32. Zrobiła wszystko, żeby mi pomóc.
03.04.2021r. Boston
Jedząc śniadanie i jednocześnie przeglądając Pinteresta, zorientowałam się jak dawno nie malowałam dla siebie. Ciągle tylko szkice na uczelnię. Ostatni raz był wtedy, kiedy chciałam wypróbować nowe farby, które dostałam na święta, a później wszystko inne tak mnie pochłonęło, że nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby do tego wrócić. Tak więc kiedy wróciłam do pokoju, przebrałam się w rzeczy do malowania, bo każda moja próba malowania "na czysto" i tak kończyła się niepowodzeniem. Rozłożyłam sztalugę, na niej ułożyłam podobrazie i zabrałam się za wstępny szkic ulicy w Kansas City. Jestem wrażliwa, a nawet nadwrażliwa na piękno krajobrazu, który mijam i idąc miastem nie potrafię przejść obojętnie obok czegokolwiek dlatego musiałam zrobić zdjęcie tamtej ulicy i dodać na Pinteresta, żeby kiedyś do tego wrócić. I wróciłam.
Właśnie dokańczałam detale jednego z budynków, po dwóch godzinach malowania, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
— Wejdź! — zawołałam, a po chwili w pokoju pojawił się Will z laptopem.
— Przeszkadzam? — spytał widząc, że stoję z pędzlem w ręku przed sztalugą.
— Nie. Potrzebujesz czegoś?
— Chciałem spytać czy pomożesz mi ogarnąć jedno zadanie, ale jeśli jesteś zajęta to nie ma sprawy — oznajmił niepewnie.
— Daj mi z dziesięć minut. Zużyję tylko farbę, którą już rozmieszałam, żeby mi nie zaschnęła i pomogę ci — odpowiedziałam, bo było mi szkoda tych farb, żeby zmarnować aż tyle, a o ile się sprężę to szybko zużyję je na większej powierzchni. — Usiądź — dodałam wskazując na łóżko i wróciłam do malowania.
— Nie spiesz się — rzekł odkładając laptopa na szafkę nocną. — Co malujesz? — zagadnął kiedy położył się na łóżku.
— Ulicę z Kansas. Chyba pokochałam to miasto — dodałam.
— Dużo zdążyłaś tam zobaczyć w jeden dzień?
— I to niecały. Nie no, ogólnie nie miałam kiedy zobaczyć nawet jednej czwartej miasta, ale w drodze z lotniska do hotelu widziałam kilka ulic, później z hotelu to kawiarni, z kawiarni do sali bankietowej i z powrotem do hotelu. No i rano na lotnisko, więc miałam okazję coś tam zobaczyć, ale na pewno tam wrócę, żeby zobaczyć całą resztę.
— Rick często bywa w Kansas, bo jego mama tam mieszka. Jak się ładnie uśmiechniesz to nie będziesz musiała za hotel płacić — zaśmiał się.
— Serio? Myślałam, że jego mama mieszka w Nevadzie — zdziwiło mnie to.
— Jego rodzice rozwiedli się z dziesięć lat temu, a jakiś czas później jego mama dostała propozycję pracy w Kansas, ale Rick nie chciał z nią wyjeżdżać, więc został z ojcem i od tamtej pory latał z Nevady do Kansas i z Kansas do Nevady. W liceum przeważnie znikał na połowę wakacji.
— Ej faktycznie. Nigdy w lipcu nie spotykał się z nami, ale nikt nigdy nie wspominał o Kansas. I mam wrażenie, że spotkałam kiedyś jego mamę u niego w domu. Taka blondynka.
— Widziałaś jego macochę. Annie. Jego mama jest brunetką.
