18. Jeśli to nie jest przyjaźń to ja nie wiem co nią jest.

06.03.2018r. Grass Valley

Siedzieliśmy we dwoje z Chrisem na starym murku jedząc kebaby i poprawiło mi to humor.

Nagle złapał mnie totalny mental breakdown kiedy siedząc w domu zaczęłam myśleć o tacie, więc wyszłam do parku przejść się i przemyśleć kilka spraw kiedy spotkałam Chrisa, który po krótkiej rozmowie wyczuł, że coś jest nie tak. Odrazu stwierdził, że potrzebuję kebaba i zaciągnął mnie do jedynej budki z kebabem w Grass Valley.

— Dzięki — odezwałam się po chwili uśmiechając się do niego.

— Nie mógłbym cię zostawić w tak fatalnym stanie. Nie do twarzy ci z załamaniem — wzruszył ramionami jakby to co zrobił było niczym. Ale dla mnie było ważne.

— Po prostu czasem.. czasem mam taki moment totalnej załamki i zaczynam się jeszcze bardziej dołować zastanawiając się dlaczego ciągle coś mi się wali — przyznałam, bo czułam, że mogę mu o tym powiedzieć, że nie wyśmieje mnie tylko zrozumie.

— Wiesz na czym polega próba złota? — spytał co mnie zdezorientowało i przez chwilę nie wiedziałam o czym mówił.

— No tak. Pali się je. Im większą temperaturę wytrzyma tym wartościowsze jest. — Nie rozumiałam co to miało do tego wszystkiego.

— Właśnie, a ludzie są jak złoto. Czasem jesteśmy poddawani próbie, żeby zobaczyć jak wiele wytrzymamy i jaką mamy wartość. Powiedz mi ile wycierpiałaś, a powiem ci jak wartościowym człowiekiem jesteś — dodał, czym mnie oświecił, ale i zmienił mój tok myślenia. Zawsze podchodziłam do tego tak, że zastanawiałam się czemu to wszystko ciągle mi się przytrafiało, mając nadzieję, że to tylko teraz, a za chwilę skończą się problemy. Ale jak z czasem widziałam, że te problemy się nie kończą coraz bardziej się dołowałam. — Bo te wszystkie niepowodzenia i problemy mają nas czegoś nauczyć, uświadomić nam coś. Złe chwile nas kształtują. Za każdym razem kiedy udaje ci się wyjść z jakiejś totalnie beznadziejnej sytuacji pomyśl, że jesteś jeszcze bardziej wartościową osobą i nabrałaś w czymś doświadczenia. Jeśli wpadasz do kojelnej tego typu sytuacji pomyśl, że jesteś silniejsza i dasz radę przez to przejść, bo z czasem to cierpienie się skończy musisz tylko zacisnąć zęby i wyjść z tego. Poradziłaś już sobie z tyloma problemami, więc czemu masz się teraz poddać? Czemu miałoby ci się nie udać? — spojrzał na mnie wymownie i miał rację. Podziwiałam go i zastanawiałam się jak ktoś może być tak.. mądry? W życiu nie wpadłabym na coś takiego. Był typem osoby, która zawsze wiedziała co powiedzieć i jak pomóc.

— Jesteś tak cholernie wartościowy. Nie wiem jak, ale za każdym razem potrafisz podnieść człowieka na duchu.

— Taki urok skarbie — zaśmiał się lekko, patrząc na mnie tym głębokim wzrokiem, a ja po raz kolejny żałowałam, że nie mogłam się w nim zakochać. Był takim super gościem, a ja nie potrafiłam go pokochać. — O czym myślisz? — spytał po chwili ciszy kiedy patrzyliśmy tylko na siebie.

