Rodzina to ci, których kochamy najbardziej

- A później owinąłem go siecią tak, że nie mógł się ruszyć, a potem pan się pojawił... To znaczy, ty się pojawiłeś. No i wiesz co było dalej. To było super, naprawdę - podniecał się Peter, opowiadając Tony'emu o swojej wczorajszej misji. Stark słuchał chłopaka uważnie, popijając kawę w fotelu. Pepper kiwała głową z uśmiechem i dumą, a mała Morgan wpatrywała się w Parkera jak w święty obrazek. Harley majstrował coś przy urządzeniu niewiadomego przeznaczenia, które pewnie wyciągnął z warsztatu Starka, uśmiechając się pobłażliwie, jakby chciał powiedzieć "Mój przyszywany brat to idiota, ale i tak go uwielbiam". Prawda jest taka, że skoczyłby za Peterem w ogień, jak i za każdym członkiem jego nowej rodziny, ale przecież w życiu nie powiedziałby tego na głos.

- Muszę przyznać, spisałeś się młody - pochwalił Tony, co sprawiło, że na twarzy chłopaka pojawił się szeroki uśmiech.

- Dzięki panie Stark... To znaczy, Tony - Peter nadal nie umiał się przyzwyczaić, żeby mówić do Starka po imieniu.

Przez chwilę panowała cisza, którą znów przerwał Parker.

- Spodobało mi się bycie Avengerem i walka z prawdziwymi złoczyńcami. To dużo bardziej niebezpieczne, ale też takie ekscytujące... Na przykład wczoraj, czułem się częścią czegoś wielkiego i to było takie miłe... Tylko przez chwilę miałem wątpliwości, jak o mały włos nie przygniótł mnie samochód, ale w końcu nic się nie stało.

- Zaraz - przerwał Tony - Jaki samochód? Jak to o mało cię nie przygniótł?

- Ups... - westchnął chłopak. Dopiero teraz zauważył, że nie powinien był tego mówić. Widok zdenerwowanego wyrazu twarzy Tony'ego, zaniepokojonej Pepper i zdezorientowanej nagłą ciszą Morgan wcale nie pomagał zebrać myśli. Chłopak spojrzał na Harleya, oczekując jakiegokolwiek wsparcia, wskazówki, czy czegokolwiek, ale jego "brat" tylko łobuzersko się uśmiechał i patrzył na Petera, jakby chciał powiedzieć "Wkopałeś się, to teraz sobie radź". Parker zakodował sobie w głowie, że będzie musiał mu się za to kiedyś pięknie odpłacić...

- No bo... Tam byli zwyczajni ludzie. Bezbronni. Dzieci. Musiałem odwrócić uwagę tego wielkiego robota, czy co to tam było. Odciągnąłem go jakąś pustą, ślepą uliczkę. Nie spodziewałem się tylko, że dosłownie rzuci we mnie samochodem. Byłem w potrzasku, za mną była ściana. W ostatniej chwili udało mi się wystrzelić sieć. Poleciałem w górę, a potem go splątałem. Po chwili ty się pojawiłeś. No i to tyle...

Przez chwilę panowała cisza, a Peter chciał teraz tylko cofnąć czas, żeby nic nie mówić o tym wypadku. Ciekawe, czy Harley ma jakiś sprzęt do cofania czasu, albo chociaż wymazywania pamięci? Jeśli nie, to lepiej niech szybko coś wymyśli. A może Doktor Strange... Ale chwila, stop, cofnij. No tak, nie mają już kamieni. Super...
Czyli jest skazany na pogadankę.

- Czy ty zdajesz sobie sprawę, jakie to było niebezpieczne?! - odezwał się w końcu Tony. No świetnie, zaczyna się.

- Tony, posłuchaj. Tam byli niewinni ludzie. Musiałem być ostrożny.

- To nie było konieczne. Mogli uciec - odpowiedział Stark - Zachowałeś się głupio i nieodpowiedzialne. Mogłeś zginąć, bo zachciało ci się być bohaterem!

- Nieprawda! - krzyknął Peter - Ja po prostu chciałem ich chronić! Przecież o to chodzi w byciu Avengerem, prawda? Mamy chronić słabszych.

