Agentko Romanoff, tęskniłaś?
Obudził się i spostrzegł, że leży na trawie na polanie. Słońce świeciło jasno, ale nie oślepiało go ani nie raziło, choć patrzył prosto na nie. Niebo było czyste i bezchmurne. Podniósł się i zobaczył, że wokół rośnie gęsty las, ptaki śpiewają na gałęziach drzew, gdzieś nieopodal chyba przemknęła sarna... Gdy spojrzał przed siebie zobaczył, że na środku polany znajduje się niewielkie jeziorko, przy którym siedzi kilka osób. Miejsce było piękne...
Chociaż Tony Stark musiał przyznać, że inaczej wyobrażał sobie Zaświaty.
Spodziewał się raczej czegoś w stylu wielkiego pałacu w chmurach, albo ogromnej pustki, jedno z dwóch. Dlatego zdziwiło go, ze wszystko wyglądało tak... Normalnie. A przynajmniej na pierwszy rzut oka. Dopiero, gdy wstał i ruszył w stronę osób siedzących przy jeziorku zrozumiał, że wcale tak nie jest. Słońce świeciło jaśniej, kolory były bardziej wyraźne, zapach lasu mocniejszy, wiatr ciepły i przyjemny. Mężczyzna również się zmienił. Czuł się przede wszystkim młodszy i zdrowszy, jakby ubyło mu trzydzieści lat i wszystkie trudne chwile, które odcisnęły piętno na jego zdrowiu wydawały się tylko snem. Wyostrzyły mu się również zmysły, bo już po kilku krokach wyraźnie widział sylwetki ludzi nad jeziorem. Gdy zorientował się, kto to może być, przyśpieszył kroku, aż w końcu zaczął biec. A kiedy dotarł na miejsce zorientował się, że w ogóle się nie zmęczył. Stanął kilka kroków za odwróconymi sylwetkami i zastanawiał się, jak zacząć rozmowę. Z tej niezręcznej sytuacji wyciągnęła go jedna z osób, która odwróciła się i spojrzała na niego z uśmiechem, ale bez zaskoczenia, jakby spodziewała się go tu zobaczyć. I wtedy Tony już doskonale wiedział, co powiedzieć.
- Agentko Romanoff, tęskniłaś?
Natasha nie odpowiedziała, a jedynie wstała i mocno przytuliła Starka. Ten tylko przyciągnął ją do siebie i cieszył się, że jest tu z nim. Że znów może ją zobaczyć. Spojrzał na resztę osób siedzących nad jeziorkiem i doznał szoku.
- Natasha... Tostera i Strusia Pędziwiatra rozumiem, ale co tu robi Jeleń?
W istocie, dostrzegł wpatrzonego w nich Visiona, leżącego na trawie Pietro i Lokiego, który obdarzył go przelotnym spojrzeniem i wrócił do patrzenia w wodę, jakby widział w niej coś naprawdę ciekawego.
Natasha zaśmiała się, odsuwając się trochę od Starka, zanim udzieliła odpowiedzi.
- Przed śmiercią stał się tym dobrym, więc trafił tu, gdzie my. Nie wiemy, co to za miejsce, w każdym razie jakieś Zaświaty. Czekaliśmy na ciebie, bo zobaczyliśmy, co się stało. Chodź.
Podeszli do jeziora. Gdy tylko Tony zajrzał w toń zrozumiał, co tak interesowało Lokiego. W wodzie widział pole bitwy, swoje własne ciało oraz płaczących Petera i Pepper. No tak. Przed chwilą zginął...
- W tym jeziorze możesz zobaczyć to, co się dzieje wśród żywych. Wystarczy, że dotkniesz wody i pomyślisz o osobie lub miejscu, które chcesz zobaczyć. Spróbuj, jeśli chcesz.
Stark pochylił się i dotknął dłonią toni. Myśli skupił na jednej osobie. Morgan...
Po chwili w wodzie pojawił się obraz śpiącej dziewczynki. Leżała w swoim łóżku nieświadoma tego, co właśnie stało się z jej tatą i Tony poczuł, jakby przygniótł go wielki ciężar...
- Kiedy ona się dowie... - zaczął, ale nie był w stanie dokończyć.
- Będzie jej ciężko... - powiedziała Natasha, kładąc dłoń na ramieniu Starka - Ale niedługo znów się spotkacie. Tutaj czas płynie inaczej, nie odczuwamy go, chyba że akurat patrzymy w wodę. Nie wiem do końca, jak ci to wytłumaczyć.
- Rozumiem - mruknął mężczyzna, nie odrywając wzroku od jeziora. Pomyślał o Peterze, ale gdy tylko zobaczył tego twarz, zamknął oczy. Nie mógł patrzeć na jego rozpacz.
