24. Nie musimy zostawać przyjaciółmi.
20.03.2021r. Boston
Był sobotni wieczór, który spędzałam w domu Steve'a i Robbiego razem z całą resztą moich stałych i tymczasowych współlokatorów i z Kim, Luke'em oraz Julią, która nas tu zaprosiła wczoraj. Wszyscy się porozchodzili. Jane zniknęła z Tomem. Wylie z Rickem. Will z Kim. Luke z Julią. Bella poszła na łowy szukać dalej bratniej duszy. Pete i Jake zmyli się razem, a ja zostałam sama, ale nie na długo, bo jakoś około godziny 23 spotkałam Jacoba. Siedzieliśmy już pół godziny w kuchni rozmawiając o jakichś głupotach, kiedy nagle zaczęłam się zastanawiać co on tu robi, bo przecież nie studiuje w Bostonie.
— Ej, co ty tu tak właściwie robisz? W sensie wiesz, w Bostonie.
— Jannet, Vicky i Paul tu studiują dlatego przyleciałem tu na przerwę wiosenną.
— Mieszkają w Bostonie i jeszcze nigdy ich tu nie spotkałam? — zdziwiłam się i to bardzo.
Jannet i Vicky znam też od przedszkola, tak jak Jacoba. Obie chodziły też do Springs, większość moich znajomych z podstawówki poszła później do Springs. Nikt nie poszedł do Forest, a nieliczna reszta rozjechała się po świecie i to chyba były trzy osoby. Jedna dziewczyna wyprowadziła się gdzieś do Nebraski, inna to w ogóle skończyła w Kanadzie i był jeszcze jeden chłopak, z którym to właściwie nie wiadomo co się stało, bo jedni mówią, że wyjechał do Hiszpanii, inni twierdzą, że do Australii, a jeszcze inni, że po prostu do innego stanu. Ale wracając. Z Jannet i Vicky zawsze miałam dobry kontakt dopóki Sophie nie uznała tego za zagrożenie i stwierdziła, że albo się z nią przyjaźnię, albo rozmawiam z tymi dwiema. Byłam naiwna, ale nie tak bardzo głupia, więc przyjaźniłam się z nią dalej, ale "potajemnie" nadal czasem spotykałam się w dziewczynami. Kiedy w końcu poszłam po rozum do głowy i moja przyjaźń z Sophie się skończyła, weszłam w trochę głębszą relację z dziewczynami przy czym poznałam lepiej Paula, który był rok straszy i częściej widywałam się z Jacobem, który wtedy chodził z Vicky, a później rozstali się w pokojowych warunkach, bo oboje stwierdzili, że to nie to i wrócili do przyjaźni. Kiedy przeniosłam się do Forest cała nasza piątka wiedziała, że nasza znajomość opadnie i byliśmy na to gotowi, bo ja całe dnie przesiadywałam z Nevadzie, najpierw w jednej szkole, później w drugiej na lekcjach fortepianu i później jeszcze w pracy. Żadne z nas nie miało z tym problemu, bo wiedzieliśmy, że znajdę sobie nowych znajomych w nowej szkole, bo to było normalne, ale kiedy czasem spotykaliśmy się potrafiliśmy stać na chodniku i rozmawiać dobrą godzinę, żeby później stwierdzić, że może przejdziemy się do jakiejś kawiarni. Najczęściej widywałam się z Jacobem, bo mieliśmy wspólnych znajomych, a resztę ostatnio widziałam chyba na pogrzebie chłopców, więc minęło już sporo czasu.
— Paul studiuje tu już drugi rok, Jannet zaczęła we wrześniu, a Vicky wprowadziła się tu w styczniu, bo przeniosła się tu w drugim semestrze — wyjaśnił.
— Kiedy wracasz do siebie? Chciałabym się z wami wszystkimi spotkać w sumie.
— Jestem tu do środy, więc szalej — oznajmił, a w mojej głowie zaczął rodzić się plan idealny.
