Sznurówki i warkocze
Mała przerwa od tej bandy szkolnych alkoholików. Ale jeszcze do tego wrócę, w końcu murek i fotel do czegoś zobowiązują (wtajemniczeni wiedzą). Tymczasem zapraszam na coś zupełnie innego.
Gerwazy_Solo masz tutaj swój kanon długo wyczekiwany😘
Natasha i Clint bardzo chcieli mieć dzieci. Marzyli o tym, odkąd wzięli ślub. Niestety wiedzieli też, że to niemożliwe w ich wypadku, ale nie załamali się tym. To nie koniec świata. Nie mogą mieć swoich dzieci, ale mogą dać dom jakimś innym maluchom, które z jakiegoś powodu jeszcze go nie otrzymały, albo został im odebrany. Mówiąc w skrócie: zdecydowali się na adopcję.
Najpierw było milion nudnych, rutynowych procedur. Wypisywanie swoich danych i preferencji i takie tam...
Clint i Natasha ustalili, że chcieliby trochę starsze dziecko, w wieku około pięciu-sześciu lat. Uznali, że tak będzie lepiej dla nich, oraz dla tych maluchów, które przecież mają mniejszą szansę na znalezienie nowej rodziny, niż niemowlęta.
Później spotkania. Trudne, stresujące spotkania. Rozmowy, pytania, wizyta w miejscu zamieszkania, kursy... Coś, co wywoływało naprawdę dużo stresu, szczególnie u Natashy. Aż w końcu usłyszeli, że są zakwalifikowani i odetchnęli z ulgą, ale tylko na chwilę. Najbardziej stresująca część całej procedury miała się dopiero zacząć...
W końcu dostali długo oczekiwany telefon z ośrodka adopcyjnego. Znalazła się dwójka dzieci, chłopiec i dziewczynka, które mogłyby odpowiadać ich preferencjom. Natasha wiedziała, że mogą mieć problem z wyborem, ale jej dylemat stał się jeszcze większy, gdy przyjechała na miejsce i poznała nazwiska i dokumenty dzieci.
Pietro Maximoff, lat sześć. Ruchliwy, rozmowy chłopiec. Lubi zadawać pytania i zdobywać nowe umiejętności, bardzo ciekawy świata. Trudno mu usiedzieć w jednym miejscu, uwielbia sport.
Wanda Maximoff, lat sześć. Cicha, spokojna, trochę wycofana i nieśmiała, do czasu, gdy nie oswoi się z nowymi ludźmi. Również zdaje dużo pytań, chętnie uczy się nowych rzeczy.
Pietro i Wanda Maximoff.
Bliźniaki. Rodzeństwo. Rodzina.
Natasha spojrzała najpierw na Clinta, potem na zdjęcia dzieci, następnie na kobietę z ośrodka siedzącą za biurkiem, potem znowu na Clinta. Mężczyzna w jednej chwili zrozumiał, co żona chce mu przekazać. Nie mogą rozdzielić tej dwójki... Nie chcą ich rozdzielić. Ale co teraz? Czekać na inne dziecko? Czy może...
Nie. Chociaż... Czy na pewno nie dadzą rady? Może będą mogli dać dom nie jednemu małemu człowiekowi, ale dwójce.
- A gdybyśmy chcieli... Adoptować oboje dzieci? - zapytała Natasha. Sympatyczna pracownica ośrodka uśmiechnęła się szeroko.
- Oczywiście, jest to możliwe - odpowiedziała. Chyba też była przeciwna rozdzieleniu rodzeństwa - Tym bardziej, że Pietro i Wanda są bardzo ze sobą związani.
To ostatecznie przekonało Natashę i Clinta. Nie rozdzielą bliźniaków, nie ma mowy. Postarają się je adoptować.
- Może ustalimy termin spotkania z dziećmi? - zaproponowała pracownica - O ile oczywiście już są państwo pewni.
- Tak, jesteśmy - odpowiedział z pewnością w głosie Clint.
***
W końcu doszło do spotkania z bliźniętami. To był najbardziej stresujący dzień w życiu małżeństwa...
Weszli do pokoju, w którym czekała już kobieta, która ustalała z nimi termin. Miała im towarzyszyć przy spotkaniu. Na sofie, tuż obok niej siedziała dwójka dzieci. Chłopiec o jasnych, potarganych włosach, ubrany w niebieską bluzę sportową trzymał za rękę dziewczynkę z warkoczykiem, w czerwonej bluzce. Pietro i Wanda...
- Cześć... - przywitał się Clint, podchodząc do bliźniaków - Jestem Clint, a to Natasha.
- Cześć - kobieta uśmiechnęła się, pomimo ogromnego stresu. Czuła się, jakby miała zaraz zemdleć.