— O kurczę, to wiele tłumaczy. Między innymi to, dlaczego Rick jest brunetem, skoro jego rodzice są blondynami — zaśmiałam się, a on razem ze mną, ale ten fakt czasem naprawdę nie dawał mi spokoju. — Skąd wy się właściwie znacie? — zadałam kolejne nurtujące mnie pytanie. Wiem, że Will z Rickiem znali się od dłuższego czasu, ale wnioskuję, że jest to dużo dłuższy czas niż przypuszczałam skoro kojarzy jego mamę.
— Z przedszkola. Na początku nie znosiliśny się i ciągle rywalizowaliśmy o wszystko, aż do przedszkola przyszedł nowy cwaniaczek i stworzyliśmy oboje sojusz przeciwko niemu. Okazało się, że nie mieszkamy daleko, bo dzieliły nas tylko dwie ulice, ale o tym dowiedzieliśmy się dopiero w podstawówce. Wtedy zaczęliśmy spotykać się poza szkołą i tak przez resztę naszego dotychczasowego życia. W liceum się rozdzieliliśmy na dwie różne szkoły, bo nie było mowy, żebym poszedł do Silver Springs, a on nie chciał iść do Forest, ale to nie przeszkadzało nam jakoś bardzo. Oboje mieliśmy nowych znajomych, ale i tak spotykaliśmy się często. No i wtedy też on poznał Jacoba i przez to ja też go poznałem. A niecały rok później podobnie poznaliśmy się z Tomem.
— Poczekaj. Znasz Toma od drugiej klasy? Nie poznałeś go kiedy pomagał mi się tu wprowadzić? — spytałam zdezorientowana.
— W sensie wiesz. Nasza znajomość wtedy była trochę krótka. Spotykałem go od czasu do czasu, ale byliśmy tylko znajomymi jak na przykład ty i Cody od Tiny. Znacie się, czasem się widujecie, ale to tyle.
— Ale byłam pewna, że nie znaliście się wcześniej. Właściwie to Tom mi tak powiedział kiedy raz będąc pod wpływem alkoholu mówiłam o tobie, a on spytał "jak nazywa się ten gość?". Powiedziałam mu i spytałam czy cię kojarzy, a kiedy powiedział, że nie to opowiadałam mu dalej coś tam. Podstępny kłamca — dodałam już bardziej do siebie uświadamiając sobie, że zrobił to po to, żebym powiedziała mu wtedy więcej o Willu.
— Podszedł cię — zaśmiał się Will. — Sprytnie to rozegrał.
— A Andy'ego i Chrisa znałeś? — spytałam idąc tym tokiem myślenia.
— Chyba raz piliśmy i wtedy ich poznałem. Ale to było jednorazowe i nie można było tego nawet znajomością nazwać. No i byłem też na kilku imprezach, na których oni też byli i na ostatniej imprezie urodzinowej Chrisa.
— Byłeś tam? — Ta rozmowa coraz bardziej mnie dziwiła. — Nie zauważyłam cię.
— Ale za to ja ciągle na ciebie wpadałem. Myślałem wtedy, że jestem podpity to do ciebie podejdę, ale za każdym razem kiedy chciałem to zrobić Chris był szybszy. Tak jak na każdej poprzedniej imprezie to inne laski się do niego kleiły, tak wtedy na tamtej zdziwiłem się kiedy Rick mi powiedział, że Chris ciągle chodzi do jednej. Dlatego kiedy zobaczyłem, że to ty nią jesteś to już totalnie przekreśliłem to coś co chciałem między nami.
— Czemu? — Nie rozumiałam skąd taka zmiana tylko dlatego, że pojawił się Chris.
— Widziałaś Chrisa, gdzie ja miałbym rywalizować z kimś takim. Oczywistym dla mnie było, że i tak wybrałabyś jego.
— A teraz wiesz, że wybrałabym ciebie?
— Domyślam się, ale wiem też, że Jane zrobiłaby ci o to taka jazdę, że z perspektywy czasu lepiej dla ciebie, że tego nie zrobiłem — zaśmiał się na co parsknęłam śmiechem słysząc to, bo naprawdę miał rację.
