Not all heroes wear capes
Mała przerwa od szkolnych shotów.
Tego poranka dwóch bogów stało nad brzegiem jeziora, wpatrując się w toń. Pamiętali podobną sytuację sprzed zaledwie miesiąca. Wówczas wspominali swoją matkę. Dziś przyszedł czas na ojca...
- To co? Masz mu coś do powiedzenia? - zapytał Thor, patrząc niepewnie na Lokiego.
- Któremu? - odpowiedział pytaniem bóg kłamstw, nie odrywając wzroku od wody - Jeśli chodzi o biologicznego to tylko tyle, że go nienawidzę. Z Odynem jest to bardziej skomplikowane...
Poczuł, że starszy brat kładzie mu rękę na ramieniu. To było miłe... Rzadko to robił, bo też Loki nieczęsto mu na to pozwalał. Ale teraz bardzo potrzebował wsparcia i Thor dobrze o tym wiedział. Rozmowy o rodzinie nigdy nie były dla niego łatwe. Wspomnienia braci w tej kwestii bardzo się różniły...
- Może ty zaczniesz? - zaproponował bóg kłamstw z prośbą w oczach.
- Jeśli chcesz - zgodził się Thor i po chwilowym zastanowieniu, zaczął mówić, wpatrując się w wodę - Ojcze... Dziś jest szczególny dzień, w którym bardziej, niż kiedykolwiek chciałbym wyznać ci całą prawdę. Przepraszam, że nie byłem takim synem, jakiego oczekiwałeś. Że myślałem tylko o sobie, bywałem arogancki i samolubny. Ty starałeś się nauczyć mnie pokory. Dziękuję za to, że zawsze byłeś dla mnie wzorem władcy, mądrego i sprawiedliwego. Ale sam wiesz, że na tym wszystkim pojawiła się rysa... Zbyt wiele się dowiedziałem, za dużo zrozumiałem. Nie potrafię już myśleć o tobie jako o kimś idealnym. Jednak mimo wszystko dziękuję za bycie bohaterem mojego dzieciństwa...
Thor spojrzał na brata, który słuchał oczarowany i poruszony, a potem westchnął i sam zaczął mówić.
- Ojcze... Dziękuję, że mnie przygarnąłeś, gdy byłem mały, że się mną zaopiekowałeś i w pewien sposób może mnie kochałeś... Przepraszam za wszystkie kłopoty, które sprawiałem od najmłodszych lat. Chcę ci powiedzieć... Że faktycznie, władcą byłeś świetnym. W tej kwestii uważałem cię za wzór do naśladowania. Z rolą taty niestety było trochę gorzej, ale nie mam ci tego za złe. Po prostu tak miało być... Mimo wszystko cieszę się, że trafiłem do
twojego domu.
Spojrzał pytająco na Thora, który pokiwał głową z aprobatą. Może ich ojciec nie był bohaterem... Ale na pewno odegrał bardzo ważną rolę w ich życiu.
***
Na Milano Peter od rana słuchał muzyki i błąkał się jak duch po całym statku, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Nikomu jednak nie chciał się zwierzyć, co takiego się stało. Ale jedna osoba miała zamiar to z niego wyciągnąć...
Quill siedział z zamkniętymi oczami, wsłuchując się w tekst piosenki, gdy nagle poczuł, że ktoś zdejmuje mu słuchawki. Otworzył oczy i zobaczył przed sobą Gamorę, która bezceremonialnie usiadła mu na kolanach.
- No to słucham. Co się dzieje?
Peter omal się nie roześmiał. Gamora rzadko w jakikolwiek okazywała uczucia, chyba, że jej chłopaka coś dręczyło. Gdy widziała, że coś jest nie w porządku, potrafiła najzwyczajniej w świecie trzymać go za rękę, przytulać, czy głaskać po głowie, dopóki nie powiedział jej, o co chodzi i się nie uspokoił. Z tego powodu Quill czasami bywał smutny dłużej i bardziej, niż było to konieczne...
Tym razem jednak nie udawał. Nie patrząc nawet na dziewczynę, wyszeptał dwa słowa.
- Dzień Ojca...
I to wystarczyło, aby zrozumiała. Oplotła jego szyję ramionami, a mężczyzna przyciągnął ją mocno do siebie. Teraz już nie mógł powstrzymywać łez. Gamora pozwoliła mu się wypłakać, co jakiś czas całując go czule w czubek głowy.