- Tak, chronić słabszych, a nie narażać się bez sensu! - odpowiedział Stark, również podniesionym głosem.

Pepper przypatrywała się tej kłótni szeroko otwartymi oczami z niepokojem zauważając, że to może nie skończyć się dobrze.

- Mamo, dlaczego tata i Peter krzyczą? - zapytała Morgan, bliska płaczu.

- To nic takiego, maleńka - odpowiedziała - Harley, zabierz Morgan do pokoju.

Chłopak posłusznie wziął przyszywaną siostrę za rękę i poszedł z nią do jej pokoju, po drodze rzucając Peterowi pokrzepiające spojrzenie.

- Widzicie, co narobiliście? - odezwała się Pepper ze złością - Przestraszyliście Morgan. Uspokójcie się w końcu, oboje.

- Jak mam być spokojny? - zapytał Tony - Ten dzieciak prawie się zabił i jeszcze wydaje mu się, że wszystko jest w porządku, że powinien tak zrobić, bo jest Avengerem.

- Sam mianowałeś mnie Avengerem. Musisz się liczyć z tym, że będę się starał wypełniać obowiązki, nawet, jeśli to niebezpieczne - odpowiedział Peter.

- To był błąd. Nigdy nie powinienem był ci na to pozwolić.

Zapadła kompletna cisza. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że Stark trafił w czuły punkt chłopaka. Parker zawsze marzył o dołączeniu do Avengers, a kiedy jego mentor spełnił to życzenie, był najszczęśliwszy na świecie. A teraz okazało się, że Tony tego żałuje...

To było za wiele dla Petera. Nic nie mówiąc, wyszedł z salonu i ruszył do przedpokoju. Pepper poszła za nim.

- Idę do cioci May. Śpię dzisiaj u niej - oznajmił chłopak zakładając buty. Kobieta pokiwała głową. Nie zamierzała go zatrzymywać. Oboje, Peter i Tony musieli to wszytko przemyśleć na spokojnie.

- Zadzwoń później - poprosiła cicho.

- Jasne - mruknął chłopak, wychodząc z domu. Pepper westchnęła. Jak ona jeszcze z nimi wytrzymuje?

W salonie nie zastała już Tony'ego. Zamiast niego, siedział tam Harley.

- Morgan ogląda bajkę, a Tony poszedł do sypialni. Peter pewnie wyszedł?

Pepper pokiwała głową.

- Poszedł do May. Może to i dobrze. Jak już napięcie trochę opadnie, wszystko sobie wyjaśnią.

Chłopak pokiwał głową, choć nie wydawał się do końca przekonany. Coś poszło bardzo nie tak...

***

Po kilku godzinach, dość późnym wieczorem odezwał się telefon Pepper. Dzwoniła May.

- Cześć May.

- Cześć. Nie będę długo przeszkadzać, ale chciałam tylko zapytać, czy Peter już jest u was. Miał zadzwonić, gdy będzie na miejscu, ale pewnie po prostu się z wami zagadał, mam rację?

Cisza po drugiej stronie słuchawki szybko zmieniła nastawienie kobiety.

- Pepper...

- May... Jak dawno Peter wyszedł od ciebie?

- Ponad godzinę temu. Dawno powinien już być u was. Rozmawialiśmy, poradziłam mu, żeby wszystko wyjaśnił sobie na spokojnie z Tonym. Miał do was pójść... Nie mów mi, że jeszcze go nie ma? - kobieta wydawała się zaniepokojona. Pepper naprawdę nie chciała jej martwić, ale przecież nie mogła kłamać...

- Nie... Nie przyszedł. Ale nie martw się, pewnie po prostu nie wie, czy powinien wracać. Może kręci się gdzieś w okolicy. Postaram się z nim skontaktować. Dam ci znać. Peter nie jest małym chłopcem, potrafi sobie radzić. Nie musimy panikować - uspokajała Pep.

- Masz rację. Ale zadzwoń, gdy uda ci się z nim skontaktować. Wiesz jak to jest martwić się o dziecko, nawet, jeśli jest prawie dorosłe.

- Wiem, mam dwóch prawie dorosłych synów - zaśmiała się kobieta. Jednak ona też się martwiła.

