Jedyna gwiazda we wszechświecie
Uwaga!
Opowiadanie (i notatka na dole) zawiera znaczące spoilery do Endgame!
Mężczyzna siedział przed domem na schodach, z twarzą ukrytą w dłoniach. Każdy, kto zobaczyłby go w tamtej chwili zrozumiałby, jak wygląda obraz rozpaczy i żałoby. Nie poruszał się wcale, nic nie mówił, nie krzyczał, nie płakał... Po prostu był. I właśnie to sprawiało mu największe cierpienie.
Nie wiedział ile czasu tak siedzi. Mogły to być równie dobrze minuty, co godziny. Słońce zaszło, zrobiło się zimno i ciemno, ale on zdawał się tego nie zauważać. Delikatny wiaty gładził jego włosy, jakby nawet on zlitował się nad mężczyzną i próbował go pocieszyć. Wydawało się, że nawet gwiazdy świecą jaśniej, niż kiedykolwiek. To była piękna noc.
O ile dla Clinta Bartona jakakolwiek noc może być jeszcze piękna...
Łucznik podniósł wzrok na bezchmurne niebo. Tyle gwiazd... Ludzie się nimi zachwycają, ale dlaczego? Co takiego w nich widzą? Z punktu naukowego to tylko ciała niebieskie, zbudowane z materii. Dla zwykłych ludzi są jedynie błyszczącymi punktami na niebie, które można oglądać i łączyć w różne gwiazdozbiory. Istnieją od zawsze. Można je zobaczyć każdej nocy. Wszystkie wyglądają tak samo. Więc dlaczego są takie wyjątkowe? Może dlatego, że kryją w sobie pewne tajemnice wszechświata, którego my nie znamy? Może dlatego, że są dla nas nieosiągalne?
Clint jeszcze niedawno sam lubił się w nie wpatrywać całymi godzinami, ale odkąd stracił swoją najwspanialszą i jedyną w swoim rodzaju gwiazdę, wszystkie inne zaczęły budzić w nim obrzydzenie.
Gwiazda... Tak, zdecydowanie mógł ją porównać do gwiazdy. Piękna, tajemnicza i roztaczająca wokół siebie ten szczególny blask. Z tym, że ciał niebieskich jest wiele, a ona była jedna na cały wszechświat. Natasha Romanoff...
Minęło już kilka miesięcy, a on wciąż pamiętał. Widział drobną sylwetkę dziewczyny, która z niewiarygodną siłą powaliła go na ziemię.
Widział rudy warkocz, w którym wyglądała tak uroczo i niewinnie.
Pamiętał jej oczy, gdy zrozumiała, że już na nią czas.
Jej smutny uśmiech, gdy mówiła, że tak trzeba...
Widział jak wyrywa rękę z jego uścisku i spada w przepaść.
Widział jak umiera...
Poświęciła się, aby on mógł żyć. Zdobyć Kamień Duszy. Naprawić swoje błędy. Znów spotkać rodzinę... Zginęła dla niego.
A Clint nie potrafił się z tym pogodzić. Dopiero teraz zrozumiał, co na prawdę czuł do Natashy. Nie chodziło tylko o współpracę, ani nawet o zwykłą przyjaźń... To było coś innego.
Barton dobrze wiedział, czemu się za niego poświęciła. Zdawała sobie sprawę, że on ma o wiele więcej do stracenia. Miał rodzinę, którą kochał nad życie. Mógł ją odzyskać. Ale on byłby w stanie poświęcić nawet tę szansę, byle uratować Natashę. Dla niej mógł poświęcić coś więcej, niż życie... Kochał ją. W jakiś niezwykły, skomplikowany sposób kochał tę dziewczynę. Nie do końca jako kobietę, bo przecież miał żonę, ale też nie jak siostrę czy przyjaciółkę. To było coś zupełnie pomiędzy. Barton sam się gubił w swoich nietypowych uczuciach do niej, ale swojej miłości był pewien.
Odkąd pierwszy raz się spotkali, Clint wiedział, jak wrażliwa, dobra i smutna jest Natasha. Gubiła się sama w sobie. Nienawidziła swojej przeszłości. Bała się, że nigdy nie będzie lepsza. I była z tym wszystkim zupełnie sama.
