4. Miałeś szczęście do ludzi.

07.02.2018r. Grass Valley

Wsypywałam mąkę do miski z surowym kremem na muffiny, kiedy usłyszałam dźwięk dzwonka telefonu, więc odebrałam go, bo jak się okazało, była to Jane.

— Co robisz? — było pierwszym co usłyszałam po odebraniu telefonu.

— Muffinki — rzekłam, na co usłyszałam ciche: ,,cholera" po drugiej stronie. — Niech zgadnę, zapomniałaś, że miałaś upiec na jutro babeczki — dwa tygodnie temu zgłosiłyśmy się z Jane jako ochotniczki do upieczenia 20 muffinek, które jutro będą sprzedawane na szkolnym korytarzu, nie wiem z jakiej okazji. Wykazałyśmy chęci tylko dlatego, że obiecano nam za to lepsze zachowanie na koniec roku szkolnego, a przyda nam się, biorąc pod uwagę, nasze nieobecności. Oczywiście jeszcze wczoraj Jane wspominała o nich, ale wcale nie dziwi mnie fakt, że już dzisiaj o nich zapomniała.

— Ty to potrafisz zniszczyć człowiekowi humor — mruknęła z czego się zaśmiałam i słyszałam, że otworzyła lodówkę, więc albo będzie jeść, albo postanowiła zrobić te muffiny. — Tak w ogóle to zadzwoniłam chcąc cię powiadomić, że jest zmiana planów. Jack nie robi tej imprezy.

— To dobrze, bo odechciało mi się iść gdziekolwiek.

Pół godziny później nadal miałam Jane na głośnomówiącym, ale siedziałam już w salonie oglądając kolejne odcinki Przyjaciół. Tradycyjnie. Przed chwilą do domu wrócił Luke, który po powrocie na chwilę poszedł do pokoju, a później odrazu skierował się do kuchni.

— Swoją drogą, ta babka.. - Jane opowiadała mi o swoim wypadzie do centrum handlowego, ale uważane słuchanie jej przerwał mi dźwięki otwieranego piekarnika, przez co momentalnie stanęłam do pionu, biegnąc do kuchni z krzykiem "nie jedz ich!", ale było już za późno, bo kiedy znalazłam się tam ujrzałam Luke'a trzymającego w ręce ugryzioną babeczkę.

— Zabije cię. To było do szkoły! Nie mogłeś spytać? Czy ty nie możesz zacząć myśleć? — zaczęłam się na niego wydzierać i jechać po nim jak po psie.

No co za idiota. Ten co od zawsze powtarza, że najpierw trzeba zapytać. I zostało mi przez niego 19 muffinek. No trzymajcie mnie. Nie będę tracić kolejnej godziny na robienie następnych. Spuściłam go tylko na chwilę z oka.

— Spokojnie. Przecież możesz upiec jeszcze raz — wyjaśnił — Albo nie — dodał ciszej kiedy spojrzałam na niego z mordem w oczach.

— To były ostatnie foremki! I nie chcę tracić kolejnej godziny swojego cennego życia, bo jakiś idiota nie mógł zadać prostego pytania!

— Dobra, ochłoń. Zadzwonię do mamy, żeby kupiła foremki po drodze — rzekł wybierając jej numer. — Wracasz już do domu?... Wstąp do jakiegoś sklepu i kup foremki do babeczek... no robiła babeczki do szkoły i jej nie wyszły... — dodał, na co postałam mu nienawistne spojrzenie. — No ale tak w miarę możliwości pośpiesz się... tak... płonie nienawiścią do mnie...

— Powiedz, że mają być białe — odezwałam się, czując, że pewnie będzie chciała kupić jakieś kolorowe, a mieliśmy zrobić je w białych foremkach.

— Muszą być białe... okej... tak, białe... yhym... dobra dzięki — dodał i się rozłączył.

— Myślenie. Czy to jest takie trudne? To nic nie kosztuje — wróciłam do wyładowywania swojej złości na nim, a w tle słyszałam jak Jane się z nas śmiała, bo ciągle miałam ją na głośnomówiącym. Po 10 minutach wróciła mama z zakupami, które postawiła na stole, a ja oczywiście odrazu opowiedziałam jej zaistniałą sytuację, milion razy zabijając Luke'a w swojej głowie.