A razem z Pepper, zaczęli martwić się wszyscy mieszkańcy domu. Peter nie odbierał telefonu, nie odpowiadał na SMS-y. W dodatku zaczęło straszliwie padać. W końcu Tony nie wytrzymał. Bez słowa wsiadł do samochodu i zaczął jeździć po mieście w poszukiwaniu chłopaka. Jeśli coś mu się stanie, jeśli choćby się przeziębi, Stark będzie naprawdę wściekły na siebie...

***

Szedł przed siebie, bez określonego celu. Wiedział tylko jedno. Nie wróci teraz do domu. Wychodząc od cioci May był przekonany, że da radę tam pójść i pogadać z Tonym, ale teraz zrozumiał, że na razie to niemożliwe. Nie po tym, co mężczyzna mu powiedział. Że przyjęcie go do Avengers było błędem...
Nawet nie zauważył kiedy zaczęło padać. Zorientował się dopiero, gdy był już cały przemoczony. Mimo to, nie zatrzymywał się, nie w szukał schronienia. Szedł dalej, a łzy, płynące po jego policzkach mieszały się z kroplami deszczu. Wciąż myślał tylko o jednym. Co, jeśli Tony miał rację? Jeśli nie nadaje się do bycia Avengerem?

W pewnym momencie nie mógł już iść dalej. Nie chodzi o to, że nie miał siły, ani nic takiego. Po prostu czuł, że to nie ma sensu. Że powinien się zatrzymać. Dokładnie w tym miejscu.
Dopiero wtedy zrozumiał, jak bardzo mu zimno...
Skulił się pod ścianą, próbując ochronić się przed deszczem i czekał, samemu nie wiedząc, na co.

Jakiś samochód zatrzymał się niedaleko. Ktoś z niego wysiadł i podszedł do Petera, ale on zdawał się tego nie zauważać. Dopiero w momencie, gdy ta osoba wypowiedziała jego imię, chwytając w dłonie twarz chłopaka, Parker podniósł wzrok. Tuż przed sobą napotkał przerażone oczy Tony'ego Starka.

- Mój Boże... Peter, jesteś cały przemoczony - wyszeptał, jakby chłopak tego nie wiedział - Chodź szybko do domu, bo jeszcze się przeziębisz.

- Nigdzie nie idę - odpowiedział cicho, ale stanowczo Parker. Tony westchnął. No tak, mógł się tego spodziewać.

- Nie wygłupiaj się, młody. Wracamy do domu.

- Nie - upierał się chłopak. Tony zrozumiał, że musi zmienić podejście, bo inaczej w życiu nie dojdą do porozumienia.

- W porządku - odpowiedział - Ale w takim razie zostaję z tobą.

To mówiąc, usiadł obok Petera na chodniku. Jakby tego było mało, zdjął bluzę i zarzucił ją na ramiona chłopaka. Zauważył, że Parker chciał coś powiedzieć, tylko nie wiedział, co...

Ale Tony wiedział...

- Przepraszam - wyszeptał - Jesteś świetnym Avengerem. Naprawdę cieszę się, że przyjąłem cię do drużyny. Po prostu... To niebezpieczne. A ty jesteś bardzo młody. Zwyczajnie nie chcę, żeby coś ci się stało.

Chłopak w końcu spojrzał na Tony'ego oczami pełnymi łez. Stark bez zastanowienia przyciągnął go do siebie i mocno przytulił. Peter oparł głowę o jego klatkę piersiową, chowając się najbardziej, jak to możliwe w ramionach przybranego ojca.

Pewnie długo by tak siedzieli, gdyby nie zimny deszcz, który wciąż padał coraz mocniej. Parker pozwolił Tony'emu zaprowadzić się do samochodu. Przez całą drogę żaden z nich nie odezwał się nawet słowem.

***

W domu czekała na nich cała rodzina. Na widok dwójki przemoczonych przybyszy, wszyscy poderwali się na równe nogi.

- Matko Boska! - krzyknęła Pepper, podchodząc do nich i mocno przytulając Petera - Jesteś cały przemoczony. Jeszcze się przeziębisz. Idź się przebrać, zrobię ci herbatę.

Następnie puściła chłopaka i spojrzała na Tony'ego.

- Tobie też się przyda...

Harley objął Petera ramieniem, prowadząc go do pokoju. Nie spodobał mu się widok jego przekrwionych oczu i smutnego wyrazu twarzy.

