Tata sam w domu
Shot powiązany z jednym z poprzednich pt. "Sznurówki i warkocze". W sensie mamy tutaj Clinta i Natashę jako małżeństwo, wychowujących bliźniaki Maximoff.
Nie chciałam pisać osobnych shotów o tej samej tematyce, więc wyszedł jeden😂
Mamy dwóch najlepszych tatusiów Marvela samych w domu z dziećmi.
Pozostawienie Tony'ego i Morgan samych w domu to nie był dobry pomysł.
Pozostawienie Tony'ego o i Morgan samych w domu to naprawdę nie był dobry pomysł i Pepper właśnie miała się o tym przekonać...
Tego dnia Peter i Harley wciąż byli na biwaku z ekipą, wobec tego nikogo więcej nie było w domu. Pep i Natasha uznały, że miło byłoby odpocząć od obowiązków i spędzić jeden dzień razem, na zakupach i oglądaniu filmów z Hope i Carol. Zostawiły więc swoje dzieci pod opieką mężów, licząc na to, że panowie sobie poradzą.
Chyba się przeliczyły...
W domu Starków od rana nic nie układało się najlepiej. Na dobry początek Morgan zaczęła protestować, że nie założy tych spodenek, bo są niewygodne, a później, że dzisiaj nie ma ochoty na tę koszulkę. Zanim udało im się wybrać strój, który by zadowolił dziewczynkę, minęło pół godziny.
Jeszcze większym problemem okazało się czesanie.
- Ała! To boli! Tato, nie chcę warkoczy! Nie możesz nauczyć się robić czegoś innego?
Trudno więc dziwić się Tony'emu, że po tym koncercie życzeń miał zwyczajnie wszystkiego dość. Podziwiał Pepper za robienie takich rzeczy codziennie...
- Co na śniadanie? - dopytywała Morgan, skacząc po kuchni - Peter zawsze robi mi naleśniki. Tatusiu, zrób mi naleśniki!
Tony złapał się za głowę.
- Żebym ja jeszcze wiedział, jak... - westchnął, ale posłusznie chwycił patelnię i zabrał się za spełnianie życzenia swojej córki. To przecież nie może być trudne...
Okazało się, że faktycznie nie było tak źle. Naleśniki wyszły smaczne, Morgan była zadowolona, a to już duży sukces. Kłopoty zaczęły się później...
Dziewczynka zniknęła w swoim pokoju i przez dłuższy czas nie było jej widać ani słychać, co już powinno dać Tony'emu do myślenia. Niestety, niedoświadczony tata nie miał pojęcia, że jego córka dobrze wie, że przy nim może sobie pozwolić na wszystko...
- Morguna! Co robisz? - zapytał, wchodząc do pokoju po pół godziny. To, co zobaczył prawie przyprawiło go o atak serca... Dziewczynka stała z wytkniętym językiem i kredką w jednej dłoni, starannie kończąc kolejny rysunek, który tworzyła.
Na ścianie.
- Boże, Pepper mnie zabije, dopiero co tu malowaliśmy... - westchnął Stark.
- O, jesteś tato! Chcesz obejrzeć moje rysunki? - nie czekając na odpowiedź, złapała zdezorientowanego Tony'ego za rękę i zaczęła opowiadać o swoich arcydziełach, powstałych za pomocą kredek na białej ścianie pokoju.
- Morgan, skarbie... - zaczął Stark, gdy dziewczynka skończyła swój monolog - Wiesz, że nie wolno rysować po ścianach?
- Jak mama jest w domu, to nie - odpowiedziała dziewczynka bez namysłu - Ale ty mi przecież nie dasz kary, prawda?
- To pułapka - westchnął cicho Tony, a po chwili dodał na głos - Nie, ale więcej tego nie rób.
Po czym przyjrzał się jeszcze raz obrazkom na ścianie, wziął kredkę z pudełka i zaczął dorysowywać jednemu z piesków brakujące ucho.
Kilka minut później, cała wolna przestrzeń była pokryta rysunkami autorstwa dwóch Starków.
- Co ja właściwie robię? - mruknął Tony - Jestem Iron Man, niezwyciężony superbohater. Walczyłem z Thanosem, zniosłem moc Kamieni Nieskończoności, a daję się owinąć wokół palca pięciolatce. Jak do tego doszło?