- Ironia losu... Mój biologiczny ojciec zabił mi matkę i zginął z mojej ręki. A mój tata, który zajmował się mną przez lata, zginął ratując mnie... Nawet nigdy nie powiedziałem mu, jak wiele dla mnie znaczy. Mam nadzieję chociaż, że się domyślał, że jest moim bohaterem. Pomimo tego, że nie był idealny, nie zamieniłbym go na nikogo innego.
Gamora dobrze rozumiała sytuację swojego chłopaka. Jej nie była dużo lepsza.
- Ten dzień jest dla mnie okropny, jeszcze gorszy niż Dzień Matki... - zakończył Quill. W tej chwili jego dziewczyna uznała, że nadszedł już odpowiedni moment.
- Jeśli wszystko pójdzie dobrze - zaczęła - To za rok już nie będzie taki okropny...
Peter wyglądał jakby nie do końca rozumiał, co Gamora mówi. Na widok jego zdezorientowanej miny, kobieta nic nie powiedziała, jedynie przewróciła oczami, a następnie chwyciła rękę mężczyzny i położyła ją na swoim brzuchu. I wtedy do niego dotarło...
- Czy ty chcesz mi powiedzieć...
- Tak - Gamora nie dała mu dokończyć - Będziemy mieli dziecko...
Reakcja Petera była... Cóż, bardzo w jego stylu. Przez dobrą minutę siedział z otwartymi ustami, patrząc to na twarz Gamory, to na jej brzuch.
- O mój Boże! - krzyknął, gdy w końcu dotarło do niego, czego się właśnie dowiedział, a potem zerwał się na równe nogi, biorąc swoją dziewczynę na ręce i okręcił się z nią kilka razy, dopóki nie zakręciło mu się w głowie. Gamora śmiała się i piszczała jak mała dziewczynka.
Po wszystkim delikatnie postawił ją na ziemi i nic nie mówiąc, po prostu pocałował.
- Co tu taki wrzask? Kogoś ze skóry obdzierają? - romantyczną chwilę przerwał nie kto inny, jak Rocket.
- Daj się cieszyć - odpowiedział Peter, nie złoszcząc się nawet na szopa za wejście w nieodpowiednim momencie - Jakieś dwie minuty temu dowiedziałem się, że będę ojcem, chyba mam prawo krzyczeć.
Po usłyszeniu tych słów, Rocket najpierw otworzył szeroko oczy i spoglądał to na Gamorę, to na Quilla, aż wreszcie krzyknął tylko "Jasna cholera!" i wybiegł z pomieszczenia. Kobieta i mężczyzna jedynie zaśmiali się, a potem wrócili do przerwanego pocałunku...
***
- Wszystkiego najlepszego, tato! - Morgan wbiegła do sypialni rodziców z samego rana i wskoczyła im do łóżka, obsypując Tony'ego buziakami i przytulając go mocno - Kocham cię razy trzy tysiące.
- Cześć, Morguna - odezwał się mężczyzna, jeszcze nie do końca przytomny - Dziękuję, mała. Ja ciebie też kocham.
- To dla ciebie - dziewczynka podała mu breloczek z literą "T" (co mogło oznaczać "tata", albo "Tony", jak sama wyjaśniła) oraz własnoręcznie narysowaną laurkę. Przedstawiała ona Iron Mana, trzymającego ją za rękę. Na górze kartki widniał trochę koślawy napis "Jesteś moim bohaterem".
- Śliczna laurka, Morgan. Wiesz co? Ja też mam dla ciebie niespodziankę. Ale to dopiero po śniadaniu.
I chociaż dziewczynka nalegała, żeby tata powiedział jej wcześniej, on był nieugięty. Dopiero, gdy byli już ubrani i najedzeni, wziął córkę za rękę i zaprowadził do ogrodu.
- Rozejrzyj się. Co się zmieniło?
Morgan nie musiała się długo zastanawiać nad odpowiedzią.
- Skończyłeś domek na drzewie! - krzyknęła - Dziękuję, tato! Kocham cię razy trzy tysiące! Mogę iść go zobaczyć?
- Pewnie, przecież jest twój - zgodził się Tony. Dziewczynka z radością pobiegła oglądać domek na drzewie, który jej tata sam budował.
Po około dwóch godzinach do ogrodu, w którym rodzinka nadal spędzała czas weszli dwaj niespodziewani goście.
- Niespodzianka? - odezwał się Harley, zwracając na siebie uwagę Tony'ego, Pepper i Morgan.
