16. Oby ten tydzień był lepszy od poprzedniego.
03.03.2018r. Grass Valley
Co normalni ludzie robią o drugiej w nocy w sobotę:
a) imprezują,
b) zgonują,
c) śpią.
Co robi Rose o drugiej w nocy?
Maluje obrazy, popijając winko.
Tak. Właśnie stałam w salonie przed sztalugą, na której był ogólny zarys nieba jakie chcę namalować, obok leżał szkicownik, w którym wciągu ostatniej godziny pojawiły się dwa nowe szkice, a stół do kawy był cały zawalony pędzlami i tubkami z farbami olejnymi. Gdzieś pośrodku tego chaosu stała lampka z winem, a przy nodze stolika butelka wina. Ubrana byłam w ciemno fioletowe dresy i w za dużą koszulkę Mike'a. Na głowie miałam rozpadającego się już a'la koka i ogólnie byłam już cała uwalona farbą, mimo, że praktycznie nie zaczęłam.
Krótko mówiąc. Postanowiłam spędzić ten wieczór sama, a około północy z powrotem obudziła się we mnie dusza artysty, a jako, że nikogo nie było w domu mogłam na legalu rozstawić się w salonie, gdzie miałam idealną przestrzeń, na ten cały syf jaki zawsze powstawał podczas mojego tworzenia.
Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy usłyszałam, że właśnie zadzwonił dzwonek do drzwi.
Kto normalny przychodzi do kogoś o drugiej w nocy? I mówią, że to ja jestem dziwna malując w środku nocy.
Tak naprawdę nie miałam pojęcia co zrobić, bo była druga w nocy i kto o tej porze mógł przyjść. Nagle w głowie pojawiła się bardzo mądra myśl. Przeszłam z salonu do kuchni i podeszłam do okna, z którego był idealny widok na wejście do domu, ale z zewnątrz nie było widać wnętrza kuchni.
Jeśli wcześniej kazałam wam wyobrazić sobie moje zdziwienie tym, że ktoś o drugiej w nocy dzwoni dzwonkiem to zapomnijcie o tym. Teraz wyobraźcie sobie mój mind fuck jak zobaczyłam tam Willa. Tak pieprzonego Willa Hendersona. Okej, super. Co on tu do cholery robi? Przypominam tylko, że jest druga w nocy, a my nawet za dnia nie rozmawiamy ze sobą. Czy tylko ja nie rozumiem tego chłopaka, bo mam wrażenie, że jest jakiś nieogarnięty jeszcze bardziej niż ja.
Do rzeczywistości przywrócił mnie ponowny dźwięk dzwonka.
Mam iść mu otworzyć?
Zanim sama podjęłam decyzję moje nogi ruszyły do korytarza, a dłonie same otworzyły drzwi.
Cholerny zdradziecki głosik w głowie durygujący moim ciałem.
— Jest druga w nocy — odezwałam się odrazu i impulsywnie zanim w ogóle zdążyłam przemyśleć te słowa.
— Możemy pogadać? — spytał czym mnie zdziwił, ale wpuściłam go do środka wskazując na salon gdzie ruszył, a ja przypominiałam sobie w jakim był stanie, ale było za późno, bo był już w wejściu, więc tylko przybiłam sobie mentalnego face palma i weszłam do pomieszczenia gdzie usiadł już na kanapie. — Tak naprawdę nie wiem co tu robię — zaczął. — Przed chwilą byłem u Jacoba z Jack'em, na męskim wieczorze i nie mam pojęcia, w którym momencie postanowiłem tu przyjść, nie pamiętam drogi, którą szedłem, pamiętam tylko, że wyszedłem na klatkę, a chwilę później stałem już przed twoimi drzwiami dzwoniąc dzwonkiem. Nie wiem kiedy, ale ten cholerny głos w mojej głowie sam podjął decyzję.
No skąd ja to znam?
— Zaczynając — kontynuował. Chociaż idąc jego tokiem myślenia dopiero zaczął. — Postanowiłem wyluzować po całym tygodniu, u Jacoba i oderwać się od rzeczywistości. Siedzę u niego jedną godzinę, drugą, trzecią i nic się nie zmienia, bo w głowie mam tylko ciebie. — Wow, ale cisza, nawet serce mi stanęło. — Nie wiem po co ci to mówię. To bez sensu. Ciągle w głowie mam fakt, że przez pieprzone kilka miesięcy zachowuje się jak jakiś niezdecydowany tchórz i nadal nie wierzę, że siedzę tu i ci o tym mówię. Nie miałem odwagi, żeby odezwać się do ciebie czy chociaż nawiązać kontaktu wzrokowego. Czuję się teraz jak jakiś idiota.
