Szopy też lubią gwiazdki
Chyba się zdziwcie, ale żyję xD
Nie będę się jakoś tłumaczyć, czemu zniknęłam, bo nie mam, jak. Po prostu skończyły mi się pomysły. Ale teraz wracam, mam więcej czasu i weny.
Shot powiązany z "Moja Gwiazdeczka".
Na dobry początek❤
- Quill, do jasnej cholery! Wytłumacz swojemu dziecku, że ma mnie nie ciągnąć za futro!
Wrzask Rocketa wyrwał mężczyznę z zamyślenia. Popędził natychmiast na główny pokład i to, co zobaczył rozzłościło go jak nigdy.
Jego trzyletnia córeczka siedziała zapłakana na ziemi, a obok niej stał wściekły Rocket, patrząc na małą Meredith zabójczym wzrokiem. Groot starał się odwrócić uwagę dziewczynki, obsypując ją kolorowymi kwiatkami. Nawet mu sie udawało, bo mała powoli się uspokajała, zainteresowana różnobarwnym deszczem płatków.
- Ja jestem Groot - zwrócił się do szopa, piorunując go wzrokiem.
- To ona mnie ciągnie za futro! - wrzasnął Rocket.
- Zamknij się! - odpowiedział krzykiem Quill, wywołując głośny płacz u Meredith.
Ten właśnie moment wybrała sobie Gamora, żeby wejść do pomieszczenia. Widząc całą sytuację, od razu zorientowała się mniej-więcej, o co chodzi, a gdy usłyszała głosik swojej zapłakanej córeczki, była już prawie pewna.
- Mamaaa! A Loket ksycy! I tatuś teeez!
Kobieta westchnęła, starając się zachować kamienną twarz, słysząc, jak zabawnie brzmi imię "Rocket" mówione przez trzylatkę, która nie wypowiada "r". Potem spiorunowała wzrokiem szopa i swojego partnera.
- Idioci... - mruknęła, a następnie podeszła do Meredith i wzięła ją na ręce, uśmiechając się. Dziewczynka powoli znów się uspokajała, bawiąc się kwiatkami, którymi była teraz cała obsypana.
- Dzięki, Groot - powiedziała Gamora sprawiając, że drzewko uśmiechnęło się szeroko - Chociaż jeden, który wie, jak się zachować przy dziecku.
Kobieta wzięła córkę ze sobą do sypialni, rozmyślając o tym, co się dzieje ostatnio na Milano, odkąd pojawiło się tam dziecko. Właściwie niewiele się zmieniło. Czasami bywało trochę głośnej, gdy mała płakała, a wszyscy się denerwowali, a czasami ciszej, gdy Meredith spała, a inni starali się robić jak najmniej hałasu. Raz było smutno, kiedy dziewczynka chorowała, innym razem wesoło, kiedy śmiała się głośno i chciała bawić się ze wszystkimi. Wiele rzeczy się zmieniło...
Różne było też podejście poszczególnych osób do dziecka. Gamora starała się być jak najlepszą matką i musiała przyznać, że nawet dobrze jej to wychodzi. Kochała swoją córkę i często jej to okazywała, ale miała też zasady. Nie krzyczała na Meredith, starała się też jej nie karać, ale stawiała granice od samego początku. Mała zawsze wiedziała, że zabawki należy odkładać na miejsce lub że nie wolno brać nie swoich rzeczy bez pozwolenia, ani bałaganić przy jedzeniu.
Zupełnie inaczej zachowywał się Quill, który oszalał na punkcie swojej córeczki. Obsypywał ją prezentami, wyręczał we wszystkim i strzegł jak oka w głowie. Bywało to do tego stopnia uciążliwe, że Gamora często zwracała mu uwagę tłumacząc, że takie zachowanie nie jest dla dziecka dobre. Komentarze w stylu "Quill, Meredith umie zjeść zupkę sama", czy "Peter, Groot pilnuje małej, więc nic się nie stanie, jeśli nie będziesz na nią patrzył przez pięć sekund" nie działały, ale kobieta nie odpuszczała. Wciąż naiwnie wierzyła, że uda jej się nauczyć Quilla obchodzenia się z własnym dzieckiem...