— Foremki są w reklamówce — oznajmiła mama i poszła do pokoju, a ja podeszłam do zakupów i zaczęłam je przeglądać, aż w jednym momencie zamarłam, po tym jak wyciągnęłam w torby opakowanie foremek. Fioletowych foremek.

Luke, jak to Luke parsknął śmiechem widząc to, a ja załamana usiadłam na krześle obok.

Jeszcze mówiłam, że mają być białe.

— Jeśli to cię pocieszy, to ta muffinka, którą zjadłem była bardzo dobra — odezwał się próbując powstrzymać śmiech, co mu się nie udało i oberwał opakowaniem foremek.

***

— Chodź leniwa dupo! — zawołała Jane z końca boiska, spoglądając na mnie, więc niechętnie zwlokłam się z ławki wywracając przy tym oczami na epitet jakiego używa na każdym wfie.

— Chyba dawno z piłki nie dostałaś. — Posłałam jej to moje wymowne spojrzenie rzucając piłkę do siatkówki w jej stronę, którą oczywiście złapała, a po chwili na boisku pojawiła się reszta dziewczyn i zaczęły ustalać dwa składy, które będą grać. Jak zwykle obie z Jane trafiłyśmy do osobnych grup, co jakoś niespecjalnie nas zdziwiło, bo chyba jeszcze nigdy nie grałyśmy w jednej drużynie. Zawsze pod koniec gry jedna siadała na ławce i patrzyła jak druga biega pięć kółek na około sali bo taka była kara dla przegranej drużyny. Pomińmy fakt, że to ja najczęściej byłam tą, która biegała. — Tym razem cię zniszczę! — zawołałam idąc na jeden koniec boiska.

— Nie wątpię! — odkrzyknęła zajmując swoje miejsce.

— Postarajmy się, bo nie chce mi się biegać — odezwała się Alex, która stała obok mnie i tak bardzo się z nią w tamtym momencie zgadzałam.

Ostatecznie wyszło na to, że zremisowałyśmy i żadna drużyna nie musiała biegać, co mnie bardzo satysfakcjonowało, bo naprawdę totalnie nic mi się nie chciało.

— Jesteś coraz mniej leniwa. Jestem taka dumna — rzekła Jane z przesadnym podziwem kiedy wracałyśmy do szatni i miała rację. Przez całą moją edukację opieprzałam się na wfie i szło mi to bardzo dobrze, a teraz nawet polubiłam te lekcje i aktywność fizyczną. Zmieniłam się i to bardzo przez te kilka miesięcy znajomości z nią.

— Demoralizujesz mnie. Zdecydowanie mniej zmęczona byłam w moim poprzednim trybie uczestniczenia na lekcjach wfu — oznajmiłam jej, ale obie wiedziałyśmy, że tak naprawdę podobała mi się ta zmiana.

— Ktoś musiał się tobą zająć leniu. — Było ostatnim co powiedziała i weszła do szatni.

— Przychodzi po ciebie Tom, czy wracasz sama? — Zmieniłam temat, kiedy zaczęłyśmy się przebierać.

— Idzie coś załatwić, więc wracam sama. Chyba, że chcesz to mogę iść z tobą na przystanek — dodała, spoglądając na mnie pytająco.

— To przecież okrężna droga do twojego domu.

— To co? Odprowadzę cię. — Ostatecznie sama podjęła tą decyzję, a ja się nie kłóciłam, bo podobał mi się ten układ.

***

— Nie chce mi się — jęczałam leżąc w łóżku w piątkowe popołudnie, kiedy Jane po kolei wyrzucała ubrania z mojej szafy w poszukiwaniu czegoś nadającego się na imprezę, na którą wcale nie chciałam iść.

— Jakoś niespecjalnie mnie to interesuje, a teraz ubieraj się — wywróciła oczami, po czym rzuciła we mnie małą czarną.

Mam takie rzeczy w szafie?

Niechętnie zaczęłam się przebierać kiedy ona już szykowała te wszystkie przeklęte kosmetyki z zamiarem zrobnienia ze mnie swojego królika doświadczalnego.

