Don't you worry child
Dziewczyna wstała tego dnia wcześnie rano, podekscytowana tak, jak nigdy dotąd. Ledwo wyszła z łóżka i zdążyła się wykąpać, a już została wzięta pod skrzydła osób, które miały pomóc jej się przygotować. Jednak nie sposób się dziwić temu ogólnemu podnieceniu. W końcu taka okazja zdarza się tylko raz.
Tego ranka dwudziestoletnia Morgan Stark brała ślub...
- Witamy! Jak tam nasza panna młoda w najważniejszym dniu swojego życia? - Lila Barton i Cassie Lang pierwsze wpadły do jej pokoju. Zastały kobietę siedzącą na łóżku w ciepłym, puszystym szlafroku i popijającą herbatę.
- Okropnie zestresowana, jak jeszcze nigdy. Ale bardzo, bardzo, bardzo szczęśliwa - odpowiedziała z uśmiechem - Skończę tylko pić i umyję zęby, a potem oddaję się w wasze ręce.
Jak powiedziała, tak uczyniła. Cassie i Lila zrobiły kobiecie makijaż i uczesały ją tak, że wyglądała jak bogini. Następnie pomogły jej założyć białą suknię i welon, obsypując ją przy okazji komplemetami. Miały ku temu powód. Dziewczyna prezentowała się naprawdę nieziemsko. Potem obie pomocnice poszły same się przygotować do uroczystości, a chwilę po ich wyjściu, w pokoju Morgan pojawił się nie kto inny, jak najważniejsza dla niej osoba. Pepper.
- Moja mała córeczka jest już dorosła... - powiedziała kobieta ze łzami wzruszenia w oczach - Choć tu, kochanie.
To mówiąc przytuliła córkę. Morgan wtuliła się w nią, przez chwilę czując się znów jak małe dziecko. Ale kogoś jej tu bardzo brakowało... Ojca.
Kobieta strasznie żałowała, że najważniejszy mężczyzna jej dzieciństwa nie będzie obecny na jej ślubie. Śmieć Tony'ego nadal bolała, choć minęło już tyle lat...
- Tata byłby bardzo szczęśliwy, gdyby cię teraz zobaczył - wyszeptała Pepper, jakby czytając córce w myślach. Morgan pokiwała głową.
- Wiem. Naprawdę za nim tęsknię. Szkoda, że go tu nie ma...
Pepper pokiwała głową z wielką powagą.
- Tata zostawił dla ciebie wiadomość na tę okazję - to mówiąc włożyła coś w dłoń młodej kobiety - Przejrzyj to sama, zanim rodzina się zbierze.
Po tych słowach wyszła z pokoju, zostawiając oszołomioną Morgan z, jak się okazało, nagraniem w dłoni. Dziewczyna była zdezorientowana i trochę przerażona. Bała się zobaczyć, co takiego zostawił jej ojciec. Poprzednie nagranie, które widziała po raz pierwszy na jego pogrzebie oglądała już wiele razy, ale to miało być coś nowego.
Kobieta cała się trzęsła. Nagle znów przypomniała sobie ojca tak dokładnie, jakby widziała go wczoraj. Wszystkie momenty, gdy była jego najważniejszą osobą na świecie, księżniczką we własnym królestwie, bohaterką... Miała przed oczami ich wspólne zabawy, spacery nad jezioro, jedzenie cheeseburgerów.
I w tym momencie zaczęła płakać. W najważniejszym dniu swojego życia tęskniła za ojcem jak nigdy wcześniej. Żałowała, że nie poprowadzi jej do ołtarza, nie przytuli jej i jej nowego męża, nie zobaczy swoich wnuków...
Powoli, drżącymi rękami odtworzyła nagranie. Natychmiast jej oczom ukazał się hologram uśmiechniętego Tony'ego, stojącego naprzeciwko niej.
- Cześć, Morguna - odezwał się, a dziewczyna zaczęła trząść się jeszcze bardziej na dźwięk jego głosu - Jeśli to oglądasz, to prawdopodobnie jesteś już dorosła, a ja od dawna nie żyję. W razie mojej śmierci, miałaś dostać tę wiadomość w dniu swojego ślubu. Czyli właśnie dziś... Morgan... Jest tak wiele rzeczy, które chciałbym ci powiedzieć, ale muszę się streszczać, bo gdybym się rozgadał, nie zdążyłabyś na własny ślub. Przede wszystkim jestem z ciebie bardzo dumny, że wyrosłaś na mądrą kobietę i znalazłaś mężczyznę, którego naprawdę kochasz i chcesz spędzić z nim życie. Bo tak jest, prawda?
Przez chwilę hologram mężczyzny się nie odzywał, a dziewczyna mogła spokojnie pomyśleć. Czy tak jest?
Nie wahała się z odpowiedzią. Wcześniej przeżyła różne zawody miłosne, wiele razy się myliła, ale nie teraz. Była pewna zarówno swoich uczuć, jak i swojego przyszłego męża. Tak, zdecydowanie znalazła mężczyznę, którego kocha.