- Dzień dobry - odpowiedział chłopiec, uśmiechając się, a Bartonowi zrobiło się lżej na duszy - Mam na imię Pietro, a to jest Wanda, moja siostra.
- Dzień dobry... - wymruczała dziewczynka. Widać było, że jest bardzo onieśmielona.
I na tym rozmowa pewnie by się skończyła i trzeba by było z przerażeniem wymyślać, co tu powiedzieć, gdyby nie rezolutność Pietra.
- Po co przyszliście? Chcecie nas... Zapomniałem, to było takie trudne słowo...
- Adoptować - dokończyła Wanda.
- No właśnie. Chcecie nas adoptować, prawda? Ale razem? Bo ja bez Wandy nigdzie nie pójdę.
Żeby podkreślić znaczenie swoich słów, objął siostrę ramieniem. Clint, Natasha i kobieta z ośrodka nie mogli powstrzymać uśmiechu.
- Spokojnie, Pietro - odpowiedziała Nat - Nie rozdzielimy was.
- To super. Teraz możemy rozmawiać.
Clint naprawdę nie chciał parsknąć śmiechem, ale to chyba niemożliwe. Takie słowa w ustach sześciolatka zabrzmiały co najmniej zabawnie.
- To co chcecie robić? Pobawimy się? - zapytała Natasha. Pietro wzruszył ramionami.
- Możemy poukładać puzzle. Jakieś przyniosę - zaproponował, a chwilę później już go nie było. Wrócił po kilku minutach, niosąc pudełko z puzzlami i położył je na stole. Zaczęli układać i rozmawiać. Po dziesięciu minutach Clint i Pietro dyskutowali na temat piłki nożnej, a Natasha z Wandą prowadziły luźną pogawędkę o wszystkim i o niczym. W sumie było bardzo miło.
- But ci się rozwiązał - Clint zwrócił się do Pietra, wskazując na jego rozwiązaną sznurówkę. Chłopiec wzruszył ramionami, nic nie mówiąc.
- Może ją zawiążesz? Żebyś się nie przewrócił - zaproponował mężczyzna, ale widząc jego zawstydzoną twarz od razu domyślił się, o co chodzi.
- Nie potrafisz... - bardziej stwierdził, niż zapytał. Pietro skinął głową. Bardzo mu się to nie podobało. Chciał zrobić dobre wrażenie, a ta głupia sznurówka wszystko zepsuła. Pewnie ci państwo teraz pomyślą, że jest beznadziejny i nie umie zrobić tak prostej rzeczy, jak zawiązanie buta. Był pewien, że mężczyzna teraz wzruszy ramionami i będzie udawał, że nic się nie dzieje, albo rzuci jakiś komentarz, ale zrobił coś zupełnie innego. Po prostu uklęknął przed chłopcem i zawiązał mu tego buta...
- Cóż - powiedział z uśmiechem - W takim razie się nauczysz.
I w tym momencie Pietro zrozumiał, że naprawdę może znaleźć nowy dom...
***
Kolejne spotkania były coraz mniej niezręczne. Wanda i Natasha bawiły się pluszowymi misiami i czesały się nawzajem, a Clint z Pietrem grali w piłkę i uczyli się wiązać sznurówki. Było to trochę trudne, bo chłopiec dość łatwo się poddawał, oboje nie chcieli także marnować zbyt dużo czasu. Woleli się pobawić. Nauką będą się martwić później.
Wszyscy bardzo się polubili, dlatego, gdy Bartonowie dowiedzieli się, że dzieci mogą już zamieszkać u nich na okres próbny, byli szczęśliwi jak nigdy. Ale radość przysłoniła obawa, jak zareagują bliźniaki.
Jak się jednak okazało, strach był zupełnie niepotrzebny. Wanda i Pietro, gdy tylko o tym usłyszeli, zaczęli skakać i krzyczeć z radości. Niedługo później byli już we czwórkę w domu Bartonów...
I znów było tu widać różnice w charakterach rodzeństwa. Wanda czuła się onieśmielona, grzecznie pytała, czy może wejść do danego pokoju, lub dotknąć jakiejś rzeczy. Pietro natomiast chciał zbadać każdy kąt, wszędzie go było pełno.
Oboje byli zachwyceni swoimi pokojami. Były one nieduże i skromne, ale gustownie urządzone. Pokoik Wandy przypominał komnatę małej księżniczki. Było tam dużo czerwieni, czyli ulubionego koloru dziewczynki. Tapeta w kwiaty, białe meble, czerwona pościel, toaletka oraz dużo książek i pluszaków dawały naprawdę uroczy efekt. Wanda, gdy zobaczyła to miejsce, niemal popłakała się z radości.