— Zaczynam trzeźwieć i nie podoba mi się to — usłyszałam nagle donośny głos Pete'a, który wszedł do kuchni w towarzystwie Willa i Kim, a zaraz za nimi pojawił się Tom.
— Jacob! — zwołał Will widząc chłopaka, po czym przeszedł do niego i zbili pionę. Typowo.
— Założę się, że nie dacie rady wypić sześciu shotów na raz — rzucił Pete w naszą stronę, wiedząc, że to zawsze na mnie działa zwłaszcza kiedy jestem już podpita. Cholerne geny po tacie.
— Chyba śnisz — powiedziałam jednocześnie z Jacobem, na co Pete głupio się uśmiechnął i zaczął lać alkohol do kieliszków.
— Rosie. Nie — odezwał się Tom.
— Tim proszę cię. Jestem dorosła.
— Wypiłaś już dwie butelki piwa i trzy szklanki whisky. Nie mieszaj — pouczał mnie dalej.
— To już ze mnie wyszło.
— Rose. Pamiętasz kiedy ostatnim razem tak wszystko zmieszałaś. I to w dużych ilościach?
— Masz rację. Musisz tu podejść i pić ze mną. Nie ma tu Chrisa, żeby pomógł mi powtórzyć historię, ale jesteś jego najlepszym przyjacielem — oznajmiłam dając znak Pete'owi, żeby nalał kolejne sześć.
— Rose.
— No chodź. — Przyciągnęłam go do barku.
— Ale trzy. — Wiedziałam, że się złamie.
— Dobra, ktoś musi mnie zaprowadzić do domu.
— Nalałem już pięć dla ciebie — odezwał się Pete.
— Will z Kim wypiją po jednym — oznajmił Tom, a oni nie zaprzeczyli.
— Dobra. Kto pierwszy. — Pete spojrzał na mnie i Jacoba, a po chwili kiedy Will odliczył do trzech brałam kieliszek po kieliszku i zerowałam wszystkie po kolei. Spodziewałam się tego, że nie będę pierwsza, ale za to podobał mi się fakt, że nie byłam ostania, bo milisekundy dzieliły to czy przegram z Jacobem. — Wygrałem! — krzyknął Pete wybiegając z kuchni. Zobaczyłam, że Tom stał już obok Willa, więc odwróciłam się do Jacoba, ale zrobiłam to tak gwałtownie, że poczułam jak alkohol zaczyna już dawać się we znaki.
— No dobra, tym razem mnie pokonałaś — rzekł chłopak do mnie.
— No wiesz, zawsze byłam lepsza — oznajmiłam chcąc poklepać go po ramieniu, ale zamiast tego moja ręka została tam nie wiem w sumie czemu.
— Pokłóciłbym się.
— Oh doprawdy? Jakoś w przedszkolu prawie zawsze wygrywałam z tobą na torze przeszkód.
— Dawałem ci fory, żeby nie było ci przykro.
— Mhm, pewnie.
— I szybciej nauczyłem się czytać.
— No tu akurat ci się udało.
— W przedszkolu też lepiej całowałem.
— To było tylko cmoknięcie w usta. Tego nie można było źle zrobić. Ani nazwać całowaniem.
— Teraz też dobrze całuję — oznajmił i teraz już doskonale czułam działanie alkoholu we mnie i w moim umyśle.
— Hm. Wątpię — rzuciłam zaczepnie ciągnąc tą zabawę i staliśmy tak chwilę w ciszy, kiedy nagle poczułam jego usta na swoich. W sumie sprowokowałam go trochę do tego, ale nie spodziewałam się, że zaczniemy się całować tu i teraz, ale cholera. Faktycznie dobrze całował, więc nie mogłam tego przerwać, to byłby grzech mimo, że na trzeźwo to mogłoby być trochę dziwne, bo na codzień nie całuję się z przyjaciółmi, ale w sumie 15 lat temu się zaręczyliśmy, więc to wcale nie mogło być takie dziwne, że całowałam się z moim przedszkolnym narzeczonym. — Okey. Oddaję honor — przyznałam kiedy po dłuższej chwili odsunęliśmy się od siebie w akompaniamencie oklasków Toma.
