☆7☆

"𝑺𝒕𝒐𝒑 𝒎𝒆𝒔𝒔𝒊𝒏𝒈 𝒘𝒊𝒕𝒉 𝒎𝒆"
Lᴏᴋʏʀɪᴇ ➪ Pᴏsᴛ Rᴀɢɴᴀʀᴏᴋ

Loki wiedział, że, po zniszczeniu Asgardu i zgromadzeniu ludności na statku kosmicznym, będzie trzeba zrobić jeszcze wiele innych rzeczy, aby zapanował względny spokój. Należało uspokoić ludzi i opatrzyć rannych, ustalić, dokąd teraz się udać i znaleźć tam tymczasowy dom dla Asgardczyków, a później zacząć myśleć nad budowaniem dla nich prawdziwego domu, a Laufeyson, jako książę Asgardu, powinien brać w tym wszystkim udział. Tylko czy on kiedykolwiek robił to, co powinien? Przecież Heimdall zajmował się mieszkańcami, a sprawy organizacyjne leżały w interesie Thora, który wydawał się intensywnie nad czymś rozmyślać przez ostatnią godzinę, aż w końcu poszedł zasięgnąć rady strażnika. Valkyrie i Banner pomagali w opatrywaniu rannych, słuchając w międzyczasie opowiadanych przez nich historii, a Loki... Siedział obok i się nudził. Nie, żeby nie mógł pomóc, po prostu nie pociągały go takie obowiązki, więc, dopóki nikt nic od niego nie wymagał, teoretycznie nie miał nic do roboty.

Oczywiste było, że po pewnym czasie Laufeyson zacznie szukać sobie jakiejś rozrywki. Na początku zamierzał zamienić się w węża i dźgnąć Thora, ale po namyśle stwierdził, że głupio tak po prostu dźgnąć nowego króla, a Loki przecież nie jest idiotą. Bannera nie chciał denerwować, bo chyba nikomu nie uśmiechała się perspektywa Hulka szalejącego na statku pełnym ludzi. Mógł spróbować nabrać Heimdalla... Byłoby to spore wyzwanie, a Laufeyson lubił wystawiać na próbę własne możliwości, ale ostatecznie odpuścił. Strażnik był zbyt zajęty, żeby w ogóle zwrócić na niego uwagę. Została więc jeszcze jedna osoba, z którą mógłby się podrażnić...

Valkyrie akurat zrobiła sobie małą przerwę i zmęczona usiadła na podłodze w kącie, popijając wodę. Wyjątkowo nie zamierzała sięgać po alkohol, przynajmniej dopóki nie znajdą bezpiecznej przystani. Wiedziała, że może być potrzebna. Dzięki temu, że była zupełnie trzeźwa i nic jej nie otępiało, zdołała dostrzec ruch po swojej prawej stronie. Coś czołgało się po ziemi... Coś małego, zielonego i bardzo szybkiego. Brunnhilde nie musiała nawet się zastanawiać, co to takiego.

– Wiem, że to ty, Jeleniu. I uprzedzam, że jeśli pojawisz się przede mną i mnie dźgniesz, to skończysz ze sztyletem w oku.

Odpowiedziało jej ciche syczenie, które pozornie brzmiało jak odgłosy wydawane przez węża, ale, gdyby się dobrze wsłuchać, można było w nim rozróżnić coś, co przypominało dochodzący z oddali złośliwy śmiech. Valkyrie westchnęła i rozejrzała się wokół. Po chwili wąż znów pojawił się tuż obok, ale, zanim zdążyła go złapać, po prostu zniknął, jakby rozpłynął się w powietrzu. Sytuacja powtórzyła się jeszcze raz czy dwa, a później Loki prawdopodobnie uznał, że musi sobie urozmaicić denerwowanie kobiety i kilka razy podpełznął bardzo blisko i polizał ją po dłoni. Znikał za każdym razem, gdy Brunnhilde była pewna, że zaraz go złapie. Trudno się dziwić, że po kilku minutach takiej zabawy, kobieta miała dość.

– Przestań ze mną zadzierać! – krzyknęła w końcu wstając, odruchowo dobywając sztyletu i szukając wzrokiem węża.

– Bo co? – odpowiedział jej męski głos, który bardzo dobrze znała. Uśmiechnęła się i spojrzała na Lokiego, który stał już przed nią w swojej ludzkiej postaci. Teraz szanse były wyrównane...

– Chcesz się przekonać, Lacky?

Wiedziała, że w ten sposób go sprowokuje. I rzeczywiście, twarz boga kłamstw wyrażała irytację i ciekawość, ale nie wściekłość. Chwycił nóż, który nosił przy sobie i spojrzał na Valkyrie, jakby chciał rzucić jej wyzwanie.

– Jestem Loki.

Bez ostrzeżenia rzucił się na kobietę i pchnął ją nożem. Na szczęście nie dość szybko. Tym razem wiedział, że ma do czynienia z Walkirią i był przygotowany na wyrównany pojedynek. Może dlatego trwał on trochę dłużej niż parę sekund, ale wynik był oczywisty. Laufeyson co prawda nie skończył ze sztyletem w oku, ale z ostrzem przyłożonym do gardła. Mimo, że został pokonany, wyglądał na zadowolonego...

– Wiesz co? – odezwał się, odsuwając palcem nóż, który Valkyrie wciąż trzymała blisko jego szyi i odsuwając się od niej nieco – Może nawet jesteś całkiem akceptowalna...

– To komplement...? – zapytała nieco zdezorientowana Brunnhilde, a Loki uśmiechnął się tajemniczo.

– Traktuj to jak chcesz.

A potem odwrócił się na pięcie i odszedł, zostawiając kobietę samą. Zanim wróciła do swoich zajęć, przeszło jej przez myśl, że Loki (czy też Lacky), mimo, że bywa irytujący i złośliwy, również może być całkiem akceptowalny...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top