Bez względu na wszystko

Biegł na oślep przed siebie, nie oglądając się, bez najmniejszego wahania, choć wiedział, co go czeka na końcu drogi. Cel był jeden. Skoczyć, zanim ona to zrobi.
Jednak jego przyjaciółka myślała tak samo i była równie zdesperowana, żeby ocalić mu życie.
W ten właśnie sposób, bijąc się, przewracając nawzajem i stosując najróżniejsze podstępy, Natasha i Clint walczyli o to, które z nich dziś zginie. Żadne nie chciało dać drugiemu się poświęcić. Nie mogli znieść myśli, że jedna z najważniejszych dla nich osób ma za nich zginąć. Przez te lata tak bardzo się ze sobą zżyli, że jedno nie wyobrażało sobie już życia bez drugiego.

Natasha wiedziała, że nikt nie jest jej tak bliski, jak Clint. Bez niego byłaby... Wolała nawet o tym nie myśleć. Poza tym miał o wiele więcej do stracenia. Miał szansę na odzyskanie rodziny... Był gotów ją poświęcić, żeby uratować swoją przyjaciółkę. Nie mogła mu na to pozwolić.

Dla Bartona Natasha była jedyną bliską osobą po stracie rodziny. Wiedział, że jej śmierć nie gwarantowała powrotu jego żony i dzieci. Jeśli ich nie odzyska, a straci również przyjaciółkę, zostanie zupełnie sam... Pozbawiony nadziei, chęci życia, miłości, ciepła... Poza tym, przez te wszystkie lata robił tyle okropnych rzeczy, podczas gdy Natasha starała się jak mogła, naprawiając resztki świata. Nie mógł się zgodzić, żeby poświęciła się za niego. Był pewien, że to on bardziej zasługuje na śmierć.

Trzy kroki.
Jeszcze tylko tyle dzieliło go od śmierci, a co za tym idzie, bezpieczeństwa Natashy i szansy na zwycięstwo. Spojrzał jeszcze na dziewczynę mając pewność, że widzi ją ostatni raz. Chciał zapamiętać każdy szczegół... Jej śliczną twarz, piękne, ale smutne oczy, rude włosy splecione w warkocz. Wszystko. Zobaczył, że dziewczyna podnosi się z ziemi, ale wiedział, że już nie zdąży. To koniec...

Dwa kroki.
Przypomniały mu się wszystkie szczęśliwe chwile, które spędził pośród Avengers. Był dumny, że mógł pomagać innym, walczyć u boku tak niesamowitych ludzi. Tony, Steve, Thor, Bruce... Był ciekaw, czy będą tęsknić. Pomyślał, że może nie traktują go już jak przyjaciela po tym, co zrobił, ale zaraz przypomniał sobie jak ciepło go powitali, gdy wrócił. Bez pretensji, bez żalu... Po prostu cieszyli się, że jest z nimi. Tak... Będą za nim tęsknić. Ale zrozumieją.

Jeden krok.
Przed oczami miał teraz swoją rodzinę. Uśmiechniętą Laurę z trójką kochanych dzieci. Cooper i Lila są już dość dojrzali, aby zrozumieć, że nie miał wyboru, ale Nathaniel na pewno będzie wypytywał, gdzie jest tata. Jak Laura mu to wytłumaczy? Było mu tak strasznie szkoda, że nigdy więcej ich nie zobaczy, nie przytuli, nie będzie uczył córki strzelać z łuku, ale wiedział, że robi to dla wyższego dobra. Oni też zrozumieją... Na pewno zrozumieją.

Skoczył.
Jego ostatnią myślą, gdy odbił się po raz ostani od ziemi, była Natasha. Wszystkie ich najważniejsze wspólne chwile przeleciały mu przed oczami, zaczynając od Budapesztu, poprzez współpracę jako najlepszy duet w Avengers, czas, gdy stała się częścią jego rodziny, aż do teraz... Wiedział, że będzie jej ciężko. Na pewno będzie się obwiniać, choć zupełnie bezpodstawnie. Nie będzie umiała spojrzeć w oczy jego rodzinie. Nie pogodzi się z tym. Ale zrozumie... Kiedyś na pewno zrozumie.

Przez chwilę Clint miał pewność, że Natasha jest bezpieczna i że może teraz spokojnie umierać. Tylko ta myśl podtrzymywała go na duchu. Ale w ułamku sekundy cała nadzieja legła w gruzach, gdy kątem oka zobaczył drobną sylwetkę dziewczyny, skaczącej za nim w przepaść.

Nie, nie, nie! Dlaczego? Teraz, gdy już prawie wszystko się udało, ona rujnuje jego plany. To będzie trudniejsze, niż sądził... Ale on nie odpuści. Nie da jej dziś umrzeć.

Wiedział, co Natasha chce zrobić. Miała tylko jedno wyjście. Przyczepić do niego linę i zaczepić nią o skałę... Nie mógł jej na to pozwolić. Więc kiedy tylko poczuł, że go trzyma, szarpnął się i chwycił ją mocno, aby, przede wszystkim, unieruchomić jej ręce. Tego się nie spodziewała... Przez krótką chwilę szarpali się, spadając w przepaść. Jedno próbowało wyrwać drugiemu sprzęt i uratować przyjaciela. Ale los postanowił spłatać im okrutnego figla...

Upuścili linę. Swoją ostatnią deskę ratunku. I w tym momencie ogarnęła ich rozpacz. Zginą tu oboje. Nie uratują świata, nie uratują innych, nie uratują swojego najbliższego przyjaciela... Byli wściekli na samych siebie.