Groot kochał małą. Opiekował się nią od początku, plótł jej wianki i obsypywał kwiatkami, brał na ręce, a raczej na gałęzie... Dobrze się razem bawili, a Gamorze się to podobało. Wiedziała, że pod opieką drzewka, Meredith jest bezpieczna.
Mantis też pokochała dziewczynkę i często bawiła się z nią i z Grootem. Razem urządzali podwieczorki dla pluszaków i lalek. Często też pomagała małej zasnąć, gdy miała z tym problem, lub uspokajała ją, kiedy się czegoś przestraszyła. Już po kilku dniach Gamora stwierdziła, że Mantis jest naprawdę dobrą ciocią.
Ku zdziwieniu wszystkich, Drax miał bardzo dobre podejście do dziecka. Poza nazywaniem jej "brzydkim skrzeczem", utrzymywał z nią dobry kontakt. Nosił ją na barana, układał wieże z klocków i bawił się z nią pistoletami na wodę. Można powiedzieć, że się dogadywali.
Nawet Nebula po pewnym czasie przekonała się do małej. Na początku bała się nawet dotknąć Meredith, a co dopiero pomóc w opiece, ale w momencie, gdy stała nad kołyską, a kilkumiesięczna wówczas dziewczynka zaczęła się śmiać i wyciągnęła do niej małą rączkę, a następnie chwyciła jej palec, Nebula przekonała się do niej zupełnie.
Nie oznacza to, że przyzwyczajanie się do dziecka przychodziło jej łatwo. Trudno jej było wziąć dziewczynkę na ręce, nakarmić, czy w ogóle dotknąć. Gamora wiedziała, że jej siostra po prostu nie jest przyzwyczajona do takich rzeczy, więc cierpliwie pomagała jej oswoić się z sytuacją. Urok Meredith bardzo pomagał, więc po kilku tygodniach Nebula stała się ciocią na medal. Może nie okazywała zbyt dużo czułości, ale chętnie opiekowała się dziewczynką i nikomu nie pozwoliłaby jej skrzywdzić, a kontakt fizyczny nie był już dla niej problemem.
Jedyna osoba na Milano, która wciąż nie umiała dogadać się z małą, był Rocket. Nikt się nie spodziewał, że szop nagle będzie miał podejście do dzieci, ale on już przeszedł sam siebie. Ciągle krzyczał na małą, marudził i zupełnie nie umiał się do niej przekonać. Przez to na statku panowała okropna atmosfera, ale nikt nie umiał nic na to poradzić.
- Mamaaa - rozmyślania Gamory przerwał głosik Meredith - Pobawimy się?
Kobieta spojrzała na swoją córkę z miłością. Dziewczynka miała tak białą skórę, jaką tylko może mieć człowiek, oraz oczy Quilla, jednak włosy miała po mamie. Były ciemne z różowymi końcówkami... Meredith je uwielbiała.
- Jasne, skarbie - odpowiedziała Gamora i już po chwili razem przygotowywały podwieczorek dla pluszaków...
***
- Czy ty mi właśnie próbujesz powiedzieć, że zgubiłeś nasze dziecko!? - krzyk Gamory było słychać chyba na całej planecie.
- Nie tyle, że zgubiłem, co na chwilę spuściłem ją z oczu i teraz jej nie ma - próbował tłumaczyć się Quill - Poszedłem kupić jej sok, a Rocket miał jej pilnować...
- Zostawiłeś naszą córkę z szopem psychopatą!?
- Ja tu jestem! - odezwał się milczący dotąd Rocket.
- Zamknij się! - wrzasnęli równocześnie Peter i Gamora.
- Ej, ja nie chciałem jej zgubić! - teraz szop też krzyczał - Wkurza mnie, ale to wasz dzieciak! Dosłownie na chwilę się odwróciłem, a już jej nie było. Mówiłem, że ma się nigdzie nie ruszać!
- Ona ma trzy lata do cholery, powinieneś był jej pilnować! - Quill zapewne rzuciłby się na szopa, gdyby nie powstrzymała go Nebula, która jako jedyna w towarzystwie umiała teraz myśleć logicznie.