— No, byłeś idiotą — przyznałam, na co spojrzał na mnie i lekko parsknął śmiechem.
— Krew mnie zalewa jak patrzę, na tych wszystkich chłopaków kręcących się koło ciebie. Nie wiem czemu, ale mam ochotę podejść i kazać im się od ciebie odpieprzyć. Hudson doprowadza mnie do białej gorączki przychodząc ciągle po ciebie do szkoły. Patrzę na niego, a w głowie jest ten drwiący głos śmiejący się "i ty chcesz z nim konkurować?". Jack to jakieś nieporozumienie. Mój przyjaciel z wszystkich możliwych dziewczyn w szkole musiał wybrać akurat ciebie. Jeśli wcześniej myślałem, że patrzenie na Hudsona przychodzącego po lekcjach jest wkurzające, to zrozumiałem, że to nic w porównaniu do tego jak Jack ciągle o tobie nawija. Z czasem zrozumiałem, że po prostu wpadłem już na samym początku. Już, kiedy po tym jak Mike wspomniał o tobie na tamtej imprezie, a ja w poniedziałek zobaczyłem cię w szkole na korytarzu śmiejącą się, twój uśmiech był hipnotyzujący i oczarował mnie. Ale po tym jak tydzień później spotkaliśmy się przypadkiem, pojawiło się coś jeszcze. Zauroczyła mnie ta osoba, z którą pisałem przez godzinę, a kiedy dowiedziałem się, że to ta sama osoba, która mnie oczarowała, w tamtym momencie zacząłem wpadać w to coś coraz bardziej. Nie wiem czemu udawałem, że cię nie widzę. Czułem, że nie chcę żebyśmy byli zwykłymi znajomymi, a wiedziałem, że nie mam na co liczyć, bo możesz mieć każdego, więc czemu masz wybrać mnie. Później tylko brnąłem w to dalej. Momentami chciałem to zmienić, miałem chwilę odwagi, żeby spojrzeć na ciebie, ale wtedy ty odwracałaś ten wzrok. Ta znajomość była skomplikowana. Dobra. Dalej jest w cholerę skomplikowana. Chcę ci przez to powiedzieć, że nie chcę tak dalej. Nie chcę żebyśmy byli znajomymi nie w realu. To strasznie chujowe i męczące, ale muszę wiedzieć na czym stoję. Nienawidzę niedomówień, muszę mieć wyłożoną kawę na ławę — mówił, a mój mózg nie wiem czemu postanowił skupić się na jego ustach, a jego słowa były drugorzędną sprawą. — Czym dla siebie jesteśmy i czym będziemy? Muszę wiedzieć czy.. — Cholera, wcale go nie pocałowałam właśnie, prawda?
Kurwa, a jednak.
Odsunęłam się szybko z powrotem wyklinając w myślach ten głupi głosik, który kazał mi to zrobić. Czy to coś można usunąć? Są na to leki?
— Ja.. — zaczęłam nie wiedząc co powiedzieć, ale na moje podwójne szczęście przerwał mi z powrotem wpijając się w moje usta i cholera.. na trzeźwo też zajebiście całuje.
Podsumowując tą sytuację. Chłopak przyszedł tu o drugiej w nocy, walnął mi monolog o naszej popieprzonej relacji, a teraz całujemy się sprawiając, że jest jeszcze bardziej popieprzona.
Wow. Jesteśmy dla siebie stworzeni normalnie.
— Nie mam pojęcia czym dla siebie jesteśmy — oznajmiłam półszeptem kiedy lekko się od siebie odsunęliśmy.
— To najbardziej skomplikowana relacja w jakiej kiedykolwiek tkwiłem — przyznał.
— Poczekajmy. Zobaczymy co z tego będzie. — Było najmądrzejszym co wtedy mogłam powiedzieć. — Jeśli jutro będziesz w ogóle to pamiętał to nie musisz w poniedziałek udawać, że się nie znamy.