— Nigdy nie zrozumiem dlaczego chodzisz w spodniach i bluzach z taką figurą. Marnotrawstwo — rzekła zrezygnowana, po czym kazała mi usiąść na krześle obok i nie miałam wyboru właśnie zostałam jej prywatnym królikiem.

Nawet nie wiedziałam kim jest gość, do którego idziemy na tą imprezę, ani gdzie ona jest. Ona po prostu wparowała do mojego domu, z tym swoim kuferkiem z kosmetykami i ze słowami "ruszaj dupę, idziemy pić". Uznałam, że okey, możemy iść pić tylko po co ci te przeklęte pędzelki, bo wiedziałam, że to zwiastuje kłopoty i się nie myliłam. Dowiedziałam się, że to nie jest towarzyskie chlanie, tylko jakaś impreza u ludzi, których nie znam, ale dzisiaj mam ich poznać. Najzabawniejszy jest fakt, że Mike idzie na tą samą imprezę, więc już oboje wiemy, że nie za bardzo się pobawimy jeśli włączy mu się tryb rodzica. Czyli, albo muszę się modlić, żeby miał na mnie wywalone, albo unikać go cały wieczór. Będzie super.

Druga sprawa była taka, że to była impreza tego Chrisa, który nie chodził do naszej szkoły, co mnie jeszcze bardziej przerażało, bo, albo nie będę nikogo tam znała poza Jane, Tomem no i Mike'em, albo będą tam jacyś moi starzy znajomi, z którymi nie chciałam mieć kontaktu. Ale skoro Mike idzie to prawdopodobnie będą też moi chłopcy, z którymi Mike się ziomkuje i to mnie pociesza.

— Jeszcze tylko ostatnia kreska i.. gotowe! — oznajmiła dumna Jane. — Możesz sobie pomalować rzęsy — podała mi już mój tusz, bo odrazu ostrzegłam ją, żeby rzęs mi nie ruszała, bo źle się to dla niej skończy jeśli wbije mi tą szczoteczkę w oko, a sama dam radę je pomalować. — Ale się jaram, bo w końcu poznasz Chrisa — rzekła kiedy malowałam rzęsy, ale nawet to nie powstrzymało mnie od wywrócenia oczami. Tak właściwie to dowiedziałam się też, że jest to impreza urodzinowa Chrisa, a nie tylko klikanie jego prawka i może w końcu Jane uda się nas ze sobą poznać. Kiedy Tom mówił, że jakoś załatwi tą sprawę z imprezą Jack'a, po prostu połączył imprezę Jack'a z opijaniem prawka Chrisa i zrobiła się z tego impreza urodzinowa. Tak coś czułam, że nie bez powodu impreza u Jack'a została odwołana

— Los rękami i nogami chronił mnie, żeby do tego nie dopuścić, ale ty i te twoje układy z diabłem są mocniejsze — zaśmiałyśmy się obie, a ja skończyłam malować rzęsy i odłożyłam tusz na swoje miejsce.

— Idziemy! — zawołała rzucając we mnie moją ramoneską, którą w ostatniej chwili złapałam unikając bliskiego kontaktu z twarzą.

— Masz jakiś fetysz na rzucanie we mnie rzeczami? — wywróciłam rozbawiona oczami, po czym ruszyłam za nią do wyjścia ubierając kurtkę uprzednio sprawdzając czy nie zapomniałam włożyć do niej papierosów i zapalniczki.

Tak na wszelki wypadek.

— Mike już pojechał? — spytała olewając mój komentarz kiedy znalazłyśmy się już w korytarzu.

— Już dwie godziny temu. Jęczał coś pod nosem o pomaganiu w szykowaniu wszystkiego czy coś. Jakoś nie zwróciłam na niego większej uwagi.

— Typowo — zaśmiała się blondynka wychodząc z mojego domu, a ja za nią. — Nadal nie wierzę, że udało mi się namówić cię na to, żebyśmy szły tam z buta od przystanku.

— Ja też właśnie się zastanawiam dlaczego się zgodziłam. Zwłaszcza, że ta impreza jest na drugim końcu miasta.

— Obiecałam ci alkohol.

— Tak. To chyba był ten decydujący argument — przyznałam, na co się zaśmiała. — Ale ja nadal nikogo tam nie znam — znowu zaczęłam jej jęczeć.

