Jeszcze nie czas
Shot jest powiązany z jedną z poprzednich prac pt. "Bez względu na wszystko". Taka alternatywna końcówka Endgame.
- Możesz odpocząć...
Te słowa rozbrzmiały straszliwie w uszach wszystkich obecnych na polu bitwy, gdy wypowiedziała je zapłakana Pepper klęcząca przy swoim umierającym mężu.
Peter Parker czuł, jakby jego serce rozbijało się właśnie na drobne kawałeczki, które nigdy nie miały się znów poskładać. Człowiek, który się nim zaopiekował, pomógł mu zostać prawdziwym bohaterem i zastąpił mu ojca, umierał na jego oczach, a on nie mógł nic z tym zrobić. Nic. Mógł tylko bezczynnie się przyglądać i płakać.
Natasha, Steve, Clint, Thor i Bruce też mieli łzy w oczach. Ich przyjaciel, z którym przeżyli tak wiele pięknych chwil, do którego się przywiązali, członek pierwszego składu Avengers, poświęcił się dla dobra świata. Clint przypomniał sobie moment, w którym prawie zginął razem z Natashą... Cudem uniknęli straty rudowłosej. Duszy swojego zespołu. Ale teraz, ze śmiercią Tony'ego, umiera serce drużyny. I wtedy do łucznika dotarła smutna prawda. Avengers przestali istnieć...
Każdy, nie ważne, czy znał Tony'ego Starka, czy też nie, zachował wielką powagę. Wszystkim obecnym zrobiło się ciężko na sercu. Niektórzy nie mieli nawet pojęcia, dlaczego. Wiedzieli jednak, że odchodzi ktoś wielki. Ktoś, kto znaczył naprawdę dużo dla tego świata. Bohater.
Pepper była silna. Zawsze była silna. Chociaż łzy cisnęły jej się do oczu, chociaż chciała teraz zacząć krzyczeć i przeklinać całe to bohaterstwo Tony'ego, nie mogła. Powiedziała, że sobie poradzą. Ale czy na pewno? Co powie Morgan? Jak ona to przyjmie? To przecież tylko dziecko... A przypadło jej w udziale być córką bohatera. Może brzmi to wspaniale, ale rzeczywistość nie jest taka piękna. Lepiej dla dziecka, żeby miało za ojca zupełnie zwykłego, ale żywego i zdrowego człowieka, niż martwego bohatera...
Jak one sobie z tym poradzą?
Pepper chciała zacząć błagać swojego męża, żeby ich nie opuszczał, żeby był silny i walczył, ale zamiast tego powiedziała tylko to łamiące serce "Możesz odpocząć".
W tym momencie stały się dwie rzeczy. Niemal niedostrzegalne, ale bardzo ważne. Pewien człowiek, stojący dość blisko Tony'ego, nagle otarł łzy i uśmiechnął się niepewnie. Wiedział... W końcu Stephen Strange zawsze wiedział pierwszy.
Tony zrozumiał wszystko zaledwie chwilę później. Odnalazł wśród swoich przyjaciół uśmiechniętą twarz Strange'a. On również się uśmiechnął.
- Może jeszcze nie czas... - wyszeptał słabym głosem do Pepper. I nagle poczuł się, jakby wracały mu siły. Mógł wytrzymać. Mógł przeżyć. Wiedział to...
- Jeszcze nie czas - powtórzył Stephen, podchodząc bliżej i kładąc dłoń na ramieniu zszokowanej Pepper.
- Przyznam szczerze - kontynuował - że się tego nie spodziewałem. Dotarło do mnie dopiero przed chwilą... Widać los lubi robić mało zabawne kawały. W każdym razie, jeszcze nie jest za późno. Tony musi trafić do szpitala. Myślę, że może z tego wyjść.
Przez chwilę wszyscy stali w milczeniu, próbując zrozumieć to, co właśnie usłyszeli.
- Hej... Ja rozumiem, że się cieszycie, ja też, ale chcę umrzeć z tego powodu. Ktoś pomoże? Ktoś? Coś? Czy planujecie dalej stać? - odezwał się słabym głosem Stark.