Zostały im zaledwie sekundy. Clint uznał, że może zrobić jeszcze tylko jedno. Mocno przyciągnął do siebie Natashę i obrócił się tak aby to on zderzył się z ziemią. Wiedział, że to pewnie niewiele da. Ale zawsze jest szansa. Wystarczy tylko, że dziewczyna przeżyje, a otrzyma Kamień Duszy, i być może wszystko się ułoży... A jeśli ona też zginie, to przynajmniej jej ból będzie mniejszy, a Clint umrze ze świadomością, że zrobił wszystko, aby ją uratować.

Zdążył jeszcze ledwo słyszalnym szeptem powiedzieć "Przepraszam"... A potem poczuł niewyobrażalny ból w każdym fragmencie swojego ciała, który jednak po chwili zniknął, tak, jak wszystko inne. Nie było już nic. Tylko ciemność...

***

Obudził się. Jego pierwsza myśl po tym, gdy odzyskał świadomość brzmiała "To niemożliwe". Przecież zginął. Musiał zginąć... Nikt nie przeżyłby upadku z takiej wysokości. Więc dlaczego się obudził?

- Clint...

Dobrze znajomy głos obok niego wyrwał go z osłupienia. Usiadł tak gwałtownie, że zakręciło mu się w głowie. Nie... Przecież nie mogli przeżyć oboje. Czy w takim razie umarli i są teraz razem w innym świecie? Ta myśl wydawała mu się najbardziej realna.

- Tasha... - wyszeptał łamiącym się, zdziwionym głosem. Spuścił wzrok. Bał się spojrzeć jej w oczy. Wiedział, że zawalił sprawę.

- Przepaszam. To nie tak miało być... Zepsułem wszystko.

Wciąż nie patrzył na przyjaciółkę, dlatego też nie mógł dostrzec wyrazu jej twarzy. Gdyby go zobaczył, zrozumiałby, że się myli. Natasha nie była zła, zawiedziona czy smutna. Ona się uśmiechała...

- Clint... - powiedziała łagodnie, tak, jak zawsze zwracała się do mężczyzny, gdy coś go dręczyło - Spójrz na nasze ręce.

Barton dopiero po usłyszeniu tej prośby zorientował się, że ich dłonie przez cały czas były splecione. Popatrzył na nie i głęboko nabrał powietrza, nie wierząc w to, co widzi. Pomiędzy ich palcami przeciskało się pomarańczowe światło... Clint poczuł, że trzymają w rękach coś małego i okrągłego. Wiedział, co to jest.
Niepewnie puścił rękę Natashy i zobaczył, że przez cały czas trzymali niewielki, błyszczący kamień...

Dopiero wtedy odważył się podnieść wzrok i spojrzeć przyjaciółce w oczy. Ku swojemu zdumieniu, nie dostrzegł na jej twarzy gniewu ani żalu, a jedynie czystą radość. W końcu uwierzył. Zrozumiał, że właśnie stało się niemożliwe... Przeżyli. Oboje przeżyli.

Nie wiedział, czy powinien to zrobić. Czuł, że zawiódł przyjaciółkę, mimo wszystko, ale jego radość była silniejsza. Przyciągnął Natashę do siebie i przytulił tak mocno, jakby bał się, że zaraz zniknie. Płakał. Czuł tak wielką ulgę, że opisanie tego słowami nie było możliwe. Ona żyła... Czyli jednak się udało.

Nie mieli pojęcia jak długo siedzieli wtuleni w siebie. Czas przestał dla nich istnieć. Natasha znów mogła schować się w swoim jedynym pewnym, bezpiecznym miejscu na świecie - w ramionach Clinta. On natomiast czuł po prostu zapach tej drobnej istotki, a to zawsze  wystarczyło mu, aby się uspokoić.

Dopiero w takiej chwili zrozumieli, że to, co do siebie czują to coś więcej niż przywiązanie, czy nawet przyjaźń. To miłość... Byli dla siebie jak rodzina. Nie potrafiliby żyć, gdyby drugiemu coś się stało. Bronili siebie nawzajem bez względu, na wszystko...

Nie zastanawiali się na razie, jak to się stało, że oboje przeżyli. Później będą myśleć, gdy już trochę się opanują. Teraz po prostu się cieszyli. Ale mieli jeszcze zadanie do wykonania...

- Clint... Powinniśmy już wracać.

Natasha jak zawsze pamiętała o misji. Wyplątała się z uścisku przyjaciela i wstała, a potem wyciągnęła rękę do Bartona. On również podniósł się z ziemi i spojrzał jeszcze raz na trzymany w dłoni kamień. Jednak to nie on był dla mężczyzny najważniejszy. Jego prawdziwy skarb stał obok niego.

- Nigdy więcej mnie tak nie strasz, cholero - powiedział. Natasha uśmiechnęła się.

- Nie będę. Ale musisz mi obiecać to samo, idioto.

Clint również się uśmiechnął, a potem pocałował dziewczynę w czoło. Ten drobny gest wyrażał wszystko. Nie potrzebowali więcej słów, bo oboje wiedzieli, co się dzieje w ich umysłach i sercach.

A potem chwycili się za ręce i wrócili do swoich czasów, trzymając Kamień Duszy. Nie tłumaczyli się specjalnie, jak go zdobyli. I tylko oni wiedzieli, dlaczego po powrocie Clint miał spuchnięte oczy i czemu przez cały czas mocno trzymał rękę Natashy...


Pomysł by Gerwazy_Solo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top