- Uspokójcie się wszyscy! Będziecie się teraz bić? Mała zniknęła, trzeba jej poszukać! Nie mogła przecież odejść daleko. Rozdzielmy się i poszukajmy jej, robi się ciemno. Jak ktoś ją znajdzie, to niech da znać. Spotkamy się znowu tutaj, pod tym sklepem. Myślę, że szybko się znajdzie. Jest za mała, żeby mogła pójść sama gdzieś dalej.
- Chyba, że nie poszła sama... - wyszeptała Gamora, wypowiadając na głos obawy wszystkich. Co, jeśli ktoś porwał Meredith...?
- Nie myśl teraz o tym... - poradziła Nebula - Trzeba się skupić na jej znalezieniu. To jest najważniejsze.
Rozdzielili się i zaczęli szukać dziewczynki gdzie tylko się dało. Nie było łatwo, zważywszy na to, że znajdowali się na zupełnie obcej planecie, ale nie poddawali się. Mantis, Groot, Nebula i nawet Drax byli strasznie zmartwieni, ale wiedzieli, że to nic, w porównaniu do tego, co muszą czuć Quill i Gamora... W końcu to chodziło o ich córkę... W dodatku Peter strasznie obwiniał się o to, że nie dopilnował małej...
A Rocket? W życiu by się do tego nie przyznał, ale był przerażony. I nie chodziło wcale o to, że jeśli Meredith się nie znajdzie, to reszta go zabije. Zdążył już się przyzwyczaić do tej małej i może nawet w pewien sposób ją polubić... Nie wiedział, co dokładnie czuje w danej chwili, ale jednego był pewien. Nie wybaczy sobie, jeśli dziewczynce coś się stanie. Faktycznie powinien był jej pilnować, nie spuszczać jej z oczu. To przecież małe dziecko... Dlatego też zaangażował się bardzo mocno w poszukiwania.
Minęło piętnaście minut. Pół godziny. Godzina... Zrobiło się już ciemno, a na niebie było widać gwiazdy. Ale co z tego, skoro Strażnikom Galaktyki brakowało ich najważniejszej, małej gwiazdeczki?
Rocket błądził właśnie po niemal pustej ulicy, kiedy usłyszał nieopodal dziecięcy płacz... Wiedział, że to może być jakiekolwiek dziecko, ale przecież musiał sprawdzić. Skierował się w stronę, z której dochodził dźwięk i trafił w ciemną, ślepą uliczkę. Rozejrzał się wokół siebie i zobaczył skuloną pod ścianą małą postać. Nikt nie byłby w stanie opisać jego uczuć, gdy dziecko spojrzało na niego, zamilkło na chwilę, a następnie zaczęło płakać jeszcze bardziej...
- Lokeeeet! - krzyknęła Meredith wyciągając rączki w stronę szopa, a on sam poczuł niewyobrażalną ulgę... Nie myśląc wiele, podszedł do dziewczynki, która natychmiast wstała, podbiegła do niego i wtuliła się mocno i ufnie. Rocket na początku nie wiedział, co zrobić, ale po chwili owinął swoje łapki wokół dziewczynki...
- No już nie płacz... Już, jestem tutaj. Nic ci się nie stanie, zaraz wrócimy do twoich rodziców - szop zdawał sobie sprawę, że gdyby ktoś go teraz zobaczył, pomyślałby, że jest miękki, ale w tej chwili go to nie obchodziło. Najważniejsze było to, że Meredith znalazła się cała i zdrowa. Teraz przydałoby się jeszcze ją uspokoić, a w tym akurat nie był mistrzem. Choć trzeba przyznać, że starał się jak mógł. Ale co tu zrobić, żeby przestała płakać? Czym ją zająć? Nie umiał jej przecież obsypać kwiatkami jak Groot, ani zacząć śpiewać jak Quill czy Gamora... Co jeszcze mogłoby odwrócić jej uwagę? Coś co bardzo lubi. Szop pokręcił głową i spojrzał w niebo usiane gwiazdami. I nagle wszystko stało się jasne...