Te słowa pobudziły wszystkich do działania. Strange otworzył portal, a Hulk przeniósł przez niego rannego Tony'ego, który po chwili leżał już na szpitalnym łóżku, a wokół niego uwijali się najlepsi lekarze w T.A.R.C.Z.Y. Pepper usiadła obok, doglądając swojego męża, przedtem dziękując Stephenowi i Bannerowi.
Strange miał pełne ręce roboty. Przez kolejne godziny otwierał portale i przenosił innych rannych do różnych placówek medycznych. Przetransportował Scotta i Hope do domu mężczyzny, aby mogli uspokoić Cassie, że wszystko się udało.
Clint wrócił na swoją farmę, aby spotkać się z rodziną. Wziął ze sobą Natashę i Wandę, która właściwie nie miała dokąd pójść. Postanowił się nią zająć tak, jak zwykle.
Peter trochę się opierał przed powrotem do cioci May. Chciał zostać przy Tonym i Pepper. W końcu jednak Strange przekonał go, że powinien wrócić do cioci i spróbować się uspokoić. Obiecał, że poprosi Pepper, aby dała mu znać, gdy tylko dowie się czegoś o stanie Starka.
I tak zakończyła się ostateczna bitwa...
***
Pepper sama nie wiedziała, jak długo siedziała przy łóżku swojego męża. Lekarze nie byli pewni, czy z tego wyjdzie, ale ona wiedziała, że tak będzie. Mimo to, bała się.
W końcu jednak ocknęła się z zadumy i uświadomiła sobie, że ma jeszcze dużo do zrobienia. Zadzwoniła do Strange'a, żeby przetransportował ją do domu. Do Morgan. Dziewczynka, pod opieką znajomych Pepper, cierpliwie czekała na powrót rodziców. Gdy tylko zobaczyła swoją mamę, pobiegła do niej i przytuliła.
- Udało się? Wygraliśmy? - zapytała z entuzjazmem.
- Tak, Morgan. Wygraliśmy...
I wtedy dziewczynka zrozumiała, że coś jest nie tak...
- Mamo... Dlaczego płaczesz? I gdzie jest tata?
- Tata jest w szpitalu - wyjaśniła Pepper, siląc się na uśmiech - Został ranny w bitwie, ale niedługo do nas wróci. Na razie nie możesz go odwiedzić, ale na pewno cię do niego zabiorę, gdy poczuje się lepiej.
- W porządku - odpowiedziała Morgan, niezadowolona, że nie może od razu zobaczyć taty. Wiedziała jednak, że nie powinna kłócić się z mamą.
- A teraz czas spać, kochanie. Już późno.
- No dobrze. Ale ty też się połóż, mamo - poprosiła dziewczynka, wiedząc, że Pepper jest zmęczona.
- Za chwilę. Muszę jeszcze do kogoś zadzwonić - odpowiedziała Pepper. Położyła Morgan do łóżka, a następnie, tak jak mówiła, chwyciła telefon. Musiała uspokoić Petera. Powiedziała mu także, że zawsze będzie mile widziany w ich domu i jeśli ma ochotę wpaść, choćby jutro, to niech się nie waha nawet przez chwilę.
Po wszystkim chciała się położyć, ale przypomniała sobie, że jest jeszcze ktoś, kogo musi powiadomić. Była bardzo zmęczona, oczy same jej się zamykały, ale miała jeszcze dość siły, aby wysłać jednego maila...
***
Wiele kilometrów dalej, młody mężczyzna jak zwykle, pomimo późnej godziny, przebywał w swoim ulubionym miejscu. W warsztacie, który otrzymał jako dziecko od pewnego "mechanika".
Tego wieczoru coś dziwnego go tu trzymało. Od dwóch godzin nie robił nic szczególnego, po prostu siedział z laptopem na kolanach, oglądając jakiś film. W pokoju byłoby mu znacznie wygodniej, ale z jakiegoś powodu nie chciał stąd wychodzić. Chwilę później miało się wyjaśnić, dlaczego...