— Sam doszedłeś do takiego wniosku, czy ona ostatnio ci to naświetliła? — spytałam nawiązując do naszej kłótni i tego jak po moim powrocie z pokoju tej dwójki już nie było w salonie.
— Sam doszedłem do tego wniosku po tamtej rozmowie.
— O czym rozmawialiście wtedy? — Odwróciłam się w jego stronę odkładając pędzle do kubka z wodą.
— Zrobiła mi jazdę, żebym się do ciebie nie zbliżał i dał ci spokój, bo jak to się powtórzy to własnoręcznie urwie mi jaja. — Parsknęłam śmiechem słysząc to. To naprawdę było w jej stylu.
— Najbardziej przeraża mnie to, że nie mogę ci zagwarantować, że to tylko groźba i na tym to poprzestanie — oznajmiłam mu z czego się zaśmiał przytakując mi. — W czym miałam ci pomóc? — spytałam biorąc jego laptopa i usiadłam obok niego.
— W jednym zadaniu z indukcji. Totalnie nie czaję, co mam tam zrobić — odpowiedział pokazując mi treść polecania.
***
Tego słonecznego popołudnia od godziny leżałam na trawie w ogrodzie myśląc o całym swoim życiu. Dzisiaj tato kończyłby pięćdziesiąt lat i w ciągu ostatnich czterech lat zrobiła mi się mała tradycja z tego, że leżałam w ogrodzie patrząc w niebo, albo z przymkniętymi oczami i wspominałam wiele rzeczy. Jak narazie co roku jest ładna pogoda, więc nie wiem, co zrobię kiedy którymś razem 3 kwietnia będzie na przykład padał deszcz.
— Co robisz? — usłyszałam głos Willa, więc otworzyłam oczy i lekko przymrużonymi spojrzałam w jego stronę. Stał chwilę na tarasie, po czym ruszył powolnym krokiem w moją stronę.
— Myślę — odrzekłam wracając po poprzedniej pozycji, kiedy on usiadł obok mnie.
— Płakałaś? — zadał kolejne pytanie wskazując na mokrą od łez skórę przy bokach oczu.
— Tato miałby dzisiaj urodziny i dużo powspominałam — wyjaśniłam przymykając oczy spowrotem i usłyszałam, że się poruszył, a po chwili poczułam jego ramię przy moim, więc spojrzałam na niego i zobaczyłam, że też się położył.
— Chcesz o tym pogadać? — zapytał obracając głowę w moją stronę i teraz leżeliśmy oko w oko, a dzieliło nas tylko kilkanaście centymetrów. Skinęłam głową jako odpowiedź na pytanie, ale nie wiedziałam właściwie od czego zacząć, co mi po chwili ułatwił. Chciałam z kimś o tym pogadać w końcu. — Co cię najbardziej męczyło w tym wszystkim? — spytał, a troska z jaką na mnie spojrzał rozwaliła moje serce jeszcze bardziej, kiedy poczułam, że naprawdę chce znać odpowiedź na to pytanie.
