1. Zaraz zrobię ci krzywdę.

27.08.2020r. Boston

Ja, cichutka, nieśmiała dziewczynka z malutkiej miejscowości o nazwie Grass Valley właśnie miałam zamieszkać w ogromnym Bostonie i rozpocząć nowy rozdział w życiu. Studia. W przyszłym tygodniu miałam zacząć nowy rok akademicki w mojej wymarzonej uczelni. Podjęłam decyzję, że chcę dostać się tu na początku czwartej klasy. Powiedziałam sobie: ,,hej, spróbuje jednak tej architektury. Najwyżej mi się nie spodoba i przeniosę się na ekonomię." I ta sama leniwa Rose, która nigdy nie przykładała większej uwagi do nauki i ograniczała się tylko do takiej ilości materiału, żeby zdać. W ostatniej klasie liceum postanowiła przysiąść do nauki i osiągnęła na egzaminach wyniki jakich nigdy sama po sobie by się nie spodziewała. Zakuwałam jak nigdy, ale wielkim ułatwieniem był fakt, że w trakcie ostatniej klasy Will, czyli główny powód, dla którego zawsze się rozpraszałam, był już na studiach i nie spotkałam go ani razu, więc praktycznie wyżej wymieniony nie zaprzątał mi głowy tak często. Oczywiście zdażało się, że kładłam się spać i przypominałam sobie jak o tej porze czasem jeszcze pisaliśmy, albo słuchałam losowych piosenek z playlisty i włączały mi się te, które on mi pokazał. Wtedy nie było odwrotu i zasypywała mnie lawina wspomnień, które nie były czymś wielkim, ale nie wiedzieć czemu były dla mnie cholernie cenne. Ale najczęściej udawało mi się o nim nie myśleć i być wolną od tego uczucia. Spodobała mi się ta wolność i chciałam ją przeciągać tak długo, jak tylko to jest możliwe.

Tak więc właśnie Tom, chłopak mojej przyjaciółki i jednocześnie też mój przyjaciel, zaparkował pod moim nowym domem. Tydzień temu jechałam z nim i Jane zawieźć wszystkie potrzebne rzeczy do Nowego Orleanu, bo właśnie tam mieli zamieszkać wraz z nowym rokiem akademickim. Dlatego dzisiaj oni pomogli mi przywieźć moje bagaże. W razie gdyby co zawsze miałam pod nosem swojego brata, który razem ze swoją dziewczyną, Julią, też mieszkał w Bostonie. Julia też tu studiuje, a Luke ostatecznie rozkręcił swoją firmę aż tutaj razem z Gavinem i nie zapowiada się, żeby któreś z nich miało zamiar wrócić do Grass Valley.

Weszłam pierwsza do domu po tym jak Rick otworzył mi drzwi, zaraz za mną weszła Jane, a po niej Tom.

Odrazu po wejściu przywitało mnie głośne: ,,Rose!" i Bella rzuciła mi się w ramiona, więc ją przywitałam, ale miałam obie ręce zajęte, więc musiała się nacieszyć zwykłym: ,,cześć". Kiedy odsunęła się ode mnie myślałam, że zaraz czymś rzucę zirytowana moim brakiem szczęścia widząc chłopaka, który właśnie zszedł po schodach, a z moich ust wydobyło się cichutkie "co kurwa?", które usłyszeli tylko Jane i Tom, którzy stali po moich bokach. Jane tylko lekko się zaśmiała zakłopotana, a Tom mruknął w moją stronę: ,,niespodzianka". Chłopak odwrócił głowę w moją stronę i jego reakcja była podobna do mojej, bo też był zdziwiony. Długo to nie trwało, bo chwilę po tym podszedł do nas Pete ponaglający nas, żeby przynieść resztę rzeczy z samochodu i wróciliśmy spowrotem do samochodu po resztę rzeczy.

— Wiedzieliście? — spytałam z wyrzutem kiedy kierując się w stronę auta szłam tylko obok Jane i Toma.