Dostał maila. Widząc, kto jest nadawcą, uśmiechnął się, ale równocześnie zdziwił. Dlaczego Pepper Stark pisze do niego o tak późnej porze?
Czytając wiadomość, uzyskał odpowiedź na swoje pytanie... Natychmiast zerwał się z miejsca, pobiegł do pokoju i zaczął pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Złapał pierwszy odpowiedni pociąg z samego rana. Nawet nie wiedział, po co. Zwyczajnie czuł, że musi tam być...
Gdy następnego dnia, w domu rodziny Stark rozległ się dzwonek do drzwi, Pepper zostawiła na chwilę Morgan i Petera i poszła otworzyć, spodziewając się ujrzeć Stephena, Bruce'a albo któregokolwiek innego przyjaciela Tony'ego. Jakie więc było jej zdziwienie, gdy w progu zobaczyła chłopaka, którego ostatni raz widziała ponad rok wcześniej.
- Harley...
Chłopak uśmiechnął się, bez odrobiny radości.
- Dzień dobry Pepper.
***
Od tego czasu oboje, Peter i Harley, mieszkali z Pepper i Morgan. Chłopcy bardzo się zaprzyjaźnili, a dziewczynkę pokochali jak własną siostrę. Nie udzielał im się jednak jej pogodny nastrój i optymizm. W czasie, gdy Morgan powtarzała, że z tatą wszystko będzie dobrze i że niedługo wróci do domu, oni nie byli do końca przekonani. Rozumieli więcej, więc również bardziej się bali...
Pepper codziennie, z pomocą portali Strange'a, odwiedzała swojego męża w szpitalu i wciąż uspokajała Petera i Harleya, że Tony jest już przytomny i czuje się całkiem dobrze, ale oni powtarzali, że nie będą spokojni, dopóki nie zobaczą na własne oczy. Niestety nie mogli się przekonać. Bądź co bądź, Stark przebywał w placówce medycznej T.A.R.C.Z.Y. To i tak cud, że lekarze zgadzali się na odwiedziny Pepper. Nikogo innego by nie wpuścili. Kobieta niestety nie mogła dotrzymać obietnicy danej swojej córce, że zabierze ją do taty...
Tymczasem Tony dochodził do siebie w nadzwyczajnym tempie. Po trzech tygodniach był już prawie jak nowy, przynajmniej w sensie fizycznym. Nawet najlepsi lekarze nie potrafili tego zrozumieć...
W końcu nadszedł dzień, kiedy małżeństwo dowiedziało się, że Stark może wrócić do domu. Tony jednak nie byłby sobą, gdyby nie zaplanował jakiejś niespodzianki. Poprosił Pepper, aby nic nie mówiła dzieciakom, a ona chętnie na to przystała uznając, że cała trójka oszaleje ze szczęścia, gdy zobaczy go w domu zupełnie niespodziewanie.
Następnego dnia Pepper pojawiła się przed placówką medyczną z samego rana, szczęśliwa, jak nigdy dotąd. Tony czekał na nią na parkingu. Kobieta pobiegła do niego i rzuciła mu się w ramiona, przy okazji całując czule.
- Nareszcie do domu... - westchnął mężczyzna - Nie mogę się doczekać, aż zobaczę Morgan i chłopaków.
- Oni zwariują ze szczęścia - zaśmiała się kobieta - No i chłopcy przestaną się zamartwiać... Przez ostatnie tygodnie nie robią nic innego.
- Więc masz rację, muszą przestać się martwić. Dlatego wracajmy szybko. Chcę już być w domu i ich zobaczyć - powiedział, a po chwili dodał pół żartem, pół serio - Morgan, Peter i Harley... Cała trójka naszych dzieciaków w końcu razem.
Dopiero po chwili Tony zauważył mężczyznę, który stał kilka kroków za Pepper.