**
Tego pięknego poniedziałkowego poranka o godzinie 6:30 usłyszałam ten jakże cudowny odgłos jakim był mój budzik. To nie tak, że w głowie zaczęłam planować sposób na samobójstwo. No może przez chwilkę. Ale ten cudowny pomysł minął kiedy wpadłam na jeszcze lepszy.
Pośpię jeszcze dwie godziny i przyjdę dopiero na trzecią lekcję.
Tak. To mi się podobało.
Zasnęłam bez problemu uprzednio ustawiając budzik na 8:30, którego też chciałam wyrzucić przez okno kiedy w końcu przyszła pora, żeby wstać.
Nienawidzę wstawania rano.
Zwlokłam się z łóżka siadając na podłodze i zaczęłam zastanawiać się czy opłaca mi się iść do szkoły.
Nie. Przestań Rose. Nie możesz tak opuszczać lekcji idiotko.
Dobra, pomogło.
Wzięłam z szafki nocnej telefon i postanowiłam przejrzeć social media.
Trzy wiadomości na messengerze.
Jane: jak przyjdziesz na trzecią lekcję to wstąp przy okazji do piekarni po coś słodkiego dla mnie
Oczywiście, że domyśliła się, że przyjdę dopiero na trzecią lekcję, bo sen wygrał.
Jake: jak będziesz szła po bułkę dla Jane to weź mi odrazu dwa precle
Wywróciłam oczami na tą wiadomość, bo oni za dobrze mnie znają. Zawsze jak jadę na trzecią lekcję to przy okazji idę do piekarni po bułki dla Jane i Jake'a.
Dylan: przed szkołą skocz mi przy okazji do spożywczego po płatki i mleko
Dylan w moim życiu był potrzebny, żeby oderwać mnie z tej rutyny, bo zawsze miał nietypowe zachcianki. Raz gotowałam mu zupę do szkoły, kiedy indziej miałam mu przynieść kurczaka do szkoły, ale nie skrzydełka czy udka. Całego, faszerowanego kurczaka. I przyniósłam. Dobry ze mnie przyjaciel ja to wiem.
Odpisałam każdemu, że "okej", po czym zajrzałam na twittera, na konto prywatne gdzie w powiadomieniach zobaczyłam, że ktoś polubił jednego z moich ostatnich tweetów i jedna dziewczyna życzyła mi miłego dnia, więc odpisałam jej i przełączyłam na konto "publiczne", gdzie w powiadomieniach miałam kilka odpowiedzi na tweeta "dobranoc", którego dodałam wczoraj przed snem i oczywiście jak zawsze Will mi go polubił. Poodpisywałam tym osobom, odłożyłam telefon obok siebie i ułożyłam głowę na materacu przymykając oczy.
— Oby ten tydzień był lepszy od poprzedniego. — Westchnęłam sama do siebie, po czym podniosłam się z podłogi i podeszłam do szafy, z której wyciągnęłam tradycyjnie czarne rurki i żółtą bluzę.
Szybko się ubrałam, spakowałam potrzebne rzeczy do plecaka i zeszłam na dół do kuchni gdzie postawiłam wodę na herbatę, żeby się zagotowała, a sama w międzyczasie poszłam do łazienki poprawić lekko brwi kredką i pomalować rzęsy. Dobrze, że jestem za leniwa na malowanie się podkładem, bronzerem i innymi tego typu kosmetykami, bo znając życie musiałabym wstawać pół godziny wcześniej, a tego bym nie przeżyła. Ogarnęłam na szybko włosy i wróciłam do kuchni, gdzie zobaczyłam Mike'a, który gdy mnie zobaczył szatańsko się do mnie uśmiechnął popijając coś z kubka. Znam ten uśmiech i nie zwiastował on niczego dobrego, ale żyje z nim już 17 lat i odrazu zorientowałam się, że zaparzył sobie to coś w kubku wodą, którą sobie zagotowałam.
— Któregoś dnia cię zabije — rzekłam zrezygnowana i tylko podeszłam do lodówki nie chcąc marnować mojego cennego czasu na kłótnie z nim. Wyciągnęłam sobie wczorajszą pizzę, którą miałam zamiar podgrzać i sok pomarańczowy. Włożyłam kawałek pizzy do mikrofalówki i nalałam sobie soku do kubka.