— Rick raz coś wspominał o współlokatorach — oznajmił Tom. 

— Czemu mi nie powiedzieliście? — mogli coś wspomnieć.

— Bo gdybyś wiedziała wybrałabyś inną uczelnię. Chciałam, żebyś uczyła się tam gdzie naprawdę chcesz i nie rezygnowała z tego przez niego — wytłumaczyła Jane i miała rację, bo pewnie nawet nie wzięłabym tej uczelni pod uwagę gdybym wiedziała, że go tu spotkam.

— Skąd pewność, że teraz nie zmienię uczelni?

— Nadal jesteś nieśmiała i nie będziesz chciała bawić się w to całe papierowe gówno. Zwłaszcza, że będziesz musiała rozmawiać z ludźmi — wyjaśnił Tom i cholera miał rację.

— Uduszę was kiedyś — rzekłam biorąc do ręki ostatnią swoją torbę i ruszyłam spowrotem do domu.

Domu, w którym mam mieszkać przez następne kilka miesięcy z moją pierwszą, dziwną miłością. Willem Hendersonem.

***

Siedziałam z Jane na balkonie przy pokoju gościnnym, a cała reszta była na dole. Ten dom był ogromny. Miało nas tu mieszkać sześciu i każdy ma przydzielony swój własny pokój, do tego są tu dwa pokoje dla gości, z cztery łazienki, kuchnia, salon i jeszcze jeden pokoik przy wyjściu na taras. Nie wygląda na taki duży, ale gdzieś to wszystko musi się mieścić. Właśnie skończyłyśmy się rozpakowywać z Jane i postanowiłyśmy pójść jeszcze na szybką fajkę i wrócić do towarzystwa, które i tak na razie jest dość okrojone, bo został tylko Tom i Will, bo reszta miała swoje sprawy na mieście.

— Jesteś zła, że ci o nim nie powiedziałam — stwierdziła Jane kiedy siedziałyśmy na wykafelkowanej podłodze balkonu ze spuszczonymi nogami poza barierkę.

— No jestem. Przez ten rok prawie o nim zapomniałam i nagle.. bum! On znowu wraca do mojego życia. Moje serce się cieszy, ale cholernie chce mi się płakać z myślą, że znowu będę przechodzić te głupie wahania nastrojów i samooceny.

— Mi samej nie podobał się ten fakt kiedy dowiedziałam się, że tu mieszka. Dobrze wiesz, że nie darzę go zbytnią sympatią — rzekła z czego mimowolnie się zaśmiałam, bo miała rację. Nic w liceum nie działało na nią tak jak imię "Will". — Początkowo chciałam zrobić wszystko, żebyś po prostu wybrała inną uczelnię, ale później zrozumiałam, że to bez sensu. Harowałaś cała ostatnią klasę, żeby dostać się na tą uczelnię, zależało ci na tym niesamowicie dlatego razem z Tomem uznaliśmy, że nie powiemy ci o nim, bo zmarnowałabyś ten ostatni rok rezygnując tylko dlatego, że on tu jest. Niech się dzieje co chce, możesz sobie kochać totalnego kretyna, a ja mogę być temu przeciwna i wybijać ci go z głowy, ale nie pozwolę, żebyś zaprzepaszczała takie szanse. Co to to nie — oznajmiła przygaszając już sam filtr i wyrzuciła peta do popielniczki obok.

— Powiedzmy, że udało ci się mnie udobruchać — oznajmiałam udając zniechęconą.

— Awww. — Spojrzała na mnie swoim przesłodzonym wzrokiem, z czego obie się zaśmiałyśmy i wstałyśmy, żeby wrócić na dół.

Cholernie się bałam tego momentu, bo nie wiedziałam co zrobić kiedy już będę obok niego. Przywitać się? Udać, że się nie znamy i przedstawić się? Miałam zdecydowanie za mało czasu na podjęcie tej decyzji, a już za chwilę musiałam jakąś podjąć.