- Strange - odezwał się z uśmiechem - Dobrze cię widzieć. Chciałem podziękować za pomoc... I za to, że miałeś oko na Pepper i dzieciaki.
To mówiąc, wyciągnął rękę, którą Stephen uścisnął.
- Nie ma za co, naprawdę. Miło było pomóc. Cieszę się, że nic ci nie jest.
Po tej wymianie uprzejmości, wszyscy przeszli przez portal i znaleźli się przed domem rodziny Stark. Stephen pożegnał się i wrócił do siebie, a Tony i Pepper ruszyli w stronę drzwi. Ledwo weszli do przedpokoju, przywitał ich dobrze znany głos, za którym mężczyzna tak bardzo tęsknił.
- Tato! - Morgan rzuciła się w ramiona ojca, który wziął ją na ręce i przytulił mocno.
- Hej, Morguna. Tata wrócił do domu. I na razie nigdzie się nie wybiera.
- Już jesteś zdrowy? - zapytała dziewczynka.
- Prawie - odpowiedział Tony - Ale nie krzycz tak głośno, dobrze? Chcę zrobić niespodziankę chłopakom.
- Są w pokoju na górze. Tam śpi teraz Peter - wyjaśniła Morgan, tym razem szeptem.
Wszyscy razem udali się do wskazanego pokoju. Stark nadal niósł swoją córkę na rękach. Postawił ją dopiero przed wejściem do pomieszczenia. Delikatnie uchylił drzwi, a jego oczom ukazał się trochę przygnębiający widok.
Peter i Harley siedzieli na łóżku, oglądając coś na laptopie. Oboje mieli łzy w oczach. Tony westchnął ciężko. Gdzie się podziali ci roześmiani, optymistyczni, ciekawi świata chłopcy?
- Coś mi tu nie pasuje - odezwał się, wchodząc do pokoju i zwracając na siebie uwagę chłopaków - Czy jeden z was nie powinien teraz skakać po budynkach, a drugi rządzić się w moim warsztacie?
Przez chwilę nikt się nie poruszał. Panowała zupełna cisza. Tylko miarowe tykanie zegara było dowodem na to, że czas jednak nie stanął w miejscu. Potem chłopcy, jak na komendę zerwali się na równe nogi, prawie zrzucając laptopa z łóżka i stali wpatrując się w Tony'ego takim wzrokiem, jakby zobaczyli ducha.
- No co jest? Nie cieszycie się? - zapytał, próbując zmusić ich do jakiejkolwiek reakcji. Nic. Zero. Mężczyzna przewrócił oczami, a potem rozłożył ramiona z uśmiechem.
- Chodźcie tu - zachęcił - Oboje.
Po kilku sekundach Peter w końcu przeszedł kilka kroków i rzucił się w ramiona swojego przybranego ojca. Ten objął go jedną ręką. Druga pozostała wolna... Spojrzał na Harleya. Wiedział, że chłopak chciałby do nich dołączyć, ale się wstydzi. Skinął na niego wolną ręką.
- No chodź.
W końcu Harley również podszedł bliżej, a Tony przyciągnął go mocno do siebie. Stali tak nie wiadomo ile czasu, aż w końcu Stark puścił chłopaków, przecierając załzawione oczy.
- Dobrze cię widzieć, Tony - wyszeptał Harley. Peter na razie nie był w stanie wydusić z siebie słowa, więc tylko pokiwał głową.
- Was też chłopcy... - odpowiedział mężczyzna.
***
Co dalej? No cóż... Pepper, jako dobra matka posadziła wszystkich w salonie na kanapie i zrobiła kakao. Morgan wdrapała się na kolana taty i nic nie wskazywało na to, żeby miała zamiar z nich zejść. Chłopcy siedzieli obok Tony'ego, Peter po prawej stronie, a Harley po lewej. Pepper usiadła w fotelu przyglądając się im ze wzruszeniem.
- To co tam u was? Byłaś grzeczna Morgan? Opiekowałaś się mamą? - odezwał się w końcu Stark. Dziewczynka na jego kolanach pokiwała głową z uśmiechem.