— W jakimś stopniu te awantury o byle co. Ale najbardziej to chyba to kiedy długo nie wracał do domu i bałam się, że coś mu się stało. Chociaż nie. Nie było dla mnie chyba nic straszniejszego niż to kiedy wracałam do domu i widziałam jak leżał i się nie ruszał. Gdzie upadł tam leżał i zasypiał. Niby miałam świadomość, że pewnie zasnął, ale wtedy zawsze tak płytko oddychał, że z korytarza ciężko było określić czy oddycha, czy nie, a zawsze w głowie pojawiała się myśl, że umarł, bo wróciłam za późno, żeby mu pomóc. Wiesz, przez ostatnie dwa lata często miewał napady padaczki. Nigdy przy tym nie byłam, bo przy pierwszych razach mama nawet nie pozwalała nam przychodzić i pomóc, żebyśmy na to nie patrzyli, jedyne co, to pamiętam, że Luke zawsze biegł tam, skąd słychać było krzyk. Po pierwszym razie byłam tak przerażona samym tym krzykiem, który towarzyszył napadowi, że przy każdym kolejnym zamykałam się w pokoju i czekałam, aż to wszystko się skończy. Bałam się, że którymś razem nie będzie w pobliżu ani mamy, ani Luke'a i będę musiała sama mu pomóc. Niby wiedziałam jak, ale cholernie się bałam. Bałam się tego widoku jaki zastanę, że nie dam rady mu pomóc. Sam krzyk mnie przerażał i wprawiał w szok, bałam się zobaczyć to co dzieje się z człowiekiem wtedy. Do dziś pamiętam reakcję Rachel i Nicka kiedy raz rano, tato wszedł do kuchni kiedy oni, Luke i mama jedli śniadanie i w jednym momencie dostał napadu. Wiem, że momentami do dzisiaj mają to przed oczami. Strasznie się bałam. Najczęściej o niego, czasem jego. W domu nie było przemocy fizycznej, mimo że kilka razy podnosił rękę na mamę to nigdy jej nie uderzył, bo w pobliżu zawsze był Luke i wiedział z czym to się wiąże. Ale Luke nie mógł być zawsze przy niej, a nie wiedziałam co się stanie, kiedy mu odbije i najczęściej nie mogłam spać w nocy, bo bałam się, że jeśli coś się stanie kiedy będę spała to będę mieć to na sumieniu do końca życia, dlatego siedziałam nocami do bardzo późna czekając, aż tato wróci do domu i zaśnie i dopiero wtedy kładłam się spać. Stąd mój zwyczaj siedzenia w kuchni po pierwszej w nocy — zażartowałam chcąc rozluźnić atmosferę, ale było już za późno. Mniej więcej w połowie mojego opowiadania Will mnie objął, po tym jak z tych wszystkich wspomnień zaczęły płynąć mi kolejne łzy, a ja wtuliłam się w niego mocniej kontynuując opowiadanie, bo chciałam się tego pozbyć po tych wszystkich latach trzymania tego w sobie.
— Nie mogłaś upilnować wszystkich przed krzywdą. Byłaś tylko dzieckiem — powiedział to tak delikatnie, że przez chwilę moje serce prawie to do siebie dopuściło.
— Mimo, że to wiem, to gdyby coś się komuś stało wtedy, wyrzuty sumienia nie dałyby mi spokoju. Tak jak z tatem teraz.
— Chciałbym, żebyś kiedyś zrozumiała, że całe zło, które spotyka innych, nie jest z twojej winy. Nie chcę ci niczego narzucać, ale myślałaś o wizytach u psychologa? — spytał, a ja mając wciąż głowę przypartą do jego klatki piersiowej poczułam jego szybsze bicie serca. Bał się, że mnie tym jakoś urazi.
— Myśleć, myślałam o tym jeszcze jak on żył. Wiem, że mama z Luke'em byli kilka razy u psychoterapeuty przed jego śmiercią. Chciałam wtedy iść z nimi, ale bałam się powiedzieć, że też bym tego potrzebowała, nie chciałam, żeby wiedzieli, że nie radzę sobie z tym wszystkim. Nie chciałam, żeby ktokolwiek wiedział jak mnie to niszczy, a z tego co kojarzę po pierwszych trzech wizytach opiekun dowiaduje się o tych sesjach. Kilka lat przed śmiercią taty korzystałam z internetowej pomocy psychologicznej. Wiesz, czułam się pewniej kiedy nie musiałam rozmawiać z nikim o tym twarzą w twarz, tylko wysłałam wiadomość, którą i tak ciężko było mi napisać, bo miałam wrażenie jakbym obarczała kogoś kto ma milion swoich problemów, jeszcze swoimi. Z czasem co prawda przyzwyczaiłam się do tego, że pisałam tamtej pani co się dzieje w mojej głowie. Po jego śmierci opowiadałam jej o koszmarach z nim. Było mi lżej i chyba wtedy zaczynałam godzić się z tym wszystkim. Wiem, że ona jako dziecko miała ten sam problem, dlatego łatwiej było mi jej zaufać jako obcej osobie. Kiedy wszystko zaczęło się układać, okazało się, że była chora na raka przez ostatni czas i zmarła, a ja już później nie przełamałam się ani razu, żeby poprosić kogoś o pomoc. Poza tym boję się, nie potrafię opowiedzieć obcej osobie o tym wszystkim. Potrzebowałabym na pewno kogoś bliskiego obok, może mogłabym wtedy jakoś oszukać samą siebie myśląc, że rozmawiam o tym z kimś kto przyszedł tam ze mną, nie z totalnie obcą osobą.