— No w końcu. — Tom zwrócił na nas uwagę kiedy zeszłyśmy po schodach. Dzięki Tom. Na ciebie zawsze można liczyć.

Wzrok Willa spoczął na mnie, a ja nie wiedziałam jak mam się zachować. Nie podjęłam żadnej decyzji, nawet nie zdążyłam, bo moje serce po roku ciszy znowu postanowiło się wpieprzyć tak więc właśnie się do niego uśmiechnęłam z cichym: ,,cześć" i jednocześnie waliłam mentalnie głową w ścianę, bo chyba ostatecznie nie chciałam robić pierwszego kroku. 

Tom jak to zawsze miał w zwyczaju, patrzył na mnie cisnąc bekę z tego jak nadal sobie nie radzę z uczuciami siedzącymi we mnie od trzech lat. W jednym muszę mu przyznać rację. Już dawno powinnam się jakoś z nimi dogadać.

Nawet nie zarejestrowałam w głowie kiedy Will się do mnie uśmiechnął, ale czując motylki w brzuchu dobrze wiedziałam, że wewnętrznie wariuję, bo właśnie mnie nie olał i oficjalnie się znamy.

Po prostu zacznij go traktować normalnie jak każdego Rose.

— Właśnie opowiadałem twoje żenujące historie z dzieciństwa — zwrócił się do mnie Tom z głupim uśmieszkiem kiedy usiadłam na fotelu na przeciwko niego, a Jane obok niego.

— W tym momencie cieszę się, że nigdy w życiu nie opowiadałam ci niczego o moim dzieciństwie — stwierdziłam z udawaną ulgą.

— Opowiadał jak zjarane zbierałyście datki na remont ulic — oznajmił rozbawiony Will, na co mentalnie przybiłam sobie facepalma.

— To na szczęście było gdzieś w Maine. Ale drogi tam to była żenada. — Zaśmiała się Jane.

— Same się prosiły o takie dwie dobre dusze, które nazbierają na ich remont — dodałam w pełni poważna, a reszta i tak patrzyła na nas rozbawiona. — A opowiedział ci jak podwędził elektryczny grzejnik z łazienki na stacji benzynowej? — spytałam Willa, na co Tom zerwał się chcąc sam opowiedzieć tę historię.

— On po prostu niefortunnie wisiał na ścianie i przez przypadek o niego zahaczyłem i mi spadł. Za mocno za niego pociągnąłem i wyrwałem z kablem. Nie wiedziałem co zrobić więc spakowałem go do plecaka, który akurat miałem ze sobą i wyniosłem niezauważony — dokończył opowieść dumny, a Will patrzył na niego rozbawiony, ale jednak z niedowierzaniem. Też nadal nie ogarniam jak on to zrobił.

— I co z nim zrobiłeś?

— Naprawiłem i działa. Dobry bajer.

— Ja nie mam takich historii — oznajmił niezbyt zadowolony Will.

— Zabierzmy go ze sobą na następne wakacje — rzekłam do dwójki przyjaciół, co bardzo spodobało się Tomowi.

Czy kogoś dziwi, że podjęłam tak beznadziejną decyzję? Nie? Mnie też.

Te nasze wakacje, z których historię właśnie opowiadaliśmy były podczas naszych ostatnich wakacji, kiedy odrazu po ukończeniu szkoły postanowiliśmy pojechać autobusem gdziekolwiek. Znaleźć jakiś hotel i pozwiedzać. Zjaraliśmy się ostatniego dnia naszego pobytu tam, więc nikt nas już nigdy więcej nie widział po tym jak chodziłyśmy po domach pytając o pieniądze na odnowę dróg, ani Toma, który zabrał ten grzejnik. Ale było zabawnie, więc postanowiliśmy, że będziemy musieli to powtórzyć, bo nawet nie wyszło nam to super drogo. Tylko może bez tych aktów wandalizmu Toma.