- Świetnie. Tata jest dumny. Peter, a jak tam Spider-Man z sąsiedztwa? Zamierzasz do tego wrócić?
- Jasne - odpowiedział Parker - To robię najlepiej.
- Nie tylko to. Jesteś też dobrym Avengerem. Oczywiście jestem jak najbardziej za twoją decyzją. Wracaj do łapania złodziei na ulicy, ale bądź gotowy, że czasami możemy cię zwerbować do czegoś większego.
- Możemy? - zapytał chłopak - Czyli pan...
- Tak, młody. Wracam do pracy, jak już w pełni wyzdrowieję. Pepper już wie.
Kobieta pokiwała głową.
- Wiem, że Iron Man jest częścią Tony'ego. A właściwie, jest po prostu Tonym. Poza tym... Świat potrzebuje takiego bohatera. No i myślę, że teraz będzie już bardziej bezpiecznie, przynajmniej na razie - stwierdziła. Wtedy wszyscy zrozumieli, jak bardzo Pepper jest silna...
Przez chwilę panowała cisza, którą w końcu przerwał Tony.
- A ty, Harley? Podobno przyjechałeś od razu, jak dostałeś maila od Pep.
Chłopak skinął głową.
- Po prostu czułem, że muszę tu być.
- Widziałeś chociaż warsztat? - zapytał Stark i zauważył, jak chłopak wytrzeszcza oczy i uśmiecha się słysząc te słowa.
- Nie... Masz tu warsztat?
- Głupie pytanie. Później ci pokażę. Jest cały do twojej dyspozycji, możesz robić na co masz ochotę.
Harley o mały włos nie krzyknął z radości.
***
Ale to nie był jeszcze koniec niespodzianek. Następną przygotowała Pepper z drobną pomocą Stephena. Wszyscy mieli się o niej dowiedzieć następnego dnia.
Kobieta dosłownie wygoniła Tony'ego i dzieciaki do warsztatu, a sama zaczęła krzątać się po wielkim ogrodzie, rozkładając koce na ziemi, przygotowując jedzenie i picie, które miała pochowane w lodówce i piwnicy, oraz dbając o wystrój. Rozwieszała kolorowe lampki na drzewach, układała papierowe talerzyki, koszyki z jedzeniem przyozdabiała kwiatami. Nie była z tym sama. Strange wpadł jej pomóc. W końcu też był organizatorem wielkiego pikniku...
Niedługo później kobieta zawołała swojego męża i dzieciaki, a Stephen zajął się otwieraniem portali i sprowadzaniem zaproszonych gości. Wszyscy byli witani przez Tony'ego i Pepper.
Jako pierwsi pojawili się Clint z żoną i dziećmi, Natasha i Wanda. Rudowłosa od razu rzuciła się w ramiona Tony'ego.
- Agentko Romanoff... Tęskniłaś? - zapytał sprawiając, że w oczach kobiety pojawiły się łzy. Nie odpowiedziała. Wszyscy wiedzieli...
Po niej przyszedł czas na Bartona.
- Czyli jednak drużyna zostaje w komplecie - stwierdził radośnie, witając się ze Starkiem - Cieszę się, że nic ci nie jest.
Potem Tony przywitał się z rodziną Clinta, a później z Wandą, która nawet odważyła się go przytulić.
Później pojawił się szczęśliwy Bruce, a po nim Sam, Bucky i Steve, który nie do końca wiedział, jak się zachować. Tony wybawił go z tej niezręcznej sytuacji, wyciągając rękę.
- Chyba czas, żebym przeprosił za to, co się stało wcześniej - zaczął, ale Rogers niespodziewanie mu przerwał.
- To była też moja wina - po tych słowach uścisnął dłoń Tony'ego - Miło cię znów widzieć zdrowego, przyjacielu.
Stark uśmiechnął się. A potem zrobił coś, czego nikt by się nie spodziewał. Wyciągnął rękę do Bucky'ego...