— Jeszcze! Jeszcze! — skandował mój przyjaciel.
— Widzę, że już tobie te trzy kieliszki dobrze weszły — zwróciłam się do niego, odwracając się w tamtą stronę, a mina mi trochę zrzedła kiedy spotkałam się ze zranionym wyrazem twarzy Willa. Cholera. Nawet nie pomyślałam o tym, że całuję jego dobrego kumpla na jego oczach. W ogóle tego nie przemyślałam, ale to ten alkohol. Tom miał rację, a historia się powtórzyła. Znowu pocałowałam kogoś innego na oczach Willa i znowu robię sobie wyrzuty sumienia mimo, że już niczego między nami nie ma, umownie. Nienawidzę tego. Jestem już tym zmęczona. — Idę zapalić — oznajmiałam Jacobowi i spojrzałam na Toma, który kiwnął głową na znak, że idzie ze mną, a chwilę później siedzieliśmy na werandzie.
— Słuchaj Rosie, widzę to — odezwał się po chwili.
— Co?
— Mówisz, że poradziłaś sobie z tym, oszukujesz nawet sama siebie. Odnoszę wrażenie, że myślisz, że jak sama uwierzysz w to, że Will cię nie rusza to cała reszta też w to uwierzy. Okej, może na początku myślałem, że faktycznie pogodziłaś się z tym, ale teraz widzę, że męczy cię to. Widzę spowrotem szesnastoletnią Rose nieradzącą sobie z uczuciami do tego samego gościa. Naprawdę zasługujesz na kogoś lepszego, na kogoś kto będzie o ciebie dbał i dla kogo będziesz na pierwszym miejscu. Gdybym mógł załatwiłbym ci spowrotem Chrisa i wiesz, że zrobiłbym to, mimo że tam trzy metry pod ziemią już niczego nie ma — powiedział bardziej do siebie, a ja parsknęłam cicho śmiechem. To ten czarny humor. — Ale zawsze jest obok ciebie. Przysięgam, że tak jest, bo nigdy nie widziałem, żeby ten chłopak tak za kimś szalał. Znaliście się krótko, ale zawładnęłaś jego światem i jeśli nie chcesz zrobić tego dla siebie to zrób to dla niego i pozbieraj się. Nie niszcz się. Znajdź jakiś sposób. Nie wiem, pogadaj z nim, unikaj go, czy nawet się przeprowadź dla własnego spokoju. Zacznij żyć własnym życiem. Nie możesz się do końca życia zadręczać tym, że ranisz gościa, który wybrał inną spotykając się z kimś innym. Zacznij myśleć o sobie, niech wróci ta egoistyczna Rosie.
— Może masz rację Tim.
— Oczywiście, że mam. Jak możesz w ogóle do zdania "masz rację Tom" wpleść słowo "może". To się wyklucza. — Spojrzał na mnie z wyrzutem, a ja się głośno zaśmiałam. Uwielbiam gościa.
— Dzięki. Jakoś to rozwiążę.
***
Kolejnego dnia obudziłam się z ogromnym bólem głowy, ale ku memu zdziwieniu pamiętałam cały wczorajszy wieczór. Najchętniej cały dzień przeleżałabym w łóżku, ale koniecznie musiałam się czegoś napić, więc niechętnie wstałam z łóżka i zeszłam na dół do kuchni, gdzie jak na złość spotkałam Willa. Ostatecznie stwierdzilam, że najlepszym wyjściem z tej całej sytuacji będzie unikanie go w miarę możliwości jak najczęściej. Dobrze mi to idzie.