— A ja po raz setny ci powtarzam, że ja też nie znam tam nikogo poza Tomem, Chrisem i Mike'em. Więc jesteśmy w prawie tej samej sytuacji.

— To wcale mnie nie pociesza — wywróciłam oczami nadal sceptycznie do tego nastawiona. Nie wiem po prostu czułam, że zdaży się tam coś szkodliwego dla mnie, ale ciekawość czy moje przeczucia są dobre wygrała i idę tam.

— Będzie zajebiście. Poznasz w końcu Chrisa.

Ta, legendarny Chris Hudson. Nie znałam go wcześniej. W sumie nadal go nie znałam tylko z opowiadań Jane, która przyjaźniła się z nim odkąd się tu wprowadziła, bo był jej sąsiadem na początku przeprowadzki, a później jej rodzice kupili wygodniejszy i lepszy dom dwie ulice dalej, ale od tamtej pory trzymała z Chrisem i później po zmianie szkoły na aktualną poznała Toma, z którym zaczęła kręcić w tym samym czasie kiedy ja poznałam Willa.

Czekaj. Stop.

Jakim cudem on znowu wkradł się do moich myśli. Miałam o nim zapomnieć tego wieczoru, a wyszło jak zwykle.

— Przestań o nim myśleć — wywróciła oczami dziewczyna.

— Przestań czytać mi w myślach — zawtórowałam jej, bo momentami naprawdę mnie przeraża widząc, że o nim myślę.

— Jesteś taka schematyczna. Jak o nim myślisz, zaczynasz bawić się swoją nieśmiertelną bransoletką i przybierasz tą swoją zirytowaną minę. — Przed nią nie można było niczego ukryć.

— Nadal fascynuje mnie fakt, że widzisz te szczegóły.

— Powinnaś znaleźć jakiegoś super fajnego gościa, nie typka, którego nawet ja nie rozumiem — pokręciała zrezygnowana głową, na co się zaśmiałam, bo miała rację.

Na autobus nie musiałyśmy długo czekać i po 10 minutach byłyśmy już w mieście.

Resztę drogi przebyłyśmy rozmawiając o jakichś nieistotnych drobnostkach, śmiejąc się przy tym i wywracając równocześnie oczami. Naprawdę cieszyłam się, że w końcu znalazłam kogoś kto mnie rozumie, z kim mogę o wszystkim porozmawiać i pośmiać się. Może i Jane nie wiedziała o połowie moich problemów, bo po prostu znałyśmy się za krótko i nie było okazji, żeby o nich wspomnieć, ale mimo to czułam z nią taką więź, bo wiedziałam, że bądź co bądź ona mnie zrozumie. Była tą osobą, której szukałam przez 16 lat mojego życia męcząc się w toksycznych znajomościach.

Około 22 dotarłyśmy na miejsce i o dziwo moje nogi w ogóle nie odczuwały tej wędrówki, co mnie bardzo satysfakcjonowało, jak fakt, że nawet się nie zmęczyłam. Może moja podświadomość cisnęła sobie ze mnie beke i wcale nie miało być tak źle dzisiaj?

— Widzę go — rzekła blondynka spoglądając w tłum ludzi, a mi momentalnie ścisnęło żołądek ze stresu, bo co jeśli palnę coś głupiego i zrobię z siebie idiotkę już na poczatku naszej w znajomości? — Chris! — zawołała.

Ostania szansa, żeby stąd zwiać dopóki nas nie zauwa.. za późno.

— W końcu jesteście! Co tak długo? — spytał podchodząc.

Słodki Chryste jaki on jest przystojny.

— Jane ma braki wfu i postanowiła, że przyjście tu z drugiego końca miasta piechotą będzie dobrym pomysłem — wyjaśniłam, z czego się zaśmiał, kiedy Jane wywróciła oczami przedstawiając nas sobie, po czym poszliśmy na urodzinowego shoota na, jak to powiedziała Jane, "dobre rozpoczęcie znajomości".

— Rose! — usłyszałam za sobą, więc odwróciłam się w stronę źródła dźwięku, a wraz ze mną mój towarzysz Chris, z którym właśnie rozmawiałam, po tym jak Jane zwinęła się na parkiet z Tomem kilka minut temu.