- Wiem, że nie układało się między nami najlepiej - westchnął - Ale wiem też, że to, co się stało... To nie byłeś ty. Steve mówi, że można ci zaufać. Dlatego... Może po prostu postarajmy się o tym nie myśleć. W końcu jesteśmy w jednej drużynie...
Bucky uśmiechał się, podając Starkowi rękę. Wszystkiego się spodziewał, ale nie tego...
- Przeraszam... - powiedział. Stark skinął głową, a potem poszedł przywitać Sama.
Następny pojawił się Thor i Valkyrie, potem Strażnicy Galaktyki. Wszyscy. Razem z Gamorą.
- To z twojego powodu gość prawie nas pozabijał? - zaśmiał się Tony, wskazując na Quilla - Był naprawdę zdesperowany, żeby cię znaleźć. Ładna z was para - stwierdził.
Potem z portalu wyszedł Wong, następnie T'Challa z Shuri i Okoye, Scott i Hope z Cassie, później Carol, a na końcu Happy i May, razem ze zdziwionymi Nedem i MJ.
- No młody, jest i twoja MJ. Możesz zarywać. Ale najpierw powiedz jej prawdę, zanim ja jej powiem - zaśmiał się Stark, patrząc na Parkera. Cóż, Peter nie miał wyjścia. Musiał posłuchać.
Gdy wszyscy rozsiedli się wygodnie, Tony zabrał głos.
- Po pierwsze, dziękuję wszystkim za przybycie. Może czasami bywało między nami różnie, ale przecież jesteśmy jedną drużyną. I wy dziś to okazaliście. Dziękuję...
Rozległy się brawa, po których Tony kontynuował.
- Z większością z was nie widziałem się od dawna, nie licząc walki o ocalenie świata. Dlatego chciałbym wam teraz kogoś przedstawić. Jako moi przyjaciele powinniście poznać ważne dla mnie osoby. A oni bardzo chętnie poznają was... - to mówiąc wskazał na siedzących tuż przy nim dziewczynkę i dwóch chłopaków.
- Ta mała ślicznotka to Morgan. Wielbicielka superbohaterów. Bardzo chciała poznać Czarną Wdowę, Kapitana Amerykę i wszystkich innych, o których nasłuchała się od taty.
Potem wskazał na Parkera.
- A tutaj mamy naszego najmłodszego członka drużyny. Peter jest jednym z Avengers... I z dumą mogę nazywać go swoim następcą.
Chłopak otworzył szeroko oczy ze zdumienia. Następca Iron Mana... Nie spodziewał się tego nawet w najśmielszych snach.
- A to jest Harley - Tony wskazał na drugiego chłopaka z uśmiechem - Mechanik... Najlepszy w swoim fachu. Własciwie przebija w tym nawet mnie.
- Nieprawda. To się nigdy nie zdarzy. Nie da się ciebie przebić - stwierdził Harley.
- Ale ty to robisz - odpowiedział Stark, a następnie zwrócił się znów do pozostałych - Pomyślałem, że przyda nam się trochę świeżej krwi w drużynie, jak i w rodzinie. Bo przecież jesteśmy rodziną. Wszyscy razem...
Znów rozległy się gromkie brawa. Clint popatrzył znacząco na Lilę. Czuł, że ona też pewnego dnia dołączy do drużyny...
- A teraz czas zapomnieć na chwilę o bohaterstwie - zakończył Tony - Pobawmy się, porozmawiajmy, poznajmy się lepiej... Dziś bądźmy po prostu rodziną.
Tak też się stało. Morgan i Nathaniel biegali od jednego bohatera, do drugiego, chcąc poznać wszystkich. Lila wdała się w rozmowę z Cassie i MJ, a Cooper dołączył do Petera, Harleya i Neda. Każdy chciał porozmawiać z każdym, dosłownie. Siedzieli razem do późnej nocy, zanim wszyscy rozeszli się do domów. Ten dzień uświadomił wszystkim, że, chociaż czasami nie dogadują się najlepiej, są rodziną. I nic tego nie zmieni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top