— Cześć — odezwał się kiedy mnie zobaczył.
— Hej. Reszta śpi? — spytałam podchodząc do ekspresu, żeby zrobić sobie kawę.
— Nie wiem. Też dopiero wstałem — wyjaśnił, na co skinełam głową na znak, że rozumiem, po czym usłyszałam dźwięk przychodzącego SMSa, więc wyciągnęłam telefon z kieszeni i automatycznie uśmiechnęłam się widząc wiadomość od Ethana.
Ethan: masz czas dzisiaj popołudniu?;)
Ja: mam wolny wieczór
Ethan: na taką odpowiedź liczyłem, na kawę będzie już trochę za późno, ale może jakaś kawiarnia?
Ja: znam jedną fajną, niedaleko uczelni. sprawdzę adres i ci wyślę
— To ten barman? — Will przywrócił mnie do rzeczywistości kiedy wysłałam Ethanowi już adres tamtej kawiarni i dopiero teraz zorienowałam się, że uśmiecham się jak głupia do telefonu.
— Tak — odpowiedziałam znowu czując się źle widząc jego minę, więc odwróciłam się, żeby skończyć robić sobie tą kawę.
— Wczoraj Jacob dzisiaj Ethan? — odezwał się czym mnie zdziwił i jednocześnie trochę wkurzył, bo nie spodziewałam się takiego komentarza.
— To Jacob mnie pocałował.
— A ty tego nie przerwałaś.
— Bo po pierwsze, to i tak niczego nie zmieniło, bo jesteśmy tylko przyjaciółmi. Po drugie, mogłam się tam całować z kim chciałam, bo przypomniam, że aktualnie mój status to: singielka. I po trzecie, z góry powiedziałam Ethanowi, że z naszej randki może nic nie wyjść, więc wracając do drugiego powodu: mogłam.
— Jasne, że mogłaś. Każdy inaczej wyznacza swoją wartość.
— A ten komentarz co miał znaczyć? — Teraz to już konkretnie się wkurzyłam, ale starałam się zachować zimną krew. Starałam się.
— Myślałem, że nie jesteś jedną z tych lasek, które lecą do pierwszego lepszego.
— Oh rozumiem, że twoje ogromne ego zostało skrzywdzone tym, że po zerwaniu z tobą postanowiłam ułożyć sobie życie od nowa i, że następuje to w tak szybkim tempie. Wiem co chcesz osiągnąć i nie uda ci się to, bo moja przyjaciółka przez całą podstawówkę szmaciła mnie przy pierwszej lepszej okazji, więc radzę sobie z tym doskonale. Naprawdę próbowałam kryć się jak tylko mogłam z tym, że chcę spowrotem zacząć się umawiać z kimś, żebyś nie czuł się źle, ale skoro sam postanowiłeś sprowadzić naszą relację na taką drogę to proszę bardzo. Nie musimy zostawać przyjaciółmi — oznajmiłam biorąc swoją kawę i wyszłam z kuchni gdzie na korytarzu spotkałam Toma i Ricka, którzy z tego co widzę ewidentnie podsłuchiwali. — Czemu mnie to nie dziwi — mruknęłam pod nosem. — Odechciało mi się kawy — dodałam unosząc kubek, który wziął Tom i wiedziałam, że będzie go chciał. Żadne z nich się nie odezwało, bo nigdy wcześniej nie widzieli mnie wkurzonej dlatego to nawet i lepiej, że nie zaczęli żadnej rozmowy, bo w tej chwili rozmowa ze mną była głupim pomysłem.
Weszłam spowrotem na górę, żeby się przebrać, bo musiałam iść gdzieś i ochłonąć, a w jednym domu z nim nie mogło się to udać.
— Odnoszę wrażenie, że masz jakieś zaćmienie mózgu w tym marcu — usłyszałam głos Ricka z kuchni, kiedy zmieniałam buty i muszę przyznać, że zgadzałam się z nim.