- Wiesz co, bro? Wyglądasz jak żul.

Może się wydawać, że taki tekst jest nie na miejscu, ale Harley myślał zupełnie inaczej. Zwłaszcza w momencie, gdy zauważył, że kąciki ust Petera delikatnie się uniosły. Tak... Harley Keener wiedział, co zrobić, żeby rozbawić swojego "brata".

Chwilę później zarówno Peter jak i Tony siedzieli już w salonie, przebrani w suche ciuchy i z kubkami ciepłej herbaty w dłoniach. Pepper poszła zadzwonić do May, a Harley, wciąż utrzymując, że Peter wygląda jak żul spod sklepu osiedlowego i ochrzaniając go, że nie odpisywał na SMS-y, zarzucił mu na ramiona ciepły koc. Chłopak zaraz otulił się tak, że było mu widać tylko głowę.

- Zadzwoniłam do cioci May - poinformowała Pepper, wchodząc do salonu - Cieszy się, że jesteś cały, ale masz się szykować na pogadankę.

Peter jęknął.

Po chwili do pokoju wpadła Morgan, która wcześniej zniknęła w swoim pokoju, niosąc pełno pluszaków, które aż wypadały jej z rąk. Położyła je na kanapie obok Parkera.

- Widziałam, że jesteś smutny, więc przyniosłam ci wszystkie moje pluszaki - wyjaśniła - Zawsze mi pomagają. Przytulam je jak coś mi jest. Biały miś jest wtedy, gdy coś mnie boli, króliczek i piesek gdy jestem chora, miś z serduszkiem jak mam zły sen, a kotek jak pokłócę się z mamą. Z tatą się nie kłócę, ale pewnie też zadziała. Możesz przytulić wszystkie. Przyniosłam nawet mojego ulubionego jednorożca - pomachała Peterowi zabawką przed nosem, a potem dodała ciszej - Bez niego nie mogę zasnąć. Ale mogę dzisiaj nie spać, jeśli ma być ci lepiej. No śmiało, przytul je.

Chłopak, całkowicie rozczulony, jak z resztą wszyscy w pokoju, posłusznie przytulił pluszaki. Były miękkie i pachniały jak Morgan...

- Lepiej? - zapytała dziewczynka.

- O wiele lepiej - odpowiedział Peter - Są milutkie. Ale wiesz co? Zatrzymaj je sobie, szczególnie jednorożca. Tak naprawdę, to najbardziej to mam ochotę przytulić moją siostrzyczkę.

Nie musiał dwa razy powtarzać. Dziewczynka ze śmiechem wdrapała mu się na kolana i objęła jego szyję rączkami. Chłopak przyciągnął ją do siebie i poczuł, jak cały smutek go opuszcza...

- Za słodko - uznał Harley - Zaraz dostanę jakiejś cukrzycy.

- Chcesz dołączyć? - zapytał Peter doskonale wiedząc, co jego brat ma na myśli. Odpowiedź była jasna.

- Ale fajnie... - uznał Keener, przytulając swoje rodzeństwo, a po chwili zwrócił się do Tony'ego i Pepper - Ej, chodźcie, robimy rodzinny przytulas!

Pep od razu dołączyła, ale Tony się wahał. Nadal był wściekły na siebie, za to, co powiedział Peterowi. Chłopak szybko to zauważył i uśmiechnął się do niego.

- Tony, co jest? Rodzinka czeka... - powiedział, w myślach dodając "Jak bardzo go uwielbiam, tak teraz mam ochotę strzelić w niego siecią. Ile jeszcze zamierza się tak obwiniać? Przecież nic się nie stało, po prostu się o mnie martwił".

Na szczęście to wystarczyło. Stark z uśmiechem dołączył do rodzinnego uścisku. Rodzinnego... Bo, chociaż chłopcy nie byli jego dziećmi, to kochał ich jak swoje. Byli prawdziwą rodziną. Trochę pokręconą, ale jednak.

Bo rodzina to nie tylko krew, nie tylko geny...
Rodzina, to ludzie, za których jesteś gotów oddać życie. To uczucia, troska, poświęcenie...
Rodzina to ci, których kochamy najbardziej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top