Przez chwilę siedział w ciszy, myśląc o tym, co teraz dzieje się w świecie żywych...
- Chcesz kogoś spotkać? - zapytała Romanoff - Mam na myśli... Kogoś, kto odszedł wcześniej.
Tony spojrzał przed siebie szeroko otwartymi oczami. Nie pomyślał, że jest taka możliwość, a to przecież było oczywiste. Znajdowali się w końcu w Zaświatach, więc musieli być tu inni zmarli. W tym także jego rodzice...
- Ty już chyba wiesz - zwrócił się do Natashy, a ona w odpowiedzi pokiwała głową.
- To chodźmy. Pewnie są u siebie.
Podała Tony'emu rękę, pomagając mu wstać i poprowadziła go przez polanę, a następnie kilkoma leśnymi ścieżkami. Pietro, Vision i Loki zostali nad jeziorem czując, że nie powinni teraz przeszkadzać. Zamiast tego śledzili kolejne wydarzenia w świecie żywych i rozmawiali, jakby znali się i lubili od zawsze.
Tymczasem Natasha i Tony wyszli z lasu i znaleźli się w miejscu wyglądającym jak małe miasteczko. Wzdłuż ulic ciągnęły się rzędy domków z ogrodami, ludzie spacerowali lub siadali na ławkach i rozmawiali. Nigdzie nie było widać żadnych samochodów. Zamiast tego na środku ulicy bawiły się dzieci. Rysowały coś kredą, grały w piłkę lub jeździły na rowerach albo deskorolkach.
- Natasha? Dlaczego nigdzie nie ma samochodów? - zapytał Stark, któremu nie dawało to spokoju.
- Bo nie są potrzebne - odpowiedziała Romanoff - wszędzie można dojść na pieszo. Tutaj się nie męczymy. I to nieprawda, że ich nie ma, po prostu w tej okolicy nikt ich nie używa. Dalej jest centrum, tam jeżdżą samochody.
- Centrum?
- No tak. Zaświaty wyglądają trochę jak świat żywych. Ogromne miasta, małe wioski... Każdy żyje gdzie mu się podoba, tylko o wiele łatwiej jest się przemieszczać. Ja na przykład mieszkam tam - wskazała na mały, skromny domek niedaleko - a Pietro trochę bliżej centrum. Rozrywkowy chłopak. Nie ma też pieniędzy, wszystko jest za darmo. Istnieją sklepy i restauracje, ale w nich nie płacisz. Ci, którzy są tu dłużej już nie pamiętają, czym są pieniądze. Możesz brać co chcesz. I tak, mają Burger Kinga.
Tony'emu aż zaświeciły się oczy. Tasha zaśmiała się.
- Dobra, rozumiem. Ale po co sklepy, skoro wszystko za darmo?
Kobieta wzruszyła ramionami.
- Chodzenie po sklepach jest całkiem fajne, zwłaszcza, gdy zawsze znajdujesz to, czego chcesz. Jedzenie, ubrania, książki... Zawsze wszystko jest, pasuje... Takie "zakupy" stają się wręcz przyjemne, zwłaszcza dla dziewczyn. Wiele z nas ma we krwi uwielbienie do galerii handlowych. Ja w sumie też...
- Mhm... A coś jeszcze? Baseny, kina?
Natasha skinęła głową.
- W kinach grają co tylko chcesz i kiedy chcesz. Są wielkie baseny, skateparki, siłownie, kluby, dyskoteki... Kilka razy nawet byłam potańczyć. Młody mnie zaciągnął. Dużo się zmieniło, nigdy nie lubiłam wychodzić do ludzi, a tu proszę. Zakupy, imprezy... Nadal wolę ciszę i spokój, ale przynajmniej już nie boję się wyjść z domu.
Tony zauważył jeszcze jedną zmianę, o której nic nie powiedział. Natasha była wyjątkowo wygadana jak na siebie. Zazwyczaj nie mówiła więcej, niż to konieczne, ale tutaj jak dotąd usta jej się nie zamykały... I to chyba dobrze.
- No, już jesteśmy. Tutaj mieszkają... Wejść z tobą, czy wolisz iść sam? - zapytała, choć dobrze wiedziała, jaka będzie odpowiedź.
- Pójdę sam.
Tak też zrobił. Po przekroczeniu furtki (oczywiście otwartej, bo tutaj nikomu by nie przyszło do głowy się do kogoś włamać) usłyszał znajomy głos, dochodzący zapewne z ogródka za domem. Nie zastanawiając się, poszedł w tamtym kierunku i ujrzał to, czego właściwie już się spodziewał...
