, że na fotelu siedzi Tom z Jane. Dziewczyna patrzyła na mnie przenikliwym i pytającym wzrokiem, bo tak się składa, że chyba nie wspominałam jej o tym, że moje relacje z Willem się poprawiły.

— Rosie! — Jako pierwszy odezwał się Tom i wstał uradowany podchodząc do mnie, zbiliśmy naszego żółwika i przytulił mnie. — Widzę, że operacja 'wyrwać przystojniaka' w końcu nabrała szybszego tempa — szepnął mi do ucha kiedy mnie przytulał z czego tylko się zaśmiałam. Co za gość.

— Będziesz mi się tłumaczyć — oznajmiła mi rozbawiona Jane kiedy mnie przytuliła na powitanie.

— Cześć. — Przyszła kolej na Blake'a, który też mnie przytulił, jak na moje oko jak zwykle trochę zbyt długo, dlatego po chwili kiedy robiło się niezręcznie sama się odsunęłam.

W międzyczasie Will przywitał się z Tomem i Jane. No i przyszedł czas żeby przedstawić sobie nawzajem Blake'a i Willa. Co prawda Blake znał Willa z tego jak raz wspomniałam o tym, że mi się podoba, a Will znał Blake'a z tego, że wiedział, że podobam się Blake'owi. Ale nie poznali się osobiście.

— Blake to jest William, William to jest Blake — przedstawiłam ich sobie, więc przywitali się normalnie jak na cywilizowanych ludzi przystało, po czym wróciliśmy do salonu.

— Chyba będziemy musieli pogadać o prawidłowych formach mojego imienia — oznajmił mi Will, więc spojrzałam na niego z kpiną.

— Timothy powiedz koledze dlaczego mówię do ciebie Timothy — zwróciłam się do Toma.

— Bo mówię do niej Rosie, a żadna forma mojego imienia mi nie przeszkadza, więc mówi do mnie zupełnie innym imieniem — wywrócił oczami.

— Przepraszam. Już nie będę Rosie — obiecał Will, na co tylko zaszczyciłam go wzrokiem spod przymrużonych powiek i zajęłam wolne miejsce na kanapie, a Will usiadł zaraz obok mnie zanim Blake zdążył to zrobić. Z chwili na chwilę kocham go coraz bardziej.

— Jesteście zmęczeni podróżą czy coś? — spytałam naszych gości, na co oni zaprzeczyli. — Bo tak właściwie to mamy zaproszenie na domówkę u Julii jutro.

— Julia od Luke'a? — spytała Jane. — Ona też tu studiuje?

Jak to możliwe, że nie wspomniałam jej o tym?

— Przeniosła się tu w tym roku — wyjaśnił Will. — Steve i Robbie też tu studiują. Tak w sumie to oni to organizują — dodał.

— Darmowy alkohol? Kochanie czy byłbym w stanie odmówić? — odezwał się Tom, co oznaczało, że następnego wieczoru nie będziemy siedzieć w domu.

***

Bawiliśmy się już nieźle wstawieni, bo wszyscy dobrze wiemy jak wygląda moje picie z Jane. Leci kilka shotów naraz i nasze słabe głowy przyjmują to bardzo dobrze, ale nie dotyczy to tylko nas tylko wszystkich, którzy są w pobliżu i tym razem padło jeszcze na Willa, Toma i Blake'a.

Tańczyłam właśnie z Blake'em i mimo, że byłam pijana to dalej niespecjalnie cieszył mnie ten fakt, bo kiedy jest pijany już kompletnie nie rozumie na czym polega friendzone i co chwilę muszę go upominać, żeby trzymał ręce wyżej, albo przypominać o dystansie. Moim wybawieniem okazała się być Jane, która krzycząc do nas 'idziemy pić!' wyciągnęła nas z salonu do kuchni, gdzie przy barku z piwem stali Will i Tom rozmawiając o czymś, ale zamilkli widząc, że właśnie zmierzamy w ich stronę, a ich wzrok spoczął na ręce Blake'a, którą nadal trzymał na moim biodrze i wracała tam za każdym razem kiedy ją ściągałam, więc posłałam im błagające spojrzenie. Tom, jak na mojego wspaniałego przyjaciela przystało podszedł do Blake'a zagadując go, więc mogłam się w końcu od niego uwolnić. Wzięłam do ręki kubeczek z piwem i usiadłam obok Willa na blacie, o który on się opierał.

— Coś słabo ci idzie to trzymanie go w tym friendzonie. — Spojrzał na mnie wymownie Will.

— Weź nawet nic nie mów tylko mi jakoś pomóż. — Wywróciłam oczami widząc, że Tom z Blake'em już do nas podchodzą.

Tom stanął obok Jane, a Blake jak zwykle obok mnie.

— Więc chodź tańczyć — odezwał się nagle do mnie Will, za co byłam mu wdzięczna. Odłożyliśmy nasze kubeczki i skierowaliśmy się w stronę salonu.

— Pamiętasz jak obiecałam ci, że nauczę cię tańczyć walca? — spytałam z czego chłopak się zaśmiał, ale stanął przede mną pozwalając mi siebie ustawić. — To jest banalne. Najpierw robisz trzy kroki do przodu, a później trzy do tyłu. Trzy do przodu. Trzy do tyłu. — Instruowałam go patrząc w dół na nasze nogi, żebyśmy się nawzajem nie podeptali i nawet mu to szło jak na kogoś początkującego. — Widzisz. To nie jest takie trudne. — Wróciłam wzrokiem z powrotem do jego twarzy. Chłopak wcale nie był skupiony na tym czy dobrze układa stopy i czy dobrze tańczy. On był skupiony na mnie.