— W styczniu planujemy wypad na Florydę — oznajmił Tom Willowi. — Przyda mi się tam męskie towarzystwo — rzekł niemal błagalnie, ale widziałam, że Jane niezbyt podoba się ten pomysł i odbędziemy później długą rozmowę na ten temat.

Oczywiście Will nie miał nic przeciwko.

***

Dochodziła druga w nocy, a ja, mimo że byłam zmęczona podróżą i rozpakowywaniem bagaży nie mogłam zasnąć. Nie mogłam pogodzić się z faktem, że od teraz już na pewno będę go widywać codziennie. Naprawdę chciałam już o nim zapomnieć. 90% mnie chciało już wybić go sobie z głowy, ta reszta nadal była zbyt silna, żeby na to pozwolić, ale to zawsze mniejsza część i mało brakowało, a byłabym już wolna. Teraz wszystko znowu wróciło do porządku dziennego. Ten rok wolności był cudowny i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wrócę do tego wewnętrznego spokoju.

Ja: od dzisiaj mieszkam z Willem ;))

Wysłałam wiadomość do Wylie chcąc ją o tym powiadomić i postanowiłam zejść do kuchni, żeby zrobić sobie kakao, które, miałam nadzieję, że pomoże mi zasnąć.

Wchodząc do kuchni w ciemności źle wymierzyłam odległość futryny ode mnie więc uderzyłam się o kość w biodrze.

— Kurwa — zaklnęłam pod nosem łapiąc się mocno za obolałe miejsce i oparłam głowę o drzwi będąc już tym wszystkim zmęczona.

— Wszystko w porządku? — usłyszałam nagle z głębi kuchni przez co się wystraszyłam i momentalnie rozglądnęłam się. Dopiero po chwili zauważyłam, że przy stole siedział Will.

Czyżby mój licealny pech wrócił?

— Tak. Jest okey — oznajmiłam zirytowana faktem, że moje serce zaczęło bić szybciej i to wcale nie dlatego, że wystraszyłam się, tylko przez samą jego obecność.

Dajcie mi chwilę, zaraz się ogarnę.

— Nie powinnaś już spać? — spytał kiedy podeszłam do czajnika, żeby zaparzyć sobie wodę na herbatę cynamonową. Jednak musiałam się uspokoić. Kakao może zostać na później.

— Mogłabym spytać cię o to samo — odpowiedziałam odwracając się do niego kiedy naszykowałam już wszystko i czekałam tylko, aż woda się zaparzy.

— Nie mogę zasnąć.

— To tak jak ja. Bezsenność ssie. Chcesz herbatę? Po jagodowej się lepiej zasypia — zaproponowałam.

— Chyba nie powinienem pić herbaty o tej porze.

— O nie, nienawidzę takiego gadania. Czyli ci zrobię — zadecydowałam sama i naszykowałam mu herbatę do zaparzenia akurat wtedy kiedy woda się zagotowała, więc odrazu je zalałam. — Wiem, że nie słodzisz, ale ta herbata bez cukru nie jest tak wspaniała jak posłodzona — dodałam słodząc nam obie herbaty, a z tyłu usłyszałam cichutki śmiech będący odpowiedzią na moje słowa.

Już trochę się przyzwyczaiłam do jego obecności.

— Dzięki — odezwał się przysuwając do siebie kubek z napojem. — Nie spodziewałem się ciebie tu.

— Spoko, ja siebie też. Ciebie mogłam przewidzieć, że tu będziesz — przyznałam, bo naprawdę nigdy nie myślałam, że wybiorę Boston.

— Dawno nie rozmawialiśmy. — Przecież my nigdy nie rozmawialiśmy. — Tak nagle porzuciłaś twittera — zażartował.

