21. Nie licz na mnie kiedy zrozumiesz swój błąd.

05.03.2021r. Boston

Siedziałam właśnie z Rick'em i Willem w R&G's. Było piątkowe popołudnie, ale miałam wolne więc wybrałam się do kawiarni, mimo wszystko, żeby nie siedzieć ciągle w domu kiedy nagle znikąd pojawili się chłopcy i postanowili dotrzymać mi towarzystwa. Wypiłam właśnie już drugą herbatę, więc to oznacza, że siedzę tu z ponad godzinę.

— ..i myślę właśnie czy nie celować w jakiegoś starego mustanga — wyjawił Rick, który zastanawia się nad kupnem jakiegoś używanego samochodu. Życie studenta takie jest.

— Te starsze mustangi tak z okresu 1990 roku są ładne i wygodne, więc bierz. Chris miał i nie narzekał — oznajmiłam na potwierdzenie swoich słów.

— Ten jego był fajny. Przejechałem się nim tylko raz, ale o mój Boże, to było coś czego potrzebowałem w życiu — skomentował Rick.

— Ja miałam to szczęście, że mogłam kilka razy się nim przejechać. Na początku opornie oddawał mi kluczyki, ale później już z górki — zaśmiałam się.

— Ale mustang to no nie wiem. Ja bym celował w mercedesa — odezwał się Will i zaśmiał się widząc jak wywracam oczami. Mercedes kontra mustang to nasza odwieczna walka i różnica gustów.

— Też się nad nimi zastanawiam. Zależy jak cenowo trafię...

Naszą rozmowę nagle przerwała osoba, która właśnie jak gdyby nigdy nic usiadła obok mnie. Cholera. Już wiem, że jej przybycie niczego dobrego nie przyniesie.

— Cześć Will — rzuciła wygodnie rozsiadając się, a ja rzuciłam Willowi pytające spojrzenie, ale nawet na mnie nie popatrzył. Sam był zdziwiony jej nagłym przyjściem.

— Co tu robisz Kim? — spytał, a w jego głosie było tylko zdziwienie. Nie było żadnej radości, ani złości. Totalnie żadnych emocji poza zdziwieniem.

— Przeniosłam się tu — oznajmiła.

— Co? — mruknął Rick.

— Tęsknię za tobą. Już we wrześniu chciałam się tu przenieść, ale dopiero teraz mnie przyjęli. Teraz możemy do siebie wrócić. Pamiętasz jacy szczęśliwi byliśmy razem? — spytała, a ja nie wierzyłam własnym uszom i znowu spojrzałam na Willa.

— Will? — ponagliłam go widząc, że siedzi cicho i intensywnie o czymś myśli. Okej, nie wiem w jakich warunkach się rozstali, ale jesteśmy razem i do kurwy, wydaje mi się, że w tej chwili powinien odrazu odmówić, bo no cholera. Jesteśmy. Razem.

— Nasz związek zakończył się dwa lata temu, bo tego chciałaś — oznajmił, a mi nie podobał się sposób w jaki to powiedział, to, że tak naprawdę jej nie odmówił i jak zmieniła się jego postawa odkąd tu przyszła. Wyglądał trochę znajomo, trochę jak...

Oh.. Jak ja przy nim trzy lata temu, kiedy z jednej strony z niego rezygnowałam, ale z drugiej jednak chciałam, żeby nam się udało. Zabolało mnie to podobieństwo i to mocno.

— To ja już pójdę — oznajmiłam nie mając siły ani ochoty tu siedzieć.

— Rose poczekaj. — Chłopak ruszył w stronę wyjścia za mną, więc przystanęłam na chodniku zastanawiając się czego on tak naprawdę chce.

— Miałeś zamiar ją powiadomić, że aktualnie już jesteś w jednym związku? Bo nie wydaje mi się, żebyś w ogóle chciał jej odmówić.

— Wiesz, że to nie jest tak.

— A jak? Przecież widziałam twoją nagłą zmianę.

— Zdziwiła mnie.

— Znam cię nie od dziś. Widziałam jak na nią spojrzałeś i znam to spojrzenie — rzekłam, a fakt, że nie zaprzeczył niczemu utwierdził mnie w przekonaniu, że jednak mam rację. — Wracaj do nich. Muszę to przemyśleć i chcę zostać sama — dodałam i ruszyłam w stronę domu.

Wow. Jak szybko w ciągu pięciu minut za pomocą jednej osoby można spierdolić coś co budowało się przez taki czas. Niesamowite. Po prostu zadziwiające. Jak ja dawno nie czułam tego co czuję właśnie teraz. Zawiedzenia nim. Znowu. Po raz kolejny. Po raz kolejny mnie zawiódł. Po raz kolejny pokazał, że mu zależy i po raz kolejny spieprzył to w tak której chwili. Niepojęte jak wiele razy będę wchodzić do tej samej rzeki z myślą, że tym razem będzie inaczej.