Pietro zareagował zupełnie inaczej. Widząc niebieskie ściany, białe meble, dywan przypominający boisko, pufę w kształcie piłki, oraz pełno plakatów, figurek i innych rzeczy związanych ze sportem, krzyknął głośne "Wow!" i zaczął biegać po całym pokoju, chcąc obejrzeć wszystko dokładnie.
I tak się zaczęło. W końcu wszyscy się przyzwyczaili do wspólnego mieszkania, choć Wandzie na początku było ciężko. Często miewała koszmary. Chodziła wtedy do Pietra, żeby położyć się u niego, lub przynajmniej chwilę z nim posiedzieć. Nie chciała budzić Clinta ani Natashy, chociaż ci wielokrotnie ją zapewniali, że może do nich przyjść, gdy tylko będzie tego potrzebowała.
Aż pewnego razu...
- Ciociu Nat... - szept wyrwał Natashę ze snu. Powoli otworzyła oczy i spojrzała na stojącą przy jej łóżku dziewczynkę.
- Co się stało? - zapytała łagodnie - Miałaś zły sen?
Wanda pokiwała głową. Widać było, że koszmar bardzo nią wstrząsnął. Płakała...
- Śniło mi się, że oddaliście mnie i Pietra - wyszeptała. Natasha sama nie widziała, dlaczego łzy napłynęły jej do oczu.
- Chodź tu - zachęciła, wskazując miejsce na łóżku między sobą a Clintem. Dziewczynka położyła się obok kobiety, która starannie otuliła ją kołdrą. Całe zamieszanie obudziło Clinta, który jednak nic nie mówił, po prostu przyglądał się tej scenie z uśmiechem.
- Nigdy was nie oddamy - zapewniła Natasha - Zrobimy wszystko, żebyście zostali z nami na zawsze.
- Obiecujesz? - zapytała dziewczynka.
- Obiecuję - odpowiedziała Nat - A teraz spróbuj zasnąć.
Nie minęły jednak dwie minuty, a drzwi sypialni znów się otworzyły. Stanął w nich Pietro, przecierając mokre od łez oczy.
- Miałem zły sen... - szepnął - Śniło mi się, że nas oddaliście z powrotem do domu dziecka.
Clint uśmiechnął się z czułością. Wspólne sny bliźniaków... Słyszał o takich rzeczach, ale doświadczenie ich było o wiele bardziej niesamowite, niż czytanie w internecie.
- Wskakuj - powiedział, wskazując wolne miejsce na łóżku obok siebie. Chwilę później Pietro leżał już przy nim, spokojny, przykryty kołdrą.
- Wujku... Czy możemy zostać tu z Wandą na zawsze? - spytał z nadzieją w głosie.
- Bardzo byśmy tego chcieli - odpowiedział Barton - I zrobimy wszystko, żeby tak było.
***
W końcu nadszedł dzień, na który wszyscy czekali. Bartonowie mieli dzieciom do przekazania bardzo ważną informację, dlatego zawołali je do salonu. Pietro i Wanda usiedli na kanapie przy Clincie i Natashy, zaciekawieni, ale również trochę zaniepokojeni. Co mogło być tak ważne? Co się stało?
- Wanda, Pietro... Mamy wam coś do powiedzenia - zaczęła Natasha, a do jej oczu napłynęły łzy. Na ich widok bliźniaki przestraszyły się nie na żarty.
- Chcecie nas oddać? - zapytała dziewczynka, ledwo słyszalnym szeptem. Clint pokręcił głową z uśmiechem.
- Nawet tak nie myślcie. Wręcz przeciwnie. Już jest po wszystkim... - spojrzał na Natashę, dając znak, aby to ona dokończyła.
- Załatwiliśmy wszystkie sprawy i teraz oficjalnie jesteśmy rodziną... - powiedziała.
Przez chwilę nie było żadnej reakcji. Żadnej. Bliźniaki po prostu zastygły w bezruchu, patrząc przed siebie. Potem Wanda zaczęła płakać. Natasha, nie wiedząc, jak zareagować, objęła dziewczynkę, a ta wtuliła się w nią. Kobieta posadziła ją pomiędzy sobą, a Clintem, mężczyzna jedną ręką zaczął głaskać Wandę po głowie. Pietro przez dłuższą chwilę przyglądał im się szeroko otwartymi oczami, a potem zerwał się z miejsca z jeszcze większym płaczem, niż siostra. Podszedł bliżej do reszty swojej nowej rodziny. Zaraz też Clint wziął chłopca na kolana i przytulił mocno, a Natasha położyła swoją dłoń na jego ręce. I tak siedzieli przez jakiś czas, całą rodziną...
