5. Siedzisz w dwóch różnych i oddzielnych przyjaźniach.
03.09.2020r. Boston
Był czwartkowy wieczór, a w sumie to już nawet noc, bo dochodziła północ. Ponad godzinę temu wróciłam z pracy i mimo, że wszyscy już spali, ja nadal nie mogłam zasnąć, więc postanowiłam zejść do kuchni i zrobić sobie herbatę jagodową, żeby w miarę szybciej zasnąć, bo akurat ten smak mnie uspokajał.
— Nie śpisz? — usłyszałam za sobą, na co wystraszona odwróciłam się w stronę głosu, bo kompletnie się tego nie spodziewałam o tej porze.
— Nie mogę zasnąć. Chcesz herbatę? — spytałam, bo w sumie zawsze jak robię sobie herbatę zaparzam więcej wody jakby akurat ktoś coś chciał bez względu na to czy jest rano, popołudnie czy noc. To chyba z przyzwyczajenia, bo kiedy w liceum nocą nie mogłam spać i siedziałam w kuchni przeważnie Luke wracał z pracy, więc byłam już przygotowana na to, że będę mogła zrobić mu herbatę. Pod względem herbat jestem totalnie chora bez względu na to czy to zima, wiosna, lato czy jesień. Wszyscy dobrze wiedzą, że nie kocham niczego bardziej od herbat i każdy smak na swoją rolę w moim życiu. Jedni kolekcjonują paragony, które przypominają im o jakichś wydarzeniach, mam tu na myśli Wylie. A ja moje wspomnienia łączę ze smakami herbat i wszystkich nimi częstuję.
— Jagodową jak można — przytaknął siadając mimochodem na stołku barowym. Niezbyt spodobała mi się ta odpowiedź, bo został tylko jeden woreczek jagodowej herbaty, więc musiałam sobie zaparzyć cynamonową.
— A ty czemu nie śpisz? — spytałam wlewając wrzątek do kubków, po czym wzięłam cukier i posłodziłam sobie dwoma, a jemu jedną łyżeczką.
— Próbowałem dokończyć piosenkę, bo czegoś mi w niej brakuje, ale od jakiegoś czasu mam blokadę twórczą — zaśmiał się lekko, a ja podałam mu kubek z herbatą stając po drugiej stronie stolika.
— Jak chcesz mogę spróbować ci pomóc — wzruszyłam ramionami, bo i tak nie miałam nic do roboty.
— Przydałoby się żeby ktoś z zewnątrz to przesłuchał. Mogę ci puścić — oznajmił wstając z krzesła, więc podeszłam do niego, żeby po chwili ruszyć w stronę jego pokoju.
— Zawsze się zastanawiałam jak wygląda tworzenie takiej muzyki. Czy wrzucacie wszystko do miksera i na chybił trafił to powstaje czy siedzicie i co do sekundy to ustawiacie — zaśmiałam się na absurdalność mojego pierwszego przypuszczenia, ale naprawdę kiedyś tak myślałam.
— Przecież Luke chyba też montuje piosenki. — Chyba zdziwiło go moje wyznanie.
— I właśnie odkąd zaczął to robić i sama brałam w tym udział, od wtedy mniej więcej ogarniam jak to wygląda — oznajmiłam i weszłam do jego pokoju, w którym było dość ciemno. Jedyne światło dawał ekran laptopa leżącego na łóżku i lampka nocna włączona chyba na najciemniejszy tryb. Podeszłam bliżej i odłożyłam kubek z herbatą na szafkę nocną. — Kocham to łóżko — dodałam usadawiając się na nim i weszłam pod kołdrę, z czego chłopak się zaśmiał, ale usiadł obok mnie. Potrzebowałam takiego w swoim pokoju.
Łóżka. Nie chłopaka.