— O tym, że.. — zaczęłam, ale zawahałam się. Szybka analiza. Czy przeszkadzałoby mi bardzo gdyby Will powiedział mi, że chciałby mnie kochać, ale nie może? Nie, raczej nie. — ..żałuję, że nie umiem cię pokochać. Pewnie napompuje ci tym twoje przerośnięte ego, ale no... zawsze wiesz co powiedzieć. Jesteś takim dobrym człowiekiem, a z zewnątrz też nie odstajesz. Cholera, jesteś takim odzwierciedleniem mojego ideału. Chciałabym, tak bardzo chciałabym móc cię pokochać, ale..

— ..ale nie jestem nim — dokończył, a ja lekko kiwnęłam głową, bo miał rację. Tylko w tym leżał problem. W tym i w mojej głowie. — Nie mam ci tego za złe. Nawet nie mógłbym. To byłoby bardzo nie w porządku. Rozumiem, że, nie wiem jak to możliwe, ale jest ktoś lepszy ode mnie — rzekł z czego się zaśmiałam, a on widząc, że mnie rozbawił też się uśmiechnął.

— Ah to twoje męskie ego — skomentowałam wywracając oczami nadal rozbawiona.

— Będzie ci przeszkadzało jeśli sobie teraz zapalę przy tobie? — spytał, na co zaprzeczyłam, a on wyciągnął paczkę czerwonych malboro i różową zapalniczkę na widok, której uśmiechnęłam się szeroko.

— Nadal ją masz? — kiwnęłam głową w jej stronę.

— Fakt, że jej jeszcze nie zgubiłem też mnie dziwi, ale prezentów się nie gubi tak więc, tak, nadal ją mam — oznajmił spoglądając na nią kiedy już odpalił papierosa.

— O czym myślisz? — spytałam kiedy tak stał i patrzył na nią.

— O tobie i tej zapalniczce — oznajmił i zapalił ją znowu. — To płomień, który pojawia się we mnie kiedy cię widzę. Masz w sobie coś co zapala w człowieku wszystkie zgaszone światła. Płomyk tej zapalniczki to ten żar, który pojawia się razem z tobą — oznajmił chłopak patrząc na płomień zapalniczki, który po chwili został zgaszony przez wiatr. Trwaliśmy tak w ciszy, kiedy oboje pogrążyliśmy się we własnych myślach.

— Jakie kwiatki chciałbyś na swoim pogrzebie? — wypaliłam nagle, czego się nie spodziewał, ale nie zdziwiło go to pytanie, bo wiedział, że takie pytania z mojej strony to norma.

— Nie chcę kwiatków. Zamiast tego chcę, żeby każdy, kto przyjdzie na mój pogrzeb, wrzucił coś do puszki dla dzieci, które będą potrzebować pieniędzy. I żeby ktoś stanął z taką puszką, a później przekazał te pieniądze tym dzieciom — wzruszył ramionami, jakby właśnie powiedział mi się chce żółte róże, a nie coś tak.. dobrego.

— Takiej odpowiedzi się nie spodziewałam — przyznałam, bo nigdy bym na coś takiego nie wpadła, ale to oznacza, że on też już kiedyś myślał o tym czego będzie chciał na swoim pogrzebie.

— No pomyśl. Co mi będzie po tym, że ktoś przyniesie mi kwiatki na grób? To już nie przywróci mi życia. A skoro ludzie przyjdą dla mnie na ten pogrzeb, to chciałbym, żeby też dla mnie dołożyli się do zbiórki, bo te pieniądze przydadzą się tym dzieciom i pewnie pomogą im.

— Nigdy tak o tym nie myślałam, ale to teraz.. chyba też bym tak chciała. Jak na to wpadłeś? — spytałam i byłam naprawdę pod wrażeniem tego jak wartościowym chłopakiem jest. Z chwili na chwilę zadziwiał mnie coraz bardziej, był ciekawym człowiekiem.