To samo pytanie zadał sobie jeszcze kilka razy tego dnia. Chociażby wtedy, gdy Morgan uparła się, żeby przebrać go za rycerza, co w jej języku oznaczało zrobienie zbroi z kartonu. Ona sama natomiast włożyła sukienkę księżniczki, którą kiedyś od niego dostała. Przez długi czas odgrywali bajkowe scenki, dopóki oboje nie zrobili się głodni.
- To co zjemy? - zapytał Tony - Nie chce mi się gotować...
- Możemy zamówić cheesebugery! - krzyknęła dziewczynka. Jej ojciec uśmiechnął się.
- Moja krew...
Po obiedzie udali się na spacer. Poza tym, że dziewczynka prawie wbiegła pod auto i koniecznie musiała pogłaskać każdego napotkanego psa, było całkiem spokojnie. Zjedli lody w parku, poszli nad rzekę i odwiedzili po drodze Bannera, który był zachwycony ich wizytą. W końcu, tak jak każdy, dał się omamić Morgan...
Gdy wracali do domu, był już prawie wieczór. Dziewczynka po drodze uznała, że bardzo chce jej się pić. Weszli więc do sklepu spożywczego.
- Tato, a mogę colę? Mama mówi, że to niezdrowe, ale możemy udawać, że nie. Proszę...
Wiedziała, że tata jej ulegnie. Jak zwykle...
Po powrocie zjedli kolację, przebrali się w piżamy i na życzenie Morgan, zbudowali w salonie fortecę z poduszek, bo czemu nie? Dziewczynka wybłagała też od taty wieczorne lody, drugie tego dnia. Tony miał świadomość, że nie powinien się zgadzać. Ale jak tu odmówić, gdy ktoś patrzy na ciebie takim wzrokiem?
Wracając do domu, Pepper zastała swojego męża i córkę śpiących w poduszkowej fortecy z niedokończonym pudełkiem lodów. Uśmiechnęła się. Może jednak Tony sobie poradził...
Jednak chwilę później, na widok ścian w pokoju Morgan, zmieniła zdanie...
- Zostawić faceta samego w domu - mruknęła - Swoją drogą, ciekawe, jak Clint dał sobie radę z bliźniakami...
***
O ile zostawienie Tony'ego samego z Morgan było złym pomysłem, o tyle zostawienie Clinta samego z bliźniakami było pomysłem tragicznym...
To w końcu aż o jedno dziecko więcej. A gdy mówimy o kilkulatkach, to jedno dziecko naprawdę robi wielką różnicę.
Faktem jest też to, że Wanda od rana zachowywała się tak, jakby jej nie było. Bawiła się pluszakami, czytała bajki, czy oglądała telewizję, co jakiś czas spoglądając, jak tata próbuje sobie poradzić z jej bratem, który z kolei rozrabiał za dwóch...
- Pietro! Złaź ze stołu! Pietro, nie skacz po kanapie! Pietro! Co ja mówiłem o wchodzeniu na parapet?!
Takie okrzyki były tego dnia normą. Z resztą... Zawsze były normą. Gdziekolwiek pojawiał się Pietro Maximoff, należało mieć oczy dookoła głowy. Clint przekonał się o tym jeszcze tego samego przedpołudnia.
Przysięgał, wyszedł tylko na chwilę do kuchni napić się wody, gdy usłyszał głośny, przeraźliwy krzyk z salonu, gdzie bawiły się dzieci. Pietro...
Popędził do pokoju, jakby ktoś go gonił. To, co zobaczył wywołało u niego mieszane uczucia.
Chłopiec siedział na podłodze, pośród kawałków stłuczonego wazonu, wrzeszcząc w niebogłosy i płacząc. Krew ciekła wąską strużką z jego rozciętego kolana, ale poza tym raczej nic poważnego mu się nie stało.