Will położył sobie laptopa na kolanach i podał mi słuchawki, które ubrałam, żeby mógł włączyć mi swoją piosenkę. Już w pierwszych sekundach serce zaczęło mi bić dużo szybciej jak zwykle kiedy słuchałam jego muzyki. Skrycie byłam największą fanką jego muzyki odkąd tylko go poznałam. Ta cała kompozycja tak różnych, a jednak spójnych melodii działa na mnie kojąco i uspakajająco. To co tworzył było samym podkładem muzycznym, który później sprzedawał, ale mimo wszystko, tak doskonale utożsamiałam się momentami z tą muzyką. Te wesołe melodie były fajne, ale moim zdaniem najlepiej wychodziły mu te przepełnione miłością i żalem. Niby mogłam to źle interpretować, ale mimo wszystko muzykę się czuje i czułam to co w nią włożył.
— Myślę, że to tum tum tyryry tum tum tyryry w pierwszej minucie można dać na drugi plan, żeby było bardziej widoczne — oznajmiłam kiedy włączyłam sobie to drugi raz, a on zaśmiał się z mojego określenia momentu, ale zmienił to i przewinął trochę do przodu żebym mogła przesłuchać po zmianie, a później zrobił to samo, żeby sam mógł sprawdzić jak to wyszło.
— Klawisze teraz chyba można trochę przyciszyć — rzekł i tak minęła nam kolejna godzina. Co chwilę któreś z nas dawało swój pomysł na poprawkę, oboje odsłuchiwaliśmy nowej wersji śmiejąc się przy tym z głupich tekstów i uciszając się nawzajem, żeby nie obudzić reszty współlokatorów.
— Padam już, dosłownie — oznajmiłam kładąc głowę na poduszce leżąc dalej bardzo blisko niego. Siedzieliśmy ramię w ramię żebyśmy oboje mogli widzieć co drugie zmienia na ekranie. — Leżę w najwygodniejszym łóżku na świecie i żadna siła mnie z niego nie wyciągnie — oznajmiłam przykrywając się wygodniej kołdrą, a Will wstał, żeby odłożyć laptopa, ale po chwili wrócił i leżał obok.
— Dzięki. Bez ciebie raczej nie dokończyłbym tej piosenki — oznajmił uśmiechając się z wdzięcznością.
— Spoko. Zawsze chciałam być osobą, która jako pierwsza usłyszy piosenkę. Liczę na jakieś 50% zysku z tej piosenki — wzruszyłam ramionami, na co on się cichutko zaśmiał. — Will? — odezwałam się, ale po chwili tego żałowałam, bo chyba ostatecznie nie chciałam go o to pytać.
Kilka dni temu Will z Rickem przyszli do R&G's i kiedy siedzieli przy barze rozmawiając ze mną ktoś zadzwonił do Willa.
— Kto to? — spytał Rick kiedy Will wstał, żeby odejść na bok i odebrać telefon.
— Jak wrócę to ci powiem — odpowiedział chłopak i oddalił się trochę.
— Macie przed sobą tajemnice? — spytałam żartobliwie i tak trochę z ciekawości jak to u nich wygląda.
— W sumie to nie. Chociaż przez ostatnie trzy lata ukrywał fakt, że zakochiwał się w jednej dziewczynie, a niszczyło go to. Ona to robiła nieświadomie, ale strasznie go zmieniała.
— Czemu nie chciał ci o niej powiedzieć? — trochę zabolał mnie fakt, że jest jeszcze jakaś dziewczyna. To chyba serio najwyższy czas zapomnieć w końcu o nim.
— Nie wiem, bo ją znałem. Sam musiałem to zauważyć. Jak chcesz możesz go o nią spytać kiedyś przy okazji.
Od tamtej pory ciągle i tym myślę, ale nie wiem czy na pewno.
— Hm?
— Długo przyjaźnisz się z Rickem?
— Kilkanaście lat. Czemu?
— To prawie całe życie. Pewnie ufacie sobie i jesteście dla siebie jak bracia.
— Tak. Do czego zmierzasz? — zmarszczył brwi nie rozumiejąc o co mi chodzi.
— Po prostu. Przez ostatnie trzy lata widziałam, że masz doła. Myślałam, że nie masz kogoś z kim mógłbyś pogadać. Zastanawiam się... dlaczego nie powiedziałeś mu o niej?
— O niej?
— Ostatnio Rick powiedział, że kochasz jakąś dziewczynę i że męczy cię to przez te trzy lata.