— W sumie to nie wiem. Kiedyś przeglądałem coś na telefonie i przewinął mi się komunikat o jakimś chorym dziecku potrzebującym pieniędzy na leczenie. Tak mnie wtedy naszła taka rozkmina, że chcę na swoim pogrzebie zbiórkę na pomoc dzieciom — mówił o tym jakby to naprawdę było nic, a przecież pokazywał tym, że ma serce i.. no nie wiem dla mnie to nie było nic. — I chciałbym, żebyś coś dla mnie namalowała, żeby leżało na moim grobie.

— A co jeśli umrę przed tobą?

— A tylko spróbuj — rzucił tonem, który miał sprawić, że miało to brzmieć jak groźba, ale nic z tego nie wyszło i tylko się zaśmiałam, a on razem ze mną.

Nie wiem jak ja mogłam żyć bez jego osoby w swoim życiu. Przecież on nadawał tej szarości kolorów i nie wyobrażam sobie teraz, żeby miało go zabraknąć. Potrzebowałam go, ale nie wiedziałam o tym dopóki go nie poznałam. Wcześniej nawet nie przypuszczałam, że ktoś może wywierać na tobie tak pozytywny wpływ.

— Ej w ogóle jak to było z Lisą? — spytałam przypominając sobie moją ostatnią rozmowę z Jane o byłej Toma kiedy dziewczyna powiedziała mi, żebym kiedyś spytała Chrisa o to jak Tom przyszedł to niego w dzień kiedy zerwali, bo aż się zainteresowałam tym kiedy opowiadała, tak połowicznie, tą historię.

— Ale co?

— W sensie chodzi mi o to jak Tom przeszedł do ciebie po tym jak zerwali.

— A wtedy. Tom jak dowiedział się, że Lisa go zdradziła totalnie się zjarał i około 3 w nocy przyszedł do mnie. Otworzyłem mu drzwi zaspany, bo był środek tygodnia i rano miałem iść do szkoły, a on do mnie: ,,Zielony jest kwaśny". No to ja kulturalnie do niego: ,,Stary, co ty pieprzysz?", bo byłem całkiem zdezorientowany. A on: ,,Raczej kogo i nie ja". Oczywiście nie zrozumiałem o co chodzi, ale domyśliłem się, że jest zjarany i pytam go czy się zjarał, a on mi na to, że Lisa go zdradziła z jakimś starszym typem. No i żebym zrobił mu naleśniczka i wszedł do mojego domu. Ja już kompletnie niczego z tego wszystkiego nie rozumiałem i spytałem: ,,Co?", a on, że chce z czekoladą. Chcąc naprowadzić go na mój tok myślenia spytałem: ,,Lisa co..?", więc on mi na to coś w stylu: ,,Nie wiem kurwa.. zostawiła mnie dla niego". Kazałem mu poczekać grzecznie w domu i poszedłem do sklepu po mąkę. Kiedy wróciłem już trochę ochłonął. Zrobiłem te naleśniki i resztę nocy oglądaliśmy Gwiezdne wojny.

— Szedłeś specjalnie o trzeciej w nocy do sklepu po mąkę, na naleśniki dla niego? — spytałam niedowierzając, z czego on się zaśmiał, ale przytaknął. — Dobra. Jeśli to nie jest przyjaźń to ja nie wiem co nią jest — skomentowałam.

***

— Chcesz z białym czy brązowym cukrem? — usłyszałam głos Luke'a z kuchni, który pięć minut temu zniknął w niej, żeby zrobić nam herbaty podczas kiedy ja szykowałam miski z serowymi chrupkami dla nas obu.

— Z brązowym! — odkrzyknęłam, a on po chwili wrócił do salonu z dwoma kubkami herbaty i usiadł obok mnie, więc mogłam włączyć w końcu jeden z wielu odcinków Jak poznałem waszą matkę.

Był pierwszy piątek miesiąca i zgodnie z tradycją, którą ustanowiliśmy oboje jak byliśmy małymi dziećmi, każdy pierwszy piątek miesiąca spędzamy razem oglądając ten serial. Oczywiście jako, że robimy to od ponad dziesięciu lat to zdążyliśmy obejrzeć ten serial już kilka razy i osobiście znam go prawie na pamięć, ale nadal to uwielbiam.