— A myślałaś o Tinie? Nie jest co prawda po studiach tylko w trakcie, ale wiem, że jest dobra w tym co robi, a byłyście dość blisko.
— Tina wie, że moimi jedynymi problemami było zauroczenie w tobie i śmierć Chrisa z tych takich mega mocnych. Chyba nie chcę tego zmieniać. W liceum starałam się kreować na beztroską, miłą i ogarniętą psychicznie osobę. Ludzie bardziej lgną do takich osób. Z czasem prawie stałam się taka w stu procentach obcując z takimi osobami. Nie wiem czy chcę psuć jej pogląd o mnie, który usilnie próbowałam, żeby był właśnie taki jaki jest.
— Nie wiem Rose. Bardzo chciałbym ci pomóc, a nie wiem jak. Jeśli zdecydujesz się na wizyty u psychologa to wiedz, że jeżeli będziesz tego chciała, pójdę z tobą tam. Nie zostawię cię z tym samej. I nie myśl o tym jaki o obarczaniu mnie swoimi problemami, tylko może jako o przysłudze, którą mi oddajesz, bo naprawdę chciałbym, żeby udało ci się zamknąć ten rozdział w swoim życiu. Chciałbym pomóc ci przez to przejść — rzekł i uwierzyłam mu w to, w tą szczerość w jego głosie.
— Pomyślę o tym — obiecałam i czułam, że chyba faktycznie chcę to zrobić, dla niego. — Kocham cię. — Słowa wyleciały z mojego serca, jeszcze zanim zdążyłam je przemyśleć. Żadne z nas nie spodziewało się tego, ale nie żałowałam. Chciałam, żeby to wiedział.
— Ja ciebie też — odrzekł, a ja poczułam szybsze bicie jego serca tuż przy uchu i szczęście w jego głosie. Bałam się, że właśnie zaopatrzyłam go w większe pokłady nadziei, chociaż już sama nie wiedziałam jaką decyzję podjąć w sprawie naszego związku. Kochałam go i to cholernie mocno, a to był tylko jeden błąd, którego i tak żałuje. Nie wiedziałam już czy powinnam dać nam kolejną szansę. Czemu to wszystko zawsze jest takie skomplikowane?
pov. Wylie
— Czy na trawie w ogrodzie leżą przytuleni Rose i Will? — spytał Rick, który przed chwilą wszedł do salonu, więc podążyłam za jego śladem i stanęłam obok niego przy oknie. Faktycznie, na trawie leżała wyżej wymieniona dwójka.
— Myślę, że rozmawiali o ojcu Rose. Miałby dzisiaj urodziny, a Rose, kiedy jest jej ciężko, obserwuje niebo, to tłumaczyłoby dlaczego leżą na ziemi.
— Idę o zakład, że za jakiś czas do siebie wrócą — oznajmił chłopak spoglądając na mnie.
— Możesz się zakładać, ale nie ze mną. Też chcę żeby się zeszli z powrotem — rzekłam wracając do kuchni, a on ruszył za mną.
— Poważnie? Myślałem, że jesteś za tym, żeby odpuścili po tym wszystkim — powiedział zdziwiony siadając przy stoliku, uprzednio zabierając kawę z blatu.