- Synowie przyszli - powiedział Peter - Spotkaliśmy się pod domem. Dzwoniliśmy, ale nikt nie odpowiadał. Było otwarte, więc weszliśmy. I jesteśmy... - po tych słowach podszedł do Tony'ego i przytulił go - Wszystkiego najlepszego, Tony. Dziękuję, że zastąpiłeś mi ojca.
Po chwili to samo zrobił Harley.
- Najlepszego - wyszeptał - Dzięki za wszystko. Za bycie ojcem, którego nigdy nie miałem.
- Harley, Peter! Chodźcie zobaczyć mój domek na drzewie! - zawołała Morgan, nie dając chłopakom nawet usiąść.
I tak oto cała rodzinka Stark świętowała w ogrodzie. Pomiędzy rozmową, jedzeniem i zabawami Tony znalazł chwilę, aby wspomnieć swojego ojca. Howard może popełniał wiele błędów, ale starał się najlepiej jak umiał. Dla Tony'ego był bohaterem...
A on stara się być takim samym bohaterem dla swoich dzieci.
***
Clint obudził się rano i zobaczył, że leży sam w łóżku. Jego żona pewnie już robiła śniadanie... Musiał długo spać. Spojrzał na zegarek. Była dziesiąta, czyli wcale nie tak późno, jak na niego. Ubrał się i poszedł do kuchni, ale, ku swojemu zdumieniu nie zastał tam Laury. Na stole stał talerz z kanapkami i kubek herbaty. Obok leżała karteczka. Barton wziął ją i przeczytał.
Jak skończysz jeść, idź do salonu. Na kominku znajdziesz następną wskazówkę.
He doesn’t fight crime or wear a cape
He doesn't read minds or levitate
But every time my world needs saving
He’s my superman
Mężczyzna uśmiechnął się. No tak, w końcu dziś Dzień Ojca. Był ciekaw, co takiego jego dzieci mu przygotowały.
Znał piosenkę, z której pochodził cytat na karteczce, a to sprawiło tylko, że jeszcze bardziej nie mógł się doczekać rozwiązania zagadki. Zjadł śniadanie i pobiegł do salonu. Na kominku leżały kwiaty, takie same, jakie rosły w ich ogrodzie. Pomiędzy nimi znajdowała się kolejna kartka.
Some folks don’t believe in heroes
Cause they haven’t met my dad
Clint wiedział, co robić. Szybko pobiegł do ogrodu, gdzie, tak jak się spodziewał zobaczył swoją żonę i dzieci. Małe Bartony, gdy tylko go dostrzegły, rzuciły się na niego, wykrzykując życzenia i dając prezenty.
- Wiesz tato, to jeszcze nie koniec niespodzianek - powiedziała tajemniczym głosem Lila - Na ścianie jest podpowiedź. O tam - wskazała palcem miejsce, gdzie wisiała przyklejona taśmą karteczka. Clint odkleił ją, stając na palcach, bo była zawieszona dość wysoko i przeczytał kolejny fragment piosenki.
And even thought I’m a little taller
I still look up to him
- Jak widzisz, to nie o nas. My ciągle jesteśmy niżsi od ciebie - wyjaśnił Cooper - Zastanów się teraz, kto nie jest...
Clint nie musiał długo myśleć nad odpowiedzią.
- Pietro...
Ledwie wymówił to imię, poczuł uderzenie w ramię i zanim zdążył mrugnąć, jasnowłosy chłopak stał już przed nim, obejmując w pasie swoją siostrę.
- Tego się nie spodziewałeś? - zapytał Pietro, rzucając się wraz z Wandą w ramiona Clinta. Nie... Nie spodziewał się. Bliźniaki przecież wyjechały do innego miasta. Oboje układali sobie życie i nie mieli zbyt wiele czasu. Planowali ich odwiedzić dopiero za kilka tygodni, a tymczasem zrobili Bartonowi taką niespodziankę...
- Wszystkiego najlepszego, Clint... Dziękujemy za przygarnięcie nas, za bycie naszym tatą - powiedziała Wanda.
- Najlepszego, staruszku - dodał Pietro ze śmiechem - I dziękuję.
- A to od nas wszystkich - dziewczyna wręczyła Bartonowi kartkę na Dzień Ojca. W środku były podpisy wszystkich jego dzieci i ostatni cytat z piosenki...
He built me a house in the arms of a tree
He taught me to drive and to fight and to dream
When he looks in my eyes I hope he can see that
My dad’s a hero to me...
Dziś wszystkiego najlepszego dla każdego Taty! Pamiętajmy o nich❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top