W sumie fajnie nam się rozmawiało, a alkohol tylko mi w tym pomagał. Rzeczywiście był spoko gościem tak jak mówiła mi Jane. Spytał nawet czy nie chodziłam do jego szkoły, bo kojarzy mnie skądeś, a ja wytłumaczyłam mu, że przez pierwszy rok tam chodziłam i mniej więcej tak rozwinęła się nasza rozmowa.

— Znacie się? — spytał Chris kiedy podszedł do nas Gavin zbijając piątkę z nim i uprzednio przytulając mnie.

— Gavin nałogowo przesiaduje u mnie w domu z Mike'em — zaśmialiśmy się oboje z szatynem.

— Jesteś siostrą Mike'a? — Oczy Chrisa przybrały rozmiar piłeczek pingpongowych.
Przysięgam, każdy tak reagował.

— Mamy nawet to samo nazwisko — przypomniałam rozbawiona, bo wszyscy zawsze byli tym tacy zdziwieni.

— Rzeczywiście — oznajmił Chris jakbym właśnie odkryła Amerykę.

— A apropos Mike'a. Widzieliście go gdzieś? — spytał Gavin.

— Jest pewnie gdzieś z Nickiem, bo coś tam mieli ogarnąć — wyjaśnił Chris, który, po tym jak Gavin poszedł szukać mojego brata, zaprosił mnie do tańca, więc właśnie tańczyłam z jednym z najlepszych tancerzy w życiu. — Całe życie byłem pewny, że młodsza siostra Mike'a ma jakieś 10 lat — przyznał Chris.

— Jestem tylko trzy lata młodsza — zaśmiałam się i przetańczyłam z nim chyba z 10 piosenek, po czym poszliśmy się napić, gdzie spotykaliśmy Jane, która widząc nas wzięła jeszcze dodatkowe dwa kubeczki nalewając do nich whisky z colą.

***

Weszłam do kuchni z zamiarem napicia się czegoś, ale moją uwagę przykuł chłopak nachylający się nad zalewem z papierosem w ustach, którego przyłożył do strumienia wody i klnął coś pod nosem.

— Dylan? Co.. co ty robisz? — podeszłam do niego zastanawiając się, po co on moczy tego papierosa.

— Odpalam papierosa — odrzekł jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, bo przecież wszyscy odpalają papierosy wodą.

— Wodą? — spytałam spoglądając na niego wymownie. Był już wstawiony, albo nawet zjarany. I to bardzo.

— Cholera. — Wyprostował się nagle i spojrzał na kran, który właśnie zakręciłam. — Pomyliły mi się żywioły — dodał, na co parsknęłam śmiechem.

— Właśnie zmarnowałeś dobrą fajkę — uświadomiłam mu wyciągając z jego ust przemoczonego chesterfielda i podałam mu go do ręki, po czym postanowiłam wziąć się za to po co tu przyszłam, czyli za nalanie sobie jakiegokolwiek alkoholu.

Żywioły mu się pomyliły. Czy to dobry moment na zmianę znajomych?

Wzięłam butelkę piwa i wróciłam do salonu. Dochodziła 2 w nocy. Połowa już się zmyła, a kilka osób zgonowało. Siedziałam na kanapie z kubeczkiem whisky i obserwowałam tańczących ludzi. Przez cały wieczór nie spotkałam tu Mike'a, ani żadnych znajomych z poprzedniej szkoły. Ten wieczór wcale nie był taki zły jak podpowiadała mi moja podświadomość. Poznałam Chrisa i kilku jego znajomych, którzy też okazali się być dobrymi ziomkami i niepotrzebnie martwiłam się o to, że nikogo nie znałam.

— Czemu tak piękna dziewczyna siedzi tutaj sama? — Nagle obok pojawił się Chris, który chyba był już wstawiony. W sumie to ja też byłam. Jak każdy na tej imprezie.

— Właśnie chciałam iść zapalić — odezwałam się wstając i nie za bardzo odpowiedziałam mu tym na jego pytanie, co uświadomiłam sobie dopiero po chwili, ale nic innego nie przyszło mi wtedy do głowy.