— A o niej — zrozumiał kogo mam na myśli i chwilę się zastanowił. — Właściwie to nie wiem czemu mu nie powiedziałem. Wiedziałem chyba, że jeśli komuś o tym powiem, każdy będzie kazał mi o niej zapomnieć. A ja wcale nie chcę o niej zapominać. Lubię myśleć o tych wszystkich chwilach kiedy rozmawialiśmy. Brakowało mi tego, a teraz chyba zakochuję się jeszcze bardziej odkąd kontakt nam się poprawił — wyjaśnił co trochę mnie zabolało, ale nie tak bardzo kiedy uświadomiłam, że cieszę się, że rusza w końcu na przód i jest szczęśliwy. Nawet jeśli znowu nie mogę ja dawać mu tego szczęścia.
— Powinieneś ją gdzieś zaprosić. Zrobić krok i nie czekać kolejne kilka lat. Kim ona jest? — spytałam nie mogąc się powstrzymać, ale uśmiechnęłam się do niego.
— Już od jakiegoś czasu zbieram się, żeby gdzieś z nią w wyjść, ale chyba nie mam pomysłów. Nie chcę zapeszać. Jeśli to wypali to się dowiesz.
— Wydaje mi się, że coś prostego jej wystarczy. Sam musisz coś wymyśleć. Pomyśl o czymś co was łączy. Albo o czymś co oboje lubicie. To nie będzie trudne jeśli macie coś wspólnego.
— Chyba coś mam — przyznał po chwili namysłu, a ja uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco. Wow, czy ja właśnie namówiłam chłopaka, którego kocham od trzech lat, żeby umówił się z jakąś inną laską? Jestem serio pieprznięta.
— Jakby co mogę pomóc — zaoferowałam pomoc i nagle wzięło mnie na ziewanie, a oczy same zaczęły mi się zamykać.
— Chyba powinnaś już iść spać. — zaproponował, na co przytaknęłam.
— Chyba tak. Dobranoc — rzekłam układając się wygodniej i zamknęłam oczy.
— Dobranoc Rosie — usłyszałam jeszcze jak gasi lampkę nocną i też ułożył się obok mnie.
***
Obudziłam się rano wtulona w coś, a raczej w kogoś. Moja głowa leżała na jego klatce piersiowej, a ręce owinięte miałam wokół jego talii, ale chłopak nie był mi dłużny, bo sam też mnie obejmował jedną ręką. W końcu łóżko było jednoosobowe, ale nie było wcale takie malutkie, więc przy dobrej organizacji dwie osoby spokojnie się na nim mieściły.
— Jesteś bardzo ciepła — stwierdził widząc, że już nie śpię.
— O nie, jak ostatnio to słyszałam poleciał tekst, że to dlatego, że jestem gorącą laską. Nigdy nie czułam takiego zażenowania. Złe wspomnienia — zaśmiałam się, a Will razem ze mną.
Ale fakt, było ciepło, więc oderwałam się od niego siadając na łóżku, żeby się rozbudzić.
— Czyżby ten gość, którego ciągle friendzonujesz? — spytał krzyżując ręce pod głową i zaśmiał się pod nosem.
— Trafiłeś. Dobrze mi to idzie ostatnio — przyznałam, bo faktycznie od dwóch lat friendzonuje chłopaka o imieniu Blake, który jest przyjacielem Toma, ale totalnie nie rozumie tego, że niczego między nami nie będzie i mimo że ciągle staram się mu to uświadamiać on ciągle się stara i próbuje. To niby miłe, ale jednocześnie wkurzające, bo trwa już drugi rok. No lekka przesada. — Która godzina? — spytałam orientując się, że mój telefon zostawiłam wczoraj w pokoju zanim poszłam zrobić sobie herbatę.
— Przed jedenastą — sprawdził telefon leżący na szafce nocnej.
— Zaspałam na matmę — oznajmiłam.
— Chyba niezbyt ci to przeszkadza — zaśmiał się widząc brak jakiegokolwiek przyjęcia tym faktem.