Siedzieli na krzesłach, Maria piła sok, a Howard opowiadał o czymś z ożywieniem. Oboje wyglądali dokładnie tak, jak zapamiętał ich Tony, ale wydawali się trochę młodsi i zdrowsi... Śmiali się i wydawali się naprawdę szczęśliwi. Tony nie do końca wiedział, jak się zachować, zwłaszcza przy ojcu, ale tęsknota była silniejsza niż cokolwiek innego, więc podszedł bliżej.
- Mamo... Tato... - powiedział łamiącym się głosem, zwracając na siebie uwagę rodziców. Gdy go zobaczyli nie wydawali się zaskoczeni, a jedynie szczęśliwi. Pierwsza z miejsca zerwała się Maria. Podeszła do syna i pogłaskała go po policzku, a chwilę później trzymała go już w matczynych objęciach. Minęła dłuższa chwila, zanim puściła Tony'ego, patrząc wymownie na swojego męża. Tym razem jednak Anthony sam rzucił się w ramiona ojca...
- Cześć, synek... - odezwał się wzruszony Howard, z trudem powstrzymując łzy szczęścia.
- Cześć, tato... Wiesz co? Kocham cię. Naprawdę jesteś i zawsze byłeś dobrym ojcem.
Gdy tylko to powiedział, poczuł, jakby kamień spadł mu z serca. Męczyło go to przez tyle lat...
- A ty dobrym synem - odpowiedział mężczyzna i poklepał Tony'ego po plecach. Zaprowadził go do stołu i kazał usiąść na krześle pomiędzy nim a Marią.
- Ojcem i mężem też byłeś świetnym. Szkoda, że nie było nam dane poznać Pepper i Morgan...
Rozmawiali dość długo, ciesząc się po prostu swoim towarzystwem i nadrabiając stracone lata, a potem Maria zaproponowała wspólną wycieczkę nad jezioro, żeby zobaczyć, co się dzieje wśród żywych.
Na miejscu spotkali Natashę, Pietro, Lokiego i Visiona rozmawiających z kobietą, której Tony nie znał...
- Maria, Howard! - ucieszyła się na ich widok - Miło was widzieć. Spodziewałam się, że przyjdziecie.
Następnie zwróciła się do Tony'ego.
- Pewnie mnie nie poznajesz, choć może widziałeś mnie na jakimś zdjęciu... Margaret Carter, ale mów mi Peggy.
Do Tony'ego dopiero w tej chwili wszystko dotarło. Oczywiście, że kojarzył Peggy Carter. Jedna rzecz mu się tylko nie zgadzała. O ile pamiętał, Margaret umarła w podeszłym wieku, a kobieta przed nim zdawała się nie mieć nawet czterdziestu lat. Później jednak zdał sobie sprawę, że jego rodzice też jakby odmłodnieli. Może w Zaświatach nie ma czegoś takiego, jak starość...
Wszyscy razem usiedli nad wodą, przyglądając się temu, co dzieje się w świecie żywych. Było już po bitwie. Clint właśnie spotkał się z rodziną, Pepper mówiła Morgan smutną prawdę, Peter płakał w ramię cioci May...
Przyglądali się po kolei każdemu znajomemu z drużyny, aż w końcu Tony pomyślał o Stevie Rogersie. Od razu w jeziorze ukazał się obraz mężczyzny przytulającego mocno długowłosego bruneta...
- Czyżby nasz kapitan? - zapytała z uśmiechem Peggy - Nie zmienił się za bardzo przez te wszystkie lata. Nie sądzisz, Howard?
- Masz rację, wygląda prawie tak samo, jak wcześniej. A ten drugi?
Jak na zawołanie mężczyźni odsunęli się trochę od siebie i wszyscy mogli zobaczyć twarz bruneta.
- Barnes - wysyczał przez zaciśnięte zęby Tony, ale, ku jego zdumieniu, nikt inny nie wydawał się być tak wrogo nastawiony. Peggy lekko się uśmiechała, podobnie Howard...
- Sierżant Barnes... Pamiętam go z czasów wojny, to był bardzo dobry chłopak. Dopóki Hydra go tak nie skrzywdziła... Szkoda człowieka. Nie mamy do niego żalu przez to, co się stało. Nie był sobą. Ty też powinieneś spróbować to zrozumieć, Tony.
I chyba te słowa zadziałały lepiej, niż cokolwiek innego, bo Tony poczuł, że jego gniew powoli ustępuje... Skinął tylko głową i postanowił, że spróbuje wybaczyć Barnesowi, skoro nawet Howard i Maria to zrobili.
Siedzieli tak wszyscy razem jeszcze bardzo długi czas. Nigdzie im się nie śpieszyło. Wiedzieli, że teraz mają całą wieczność przed sobą...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top