— Ej to mój sok! — usłyszałam za sobą, kiedy wlałam do kubka resztę soku z butelki i polizałam kubek.
— Polizane zaklepane — zaśmiałam się cytując jego słowa i wyciągnęłam pizzę, siadając z talerzem i kubkiem przy stole na przeciwko brata.
— O której dzisiaj kończysz? — spytał, a ja zaczęłam zastanawiać się czego on może chcieć, bo tak bez powodu nigdy o to nie pyta.
— O 16. A co?
— Myślałem, że może zastąpisz mnie dzisiaj w pracy, bo zaczynam o 15, ale dobra. Nie ważne.
— Czemu masz tak wcześnie zmianę? — zdziwiłam się, bo przeważnie chodził na 20.
— Laura ma dzisiaj egzamin i zgodziłem się, żeby przyjść za nią wcześniej.
— Wkopałeś się to idź — zaśmiałam się z niego, bo to było do przewidzenia, że ta dziewczyna miała z tym coś wspólnego. — Zaraz się spoźnie na autobus. — Moje oczy się rozszerzyły kiedy zobaczyłam, że jest już 9, zerwałam się wrzucając naczynia do zlewu i pobiegłam do korytarza w drodze mówiąc coś o tym, żeby po mnie pomył, przebrałam buty, wzięłam plecak i wybiegłam z domu w stronę przystanku. Może ten dzień nie będzie taki zły, bo akurat jechał autobus kiedy dobiegłam na przystanek. Wsiadłam do niego lekko zdyszana porannym joggingiem i zajęłam pierwsze lepsze miejsce.
Po 10 minutach jazdy wysiadłam na przystanku w centrum miasta, poszłam szybko do pobliskiego spożywczego po płatki i mleko dla Dylana i spokojnie ruszyłam w stronę szkoły, przy okazji zachaczając o piekarnię, gdzie kupiłam cztery bułki dla siebie, Jane i Jake'a. Byłam już niedaleko szkoły i widziałam, że na placu przed nią nie było żywej duszy, co mojej aspołecznej duszy się spodobało, ale zmieniło się to kiedy zauważyłam, że na parkingu właśnie wysiadł z samochodu chłopak w tej swojej charakterystycznej żółtej bluzie i czarnych spodniach.
Poważnie? Musieliśmy się tak samo ubrać?
Z moich obliczeń wynikało, że jeśli zaraz nie zawrócę, a oboje będziemy szli tym tempem co teraz, to nie ma opcji, że nie przejdziemy obok siebie. Dobra to jestem w dupie, bo nie mam pojęcia jak się zachować kiedy do tego dojdzie, bo nie wiem czy ta sobotnia noc cokolwiek zmieniła. Nie robiłam sobie nawet na nic nadziei, bo było już wiele takich sytuacji i każda kończyła się tak samo. Czyli nic się nie zmieniało.
Szedł z Julią, dziewczyną z jego rocznika, którą kojarzyłam tylko z widzenia na korytarzu i wiem, że była znajomą Steve'ego i Robbie'ego, z którymi chodzę na matmę. Raczej niezbyt za nią przepadałam. Co prawda nigdy z nią nie rozmawiałam, ani nie miałam jakiegoś kontaktu, ale najzwyczajniej w świecie jakoś od początku raczej nie byłam pozytywnie do niej nastawiona.
Zawolniłam trochę tempo, żeby nie musieć ich wyprzedzać ani iść równo z nimi. Podjęcie tej decyzji było jedyną dobrą rzeczą jaka mnie tego dnia spotkała, bo chwilę później spojrzał w moją stronę. Już chciałam mu machnąć, uśmiechnąć się czy coś w tym stylu kiedy po prostu z powrotem się do niej odwrócił kontynuując rozmowę. I to był ten decydujący moment, który pokazał mi, że to wszystko nie ma jakiegokolwiek sensu i nawet jeśli to co mówił w sobotę było prawdą, to nie ma znaczenia, skoro ciągle robi to samo. Oczywiście zrobiło mi się cholernie przykro, ale jednocześnie byłam wkurzona, na niego, na siebie i na wszechświat, który postanowił postawić go na mojej drodze. To koniec, totalny koniec z nim. Muszę w końcu ruszyć naprzód i olać go tak jak on mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top