Od początku czuł niepohamowaną potrzebę, aby ją chronić, być dla niej wsparciem, przyjacielem. Kimś, komu może zaufać. Tym, który wydobędzie z niej to, co najlepsze i najpiękniejsze. Kimś, kto da jej nadzieję...
Udało mu się. A potem ona odwdzięczyła się tym samym.
Nie mógł pogodzić się z tym, co zrobiła. Nie mógł...
Poczuł, że ktoś delikatnie otula go kocem. Zmusił się, żeby spojrzeć na tę osobę. Laura. Kochana, dobra, wyrozumiała Laura. Wiedziała, jak mu ciężko i cierpliwie pozwalała przeżyć to na swój sposób.
– Znów o niej myślisz... – bardziej stwierdziła, niż spytała. Jej mąż tylko pokiwał głową.
– Kochałeś ją... – odezwała się znów, po chwili milczenia. Clint znów przytaknął. Widział, że nie ma sensu kłamać.
– W pewien sposób tak... Kochałem ją. I cholernie mi jej brakuje.
Laura uśmiechnęła się smutno i objęła swojego męża. Bo taka właśnie ona była. Nie urządzała scen zazdrości bo wiedziała, że ani Clint, ani Natasha nie przekroczyliby pewnych granic. Od zawsze widziała, że coś między nimi jest, ale jej to nie przeszkadzało. Uważała to po prostu za szczególny, głęboki i dojrzały rodzaj pięknej przyjaźni. Ona też pokochała rudowłosą jak członka rodziny...
Za sobą usłyszeli ciche kroki. Po chwili pojawiły się przy nich ich dzieci, które wytłumaczyły, że nie chcą jeszcze spać, wolą posiedzieć z rodzicami. Lila wepchnęła się pomiędzy mamę i tatę, Cooper usiadł obok Clinta, a mały Nathaniel wdrapał się ojcu na kolana. Przez chwilę wszyscy siedzieli w milczeniu...
– O czym rozmawialiście? – zapytała po chwili Lila. Clint odetchnął głęboko, żeby uspokoić drżenie głosu, po czym odpowiedział najspokojnieszym tonem, na jaki było go stać.
– O cioci Natashy...
Znów zapadła cisza. Wszyscy zaczęli wspominać, wpatrując się w błyszczące gwiazdy.
Laura Barton, która pokochała Natashę jak siostrę, zaufała jej mimo wszystko i nigdy się nie zawiodła. Ona również cierpiała z powodu jej śmierci, ale doceniała jej ogromne poświęcenie. Bo przecież poświęciła się nie tylko dla Clinta, ale i dla niej i dzieci...
Cooper Barton, który, jako najstarszy z rodzeństwa dobrze pamiętał kochaną, przyjacielską i dobrą ciocię, która zawsze go słuchała i traktowała jak dorosłego.
Lila Barton, która pielęgnowała w pamięci obraz uśmiechniętej cioci Nat, przyjmującej od niej kolejną laurkę, głaszczacej dziewczynkę po włosach lub noszącej na rękach.
Nathaniel Barton, który z dumą nosił swoje imię, bo wiedział, że zostało mu one nadane na cześć odważnej i wspaniałej osoby, której niestety nie mógł pamiętać.
I Clint Barton, który nadal nie mógł się pogodzić ze stratą osoby, która tyle dla niego znaczyła... Dopuścić do siebie myśli, że nie zobaczy już tego uśmiechu, tych oczu, tych ogniście rudych włosów... Nie usłyszy żadnego ironicznego komentarza. Nigdy...
Wpatrując się w te znienawidzone gwiazdy w otoczeniu swojej rodziny, zdołał wyszeptać tylko jedno słowo. Tak, żeby nikt nie usłyszał.
– Tęsknię...
Napisane w jeden wieczór tuż po Endgame. Ogólnie to jej śmierć rozłożyła mnie na łopatki, bo było to pięknie pokazane, tak samo ta relacja z Clintem... Ale i tak nie mogę się z tym pogodzić. Bolało...
Zachęcam do zostawienia gwiazdki i komentarza, jeśli shot Wam się spodobał.
Do następnego!
Jula
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top