— Zawsze kiedy widzę na początku tych odcinków dzieci Teda mam przed oczami tego mema. Ted i Tracy mają brązowe oczy, dzieci mają niebieskie. No i jest Barney, który też ma niebieskie — odezwał się Luke, z czego dźwięcznie się zaśmiałam, bo zawsze mnie to bawi.

Uwielbiam ten serial. Strasznie kojarzy mi się z tatem, bo też go lubił i to on jako pierwszy nam go pokazał. Nie mam zapachu, który przypomina mi dom rodzinny, ale jeśli kiedyś ktoś mnie spyta z czym kojarzy mi się mój dom z dzieciństwa to będzie to właśnie ten serial. Chciałabym w ogóle w przyszłości mieszkać w takim zwykłym mieszkaniu w mieście. Ten klimat to coś czego chciałabym doświadczyć. W tle leciałaby jakaś muzyka jazzowa, która też nadawałaby klimatu temu miejscu i chciałabym, żeby moje dzieci dom rodzinny wspominały tak przytulnie i spokojnie. Żeby na myśl o domu przychodziła właśnie taka cicha jazzowa melodia i herbata. Tak, nie mogłam się powstrzymać z tą herbatą, ale to na pewno nigdy się nie zmieni i moje dzieci albo będą kochać ten napój tak bardzo jak ja, albo nienawidzić. Nie będzie niczego pomiędzy.

***

Tradycyjnie od miesiąca każdy piątek poza tym sprzed tygodnia, spędzam w towarzystwie Chrisa, Toma i Jane. Tym razem byliśmy w mieszkaniu Jane, bo jej rodzice znowu gdzieś wybyli zostawiając dom nam. Było trochę po północy, a Jane z Tomem jak zwykle już spali kiedy siedziałam w salonie z głową opartą o ramię Chrisa. Biłam się z własnymi myślami, bo podjęłam pewną decyzję co do naszej relacji i nie byłam pewna czy powinnam mu o tym już mówić, ale wiedziałam, że prędzej czy później i tak się wygadam, więc ostatecznie doszłam do wniosku, że zrobię to teraz.

— Tak sobie myślałam o nas i co powiesz na drugą randkę? — spytałam.

— Poważnie?

— Tak. Chcę zobaczyć co z tego by wyszło. W zależności od tego jak ta randka by się potoczyła stwierdziłabym czy jednak spróbowanie bycia parą nie jest głupim pomysłem. Myślę, że z czasem i z mojej strony zrodziłoby się głębsze uczucie, ale muszę to dobrze przemyśleć.

— Jutro mam tylko godzinę popołudnia wolnego, bo muszę podjechać z Tomem coś załatwić, ale możemy się spotkać w niedzielę.

— Okej, mi pasuje — uśmiechnęłam się do niego widząc, że podoba mu się mój pomysł.

— Czyli mówisz, że mój urok jednak zadziałał.

— Niestety, działa na wszystkie bez wyjątku. Już nie jestem jedyna.

— Zawsze będziesz tą jedyną, która najdłużej się opierała — zaśmiał się, a ja z nim. Już teraz wiedziałam, że to on jest tym idealnym dla mnie. Od początku wnosił słońce do mojego życia i serca. Wiem, że pokocham go w ten sposób, potrzebuję tylko trochę czasu na to. Wiem, że przy nim będę szczęśliwa i lepiej trafić nie mogłam, bo teraz już wiem, że gdyby w grę wchodziło moje szczęście nie musiałabym wybierać tylko z góry stwierdziłabym, że to z nim chcę być. Wiem to już teraz, ale chcę mu to powiedzieć na trzeźwo, a nie po butelce wina. Wiem, że dwa dni czekania nie zmienią mojego zdania.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top