- Hej, Meredith. Popatrz w górę. Zobacz, jakie śliczne gwiazdki. Lubisz je oglądać, prawda?
- Lubię... - odpowiedziała zapłakana dziewczynka i posłusznie spojrzała w niebo, przyglądając się gwiazdom. Zawsze ją interesowały... Wydawały jej się naprawdę piękne, dlatego cieszyła się, że prawie wszyscy na statku nazywali ją czasami "Gwiazdeczką". Wszyscy, z wyjątkiem Rocketa.
- Wyjdźmy z tej uliczki, gdzie indziej może będzie lepiej widać. Szukaj spadającej gwiazdy. Tylko się nie przewróć. I daj mi rękę, żebyś znowu się nie zgubiła - powiedział Rocket i chwilę później już prowadził dziewczynkę ulicami miasta pod sklep, przy którym mieli się spotkać. Wcześniej zawiadomił resztę Strażników, że udało mu się ją odnaleźć.
- Patz, Loket! Spadająca gwiazda! - krzyknęła uspokojona już Meredith, pokazując palcem w górę. Rzeczywiście, udało im się trafić na spadającą gwiazdę.
- Super! Znalazłaś ją. To teraz pomyśl życzenie, tylko nie mów go na głos - odpowiedział szop, zastanawiając się, jakim cudem tak dobrze dogaduje się z dziewczynką. Przecież jeszcze kilka godzin temu nie umiał porozumiewać się z nią inaczej, niż krzykiem... Chyba musiało stać się coś takiego, żeby w końcu zrozumiał, że naprawdę są w stanie się dogadać...
Resztę drogi przebyli w milczeniu i ani się obejrzeli, a znaleźli się pod sklepem, gdzie wszyscy już na nich czekali. Meredith natychmiast znalazła się w ramionach spanikowanego Quilla, który dopiero, gdy upewnił się, że nic jej nie jest, zaczął się trochę uspokajać. Gamora była bardziej opanowana, ale mimo wszystko widać było, jak bardzo jej ulżyło, gdy zobaczyła Meredith całą i zdrową. Wszyscy natomiast bardzo zdziwili się, że Rocket trzymał małą za rękę, prowadząc ją do nich i że nawet się nie pokłócili... Jednak gdy pytali o to szopa, ten tylko wzruszał ramionami i nie mówił nic.
***
- To co, wracamy na Ziemię? - zapytał Quill, wchodząc na pokład Milano z Meredith na rękach.
- Chyba tak - odpowiedziała Gamora - Przyda nam się trochę odpoczynku, poza tym przyznam szczerze, że się stęskniłam... No i Meredith znów zobaczy się z Morgan. Nie widziały się prawie rok.
- Tak! Chcę lecieć na Ziemię! - wykrzyknęła rozradowana dziewczynka, która widocznie przysłuchiwała się całej rozmowie.
- No to lecimy - stwierdził Peter, odstawiając córeczkę na podłogę - Rocket, odpalisz statek? Ja od razu dam znać Starkowi, że wpadamy z wizytą.
- Jasne - odpowiedział szop, a potem, ku zdziwieniu wszystkich obecnych, zwrócił się do Meredith - Gwiazdka, chcesz mi pomóc?
- Tak! - krzyknęła entuzjastycznie dziewczynka, podskakując radośnie, a chwilę później już trzymała łapę Rocketa. Wszyscy inni patrzyli na tę scenę w osłupieniu.
- Co się stało z naszym futrzakiem? Przecież nie znosi małego skrzecza - wyszeptał Drax, jednak na tyle głośno, że wszyscy słyszeli. Na chwilę spojrzenia Strażników zwróciły się w jego stronę, żeby zaraz powrócić na Meredith i Rocketa.
- Podstawowe pytanie. Chcę wiedzieć, co się tutaj dzieje? - odezwała się po pewnym czasie Gamora. Rocket tylko skrzywił się, a następnie uśmiechnął się tak, jak zwykle, gdy miał jakieś tajemnice lub robił coś głupiego.
- Zupełnie nic się nie dzieje. Po prostu... - zastanowił się przez chwilę, jak to ująć - Szopy też lubią gwiazdki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top