— Jesteś cudowną instruktorką — rzekł będąc dalej skupiony na mnie, a ja zrozumiałam.

— Ty umiesz tańczyć, to był po prostu jakiś pretekst. Prawda? — Tak coś czułam, że za dobrze mu to idzie.

— Sorry, że przerywam, ale pozostała piątka już się zebrała i czekamy tylko na was, bo gramy w butelkę — oznajmił podpity Pete łapiąc nas za dłonie i zaprowadził do jakiejś sypialni.

Z pięć minut później siedzieliśmy w ósemkę: ja, Jane, Tom, Will, Rick, Pete, Bella i Blake w jakiejś sypialni i graliśmy w butelkę. Tom właśnie siedział w samych bokserkach w skutek swojego poprzedniego wyzwania i zakręcił butelką, która na moje nieszczęście zatrzymała się na mnie. Każdy tylko nie Tom. Jego wyzwanie zawsze brzmi tak samo. Zatańcz dla Blake'a.

— Pytanie czy wyzwanie? — spytał rozbawiony.

— Wyzwanie — odrzekłam, jego pytań nienawidziłam jeszcze bardziej.

— Zatańcz dla.. — Wywróciłam oczami, a ten spojrzał na mnie z szatańskim uśmiechem. — ..Willa. — Dokończył co mnie zdziwiło, ale nie tylko mnie, bo Blake'a też i nie był tym zachwycony.

Wstałam, a Will uśmiechnął się do mnie wyzywająco, więc odpowiedziałam mu tym samym. Nie było mowy o czuciu się niezręcznie, bo miałam w sobie tyle alkoholu, że cała niepewność wyparowała ze mnie.

— To będzie ciekawe. — Usłyszałam słowa Jane skierowane do Toma, który głupio się uśmiechał kiedy przeszłam obok nich.

Kiedy tańczyłam w jego spojrzeniu było coś nowego, wcześniej tego nie zauważyłam, patrzył na mnie z pożądaniem, ale i.. zafascynowaniem. Spoglądał z prowokującym uśmieszkiem, aż w końcu ułożył swoje dłonie na mojej talii i przysunął bliżej siebie tak, że dzieliły nas milimetry, a wszyscy obok zamilkli czekając na rozwój wydarzeń. Przełknęłam ślinę sama zastanawiając się co teraz, przy Blake'u ściągnęłabym już jego ręce z moich bioder i wróciła na miejsce. Ale ja wcale nie chciałam, żeby Will zabierał swoje dłonie. Patrzyłam prosto w jego oczy z całych sił próbując nie spojrzeć na jego usta, bo nie chciałam pierwsza inicjować pocałunku. Za dużo myślę, a fakt, że on jeździł wzrokiem od moich oczu do ust i spowrotem wcale mi niczego nie ułatwiał. Mogę przysiąc, że już prawie jego usta dotknęły moich kiedy nieszczęsny Blake akurat teraz musiał się odezwać.

— To wracamy do gry? — Przymknęłam oczy w głowie mordując Blake'a na milion różnych sposobów. Dobrze wiedziałam dlaczego to zrobił i nie chciałam dawać mu tej satysfakcji, że udało mu się. Otworzyłam oczy spotykając się z morskimi tęczówkami. — Halo? — Nikt nie zareagował, Will też nie zabrał swoich dłoni z moich bioder. Wszyscy czekaliśmy na czyjś ruch. Rzuciłam Willowi jedno z prowokujących spojrzeń, na widok którego na jego ustach zagościł przebiegły uśmiech, a po chwili poczułam jego wargi na moich.

Nadal nie wiem dlaczego w ciągu tych trzech lat nie udało mi się o nim zapomnieć, bo to przecież miało być głupie zauroczenie. Ale kiedy znowu miałam okazję go pocałować zrozumiałam, że to nie było zwykłe zauroczenie skoro, porównywałam do niego każdego chłopaka i cieszyłam się nawet kiedy miał nową dziewczynę mimo, że bolało mnie to, to cieszyłam się jego szczęściem. To nie było zauroczenie, to było i jest coś dziwnego, czego nie umiem nazwać. Nie znałam go wtedy na tyle dobrze, żeby go pokochać, ale to uczucie już wtedy było cholernie silne.

Tęskniłam za jego dłońmi na moich policzkach i jego ustami na moich. Tęskniłam za tym wszystkim i za nim całym. Przywiązałam się do niego po tych wszystkich malutkich jednorazowych gestach i czekałam na to przez ostatnie trzy lata. Odrzucałam każdego chłopaka pamiętając co czułam przy nim i widząc, że nie czuję tego przy nikim innym. Brakowało mi go, cholernie mi go brakowało.

Reszta jakby odetchnęła z ulgą. Dosłownie. Słyszałam jak któreś z nich wypuszcza długo wstrzymywane powietrze w płucach. Ktoś krzyknął "w końcu" i to nie był Tom. Jane oznajmiła światu, że odrazu mówiła, że to będzie ciekawe. A Tom o dziwo siedział cicho, co było do niego niepodobne.

— Czy my naprawdę pocałowaliśmy się przy nich wszystkich? — spytałam.

— Na to wygląda — odpowiedział mi chłopak nie puszczając mnie.

— Czyli jutro już nie możemy udawać, że nic się nie stało — oznajmiłam mu udając zrezygnowaną z czego się zaśmiał.

— Miałem ci dać znać kim jest ta dziewczyna, więc no.. to ty.

— Mogłam się tego spodziewać — przyznałam, a on spowrotem mnie pocałował. Ten weekend nie mógł być lepszy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top