Wanda nie ruszyła się z miejsca. Przewróciła oczami, a potem spojrzała na brata tak, jakby chciała powiedzieć "Nie histeryzuj". Jednak Clint nie potrafił zachować zimnej krwi jak córka. Przez chwilę stał osłupiały, patrząc na Pietra, a potem podszedł do chłopca, wziął go na ręce i posadził na kanapie, powtarzając sobie w duchu "Uspokój się, Barton, to tylko skaleczenie". Nie podziałało. Cały czas był tak samo spanikowany.
- Plasterki są w łazience, w górnej szafce - oznajmiła Wanda, nie podnosząc wzroku znad kolorowanki - Przyniosłabym, ale nie dosięgnę.
- Tak... Górna szafka - powtórzył Clint, biegnąc do łazienki. Dziewczynka przewróciła oczami.
Barton wrócił po chwili i z drobną pomocą Wandy, zdołał opatrzyć nogę chłopca. Potem wziął go na kolana, sprawdzając, czy na pewno nie odniósł innych obrażeń i zaczął go uspokajać. Szło mu to nawet nieźle, więc po kilku chwilach Pietro przestał płakać, choć nadal miał grobową minę. Nie ruszał się, co zaniepokoiło Bartona bardziej, niż krzyk i płacz. Ten chłopiec z reguły nie potrafił usiedzieć w miejscu przez trzy minuty...
Clint uznał, że trzeba go jakoś rozbawić. Wziął dwa misie, leżące na kanapie i zaczął odgrywać scenki, zmieniając głos w taki sposób, że Pietro w końcu zaczął się głośno śmiać. Nawet Wanda przyłączyła się do oglądania widowiska, turlając się ze śmiechu po kanapie.
- Tato, musimy to posprzątać, żeby nikt się już nie skaleczył - przypomniała dziewczynka, wskazując na leżące na podłodze kawałki wazonu, gdy Clint skończył już teatrzyk - A potem chyba powinieneś nam zrobić obiad.
- A, no tak - westchnął - Zaraz się tym zajmę. Pilnuj brata.
- Ej, sam się umiem pilnować! - zaprotestował Pietro. Wanda parsknęła śmiechem.
Po sprzątaniu i zrobieniu prania przez Clinta (z drobną pomocą córki, która przypomniała, że nie wolno mieszać białych rzeczy z czerwonymi) zamówili pizzę, bo Barton uznał, że nie ma siły nic robić.
Resztę dnia spędzili na placu zabaw. Pietro znów biegał jak szalony. Widocznie skaleczone kolano przestało mu przeszkadzać...
- Tato, powiedz swojemu synowi, że nie wolno wkładać piasku do buzi, bo mnie nie słucha! - krzyknęła Wanda z huśtawki do Clinta, który czytał gazetę na ławce.
- Tato, powiedz swojej córce że nie można skakać z huśtawki! - odpłacił się Pietro.
- Chwila spokoju - westchnął Barton - Czy proszę o zbyt wiele?
Na szczęście po powrocie do domu i zjedzeniu kolacji, bliźniaki zlitowały się nad nim i uznały, że chcą obejrzeć bajkę. Rozsiedli się wszyscy na kanapie z lodami, chipsami i innym niezdrowym jedzeniem, a Clint włączył "Króla Lwa", ukochaną bajkę bliźniaków, którą mogli oglądać tysiąc razy, ale i tak im się nie znudziła.
- Tato, Pietro nie może zjeść sam całej paczki żelków, bo potem mu niedobrze i nie może spać - zwróciła uwagę Wanda. Pietro, słysząc to, wyjął ze swojej paczki jednego żelka i położył na stole.
- Proszę, nie zjem całej - oznajmił z podłym uśmiechem - Jeden zostanie.
Wanda przewróciła oczami.
- Jak będziesz wymiotował w nocy, to nie moja wina - odpowiedziała mu siostra. Przypomnienie jednak chyba coś dało, bo koniec końców chłopiec zjadł tylko pół paczki...
Gdy Natasha wróciła do domu wieczorem, zobaczyła Clinta śpiącego w połowie na kanapie, w połowie na ziemi. Dzieci leżały na nim. Wokół walały się opakowania po słodyczach, puste miski i szklanki. W oczy rzucił się jej także brak ulubionego wazonu i plasterek na kolanie synka. Westchnęła.
- Dom jeszcze stoi, więc nie jest źle. Ciekawe, jaki widok zastała Pepper...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top