Później, jeszcze tego samego dnia poszli na plac zabaw i do parku, zjedli wielkie lody, a na kolację zamówili pizzę i do późna oglądali bajki. Pietro i Wanda zasnęli na kanapie w salonie, ale Clint zaniósł ich do łóżek, a Natasha przykryła dzieci starannie i pocałowała w czoło na dobranoc. Odtąd to miało być dla nich coś normalnego...
***
Od dnia, kiedy oficjalnie zostali rodziną minęło już kilka tygodni. Wszyscy powoli przyzwyczajali się do tej sytuacji. Dzieci zaczęły również oswajać się z nowymi rodzicami na tyle, że Pietro od dawna już nazywał Clinta "tatą", a Wanda kilka dni później zaczęła mówić do Natashy "mamo". Jednak kobieta nie usłyszała jeszcze tego słowa od jej brata. Do czasu...
Pewnej soboty jak zwykle przygotowywała obiad w kuchni. Nagle do pomieszczenia wpadł Pietro, omal się nie przewracając.
- Pietro, nie biegaj po domu - zwróciła mu łagodnie uwagę Natasha.
- Przepraszam, mamo, już nie będę. Zrobisz mi kanapkę? Jestem głodny.
Natasha z wrażenia aż upuściła nóż, którym kroiła marchewkę. Przez chwilę wpatrywała się w chłopca ze wzruszeniem, a potem jakby zbudziła się ze snu.
- Pewnie, już ci robię.
Pietro przyglądał się swojej mamie zdziwiony. O co chodzi? Czemu tak zareagowała? Dlaczego prawie płacze i ręce jej się trzęsą? Czy w tym domu nie można normalnie poprosić o kanapkę?
W tym samym czasie Clint oglądał w salonie telewizję, z Wanda przeglądała książkę. Denerwowały ją jednak rozpuszczone, długie, opadające na ramiona włosy, tym bardziej, że było strasznie gorąco. Sama jednak nie umiała ich porządnie związać, a wiedziała, że Natasha jest zajęta. Poszła więc po grzebień i gumkę i przyniosła je Clintowi.
- Tato, zrobisz mi warkocza? - zapytała, sama nie wiedząc, dlaczego właściwie nazwała mężczyznę "tatą". Zastanawiała się, czy dobrze zrobiła, tym bardziej, że reakcja Bartona była co najmniej dziwna. Najpierw przeniósł nieobecny wzrok z telewizora na Wandę, później znów na ekran, i znów na dziewczynkę. I tak przez jakieś dwie minuty. W jego głowie kołatały się dwie myśli. Po pierwsze: "Nareszcie nazwała mnie tatą", a po drugie: "Jak do cholery się robi warkocza?". Dlatego też dopiero po pewnym czasie zorientował się, że jego córka nadal czeka na odpowiedź.
- Spróbuję, ale nie wiem czy mi się uda - odpowiedział, biorąc z rąk dziewczynki grzebień i gumkę. Nie wiadomo, jakim cudem, ale udało mu się związać jej włosy całkiem przyzwoicie.
Po chwili do pokoju weszła Natasha, nadal ze łzami w oczach. Pietro został w kuchni jedząc kanapkę. Wanda podbiegła do mamy, a widząc jej zapłakane oczy, zaniepokoiła się.
- Mamusiu, czemu jesteś smutna? - zapytała - Nie płacz, nie lubię jak płaczesz, wtedy mi też jest smutno.
To proste zdanie sprawiło, że Natasha wzruszyła się jeszcze bardziej.
- Nie jestem smutna, tylko szczęśliwa. Płaczę ze szczęścia - wyjaśniła, a po chwili dodała - Sama zrobiłaś sobie warkocza?
- Tata mi zrobił - odpowiedziała dziewczynka, a następnie zniżyła głos do szeptu - Ale jednak wolę, jak ty mnie czeszesz. Tylko nie mów tacie, bo będzie zazdrosny.
Kobieta roześmiała się i przez dłuższą chwilę nie mogła się opanować. Clint, który do tej pory zainteresowany był jedynie meczem w telewizji, spojrzał na nią dziwnie. Po chwili do pokoju wpadł Pietro.
- Idziemy dziś nad jezioro? - zaproponował. Wszyscy chętnie się zgodzili i po obiedzie byli gotowi do wyjścia. Clint jak zwykle chciał się schylić, żeby zawiązać synowi sznurówki, ale, ku jego zdumieniu chłopiec go powstrzymał.
- Ja sam - oznajmił. Barton z dumą patrzył, jak Pietro trochę nieporadnie wiąże buty. Jeszcze niedawno nie spodziewał się, że takie małe sukcesy mogą go tak ucieszyć, podobnie Natasha. Ale teraz wszystko się zmieniło. Zostali rodzicami kochanych bliźniaków i niczego więcej nie potrzebowali.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top