— Postanowiłam skupić się na swoim życiu i nie miałam już czasu dlatego przestałam tam wchodzić. — Rzeczywiście razem z rozpoczęciem się czwartej klasy odinstalowałam twittera i od tamtej pory ani razu na niego nie zajrzałam. Wiele razy korciło mnie, żeby sprawdzić co się tam dzieje, ale udawało mi się to przezwyciężać. Łatwiej się o nim nie myślało kiedy nie widziałam jego tweetów. Totalnie odcięłam się od naszej znajomości i wyszło mi to wtedy na dobre. Nie żałowałam, bo przy tym odnalazłam inną drogę do spokoju.

— Aż nie mogę uwierzyć, że przysiadłaś tak do nauki w tym ostatnim roku.

— Co nie? Ja też — zaśmialiśmy się, bo to naprawdę było coś wyjątkowego. — Ale ta architektura za długo za mną chodziła, żeby nie spróbować.

— Co to za nocne randki? — nagle w progu pojawił się Tom spoglądając na nas podejrzliwym ale i rozbawionym wzrokiem, po czym też usiadł przy stole. — Czemu nie śpicie?

— Bezsenność — oznajmił mu Will.

— A ty? — spytałam trochę bojąc się, że znam odpowiedź.

— Śnił mi się wypadek — wzruszył ramionami upewniając mnie, że dobrze myślałam.

— Chcesz iść się przejść? — zaproponowałam chcąc mu chociaż trochę pomóc.

— A masz jeszcze marlboro?

— Mam jakieś pół paczki w pokoju. Zaraz wracam — oznajmiłam wstając i wyszłam z kuchni, żeby pójść po te papierosy.

W czwartej klasie dużo częściej przebywałam u Jane, bo przez natłok nauki w obu szkołach czasem nie zdążałam na autobus do domu, a chodziłam do szkoły w mieście oddalonym o 10 kilometrów od mojego, więc któregoś razu Jane zaproponowała mi, że mogę wtedy po prostu zostawać u niej na noc w dniach kiedy zawsze nie wyrabiam się z powrotem do domu i to okazało się być najlepszym rozwiązaniem. Od czasu do czasu Tom też zostawał u niej na noc i wtedy właśnie odkryłam, że miewa koszmary, w których odtwarza mu się cały wypadek. Bardzo często miałam problem ze snem, a sypiałam na kanapie, bo wbrew pozorom to była najwygodniejsza kanapa na świecie i kiedy któryś raz z kolei widziałam, że coś jest nie tak kiedy Tom przychodził do kuchni po szklankę wody, wtedy wyciągnęłam to z niego. Ale też obiecałam, że nie powiem o tym Jane. Jane była moją przyjaciółką, ale on też był moim przyjacielem i skoro tego właśnie chciał to musiałam to uszanować. Często po prostu rozmawialiśmy o tym w środku nocy, albo próbowałam odwrócić jego uwagę od tego. Ale najczęściej wychodziliśmy przejść się po dwóch czy trzech ulicach, żeby mógł odreagować. Tylko tak mogłam mu pomóc, bo nie chciał wracać na terapię, a ja nie mogłam go do tego zmusić.

Wróciłam do kuchni z paczką papierosów tym razem uważając, żeby znowu nie uderzyć się o drzwi.

— ...a cały przód samochodu został wgnieciony — usłyszałam jak kończy opowiadać o wypadku. Cieszyłyśmy się z Jane, że lubi opowiadać innym o tym, bo z każdą kolejną osobą, której o nim opowiada pozbywa się jakiejś części tego ciężaru i widać, że jest mu wtedy dużo lżej.

— Mam — zwróciłam na siebie ich uwagę unosząc paczkę papierosów do góry.

— Idziesz z nami? — spytał Tom Willa, na co ten się zgodził co niezbyt mi się spodobało, bo raczej chciałam się przejść też po to, żeby odpocząć od niego i pozbyć się tego natłoku myśli o nim.

— Nie będzie ci zimno? — zwrócił się do mnie Will kiedy wyszliśmy już na dwór, bo miałam na sobie krótkie spodenki i koszulkę.