***
— Wow, co się stało? — usłyszałam znajomy głos, kiedy siedziałam w jakiejś kawiarence próbując wrócić do normalności po tym jak wszystko się we mnie skumulowało i zaczęło ze mnie uchodzić w postaci łez, a nie chciałam płakać w miejscu publicznym. W sumie to w ogóle nie chciałam płakać.
— Nic. Wszystko w porządku — oznajmiłam.
— Nie sądzę — rzekł Jacob i usiadł na miejscu naprzeciw. — Co jest?
— Pokłóciłam się trochę z Willem.
— O wczoraj? — spytał, a jego nagła zmiana nastroju wskazywała na to, że poczuł się współwinny.
— Trochę też, ale to nie była twoja wina — oznajmiłam odrazu. — Po prostu umówiłam się z innym chłopakiem, a Will w pewnym sensie stwierdził, że jestem łatwa — wyjaśniłam i bolały mnie te słowa, bo naprawdę nie spodziewałam się tego po nim.
— Dlatego, że umówiłaś się z kimś? To bez sensu.
— I dlatego, że wczoraj całowaliśmy się.
— Wyjaśniliśmy to między sobą i to między nami nic nie znaczyło, a ty możesz umawiać się z kim chcesz i to normalne.
— Ja to wiem, ale on już niekoniecznie.
— Nie przejmuj się. Przejdzie mu.
— Ta, chyba mam to gdzieś, bo na etap przyjaźni już nie wrócimy. — Wzruszyłam ramionami wiedząc, że to prawda, bo przegiął. — Swoją drogą. Zostawiłeś paczkę papierosów w mojej torebce i myślę, że chcesz je spowrotem, bo ich nie lubię — dodałam, z czego lekko się zaśmiał słysząc powód, dla którego chcę mu je oddać.
— Mogę je wziąć jak odprowadzę cię do domu.
— Super, bo akurat chciałam się zbierać. Siedzę tu od godziny i playlista zdążyła się zapętlić im już trzeci raz. — Wywróciłam oczami i oboje wstaliśmy ze swoich miejsc. Droga powrotna minęła dość spokojnie i niby już trochę ochłonęłam, ale nie na tyle, żeby móc skonfrontować się z Willem, więc miałam nadzieję, że nie wpadnę na niego, bo nie chcę robić scen, a to będzie trudne jeśli los sobie ze mnie zażartuje. — Możesz usiąść sobie w salonie, a ja skoczę do pokoju po te fajki — oznajmiałam mu kiedy weszliśmy do domu i zwątpiłam w powagę losu widząc Willa w salonie, ale postanowiłam go zignorować ściągając na szybko buty co mi uniemożliwił nie szczędząc sobie głupiego komentarza.
— Tylko przyjaciele — prychnął pod nosem, a we mnie się zagotowało.
— Skończ się wpierdalać w nie swoje sprawy. — Nie chciałam robić scen, zwłaszcza, że nie siedział sam w tym salonie, ale było już za późno.
— Będę się wpierdalał jak widzę jak prowadzasz się z moim przyjacielem i pięcioma innymi.