***

Co roku myślę, że tym razem obejdzie się bez echa. Że tym razem to będzie zwykły dzień. Tym razem już wszystko przebiegnie normalnie i wyrzuty sumienia już mi ustąpiły. Co roku, w którymś momencie zaczynam rozumieć, że to nie tym razem i jeszcze przez długi czas będę za nim tęsknić i męczyć się z tym. Chciałabym móc teraz pójść na cmentarz i posiedzieć obok niego. Brakuje mi tego w tym roku i to cholernie, ale jeszcze bardziej brakuje mi kogoś obok kto rozproszyłby moją uwagę od tego dnia, tak, że nie zdążyłabym nawet pomyśleć o tym, że to dzisiaj mija kolejna rocznica śmieci tata. Will zawsze był tym kimś, kompletnie nie był w tym temacie, więc dla niego ten dzień był jak każdy inny dlatego uwielbiałam kiedy do mnie pisał wtedy odwracając moją uwagę, ale teraz wszystko było inne. I wiem, że mogłabym pójść do niego i poprosić o chwilę uwagi, którą z pewnością bym dostała, ale nie chciałam tego robić. Nie chciałam nikogo prosić o pomoc.

Może gdyby nie ta akcja z Kim wszystko byłoby w porządku. Zawsze kiedy w drogę wchodzą jakieś przeciwności losu, zaczynam myśleć o tacie, zwłaszcza dzisiaj, w rocznicę jego śmierci to wszystko uderza trzy razy bardziej.

— Rose? — usłyszałam nagle głos Pete'a, którego się tu nie spodziewałam. — Hej, co jest? - spytał pochodząc bliżej, a ja dopiero teraz zorientowałam się, że płakałam, ale było już za późno, żeby to ukryć. — Chodź tu — przytulił mnie odrazu kiedy połączył fakty z datą. Wtuliłam się w niego jeszcze mocniej i czując jego obecność rozkleiłam się jeszcze bardziej. Najzwyczajniej potrzebowałam czyjejś bliskości. Czyjejkolwiek. Nie lubię kiedy inni widzą mnie w takim stanie, bo raczej nigdy mnie takiej nie widzą. Dla pewności wolę nie okazywać słabości, ale jednak cieszyłam się, że Pete się tu napotoczył i mogłam w jakimś stopniu uwolnić się od tego. — Jak się czujesz? — spytał z troską nie puszczając mnie, a ja oparłam głowę o jego klatkę piersiową i przymknęłam oczy chcąc trochę poukładać to co rozsypało się w mojej głowie w ciągu całego dnia.

—Średnio. Ale nie jest źle. To po prostu we mnie tak nagle uderzyło. — Starałam się jakoś zrozumiale wytłumaczyć to co czuję. — Tęsknię za nim i chciałabym móc z nim normalnie pogadać. Albo chociaż móc jeszcze raz zobaczyć się z nim ten ostatni raz i wykorzystać tą ostatnią szansę.

— Wróciły ci wyrzuty sumienia? — zapytał zmartwiony, na co niechętnie kiwnęłam głową, bo naprawdę myślałam, że mi już przeszły. — Myszko, wiesz, że większość osób potraktowałaby go tak samo, ale już nawet dużo wcześniej. Takie zachowanie było uzasadnione.

— Było dziecinnie żałosne.

— Byłaś dzieckiem.

— Ale wiem, że to była moja ostatnia szansa, żeby się do niego odezwać, a ja go zignorowałam. Ten dzień chyba już zawsze będzie mnie dręczył.

— Z czasem w końcu musisz się z tym pogodzić. Tylko sobie wybacz.

— Staram się, wszystko byłoby łatwiejsze gdybym mogła z nim pogadać. Ale kiedyś w końcu muszę sobie z tym jakoś poradzić — rzekłam wiedząc, że bez tego nie ruszę naprzód. — Dziękuję.

— Nie masz za co. Zawsze możesz na mnie liczyć jeśli będziesz tego potrzebować — oznajmił, a ja poczułam się odrobinę lepiej wiedząc, że mam pod nosem kogoś tak cudownego.

— Muszę pobyć z Luke'em — wyjaśniłam, wiedząc, że mój brat jest jedyną osobą, która teraz w pełni mnie zrozumie i doradzi według mojego sumienia.

— Mogę cię podwieźć — zaproponował, więc się zgodziłam, a pięć minut później, już stałam przed drzwiami mieszkania Luke'a. Wiedziałam, że będziemy tymczasowo sami, bo Julia wzięła dzisiaj nocną zmianę i nie ma jej w domu. Naprawdę nie lubiłam okazywać słabości, bez względu na to przy kim, po prostu chciałam, żeby wszyscy myśleli, że radzę sobie z wszystkim sama. Nie chciałam żeby się martwili.