— A tobie? — gość był ubrany prawie tak samo jak ja, więc chyba nie powinien mnie pouczać.

— Widzę, że spodobało ci się odpowiadanie pytaniem na pytanie — zaśmiał się cicho, na co wywróciłam oczami i teraz oboje się ze mnie zaśmiali.

— Rose odkąd ją znam odpowiada pytaniem na pytanie — oznajmił Tom i miał rację tylko, że Will zawsze był wyjątkiem i odpowiadałam mu odrazu normalnie. Ale skoro postanowiłam traktować go jak wszystkich to nie ma już żadnych taryf ulgowych.

— Serio? Nigdy tego nie zauważyłem.

— Skąd wy się w ogóle znacie? — I dopiero kiedy Tom zadał to pytanie uświadomiłam sobie, że jeszcze nigdy mu tego nie opowiadałam.

— Z internetu — powiedzieliśmy jednocześnie z czego znowu się zaśmialiśmy.

— Trzy lata temu natknęliśmy się na siebie w internecie i okazało się, że chodzimy do tej samej szkoły —  wyjaśnił Will. Wow, czyli oboje mamy tą samą śpiewkę.

— Jak romantycznie — zażartował Tom, na co jak zwykle wywróciłam oczami. — Nie wspomniałaś o tym. — Z tym zwrócił się do mnie.

— Bo to było jeszcze zanim zaczęłam trzymać z Jane. Nie znaliśmy się wtedy. — Czy możemy już zmienić temat?

— Znasz Rosie dłużej niż ja? — spytał Willa udając urażonego.

— Zaraz zrobię ci krzywdę — ostrzegłam słysząc to zrobienie z czego Will donośnie się zaśmiał.

— Wow, Rosie nadal nie przekonała się do tego imienia? — zapytał, a w moim sercu rozlało się przyjemne ciepło, bo mimo, że nienawidziłam tej formy imienia, to nadal kocham kiedy on mnie tak nazywał.

— Williamie, widzę, że twój beznadziejny humor nadal się ciebie trzyma — stwierdziłam, z czego on znowu się zaśmiał.

Nadal kocham to, że ciągle się z wszystkiego śmieje.

Przeszliśmy chyba z dwie ulice rozmawiając o różnych głupotach, a do domu wróciliśmy jakoś wpół do trzeciej i rozeszliśmy się do swoich pokoi.

Położyłam się do łóżka już z mniejszym mętlikiem w głowie niż wtedy kiedy z niego wyszłam i sprawdziłam telefon, bo jak się okazało, Wylie mi odpisała.

Wylie: widziałam na jego twitterze

I wystarczyła ta jedna wiadomość, ta jedna noc i ta jedna osoba, żeby moje serce na nowo zaczęło walczyć z rozumem po roku milczenia. Zainstalowałam z powrotem aplikację chcąc zobaczyć jak wiele się pozmieniało przez ten rok. Miałam kilka powiadomień i jedną nieprzeczytaną konwersację. W powiadomieniach nie było niczego specjalnego, więc włączyłam zakładkę z wiadomościami i zamarłam.

Nowe wiadomości były od Willa. Pisał do mnie kiedy próbowałam o nim zapomnieć. Ostatnią wiadomość wysłał tydzień temu. Weszłam w naszą konwersację i zobaczyłam dwadzieścia wiadomości. Zwykłe wiadomości z zapytaniem 'co tam?' i 'czy wszystko w porządku?'. Życzenia urodzinowe, z okazji świąt i noworoczne. Kolejne zwykłe wiadomości i życzenie mi powodzenia na egzaminach. Ostatnia wiadomość brzmiała:

William: nie wiem czy tu jeszcze wrócisz i czy to przeczytasz, ale miłego dnia ❤️

Skoro już to i tak odczytałam postanowiłam mu odpisać.

Rosie: przeczytałam, dobranoc 🌙

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top