— To się dobrze składa, bo ja też — uśmiechnął się szeroko, więc postanowiłam, że nie chcę iść sama, a chłopaka polubiłam dlatego wyszliśmy razem na taras i usiedliśmy na schodkach prowadzących do ogrodu. Hudson wyciągnął paczkę czerwonych malboro częstując mnie nimi, na co tylko się skrzywiłam, oznajmiając, że to najgorsze fajki jakie w życiu paliłam i wyciągnęłam swoje mentole. Typowo. — Fajna zapalniczka — skomentował chłopak kiedy odpaliłam sobie papierosa różową zapalniczką.

— Jak chcesz mogę ci ją dać. Mam kilka innych — zażartowałam, ale podałam mu ją, a on chwycił ją w ręce i spojrzał z udawanym podziwem, na co parsknęłam śmiechem. Po chwili schował ją do kieszeni mówiąc coś pod nosem, że to najlepszy prezent urodzinowy jaki w życiu dostał.

— Powiem ci, że Jane bardzo długo truła mi dupę o tym, że chce mnie z tobą poznać — zaczął nowy temat i zaciągnął się dymem, a ja zrobiłam to samo.

— Ta, uwierz mi też, a kiedy szlag trafiał wszystkie jej plany związane z naszym poznaniem wpadała w furię i myślałam, że zaraz coś rozniesie — zaśmialiśmy się. — Ale w końcu jej się udało. Strach pomyśleć co to by było gdyby znowu coś pokrzyżowało jej plany — dodałam i zapadła chwilowa cisza podczas, której oboje o czymś myśleliśmy.

— Czemu zmieniłaś szkołę? — spytał po chwili spoglądając na mnie, a ja chwilę zastanowiłam się nad tym, co mam mu na to odpowiedzieć. Nie chciałam być za bardzo wylewna, ale byłam podpita, a te dwie rzeczy szły w parze.

— Tak naprawdę to od samego początku nie chciałam iść do Silver Springs High, ale byłam.. nie wiem jak to nazwać. Nieśmiała? No i trochę głupia, dlatego poszłam tam razem ze swoimi przyjaciółkami. Później poszłam po rozum do głowy i skończyłam tą znajomość. Szkoła nadal jakoś niespecjalnie mnie zadowalała, a od początku chciałam iść do Forest Charter i w wakacje po pierwszej klasie przepisałam się. Nie żałuję tej decyzji, bo w tej szkole czuję się dużo lepiej. Trafiłam tu na lepszych ludzi niż w Silver Springs — wyjaśniłam.

— Aż tak źle było u nas? — spytał i nie do końca wiedziałam czy zażartował czy pytał na poważnie, ale uznałam, że odpowiem na to jak na normalne pytanie.

— Nie to, że źle. Po prostu, w tamtym momencie chciałam uciec od problemów, a nie chciałam później do końca życia wypominać sobie, że nie poszłam do Forest tylko ze względu na swoją głupotę. Ale w sumie tak. Jakoś nie podpadły mi tam do gustu niektóre osoby z mojego rocznika. Byli tacy.. sztuczni.

— W sumie racja. Większość Silver Springs jest dwulicowa i normalmi ludzie są tam jak jakieś perły pomiędzy kamieniami.

— Ale żeś walnął porównanie — zaśmiałam się, ale miał rację. Silver Springs było beznadziejne pod tym względem. — A ty dlaczego wybrałeś tą szkołę?

— To nie ja ją wybrałem tylko moi rodzice. Nie przeszkadzał mi ten fakt, bo przez większość życia podejmowali takie decyzje za mnie. W sumie w połowie pierwszej klasy ogarnąłem, że to chyba nie powinno tak wyglądać, ale na szczęście trafiłem na normalnych ludzi jak Tom czy Andy, już na początku. Inaczej też raczej bym się przeniósł.

— Miałeś szczęście do ludzi.

— Tak. Ty w sumie też. W końcu poznałaś Jane, a ona jest cholernie wartościową osobą.

— To w sumie jest jeden z powodów, dla których wiem, że to była dobra decyzja. Jest specyficzna, ale odrazu ją polubiłam.