— Bo początkowo nie chciałam, żeby Rose znowu się w to pakowała. Widziałam jak niszczyło ją to zauroczenie w liceum i nie chciałam powtórki z rozrywki teraz. Ale w ciągu ostatnich kilku dni, już kilka razy przyłapałam ich jak leżeli razem w salonie oglądając bajki. Widzę też jak na siebie patrzą. No i teraz leżą przytuleni w ogrodzie. Niby nie są razem, ale mam wrażenie, że po prostu sami siebie próbują oszukać.
— Cholera, myślałem, że tego nie zauważysz i wygrałbym zakład. Oni ogólnie od kilku dni praktycznie zachowują się tak jak w grudniu kiedy byli razem, może nawet bardziej przypominają parę niż wtedy. Tylko teoretycznie wszystkim wmawiają, że to koniec. Kwestia kilku dni kiedy do siebie wrócą.
— Nie wiem. Wydaje mi się, że Rose jeszcze chwilę będzie się przed tym powstrzymywać. Pewnie boi się presji jaką na niej będzie wywierać powiadomienie Luke'a i Jane o tym. Znasz Jane, więc wiesz o czym mówię.
— Nieznosiła go w liceum. Faktycznie, co to musi być teraz. Ale Luke?
— Luke jest stereotypowym, nadopiekuńczym bratem. Na szczęście nie słyszał chyba o tej kłótni kiedy Will był zazdrosny, ale jemu wystarczy ta sytuacja z Kim. Zwłaszcza, że Luke i Kim nie darzą się ani odrobiną sympatii. Gdyby mogli to pozabijaliby się nawzajem, a Luke'a ciężko doprowadzić do takiego stanu, więc Will wybrał najgorszą osobę, dla której mógł odrzucić Rose. Jeśli do siebie wrócą, Luke będzie do tego sceptycznie nastawiony, a Rose zależy na jego zdaniu i prawdopodobnie to będzie ją powstrzymywać.
— Odnoszę wrażenie jakbyś znała ją na wylot — żartował, z czego cicho się zaśmiałam, ale w jakimś stopniu miał rację.
Znałam Rose, od początku naszej znajomości rozumiałyśmy się jak nikt. Na samym początku łączyli nas ojcowie, którzy mieli problem z alkoholem i toksyczne przyjaźnie. Kiedy opowiadała o tym co działo się wtedy u niej w życiu, rozumiałam ją w pełni. Starałam się wspierać ją w tym najbardziej jak mogłam, mimo, że znałyśmy się od kilku miesięcy i była to znajomość w internecie. Była tak prawdziwa, szczera i sama dawała mi wsparcie jakiego nikt nigdy mi nie dał. Próbowałam pomóc jej przejść przez śmierć tata. Później obie skończyłyśmy toksyczne znajomości, a jakiś czas później ona pomogła mi przejść przez śmierć mojego ojca. Obdarowała mnie tak wielkim wsparciem wtedy, robiła wszystko co mogła, żeby odwrócić moją uwagę, ale przede wszystkim prosiła, żebym nie obwiniała się o nic. Pomogła mi zdusić w zarodku wyrzuty sumienia, które towarzyszyły jego śmierci. Wiedziała, że jeśli odrazu się z tym nie uporam, będzie mnie to męczyć przez całe życie. Zrobiła wszystko, żeby mi pomóc. Wtedy pokochałam ją jak własną siostrę, jakby od zawsze była w moim życiu. Zrobiłabym wszystko, żeby uporała się ze śmiercią ojca i była w pełni szczęśliwa, bo ta dziewczyna zasługuje w końcu na pełnię szczęścia, po tym wszystkim, ale jednocześnie wiem, że nie mogę zrobić niczego więcej, od wspierania jej. Jeśli sama sobie nie wybaczy, nikt tego za nią nie może zrobić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top