— Co się stało? — Było pierwszym co usłyszałam, kiedy drzwi się otworzyły i zobaczyłam w nich zmartwionego Luke'a. No dobra, na ogół nigdy nie odwiedzam go o takiej porze. Na ogół w ogóle rzadko odwiedzam go tu bez zapowiedzi

— Chciałam pogadać — oznajmiłam wchodząc do środka, a on zamknął za mną drzwi i ruszył za mną do salonu gdzie oboje usiedliśmy na kanapie.

— Co się stało? — ponowił pytanie. — Chodzi o tata czy o coś jeszcze? — Oczywiście, że się trochę domyślił jaki jest powód mojego przyjścia.

— O niego i o Willa.

— Co się stało z Willem?

— Kim wróciła.

— Kim Courtney? Jak to "wróciła"?

— Przyszła i oznajmiła Willowi, że go kocha i, że mogą do siebie wrócić.

— I co on na to?

— No właśnie to jest ten problem, że on nic na to. Po prostu siedział i słuchał, a kiedy chciałam jakoś przyspieszyć jego odpowiedź stwierdził, że to ona wtedy skończyła ich związek, ale tak właściwie to jej nie odmówił — streściłam całe zajście, czując jak to wszystko łamie mi serce. Właśnie tego chciałam uniknąć kiedy bałam się, że sprawy z Willem potoczą się tak szybko jak z Chrisem.

— I co zamierzasz z tym zrobić? — Lubiłam to, że Luke w takich chwilach zawsze był opanowany i obiektywny. Próbował znaleźć najlepsze wyjście z sytuacji.

— Nie wiem. Nawet nie wiem na czym teraz stoję. Chyba czekam, aż powie mi czy wybiera mnie czy ją, ale to przecież brzmi tak beznadziejnie. Ale kocham go i nie chcę go znowu stracić.

— To i tak będzie twoja decyzja. Będziesz musiała podjąć ją sama, ale sama musisz znać swoją wartość. Jeśli ktoś przy pierwszej lepszej okazji zastanawia się czy nie wymienić cię na kogoś lepszego to nie powinnaś czekać aż to zrobi, albo nie zrobi. Bo nawet jeśli tym razem wybierze ciebie, wiadomym jest, że taka sytuacja może się jeszcze powtórzyć i to ty cierpisz na niej najbardziej, bo rani tylko ciebie i nikogo innego. Najwyraźniej nie zna twojej wartości, ale ty sama powinnaś ją znać i wiedzieć, że zasługujesz na kogoś kto cię doceni. Jeśli cię straci to z czasem zrozumie jaki błąd popełnił, tak jak było z Sophie. Też nie chciałaś jej tracić, ale to było jedyne wyjście, żeby wrócić do normalnego trybu życia i odbudowywania tego co w tobie zniszczyła. Później zrozumiała, że zrobiła źle, ale było już za późno, bo po prostu przegieła. Pamiętasz Tamarę? Kiedy pojawił się tamten inny gość też chciałem dać jej czas, żeby przemyślała i wybrała jednego z nas, bo nie chciałem jej tracić. Ale gdybym wtedy nie skończył tego związku, dzisiaj nie byłbym z Julią, a jest jedną z najlepszych osób jakie spotkałem. Chcę powiedzieć przez to, że nie będziesz szczęśliwa w tym związku, bo po tylu zawodach już nie zaufasz mu tak samo i zawsze z tyłu głowy będziesz miała świadomość, że to znowu może się powtórzyć. Że znowu może cię zranić.

***

pov. Will

Było sobotnie południe kiedy przechodziłem obok R&G'si zobaczyłem, że w moją stronę zmierza Julia. I chyba nie była w dobrym humorze.

— Możesz mi wyjaśnić co ty odpieprzasz? — spytała patrząc na mnie z wyrzutem.

— Co? — Nie do końca wiedziałem o czym mówi.

— Przez ostatnie trzy lata ciągle nawijałeś mi o Rose. A teraz kiedy już ją masz zastanawiasz się czy nie zrezygnować z niej dla Kim, która pojawiła się tu nagle z dupy? Już nie pamiętasz, jak skończył się wasz ostatni związek?

— To chyba nie twoja sprawa. Sam potrafię podejmować takie decyzje — próbowałem ją zbyć, bo akurat o to nie musiała się troszczyć. Ta sprawa nie miała z nią żadnego związku.

— Okej. Masz rację. Chciałam ci pomóc, ale skoro tak stawiasz sprawę, to nie licz na mnie kiedy zrozumiesz swój błąd, bo to nie będzie moja sprawa — oznajmiła i weszła do lokalu.