— Tak, ja też. Mimo, że przy naszym pierwszym spotkaniu przytrzasnęła mi palce drzwiami — rzekł, na co parsknęłam śmiechem. _ A później mnie opieprzyła, że to była moja wina. Tak, jest bardzo specyficzna — dodał i tak, to była właśnie Jane Joyce.

— Wiesz, jakieś pięć minut temu mój kolega próbował odpalić papierosa wodą z kranu, bo, jak sam stwierdził, pomylił żywioły. Nie dogadałabym się z Jane gdyby nie była specyficzna — oznajmiłam, na co zareagował tak samo jak ja, kiedy słuchałam Dylana.

— Dobry jest — zaśmiał się. — A tak w ogóle to.. nie jesteś z Nevady? — spytał, na co kiwnęłam przecząco głową.

— Nie, mieszkam w tym małym miasteczku obok, Grass Valley — wyjaśniłam.

— Wiem. Ja też — rzekł, czym mnie zdziwił i to bardzo.

— Nie jesteś z Nevady? — zmarszczyłam brwi. Przecież to jest jego dom. Co?

— Nie. To dom mojej babci. Oddała mi go i zamieszkała z nami w Grass Valley. Co prawda teraz częściej przebywam tu niż tam, ale z Grass mam dużo bliżej do szkoły.

— Jak ty się uchowałeś tam przede mną? Przecież to jest takie malutkie miasteczko.

— Częściej mnie tam nie było niż byłem — wyjaśnił.

— Czemu Jane mi o tym nie powiedziała? — ale mam teraz laga mózgu. Przecież Jane mieszkała na tej samej ulicy co on i w ten sposób się poznali, a tu nagle się dowiaduje, że on tak naprawdę mieszka w moim mieście. Czuję się trochę jak w momencie kiedy poznałam Willa i powiedział mi, że zna Mike'a.

— Mi też nic nie wspomniała o tym, że mieszkamy w jednym mieście. Dopiero przed chwilą ogarnąłem, że skoro jesteś siostrą Mike'a, to musisz mieszkać w Grass — wyjaśnił, z czego się zaśmiałam, bo ta jego dedukcja była oszałamiająca.

— Okey, jutro ją będę tym męczyć. Nie ma sprawy — oznajmiłam, z czego cicho się zaśmiał.

— W sumie to szkoda, że nie poznałem cię wcześniej — rzekł, a mi tak cieplej się na sercu zrobiło.

— Jane przez pół roku próbowała nas poznać, więc miałeś szansę — oznajmiłam mu.

— Nie byłem zbyt entuzjastycznie nastawiony do naszego spotkania, bo pamiętam poprzednie przyjaciółki Jane i jakoś niezbyt za nimi przepadałem — wyjaśnił.

— Lindy i Alice? — spytałam.

— Tak, znasz je? — chyba był tym zdziwiony.

— Nie. Jane mi trochę o nich opowiadała, a tak poza tym nie widziałam ich nawet na żywo. Ale trochę o nich słyszałam.

— Jesteś totalnym przeciwieństwem dziewczyn, z którymi ona zawsze trzymała. A mi się to podoba. I jestem już nieźle pijany skoro ci to mówię — dodał bardziej do siebie. — Mam nadzieję, że nie będziesz jutro tego pamiętać — zaśmiał się.

— Już za pięć minut pewnie nie będę tego pamiętać, więc nie masz się o co martwić — pocieszyłam go. — O mój boże kocham tą piosenkę! — zawołałam słysząc w tle Baby Justina Biebera, a chłopak wstał łapiąc mnie za dłoń, więc wstałam za nim. — Ostrzegam, że nie umiem tańczyć po pijaku i jestem wtedy w tym beznadziejna — rzekłam na początku, żeby wiedział, na co się pisze, ale chłopak olał moje obwieszczenie przyciągając mnie bliżej siebie.

— You know you love me, I know you care — zaczął drzeć się w niebogłosy rozbawiając mnie tym.

— Just shout whenever and I'll be there — dołączyłam do niego i teraz już oboje krzyczeliśmy tekst piosenki tańcząc przy tym i o dziwo jeszcze go nie podeptałam.

— You are my love, you are my heart
And we will never, ever, ever be apart — fałszowaliśmy niesamowicie, ale żadne z nas nie zwracało na to uwagi, bo oboje się dobrze ze sobą bawiliśmy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top