- Po drugie - znów odezwał się hologram Tony'ego - chciałbym wam życzyć wszystkiego najlepszego. Przede wszystkim dużo miłości, zrozumienia i wsparcia dla siebie nawzajem, bo to są fundamenty poważnego związku. Po trzecie bardzo żałuję, że nie mogę poprowadzić cię do ołtarza. Mam jedną prośbę. Poproś o to kogoś innego, godnego zaufania, kogoś, kto się tobą zaopiekował po moim odejściu. Jestem pewien, że masz taką osobę.
Morgan nie musiała się zastanawiać. Już od dawna wiedziała, kto poprowadzi ją do ołtarza, a słowa ojca tylko potwierdziły, że jej wybór jest właściwy.
- Na koniec chciałbym ci powiedzieć, żebyś się nie bała. Niczego. W życiu czeka cię wiele trudnych chwil, poważnych decyzji, smutku, rozstań. Ale nie wahaj się stawać naprzeciw nim. Ryzykuj, rób to, co należy. Nie bój się dzieciaku. Świat ma dla ciebie plan, tak samo, jak miał plan dla mnie i dla wszystkich innych ludzi. Słuchaj, co ci mówi serce, bo tylko ono wie, co należy robić.
Uśmiechnął się. W ten szczególny sposób. Tak, jak uśmiechał się tylko do córki.
- Kończę już. Czas na mnie, na ciebie z resztą też. Przygotuj się, bo już za chwilę będziesz czyjąś żoną. Życzę wam obu wszystkiego najlepszego. Morgan... Kocham cię razy trzy tysiące.
Hologram zniknął.
- Ja ciebie też kocham razy trzy tysiące, tato - wyszeptała Morgan z płaczem. A potem otarła łzy. Tony nie chciałby, żeby dziś była smutna...
Siedziała przez chwilę w zadumie, aż w końcu dobiegł do niej głos mamy.
- Morgan! Peter przyszedł!
Po chwili do jej pokoju wszedł mężczyzna, na którego widok uśmiechnęła się.
- Jak tam moja mała siostrzyczka? - zapytał, podchodząc do dziewczyny i całując ją w czoło - Wyglądasz niesamowicie.
- Dziękuję. Jestem trochę zestresowana, ale bardzo się cieszę. Muszę ci coś powiedzieć, Pete. Tata zostawił mi wiadomość, właśnie na dzisiejszą okazję.
Przerwała na chwilę, aby przyjrzeć się mężczyźnie. Do niego widocznie też powróciły wszystkie wspomnienia związane z Tonym Starkiem, bo jego twarz przybrała bardzo dziwny wyraz. Morgan zrozumiała, że po prostu próbuje się nie rozpłakać.
- Mówił, że szkoda, że nie będzie mógł mnie poprowadzić do ołtarza. Poprosił, żeby zrobił to ktoś, komu ufam i kto się mną opiekował. Ty jesteś pierwszą osobą, która przyszła mi na myśl, braciszku. Więc... Co ty na to? Chciałbyś mnie dziś zaprowadzić przed ołtarz?
- To będzie dla mnie zaszczyt - powiedział Peter, przytulając kobietę ze łzami w oczach.
Siedzieli chwilę razem, nie robiąc nic konkretnego. Po prostu wspominali. Do czasu, aż do pokoju wpadła Lila mówiąc, że muszą się zbierać, chyba, że Morgan chce się spóźnić na własny ślub.
I pojechali. Stając przy wejściu do kościoła, kobieta poczuła się jeszcze bardziej zestresowana, ale to minęło, gdy wzięła pod rękę Petera. Przy swoim "braciszku" była bezpieczna.
Zaczęto grać marsz weselny. Weszli do środka. Oczy wszystkich były zwrócone na Morgan. Dziewczyna odetchnęła głęboko. Ruszyli...
Przyglądała się gościom siedzącym w ławkach. Z tyłu widziała Strażników Galaktyki, którzy przylecieli specjalnie na jej ślub. Nieco bliżej usiedli wszyscy "wujkowie" i "ciocie". Sam, Thor, Bruce, Scott z Hope i Cassie, Bucky, Clint i Laura z dziećmi, Wanda, Happy... Wszyscy. Nawet Shuri i T'Challa się pojawili. Uśmiechnęła się. Oni są tu dla niej...
W pierwszej ławce zobaczyła mamę i Harleya. Ucieszyła się na widok drugiego "brata". Tak dawno go nie widziała...
Byli już przy ołtarzu. Peter puścił jej rękę, pocałował dziewczynę w czoło i poszedł do ławki. Morgan spojrzała na swojego uśmiechniętego narzeczonego. Już za chwilę mieli stać się małżeństwem... Kobieta wiedziała, że to ten jedyny. Jej ojciec miał rację. Świat ma dla każdego plan. I jej plan stał obok niej przed ołtarzem...
Gerwazy_Solo twój fav❤
Mam nadzieję, że wyszedł dobrze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top