— Większość materiału przerobiliśmy w liceum i właściwie niczego nowego się tam nie dowiaduje. To tylko lekkie przypomnienie. Lubię matmę, ale to już jest nudne.
— Licealna matma to było coś cudownego. Matma na studiach jest bardziej niż poryta.
— Co teraz macie?
— Macierze.
— To jest dość łatwe i logiczne. Tylko trzeba to zrozumieć.
— To najwyraźniej kompletnie tego nie rozumiem — oznajmił rozbawiony.
— Potrzebowałam dwóch lat, żeby ogarnąć o co w tym chodzi, bo nikt mi nie powiedział, że to jest tak banalne. Jak chcesz mogę ci to wytłumaczyć. Co prawda przez te całe trzy lata nigdy tego nie użyłam, ale opanowałam do perfekcji szukanie wyznacznika, transponowanie i liczenie macierzy odwrotnej. Chyba coś jeszcze było, ale tak z biegu ci ich wszystkich nie wymienię.
— To chore co Tim ci zrobił w liceum. Dopiero zaczynasz studia, a już masz tak sprany mózg, że czaisz o co chodzi w akademickiej matematyce — powiedział z przejęciem co mnie jeszcze bardziej rozbawiło.
W liceum Tim stwierdził, że zorganizuje naszej grupie dodatkowe zajęcia, które będą obowiązkowe jeśli już się na nie zapiszesz, na których będzie przerabiać materiał ze studiów. Oczywiście większość osób uznała, że to super pomysł i wszyscy się zapisaliśmy. Po miesiącu wiedzieliśmy, że to był błąd, bo to było jak czarna magia, nigdy nie lubiłam magii. Kompletnie nikt nie czaił co się tam dzieje, ale już w trzeciej klasie zaskoczyliśmy i dużo bardziej ją rozumieliśmy. Później nawet okazała się być fajna kiedy się ją już umiało. Inne grupy się śmiały, że wkopaliśmy się w takie gówno, ale teraz to ja się z nich śmieję kiedy oni będąc na studiach nie czają o co w tym chodzi, a ja mogę sobie spać w piątki do jedenastej, bo mam to już w małym palcu.
Ten wspaniały moment kiedy uświadomiasz sobie, że twoje błędy młodości przynoszą jakieś korzyści.
— Chyba nie do końca rozumiem twoją przyjaźń z Wylie i Jane — odezwał się po chwili.
— W jakim sensie? — Nie miałam pojęcia co miał na myśli.
— Siedzisz w dwóch różnych i oddzielnych przyjaźniach. One obie nie mają ze sobą niczego wspólnego. Jakby.. dziewczyny na ogół są bardzo zazdrosne o inne. Jak to łączysz?
— Chyba wiem o co ci chodzi. Kiedy poznałam Wylie potrzebowałam prawdziwego przyjaciela, bo byłam wtedy w toksycznej przyjaźni i dopiero przy niej skończyłam to. Wylie, mimo że była daleko, to była przy mnie w tych najgorszych chwilach mojego życia i pomagała mi. Później role się odwróciły. Dlatego jest dla mnie cholernie ważna, ale potrzebowałam też jakichś zwykłych znajomych po tym jak zmieniłam szkołę i zaczynałam wszystko od zera i wtedy poznałam Jane. Jane była przy mnie i ufałam jej, na tyle żeby mówić jej więcej niż normalnym ludziom, ale między nami nie było tego czegoś co jest pomiędzy mną, a Wylie. Wylie cieszył fakt, że mam kogoś zaufanego obok na kogo mogę liczyć, a Jane nie przeszkadzał fakt, że gdzieś tam dalej jest sobie dziewczyna, która jest moją przyjaciółką. Po prostu trzeba było to wszystko zrównoważyć, bo nie chciałam rezygnować z żadnej z tych dwóch przyjaźni.
— Jak długo znasz Wylie? — spytał.
— Poznałam ją trochę ponad rok wcześniej niż ciebie, czyli cztery lata. To nie jest jakoś super długo, ale jak na internetową znajomość w porównaniu to wszystkich poprzednich, które trwały maksymalnie rok to jednak jest bardzo długo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top