— Od dwóch tygodni przyprowadzasz tu Kim i siedzę cicho, mimo że nie znam nikogo bardziej wkurwiającego, więc z łaski swojej pogódź się z tym, że zmarnowałeś swoją szansę i mam prawo umawiać się z kim chcę, a tobie chuj do tego i nie zasłaniaj się troską o przyjaciela, bo jedyną osobą o jaką się troszczysz jesteś ty. Zawsze musisz być na pierwszym miejscu nie? Zawsze musi być tak jak ty chcesz, masz w dupie to, że wykorzystujesz innych i bawisz się nimi tak, żeby tobie było dobrze. Wiem, że ostatecznie wybrałbyś mnie nie Kim i wiem, że to dlatego tak cię to boli, że spotykam się z innymi. Julia się wygadała. To oczywiste, że jesteś z Kim po to, żeby sprawić, żebym była zazdrosna i do ciebie wróciła, ale życie tak nie działa. Może i jednego wieczoru całuję się z jedynym, a drugiego dnia umawiam z drugim, ale za to z góry mam wyjaśnioną sprawę z Jacobem i żadnego z nich nie ranię ani nie wykorzystuję dla własnych korzyści, tak jak ty to robisz z Kim i dobrze wiesz, że to bardzo nie w porządku względem niej, bo ona myśli, że ten związek istnieje na poważnie, ale proszę bardzo. Żyj nadal w swoim zakłamanym świecie będąc przekonany, że nie jesteś nieczemu winny. Może jeszcze dwie godziny temu były jakieś szanse, żebym do ciebie wróciła, ale teraz sam sobie zamknąłeś drogę i dzięki, bo dopiero teraz widzę, że wszyscy mieli rację i nigdy na mnie nie zasługiwałeś.
— Ciekawe jacy wszyscy — wtrącił się wyraźnie urażony.
— Ja — odezwała się Jane energicznie podnosząc rękę do góry. — Później się przekonałam do ciebie, ale z tego co widzę to jednak ja miałam rację.
— Jedna osoba to faktycznie wszyscy..
— Ja też — oznajmił Pete, a zaraz za nim Bella, Jacob i Rick.
— No dzięki, wiecie. — No nie powiem, przeliczył się.
— Stary, jakby, ja wiem, że powinniśmy ciebie wspierać, ale patrz co ty odpierdalasz. — Rick zabrał głos. — Ona tylko wróciła do domu i przyprowadziła kolegę, okej, no wczoraj się całowali, ale przypomniam, że nie jesteście razem już od dwóch tygodni, więc niech się umawia z kim chce, a tobie nic do tego. I wiesz, gdyby to, że zerwaliście było jej winą, to okej, jeszcze można byłoby przeboleć twoje zachowanie, ale przecież to przez ciebie nie jesteście już razem, więc ja to się tobie dziwię, że w ogóle masz jeszcze tupet, żeby próbować z niej zrobić najgorszą — dokończył Rick i nastała cisza. Wiedziałam, że tak będzie.
— Zaraz ci przyniosę te fajki — zwróciłam się do Jacoba i poszłam do pokoju.
Było dopiero południe, a ja już miałam dość tego dnia. Chciałam zamknąć się w pokoju i odciąć od świata, albo posiedzieć z bratem i uspokoić się samym jego towarzystwem, ale nie chciałam musieć tłumaczyć dlaczego nagle odczuwam potrzebę spędzenia z nim czasu, bo nie chcę o tym gadać, więc zostawała mi pierwsza opcja, która też była niezła.
Znalazłam torebkę, z której wyciągnęłam paczkę i wróciłam na dół, żeby oddać ją Jacobowi, który już siedział w salonie.
— Gdzie Jane? — spytałam zauważając brak jej i Willa.
— Wyszła pogadać z Willem — odezwał się Tom, a ja domyślałam się jak ta rozmowa przebiegała i poszłabym ją przerwać, gdyby nie fakt, że w tej chwili byłam na niego tak zła, że chciałam, żeby tym razem Jane ją przeprowadziła.
— Okej, ale czy tylko ja pierwszy raz w życiu widziałem Rose tak ostro wkurwioną? — odezwał się Pete przerywając ciszę, która nastała, bo byłam na ogół dość bezproblemowa i nigdy z nikim się nie kłóciłam, więc domyślam się, że po prostu nie wiedzieli co mogą powiedzieć.
— Jeszcze nie wiesz na co mnie stać, więc następnym razem dobrze przemyśl czy na pewno chcesz zjeść moje oliwki — ostrzegłam go jednocześnie będąc mu wdzięczna, bo wystarczył ten głupi komentarz, żeby całe napięcie ze mnie uleciało.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top