To moje życie i sam wiem co dla mnie dobre. Kim znam od początku liceum. Zawsze byliśmy nierozłączni i od początku łączyło nas wiele. Rose pojawiła się później i namieszała mi w głowie przewracając wszystko do góry nogami. Ta decyzja wcale nie jest łatwa. Kim pomagała mi zapomnieć o Rose. Dobrze się dogadywaliśmy i prawie zawsze mogłem na nią liczyć. Po prostu stare uczucie nagle wróciło, a nie spodziewałem się, że ono jeszcze istnieje.

***

— Nie ma Rose? — spytałem Pete'a, kiedy zorientowałem się, że nie widziałem jej od wczoraj, więc albo tak dobrze mnie unika, albo coś jest nie tak.

— Nie wróciła jeszcze od Luke'a, ale nie dziwię się, bo nie była w najlepszym stanie w nocy — oznajmił zmartwiony, a ja spojrzałem na niego pytającym wzrokiem, bo to niemożliwe, żeby ta sytuacja z Kim tak się na niej odbiła. Coś się musiało stać. — Zawsze słabo sobie radzi z tym, dobrze, że tym razem poszła do Luke'a. Siedzą w tym razem, więc dużo lepiej ją rozumie — ciągnął Pete.

— Ale w czym siedzą razem. O czym ty mówisz Pete? — Nadal nie wiedziałem co się stało, a jego wypowiedzi wcale mnie nie naprowadzały.

— No dzisiaj jest rocznica śmierci ich ojca — rzucił Pete, jakby to było oczywiste, bo było, ale wmurowało mnie kiedy to usłyszałem, bo totalnie o tym zapomniałem i jeszcze ta szopka z Kim. Akurat teraz.

***

Do północy graliśmy z Rick'em w GTA, ale kompletnie nie mogłem się skupić myśląc ciągle o nich obu. Rozeszliśmy się oboje do swoich pokoi i tak już półtora godziny leżę próbując zasnąć, ale wszystko na marne. Uznałem, że przejście się do kuchni dobrze mi zrobi. Dużo lepiej się tam myśli. Rose nie schodziła na dół cały wieczór, więc przypuszczałem, że nie spotkam jej w kuchni, ale trochę się przeliczyłem widząc ją słodzącą herbatę przy blacie. Chwyciła kubek i odwróciła się w stronę wyjścia, ale lekko odskoczyła widząc mnie.

— Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć — oznajmiłem odrazu, na co ona kiwnęła głową na znak, że rozumie i ruszyła w stronę wyjścia, ale przystanęła na chwilę obok mnie.

— Cały dzień myślałam o tym wszystkim — zaczęła tym swoim delikatnym tonem. — Chyba mogę pomóc ci rozwiązać ten problem. Kiedyś Luke miał dziewczynę, która też w pewnym momencie ich związku nie wiedziała, czy wybrać jego czy innego gościa. Ostatecznie Luke ułatwił jej tą decyzję. Kiedy spytałam go dlaczego już nie są razem powiedział: "Nie chcę wiązać się z kimś dla kogo będę planem b. Nie jestem koszulką na wystawie zaraz obok jakiejś innej. Nie chcę być wyborem." Kiedy tak myślałam, nad tymi jego słowami przypomniałam sobie moją ostatnią rozmowę z tatem - powiedziała już ciszej, a jej głos łamał mi serce. Była w tym momencie tak cholernie krucha i tak bliska rozpadnięcia się. — Poprosił, żebym nigdy nie dawała się umyślnie ranić. Choćbym nie wiem jak bardzo kogoś kochała, żebym nie trwała przy tym kimś niszcząc siebie przy tym tak jak mama. Czas być egoistką nawet kiedy w grę wchodzi twoja osoba, Will. Nie będę twoją jedną z opcji — wyszeptała łamiącym się głosem i chciała odejść, ale odwróciła się spowrotem. — Wiesz co było w tym wszystkim najgorsze? Że kiedy ją zobaczyłam, wiedziałam, że to nie skończy się dobrze, ale miałam jeszcze jakąś nadzieję. Ten jeden raz uznałam, że spróbuję zaufać tej nadziei spowrotem, a później zobaczyłam jak na nią patrzysz i zrozumiałam jak głupia byłam, że znowu dopuściłam nadzieję do swojego serca. Że uwierzyłam, że tym razem się nie zawiodę. Na co ja w ogóle liczyłam? Że zmieniłeś się? Że dorosłeś i to wszystko co działo się w liceum się nie powtórzy? Myślałam, że jeśli uwierzę w to, że mnie nie zranisz to naprawdę tak będzie. Po raz kolejny dałam się nabrać na to samo. Obyś był z nią szczęśliwy, albo przynajmniej, żeby dała ci więcej szczęścia, niż ja usiłowałam ci dać - wyszeptała i odeszła.

Nie wiedziałem co mam powiedzieć, jak ją zatrzymać, bo wiedziałem, że spieprzyłem to na całej linii.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top